Zastanawiałem się, co najbardziej utkwiło mi w pamięci z Szybenika. Czy to były kolejne twierdze, czy wąskie uliczki, czy też ratusz i jego arkady? I po przemyśleniu doszedłem do wniosku, że był to jednak ogród. Przyklasztorny ogród w pełnym rozkwicie. Bo wiosną wszystko co żywe i kolorowe pięknie wygląda. Tak po prostu. Był maj.
Na Szybenik miałem kilka godzin, bo z rana zwiedzałem rzucający na kolana, piękny Trogir, a tego samego dnia miałem zamiar wsiąść w autobus i nocą przejechać do Puli, czyli pokonać kilkaset kilometrów. Pozostawało kilka godzin do zagospodarowania. I ten czas jest wystarczający, by docenić miasteczko.
Szybenik twierdzami stoi
Szybenik był kiedyś ważnym miastem i niech o tym świadczą chociażby trzy twierdze, które górują nad miastem. Pewnie ciekawie byłoby prześledzić, dlaczego powstało ich aż tyle, ale niech to zagadnienie zgłębiają historycy. Ja oceniam a czasami nawet podziwiam efekt prac dawnych budowniczych i strategów. A może lepiej by było powiedzieć, że doceniam istnienie Unii Europejskiej, bo jak się zastanowić i troszeczkę przyjrzeć, to dwie twierdze są świeżo wyremontowane i wyglądają tak, jakby przed chwilą zostały oddane do użytku i miały strzec bezpieczeństwa miasta. Troszkę to śmiesznie wygląda i przypomina mi to, co widziałem w Achalcyche w Gruzji, ale może wszystkie świeżo wyremontowane zamki wyglądają niepoważnie? Jak domki dla lalek czy też może lepiej powiedzieć: żołnierzyków?
Zaczynam od twierdzy świętego Michała czyli tej położonej najbardziej w centrum. Kupuję bilet upoważniający mnie także do wejścia do tej drugiej, położonej wyżej nad Szybenikiem, dostaję mapę i wskazówki, jak tam dojść i… słucham Polaków, którzy tak jak i ja zwiedzają Chorwację. I po raz kolejny nachodzi mnie czysty śmiech, bo z jakichś nieznanych przyczyn moi rodacy uważają, że jak są za granicą, to nikt ich nie rozumie. I obrabiają tyłki wszystkim i wszystkiemu dookoła. Ale nic to, zagłębiam się w trzewia zamku.
Oglądam multimedialne widoczki na telewizorach, patrzę na jakieś ryciny, rzeczy sprzed kilkuset lat i inne precjoza, które zazwyczaj pokazuje się na zamkach. Powiem szczerze: nic specjalnego. Po chwili wychodzę jednak na powierzchnię i moim oczom ukazuje się… amfiteatr. Otóż ten zamek pełni funkcję całkiem dużego amfiteatru, z doskonałą widocznością sceny. Ale najciekawszy jest i tak widok z zamkowych murów. Okolica jest piękna, zepsuta rzecz jasna w niektórych miejscach tworami człowieka w rodzaju wielkich zwalistych klocków w których mieszkają ludzie i które zwie się blokami. A powinno kupami. Gdzie mieszkasz? W kupie… byłoby to bardziej oddające wygląd. Ale by to widzieć, trzeba patrzeć w kierunku nowej części miasta. Stara część i woda żyją ze sobą w harmonii. Ładnie tu.
Dość jednak dywagacji, bo czas iść do drugiej części zakupionego biletu. Czeka na mnie coś co na mapie nazywa się Subicevac i co, kiedy już tam dojdziemy, okazuje się po prostu punktem widokowym z dużą kawiarnią. Nie to, że nie warto tam iść, ale spodziewałem się więcej. Może i UE też się spodziewała więcej, jak dawała kasę na remont, ale może jednak nie… To miejsce tak odnowione, że aż bezklimatyczne. Ale wystarczy wyjść i pójść prosto, bo oto kilkaset metrów dalej jest trzecia fortyfikacja czyli twierdza św. Jana. I przyznaję bez bicia, że ta podobała mi się najbardziej. Może też dlatego, że lubię ruiny, a wejście na teren jest na własną odpowiedzialność, jak głosi ostrzeżenie na tabliczce. I faktycznie trzeba patrzeć pod nogi, bo czasami w ziemi zieją dziury prowadzące do pomieszczeń kilka lub może i więcej metrów poniżej. Rzecz jasna bez schodów, a co prawda lot nie boli, a przykry jest dopiero upadek i tym bardziej warto mieć to na uwadze.
