Zawsze miałem słabość do bibliotek. Rozumiecie: cisza, skupienie i najlepsze pozycje na półkach. W Wilnie pewna Biblioteka sprawiła, że lektura pochłonęła mnie aż za bardzo. Ale od początku, bo trzeba Wam wiedzieć, że nie o książkach tu mowa lecz o tym, gdzie w Wilnie pójść na dobre piwo!
Właśnie wróciłem z kolejnego wyjazdu do Wilna, bo przecież odgrażałem się, że wrócę! I oto postanowiłem sprawdzić, co zmieniło się na piwnej mapie stolicy Litwy. Okazało się, że w dwa lata zmieniło się prawie wszystko! Jeszcze dwa lata temu w całym mieście były może cztery miejsca, gdzie można było napić się dobrego piwa. Tym razem okazało się, że piwna rewolucja ogarnęła także Wilno, a puby z craftowym piwem może nie są na każdym rogu, ale na pewno w promieniu 5-10 minut marszu znajdziecie lokal, w którym Wasze podniebienie ma szansę doznać przyjemności! Ale o tym kilka akapitów niżej, gdzie znajdziecie nowo lokale, bo te stare wciąż istnieją, tylko jakość już ie taka sama.
Piwna scena w Wilna dwa lata temu
Co ja poradzę, że jestem piwnym dewiantem i po prostu lubię się napić dobrego piwa? Że jeśli mam pić złe piwo, to wolę się nie napić tego trunku i kończy się na czymś innym jak np. tonic albo ów tonic z dodatkiem ginu. W Wilnie też miałem ochotę na spróbowanie jakiegoś dobrego lokalnego piwa. Trzeba było troszkę popytać w hostelu w którym spałem, troszkę rzucić okiem na turystyczną mapę, ale też i zerknąć na blogosferę, która w takich wypadkach jest nieoceniona.
Znalazłem dwa miejsca o jednej nazwie, które powinienem odwiedzić. Snekutis (Adres: Polocko g. 7A)/. Jeden lokal jest położony na Zarzeczu, czyli na tej słynnej artystycznej enklawie, a drugi adres jest gdzieś w centrum. Pomknąłem na Zarzecze. I tu bardzo przyjemna niespodzianka, bo lokal objawił się w ostatniej możliwej chwili, kiedy traciłem już nadzieję, że to tu, że ten adres będzie dobry. Wyrósł pod nogami nagle, po prawej stronie, rozsiadł się w niepozornej chacie. Na zewnątrz drewniane ławy rodem z przydrożnych wiat, a w środku w pełni wiejski wystrój. Wiejski bo i na ścianach wisiało wszelkie mydło i powidło, co tylko ze starych chałup powyciągać można, ale by dodać miejscu wielkoświatowego sznytu, nad barem wiszą banknoty z całego świata. Ot, klimat, który zawsze lubię, bo po prostu lubię podróżniczy świat.
Z marszu jednak przyszło zaskoczenie, bo za barem powitała mnie pustka… barman przyszedł po 5 minutach, zamachał rękoma, co pewnie miało oznaczać, że trzeba czekać, zatem czekałem. Czekałem ja i czekała cała ukonstytuowana w międzyczasie kolejka. A barman rozmawiał przez telefon, głośno emocjonalnie, jakby właśnie związek mu się sypał i usiłował go naprawić przez telefon. I po części miałem rację, bo posypał mu się, ale samochód i on telefonicznie usiłował jakiegoś majstra przekonać, że ten samochód trzeba naprawić.
Czy mu się udało czy nie, tego nie wiem, ale wiem, że jak przyszło do zamawiania piwa, okazało się, że krany są bardzo ciekawe i lokalne trunki są bardziej niż dobre, a spróbowałem sobie kilku piw, w tym ichniej IPA(y). Może na kolana nie powaliło mnie tak, jak milk stout o którym będzie za chwilę, ale na pewno było warto, po Svyturisie, na pewno była to miła odmiana. Ale nic nie może przecież wiecznie trwać, zatem po kilku degustacjach i miłej rozmowie z barmanem przy kolejnych zamówieniach wróciłem do hostelu, by następnego dnia z rana pojechać do Trok. W końcu to tylko kilkadziesiąt kilometrów od Wilna.
