Trekking w Górach Przeklętych w Albanii pozwala uciec od cywilizacji. Podczas całego dnia trekkingu na Maja Rosit spotkałem chyba 7 osób. A kolejne dwie widziałem gdzieś w oddali. W górach w Albanii króluje przyroda i spokój, ale co może zaskakujące, szlaki są dobrze oznaczone!
Rano była świetna pogoda! Cel na dziś Maja e-Rosit, 2522 metry nad poziomem morza. Znów najpierw do Quku Valbone, potem przez wieś, przed szkołą w prawo, przez rzekę, obok szkaradnie zielonego domu i oto można zagłębić się w dziką, czystą przyrodę Albanii. Tylko ja i ona. Oko w oko. Rześki poranek osładzany śpiewem ptaków i dźwiękiem osuwających się spod butów kamieni. Gęsto usytuowane czerwone znaki tuż obok szlaku wskazują, że jestem we właściwym miejscu. Właściwie do samego końca, aż na szczyt znaczki prowadzą jak po sznurku.
Trekking w Górach Przeklętych w Albanii
Przede mną marsz w cieniu drzew, wśród mchu i paproci, po czytelnym szlaku. Szlaku, na którym jestem sam, nie licząc pewnej przygarbionej, tutejszej starowinki, która powoli, ale konsekwentnie wspinała się po zboczu stromej łąki. Jeszcze tylko kawałek po brzegu i białych kamieniach małego strumyka i jestem w małej wiosce. Ułożone w specyficzne stogi, suszy się siano, pole warzyw strzeżone jest przez własnoręcznie zrobiony płot. Gdzieś dalej, uwiązane pasą się dwa konie. Nie wiem, kiedy ostatnio w Polsce widziałem konie na łące czy w zagrodzie. A nad całą doliną niepodzielnie panują magiczne i majestatyczne Góry Przeklęte z bielą pod szczytami. Ale to nie jest śnieg, to drobne, białe kamyki. Dookoła tylko biel szczytów, szarość skał i zieleń łąk. Jeśli miałbym ochotę, tu mogę uzupełnić zapasy wody. Jest wszystko, czego potrzebuję.
Czas nagli, bo do szczytu wciąż daleko, do szczytu Maja Rosit, z którego chcę spojrzeć na Dolinę Valbony. Nagle zwalniam kroku z niedowierzaniem, bo okazuje się, że przede mną, na łące z przepięknym widokiem na góry siedzi człowiek i czyta książkę. Nie wiem, czy w takich warunkach byłbym w stanie skupić się na tym, co czytam. Tu jest tak pięknie, że wzrok sam chce chłonąć te widoki, on jednak czyta, pewnie już się napatrzył. Zapewne tak jest, bo mówi, że mieszka w tej osadzie, którą przed chwilą minąłem, siedzi tu już kilka dni i po prostu cieszy się przyrodą. A jest czym się napawać.
Kończy się delikatne podejście, teraz zaczyna się stromy odcinek. Metr za metrem, w cieniu drzew, przez pola paproci, skrajem lasu, przez górskie łąki pnę się powoli do góry. Słońce zaczyna powoli chować się za chmurami, to dobrze, lepiej się chodzi, kiedy nie jest tak gorąco. Robię postoje, bo i owszem można przez Góry Przeklęte gnać jak wicher, byle wyżej i zaliczać miejsca, ale ja do Albanii przyjechałem po to, by cieszyć się nieskażoną jeszcze przyrodą, a nie robić wyścigi. Jeśli chodzicie po górach, wiecie jak dobrze smakuje kromka suchego chleba zabrana ze śniadania i popijana coca-colą. 🙂
Czysty cukier, którego tak domaga się organizm. Wszyscy mają coś dla siebie, organizm paliwo, a ja cudny widok górskich łąk przechodzących w surowe szczyty. Za to kocham góry. Wszystkie! I Albańskie Alpy nie są wyjątkiem, radość mam tym większą, że dawno nie chodziłem po tak pięknych okolicach. Kiedy w czerwcu chciałem pochodzić po Tatrach na Słowacji właśnie załamała się pogoda :/ Teraz sobie odbijam.
Trekking na Maja Rosit
Coraz wyżej, skończyła się już linia drzew, zaczynają się górskie krzaki i łąki. Na jednaj z nich stoi coś, co od biedy można uznać za nie tyle schronisko, co górski punkt zaopatrzenia. Mieszkająca tu para staruszków sprzedaje słodkie napoje, colę i jakieś ciastka. Obok można rozbić namiot. Jeden właśnie stoi. Okazuje się tylko, że dawno nie padało i górski potok, z którego gumowym wężem dostarczana jest woda, nie płynie. Nie mam zatem możliwości uzupełnienia wody w butelce. Odmawiam grzecznie kupna piwa, bo w górach nigdy nie piję alkoholu i idę dalej. Jest coraz później, a do szczytu jeszcze daleko.
