Podobno Krzemieniec jest jednym z najczęściej odwiedzanych przez Polaków miast Ukrainy. Podobno, bo ja nie widziałem ani jednego przybysza z Polski. Ale może to z powodu rozruchów na wschodzie. Mam nadzieję, że jednak rodacy do Krzemieńca wrócą, bo duch świetności dawnych dni wciąż gdzieś się snuje. Chociaż być może to duch Słowackiego, który w Krzemieńcu się urodził?
Coś w Krzemieńcu wisi w powietrzu. Może tu poczucie braku nadziei na lepsze jutro. A może to wyczekiwanie? Wyczekiwanie, że znów w Krzemieńcu będzie jak kiedyś, że zdarzy się coś, co przywróci miastu dawny blask?
Życie Krzemieńca toczy się wzdłuż głównej drogi, przy której znajdują się zarówno główne atrakcje turystyczne, ale też punkty usługowe, przydatne dla mieszkańców. Tu do późna w noc otwarte są knajpki, tu są urzędy, banki i kościoły, a wzdłuż całej miejscowości jeździ łączący jej krańce autobus. Podobno cała miejscowość ma 8 km. długości. Życie jednak toczy się głównie przy przecinającej Krzemieniec drodze i tylko do popołudnia. Wystarczy skręcić w boczną uliczkę i znajdziemy się w miejscu, gdzie czas płynie wolniej.
Będzie to zapewne miejsce nawiązujące do dawnej świetności, jakiś dom zatopiony w kwitnącym sadzie albo kamieniczka wyraźnie z innej epoki. Jest tu klimat powolnie płynącego czasu. Chociaż są miejsca, gdzie czas zatrzymał się na zawsze, bo też jest w Krzemieńcu kilka cmentarzy. Warto na nie zajść i wnikliwie obejrzeć, szczególnie warto iść na cmentarz Tunicki, gdzie pochowano matkę Juliusza Słowackiego, a której nagrobek odnowiono nakładami ambasady Polski. Dzięki temu nie podzielił on losu wielu innych, na których czas zatarł już litery mające przypominać zmarłych.
Ale spacerując po alejkach wciąż natknąć się można na piękny kamienny pomnik z polskimi literami. Teraz to często tylko piękne nagrobki. Ale chodząc po nekropolii i szukając śladów polskości, zobaczymy też i takie miejsca, gdzie groby celowo zdewastowano. Przede wszystkim, by zatrzeć pamięć o Polakach. Historia wojenna i rzezi Polaków w okolicy do dziś dnia budzi wzajemne animozje. I trudno się dziwić, bo to, co UPA robiła pod osłoną nocy, będąc Polakiem raczej trudno zapomnieć. Tym boleśniej przechodzi się obok pomnika Stefana Bandery, który na Ukrainie otoczony jest wielką estymą, podczas gdy w polskiej historii to najzwyczajniejszy zbrodniarz. I niestety dość smutne myśli targają człowiekiem, w momencie kiedy przechadza się np. ulicą Bohaterów UPA.
Mniej spektakularnie będzie, jeśli odwiedzając Krzemieniec, udamy się na tzw. polski cmentarz. Tu na wzgórzu powita nas majestatyczna kaplica, a nagrobki zatopione są w zieleni traw, stoją w cieniu drzew. Ale nie są opuszczone, widać, że nieliczna Polonia wciąż o nie dba.
Będąc w Krzemieńcu nie sposób nie zwrócić uwagi na jeszcze jeden zabytek. W samym centrum miasta naszą uwagę przykuje klasztor i kościół Jezuitów, który obecnie zamieniony jest na cerkiew. Piękny kompleks w którym do kościoła z przylegają mury klasztoru oraz Liceum Krzemienieckiego. Całość pięknie prezentuje się, kiedy patrzymy na nią z góry Bony, gdzie zobaczymy także ruiny zamku (bilet wstępu 5 hrywien). Na dominującą nad miastem górę (zwaną górą Bony) warto się wspiąć, bo droga nie jest jest męcząca, a z wysokości nie będziemy dokładnie widzieli pomnika upamiętniającego bohaterów II wojny światowej. Niestety ów pomnik jest klasycznym socrealistycznym szkaradzieństwem. Jakiś betonowy sołdat z wyciągniętym karabinem boleśnie odcina się na finezyjnej, zabytkowej bryle kościoła. Chociaż w sumie może to i lepiej, że to pomnik żołnierza? Zawsze mogli postawić na piedestale ogromny czołg.
Ale widać, że to miejsce przed klasztorem Jezuitów wciąż jest istotne dla mieszkańców Krzemieńca, bo przed czystymi płytami z nazwiskami poległych leżą kwiaty, a okolica jest zadbana. Co ciekawe: przy sowieckiej gwieździe wciąż leżą świeże wieńce. Najwidoczniej Wielka Wojna Ojczyźniana wciąż jest obecna w umysłach części mieszkańców.