Troki okazały się być miejscem jak najbardziej wartym odwiedzenia, tylko że po intensywnym zwiedzaniu człowiek głodnieje i o tej 17 w sumie śniadanie można by było zjeść. I tu w sukurs przyszedł drugi lokal Snekitis’a. Pognałem tam, by coś zjeść ale też przetestować kolejny lokal. Ten bardziej przypomina skrzyżowanie restauracji II klasy z pubem. Piwa podobne jak w pierwszym i testowanym dzień wcześniej lokalu, w sumie nie ma czemu się dziwić, jeśli właściciel jest ten sam, za to jedzenie obrzydliwe. Były to najgorsze żeberka, jakie jadłem w życiu. Na szczęście tragiczny smak można było zapić solidną dawką dobrego piwa. Lekko rozluźniony bursztynowym napojem uznałem, że wrócę do hostelu, poleżę chwilę i pognam do Domu Piwa czyli po litewsku Alus Namai (adres: Alberto Goštauto g. 8).
Rzuciłem w hostelowym pokoju, że w sumie to ja bym się browara napił, ale ile można tego Sviturysa pić, że mam chęć na coś innego, że jakaś piwna knajpa by mi się przydała i idę nad rzekę do wspomnianego lokalu, ale może znają coś innego jeszcze. Moich dwóch przypadkowych współspaczy spojrzało na mnie jak na idiotę, wzrokiem który kazał mi odczytać niewypowiedziane „ale o co ci chłopie chodzi, piwo jest po to, by się nim nawalić”. Drążyłem jednak temat i głośno narzekałem, że ja się domagam piwa IPA, stouta, a jeszcze chętniej milk stouta, bo zawsze fajnie będzie spróbować lokalnego produktu takiego gatunku.
I wtedy nastąpiło objawienie: jeden z nich wyjął spod poduszki turystyczną mapkę i powiedział, żebym sobie poszukał, bo może coś tam napisali o knajpach. Jakieś było moje zdziwienie, kiedy wśród licznych rekomendowanych knajp znalazła się i perełka, która od razu przykuła moją uwagę: BIBLIOTEKA PIWA (adres: Trakų g. 4)! Biblioteka była opisana bardzo prosto jako miejsce, gdzie można się napić znakomitego piwa z lokalnych ale nie tylko lokalnych browarów. Czy trzeba jeszcze bardziej zachęcać? Na pewno nie! Na pewno nie mnie! Wprowadziłem adres w komórkę i kierowany mapką Google’a ruszyłem chyżo do celu. Faktycznie okazuje się, że Biblioteka jest obok prawdziwej biblioteki czyli tej, która jest obok biblioteki Adama Mickiewicza (czy jakoś w tym stylu).
Ale od początku. Najpierw pojawiły się schody, bo Biblioteka jest na piętrze, co może jest i dobrym rozwiązaniem, bo po wizycie dla niektórych zdecydowanie prościej będzie się stoczyć niż wejść po schodach, zatem może to i z sensem było. Już samo logo szklanki na piwo zbudowane z kreseczek udających kartki, daje nadzieję na coś ciekawego. I nie pomylimy się! Oto po otwarciu drzwi przed nami całkiem przestronna, bardzo klimatyczna sala i dopełniająca klimatu ściana z wystawą z piw! Piw na ścianie, piw na nalewakach i przed tym bar. Usiadłem przy barze i zapytałem o piwo, o ową jakże upragnioną IPA(ę?). Była, wypiłem i olśnienia nie doznałem. Przeszła bez rewelacji i poszła w zapomnienie.
Ale przy niej mogłem popodziwiać lokal. Pub Biblioteka (Alus Biblioteka) w Wilnie urządzony jest z klimatycznym smakiem, Widać, że lokal chce być pubem dla klasy średniej, może nawet wyższej klasy średniej. Przyćmione światło, ładny bar, czystość i schludność. Miejsce bardziej na romantyczne, klimatyczne randki niż krzykliwe biesiadowanie przy browarze. Klimat raczej do smakowania i cieszenia się miejscem, niż do dzikich zabaw. Całość idealnie dopełnia ściana z pólkami pełnymi książek. W tle leciał jazz. Rzekłbym, że klimatyczny raj! Jakbym miał taki pub w Warszawie obiecuję, że byłbym stałym gościem! 🙂 Najbardziej zaskakujące było jednak przede mną… Oto zjawiła się większa grupka znajomych, która rozglądając się po sali, zastanawiała się gdzie usiąść. na jej widok barman wyszedł zza baru, podszedł do nich, coś powiedział po litewski u podszedł do ściany z książkami.