Słońce gdzieś się schowało, wiatr się wzmaga i gdyby nie windstoper, byłoby chłodno. Idę. Podejścia są coraz bardziej strome, coraz więcej trawersów, ale można też podziwiać mikroprzyrodę. W zacisznych zagłębieniach uwijają się motyle przeskakujące z kwiatka na kwiatek, pomagają im brzęczące, większe zapylacze. Ze ścieżki uciekł mi szybko jakiś wąż, zaskoczony moim pojawieniem się nie mniej, niż ja jego obecnością.
Dochodzę do kluczowego miejsca. Z niego można zejść w kierunku Czarnogóry, ale można też wejść na Maja e-Rosit. Wystarczy tylko pokonać bardzo strome podejście, a potem to już będzie łatwizna. Zaskoczeniem są dla mnie trzy wielkie turystyczne plecaki, zostawione tu samopas. Rozglądam się i szukam ich właścicieli. Dopiero po dłuższej chwili ich namierzam, kiedy słyszę z góry odległe głosy. Trzy małe kolorowe postacie schodzą właśnie z góry w moim kierunku, a ja wyruszam im naprzeciw.
To Bułgarzy, którzy jak się okazuje schodzą w kierunku Czarnogóry. Długa droga przed nimi, a plecaki nie przyspieszą marszu. Rozsądnie zostawili je, a szczyt postanowili zdobywać bez obciążenia. Mądrze i cwanie!!! Rozsądnie, bo na tym szlaku prawie nie ma ludzi. Oni byli tak samo zdziwieni moją obecnością, jak ja ich. Tu nikt nie okradnie, bo złodziejom nie chce się męczyć i wchodzić tak wysoko. Zresztą po co? Po śmierdzące, zużyte skarpetki i stosy niewypranych majtek i koszulek? 😉
Burza w Górach Przeklętych
I wszystko byłoby idealnie, bo pokonałem już strome podejście, pot leje mi się po plecach, oddech powoli się wyrównuje. Szczyt jest w zasięgu wzroku. To może 500 metrów! Najpierw w lewo, potem szczytem grani w prawo i będę na miejscu. Na twarzy gości uśmiech tryumfu, który po chwili zamienia się w grymas strachu i małego przerażenia. Oto z oddali słyszę wyraźny odgłos grzmotu. Przetacza się jeszcze cichy, ale wyraźny, doniosły na tle idealnej ciszy, która panuje na tej wysokości. Cisza przed burzą nabiera nowego znaczenia. Nigdy jeszcze nie złapała mnie w górach burza.
Szybko myślę co robić. Mogę być ryzykantem i chojrakiem. Mogę spróbować dobiec do szczytu, przecież już nie jest stromo, to zajmie kilka minut. Ale rozsądek bierze górę. Z górami nie ma żartów i nie ma nic bardziej głupiego, niż dać się złapać burzy będąc na szczycie góry. Podejmuję decyzję, że nie będę ryzykował, zaczynam wyścig z czasem. Chcę zejść tak nisko, jak się tylko da i znaleźć jakieś schronienie. Zminimalizować ryzyko trafienia przez pioruny, które za kilka, kilkanaście minut będą waliły w „mój” i okoliczne szczyty.
Po górach nie należy biegać, ale serio przebieram nogami tak szybko, jak to tylko możliwe, strach dodaje nadzwyczajnej lotności. Schodząc z Maja e-Rosit przypominam sobie wszystkie zagłębienia, które mijałem po drodze i w których ewentualnie mógłbym się ukryć. Nagle dostrzegam obok siebie głęboką półkę skalną. Taką, pod którą można wpełznąć i skryć się w całości, tu nawet zacinający deszcz nie powinien mnie zmoczyć. Biorę zatem kije trekkingowe i walę w skały, upewniając się, że żaden wąż nie postanowił schować się tu przed burzą tak jak i ja. Wpełzam pod półkę i czekam.
Po 10 minutach dookoła mnie jest ściana deszczu, chmury zaciągają cały horyzont i chwilami nie widzę wiele. I tak jak się spodziewałem, pioruny walą co chwila w okoliczne szczyty, od błysku do grzmotu nie upływa wiele czasu. W pamięci liczę ile to metrów ode mnie i jestem szczęśliwy, że udało mi się znaleźć schronienie. Chodziłem już mnóstwo razy po różnych górach, ale burza z deszczem złapała mnie pierwszy raz dopiero tu, w Albanii.
Góry Przeklęte, teraz o wiele bardziej rozumiem tę nazwę. Ostatni raz uciekałem przed burzą śnieżną, kiedy byłem w Nepalu i szedłem do Pierwszej Bazy Annapurny (Annapurna Base Camp). Wtedy też grzmoty i świadomość, że jestem ostatnią osobą, która tu dzisiejszego dnia idzie, przydała mi nadzwyczajnej energii. Tym razem było podobnie.