Widać, że jeszcze nie tak dawno temu stacjonowało tu wojsko. Świadczą o tym chociażby drut kolczasty i jakieś ogromne śruby, które pewnie trzymały działa skierowane na pobliskie morze. A widok stąd jest wyśmienity i dobry kanonier może ostrzelać zarówno dowolny punkt w mieście, jak i cele unoszące się na wodzie. Poszedłem jeszcze zapuścić się do jakichś piwnic, ale po krótkiej bytności tamże doszedłem do wniosku, że ludzie pod każdą szerokością geograficzną są identyczni. Jak jest coś ciemnego, to idzie się tam załatwić, albo idzie się schować. Bo śmierdziało tam skutkami ludzkiego wydalania oraz walały się prezerwatywy. Ot, dół piramidy Maslowa w całej okazałości 😀
Najładniejsze atrakcje Szybenika
Dość dywagacji o smrodzie, bo w miasteczku są miejsca piękne i cudownie pachnące. Przede mną ogród. Ciekawe, jak wyglądał kilkaset lat temu, tuż po założeniu. Pewnie nie rosły w nim róże i piękne kwiaty, pewnie był raczej zielnikiem, skąd brano rośliny do leczenia a może i przyprawiania potraw. Ale dziś ogród przyklasztorny przy klasztorze św. Wawrzyńca wiosną zachwyca kolorami. Nie jest on może duży, ale na pewno warto tu zajrzeć i wypić kawę w przyklasztornej kawiarence. Ładnie tu, czas jakby troszkę zwolnił i nie zdziwiłbym się, gdyby przez ogród przebiegł jakiś braciszek w habicie. Wydawałby mi się całkiem naturalny w tym miejscu. Aha, dla miłośników ziół i kwiatów przy każdej roślinie jest ustawiona tabliczka informacyjna, z napisem co właśnie oglądamy.
Ale kiedy będziemy mieli dość kwiatów albo po prostu ich nie lubimy warto się zapuścić w wąskie uliczki położonego na wzgórzu Szybenika. Niejednokrotnie trafimy tu na małe kościółki, wąskie uliczki urywające się na małym skrzyżowaniu, małe „ogródki” stworzone z domowych kwiatów strzegących wejścia do domu. Ale gwoździem programu zwiedzania Szybenika są jego największe atrakcje. Część jak np. katedra św. Jakuba powstawały ponad sto lat i są arcydziełami, które zostały zbudowane w sposób nieosiągalny dla teraźniejszej techniki i poziomu wiedzy.
Katedra świętego Jakuba
Ten kościół onieśmielił mnie (to chyba dobre słowo, co się czuje w takim miejscu) nie pięknymi zdobieniami, chociaż tych mu nie brakuje, katedra robi wrażenie z zupełnie innego powodu. Wchodząc do niej, od razu czujemy się mali. Bardzo mali. I nie chodzi o wiek , chociaż ten też jest słuszny, bo katedra powstawała ponad sto lat na przełomie XIV i XV wieku. Strzeliste filary podtrzymują niknące w górze sklepienie, przestrzeń wyraźnie uzmysławia nam, śmiertelnikom gdzie nasze miejsce, ale czy może być inaczej jeśli wysokość głównej nawy to prawie 20 metrów a kopuła ma wysokość 32 metry. Żałuję tylko, że akurat ta część nad ołtarzem była w remoncie, przez co nie tak doskonale mogłem odczuć wielkość w tego miejsca.