I oto jak w bajce, jak w powieści szpiegowskiej szarpnął za półkę i ściana się rozstąpiła, książki ustąpiły miejsca drzwiom. Za opasłymi tomami znajduje się ukryta sala! Cóż, ten widok zaskoczył nie tylko mnie, ale też wszystkich innych bywalców tego wileńskiego pubu! A zaskoczenie trzeba uczcić i uczciłem je pytaniem, co tam dobrego mają na kranach. Okazało się że mają lokalnego milk stouta. Mają piwo, które rozpływa się na języku, piwo po które mogę uczestniczyć w pielgrzymkach. Widać, że piwna rewolucja dotarła też na Litwę. I dobrze! 🙂
A potem poznałem Austriaków z którymi wiodłem gorący i ożywiony spór, którego materią była piłka nożna, bo ten internacjonalistyczny sport przekracza granice i rzecz jasła łączy tak samo jak dzieli. Nietypowym było to, że usiłowaliśmy się przekonać, że to właśnie nasza, narodowa piłka nożna, a nie czyja inna piłka nożna jest gorsza i bardziej leży i kwiczy. Nie wiem, czy wygrałem, ale fakt, że od zdaje się 20 lat żadna polska drużyna nie była w fazie grupowej Ligi Mistrzów dał mi solidne fory w dyskusji 😉 No i mam zaproszenie gdzieś w okolice Salzburga!
I tego wieczora chciałem odwiedzić jeszcze jeden adres w Wilnie czyli wspomniany Dom Piwa, tuż obok rzeki. Niestety znakomity klimat Biblioteki Piwa spowodował, że zatrzymałem się na „czytaniu” kolejnych woluminów w tym miejscu. Ale… czy to nie dobry powód, by jeszcze do Wilna wrócić? Ja tak zrobię, bo też i Simple Express, który „odkryłem”, oferuje tak nieskończenie większy komfort niż trzodowozy Polskiego Busa, że grzechem jest nie skorzystać. Wygodne siedzenia, pasażerowie, którzy nie wyciągają żarcia od razu jak tylko autobus ruszy, a mówiąc szczerze nie wyciągają w ogóle… Nic tylko jechać. I odkrywać kolejne piwne adresy, a tych znam jeszcze kilka i muszę je koniecznie sprawdzić.
Piwna scena Wilna dziś
Po dwóch latach nieobecności w Wilnie kupiłem bilet w promocji naszego narodowego przewoźnika i udałem się do stolicy Litwy na przedłużony weekend. W planie miałem eksplorowanie miasta, ale także wieczorne wypady do lokalnych pubów, by sprawdzić, czy piwna rewolucja dotarła także do naszych północnych sąsiadów. Mówiąc w skrócie: Dotarła! I to jeszcze jak!
Oprócz tego dostaniecie dobre piwo pod tymi adresami:
Craft&Draft – prospekt Giedymina 5 bardzo blisko katedry
Nisha Craft Capital – L. Stuokos-Gucevičiaus g. 9
Špunka – Užupio g. 9-1 Zarzecze
BeerHouse & Craft Kitchen – Vokiečių g. 24
Pub Prohibicja – Arklių g. 6
4 komentarze
Czytałabym w takiej biblioteki! Byłabym pewnie nawet pilną czytelniczką i bywalczynią sumiennie oddające wszystkie wypożyczone książki 😀 Rewelacyjne miejsce!!!! a browary litewskie znamy od dawna i uwielbiamy. W Warszawie też da się znaleźć kilka (jeśli nie kilkanaście – ale nie jestem pewna) rodzajów.
Ale powiedzmy sobie wprost, te które znamy z Warszawy to raczej ich mainstream (niestety) prawdziwe perełki do nas nie dojeżdżają a szkoda, bo jest co próbować.
Widać, że piwna rewolucja trwa nie tylko w Polsce 🙂
Osmol…rozwijasz się…zachwyty nad stoutem- zaskoczyłeś mnie?
Milk stoutem, to niemalże jedyny rodzaj stouta, który bardzo lubię 🙂