Liceum Krzemienieckie
Wszystko co najlepsze wydaje się, że w Krzemieńcu już było. Były wzloty, były upadki, po których miasto znów się podnosiło. I jest chwila obecna, w której miasto jest cieniem swej przeszłości. Ma do czego tęsknić ten, kto chciałby to miasto widzieć ponownie wielkie. Dawniej Krzemieniec był głównym centrum kulturalnym Kresów, Jak magnes przyciągało elitę intelektualną z bliższych i dużo dalszych okolic. Magnesem okazało się tutejsze Gimnazjum Wołyńskie, które zaczęło działać w 1805 roku. Jednak wysoki poziom nauczania spowodował, że już w roku 1819 Gimnazjum Wołyńskie zmieniło nazwę na Liceum Krzemienieckie.
W tym czasie do miasta z ziem całej byłej Rzeczpospolitej ściągały tu rodziny z dziećmi, które posyłane były do tutejszego Liceum.
To z tego czasu po dziś dzień w Krzemieńcu zachowały się liczne dworki, które dla swoich potrzeb budowała szlachta. Niestety lata dobrobytu nie trwały długo, bo upadek powstania listopadowego pociągnął za sobą represje, a jedną z nich było zamknięcie tutejszego Liceum.
Ponowny blask nadał miastu Józef Piłsudski, który reaktywował Liceum Krzemienieckie i specjalnym dekretem objął patronat nad instytucją. Na jego polecenie szkoła została też rozbudowana o nowe skrzydło. Można się tylko domyślać, że miało to dużo wspólnego z córką, która uczęszczała do szkoły w Krzemieńcu. Nepotyzm? Być może, ale miastu wyszedł na pewno na dobre. Niestety nastał rok 1939, który stał się początkiem końca Liceum. Miasto zajęli Niemcy, którzy rozstrzelali część kadry profesorskiej. Reszty dzieła zniszczenia dopełnili Sowieci, którzy nie przywrócili miastu dawnej rangi akademickiej, a na ego bazie utworzyli uniwersytet w… Kijowie.
Muzeum Juliusza Słowackiego w Krzemieńcu
Euzebiusz Słowacki był wykładowcą w tutejszym gimnazjum stąd też Krzemieniec stał się miejscem urodzin przyszłego poety Juliusza Słowackiego. Młody Julek mieszkał tu tylko kilka lat, by następnie wraz z rodzicami wyjechać do Wilna. Szybko jednak powrócił do Krzemieńca, a to z powodu śmierci ojca, po której matka powróciła w znane jej strony. To tu Juliusz Słowacki zaczynał pobierać nauki, które skończył jednak w Wilnie. Do Krzemieńca wracał jednak wielokrotnie. Ostatni raz w 1831 po powstaniu listopadowym. Obecnie ślady Słowackiego możemy śledzić w poświęconym mu muzeum.
Skromny i zarazem piękny dworek zawiera kopie jego dzieł, a pokoje wypełnione są przedmiotami z epoki wieszcza. Zapewne odwiedzając to miejsce muzeum będziemy mieli tylko dla siebie, by w spokoju kontemplować kolejne eksponaty. Co ciekawe, będąc tu, już w pierwszej salce natknąłem się na panią, która nauczała języka polskiego pewną nastolatkę. Jak widać polskość wciąż ma się tu całkiem nieźle i chyba jest w cenie, skoro ktoś chce się uczyć tego języka. Warto udać się też do kościoła św. Stanisława, gdzie w jednej z naw zobaczymy pomnik Juliusza Słowackiego. Niestety w momencie kiedy ja odwiedzałem Krzemieniec, wejście do kościoła było zamknięte.
6 komentarzy
Bardzo ciekawy wpis.
Pragnę odszukać moich jednokaszników (jednoklasistów) z Technikum leśnictwa w Białokrynicy koło Krzemieńca z lat studiów 1955-1958 z osobami jak: Tokarewa AM,Miszczuk MH, Suchowiejewa Julia N, Iiśniewicz AB : są to nazwiska moich miłych przyjaciółek o nazwiskach panieńskich z czasów nauki w technikum Leśnictwa w Białokrynicy koło Krzemieńca w obł. Tarnopolskim Krzemieńca w obłaśTarnopolskeirl ,
Ja mam pytanie o dojazd do Krzemieńca z Lwowa. Czy są marszrutki? Jeśli tak, to z którego miejsca? A może są gdzieś wymienione w internecie?
No i ile z oryginału zachowało się wewnątrz tego kościoła jezuitów?
Panie Pawle, a ja miałem dzisiaj dość dziwną sytuację w tymże domu Juliusza Słowackiego. Otworzyła mi pani tam pracująca i na moje zapytanie czy możemy rozmawiać po polsku odpowiedziała mi, że nie możemy. I tak to w muzeum wielkiego polskiego poety, gdzie większość napisów była po polsku, a dodatkowo na stoliku leżały pliki folderów w j.polskim rozmawialiśmy po rosyjsku…. dziwne nie. Pozdrawiam serdecznie.
aaaa zapomniałem…. drzwi do kościoła św. Stanisława są dalej zamknięte ….
Cóż, muszę się zgodzić, że sytuacja jest z tych raczej dziwnych, bo w domu polskiego Wieszcza, język polski wydaje się naturalny.
Cóż, Polski tam już od dawna nie ma, zatem Ukraina buduje swoją narrację miejsc i kultury. Polskość zapewne coraz bardziej będzie zanikać.
A historia jest potężnym orężem w budowaniu państwowości.
Ale to takie w sumie już moje przemyślenie.
Bardzo dziękuję za komentarz.