Jeszcze chwilę myślę, czy atakować szczyt ponownie, czy jednak zacząć schodzenie. Wybieram drugą opcję, bo wolę nie ryzykować wspinaczki po śliskich kamieniach. Chmury powoli się rozwiewają. Za ponad godzinę wyjdzie nawet słońce. Wysokie góry milczą, słyszę tylko swój oddech i kroki. Osiągam linię lasu, gdzie spotykam jakąś parę. Pytają mnie o to, ile jest do tej chatki krytej blachą, w której chciałem uzupełnić wodę. Rozmawiamy i od słowa do słowa dowiaduję się, że chcieli iść wyżej, ale ta burza ich zniechęciła. Patrzą na mnie troszkę inaczej, kiedy dowiadują się, że podczas burzy byłem prawie na szczycie.
A potem wyszło słońce i znów było tak pięknie, że strach sprzed kilku godzin ustąpił miejsca zachwytowi.
Góry Przeklęte! Wrócę do was jeszcze, bo Dolina Valbony jest przepiękna i tyle tu jeszcze szlaków do obejrzenia. Nie tylko szlak do Theth, którym będę szedł jutro i który jest już jednak dość turystyczny. Jutro okaże się, że spotkam na nim może nawet ponad 50 osób. Ale niewiele więcej…
6 komentarzy
Ale fajnie: szukam tras w Albanii, i kto mi wyskakuje? Osmól! Czad. To teraz prośba do kolegi: wyobraź sobie, że idziesz na ten trekking z trojgiem dzieci, z których najmłodszy ma niespełna 5 lat. Nadadzą się?
Zobacz, jaki ten świat jest mały 🙂
I wybacz, że z opóźnieniem odpowiadam, ale przydybałaś mnie na urlopie.
Jednak ad rem: W sumie to zależy skąd będziesz szła i dokąd. To co bym doradzał, to Dolinę Valbony i tam pokręcić się po okolicy.
Zresztą, aby dotrzeć do Valbony, polecam przepłynąć po jeziorze Koman, to też fajna atrakcja.
A już jak będziecie w Valbona Quender, to tam są mapki ze szlakami. Jak wchodziłem na Maja e Rosit, to początek był naprawdę przyjemny i z dzieckiem pewnie da radę. Szlak nie wiedzie pionowo, ale delikatnie się wspina.
Zatem… ja bym spróbował. Chociaż dzieci nie mam, zatem trudno mi obiektywnie ocenić 😀
Świetny artykuł i piękne widoki 😉
Szukałem inspiracji na mój urlop i znalazłem twój artykuł. Mam pytanie, jaki to miesiąc?
Myślisz, że przełom czerwca-lipca to dobry termin na trekking w Albanii, czy może być za gorąco?
Zdjęcia i opis szlaku w Górach Przeklętych są z końcówki sierpnia.
Było gorąco, przyznaję. Ale dało się żyć, jeśli tylko miało się przy sobie wodę. Dodatkowo burza schłodziła okolicę, ale burzy Ci nie życzę 🙂
Cóż, ja bym jechał, bo gorąco czy nie, to jest raczej pusto na szlakach, a widoki zapierają dech.
Cześć, Planujemy urlop w Albanii i w Czarnogórze w sierpniu. Lecimy do Podgoricy. Jednym z punktów są Góry Przeklęte od strony Albanii:
1 dzień: dotarcie do Doliny Valbony przez Jezioro Koman,
2 dzień: treking na Maja Rosit i
3 dzień przełęcz w drodze do Theth.
Ale chyba z przełęczy zawrócimy, spędzimy trzecią noc w Valbony aby czwartego dnia wrócić przez Jezioro Koman. Czy taki plan jest ok? Czy wracać przez Jezioro Koman czy lepiej iść z plecakami do Theth i wracać z Theth Czy warto coś jeszcze zrobić w Dolinie Valbony, jakiś inny treking? Czy byłeś w Górach Przeklętych od strony Czarnogóry? Będę wdzięczna za kilka słów od Ciebie.
Cześć,
Plan, który opisałeś, to w zasadzie to, co ja zrobiłem, zatem mogę się pod tym tylko podpisać, bo widokowo będzie przepięknie. I aż zazdroszczę 🙂
Jeśli pytasz o moje zdanie, to ja bym nie wracał w kierunku jeziora, by przepłynąć je jeszcze raz, tylko tak jak napisałeś, przeszedł przełęczą z Valbony do Theth.
Zawsze to jeden dzień więcej w górach.
W samej Valbonie masz kilka szlaków do wyboru, a którym szlakiem iść, zobaczysz już w samej Valbonie na tablicach informacyjnych.
Przynajmniej kiedy ja byłem stało ich kilka z doskonałym rozrysowaniem gdzie można się wybrać.
Zatem ja zostałbym w Valbonie o jeden dzień dłużej i poszedł gdzieś w górę, na szlak <3
Co do pytania o góry od strony Czarnogóry: Niestety w tej części nie byłem, zatem nie umiem się wypowiedzieć.
Wybacz, nie chcę opowiadać bajek, jeśli nie mogę wziąć za nie odpowiedzialności.