Nie wiem dlaczego, ale lubię tego typu kościoły i kojarzą mi się one z Anglią, a nie Chorwacją. Pięknie byłoby tam usłyszeć jeszcze jakiś chór na żywo, ale to byłoby już dopełnienie szczęścia i klimatu. Aha i jeszcze ważna rzecz, czy możecie sobie wyobrazić, że ta ogromna budowla została zbudowana z samych kamieni i to bez użycia spoiwa? Tu nie ma żadnego betonu pomiędzy kamieniami… jest tylko cudowna ludzka technika, która tak łączyła kamienie, że przetrwały one na swoich miejscach kilkaset lat. I co ciekawsze, dzisiejsi naukowcy nie są w stanie odtworzyć tej umiejętności, zatem naprawy są robione już z użyciem spoiwa. W kilkaset lat, wyparowało nam mnóstwo wiedzy…
Kolejną ciekawostkę dostrzeżemy, kiedy wyjdziemy na zewnątrz kościoła. Oto w momencie, kiedy podniesiemy głowę, zobaczymy na gzymsie ponad 70 ludzkich głów. Warto się im przyjrzeć, bo nie ma tu dwóch identycznych, a do dlatego, że wszystkie one są wiernymi rzeźbami dawnych mieszkańców Szybenika. Ci ludzie, żyli kiedyś i chociaż ich kości dawno rozpadły się w proch i zginęła nawet pamięć o nich… to wciąż żyją dzięki umiejętnościom artysty, by kamień dostał odpowiedni kształt. Kształt i emocje, bo głowy nie są takie „zwykłe”, każda z nich wyraża jakieś emocje.
Spacerując po Szybeniku
A potem miałem raptem kilkadziesiąt metrów do budynku, który uznam za najbardziej charakterystyczny w mieście. Ratusz miejski czyli Gradska Loggia to budynek wzniesiony w pierwszej połowie XVI wieku i zwracający uwagę swoimi pięknymi łukami. Budynek przetrwał kilkaset lat burzliwej historii terenów Chorwacji, ale nie dał rady przeżyć alianckich nalotów z czasów II wojny światowej, podczas których został niestety zniszczony. Na szczęście został też po niej odbudowany i dziś ponownie cieszy tak turystów jak i miejscowych. W tym miejscu zawsze możemy wypić kawę w restauracji, albo wejść po schodkach na wyższe partie miasta i zapuścić się w wąskie i klimatyczne uliczki. Tu warto zwracać uwagę na oznakowania, bo jeśli chcemy trafić w jakieś konkretne miejsce, to lokalne organizacje turystyczne zadbały, by turysta się nie zgubił.
I w pewnym momencie na pewno któraś z uliczek wiodących w dół, doprowadzi nas do nabrzeża. Tu cumują luksusowe jachty, ale także zwykłe łodzie, zwykłych żeglarzy, którzy wyczarterowali jachty lub przypłynęli do Chorwacji bezpośrednio ze swoich krajów, wystarczy spojrzeć na bandery. I rzecz jasna tu jest nadmorska promenada, gdzie jedna przy drugiej ciągną się knajpki. Kawa, wino, piwo, obiad lub kolacja? Na pewno znajdziemy tu coś dla siebie. A jeśli nawet nie będziemy mieli ochoty, to zachód słońca nad morzem zawsze ma w sobie klimatyczny urok. Ale to nie koniec atrakcji miasta, bo jeśli wyjdziemy dosłownie kilka kroków dalej niż stara część miasta, to natkniemy się na nowoczesną bibliotekę miejską a blisko niej klimatyczną fontannę porośniętą mchem..
Ja musiałem się powoli zbierać. Zbliżała się godzina, do której otwarta była przechowalnia bagażu na dworcu autobusowym. Przede mną rysowała się perspektywa całonocnej podróży autobusem do Puli. Ale o tym mieście już przecież napisałem.
Plaża w Szybeniku
Tak się przydarzyło, że do Szybenika przyjechałem ponownie. Wraz z rodziną, zrobiliśmy sobie tygodniowy objazd po Bałkanach, a ponieważ mieliśmy samochód, elastyczność była większa i można było zobaczyć bardziej oddalone atrakcje jak np. nekropolię w Stolac w Bośni i Hercegowinie, kilkadziesiąt kilometrów od Mostaru. Ale Szybenik za bazę na kilka dni wybraliśmy z dwóch powodów. Pierwszym jest sam Szybenik: Miasto pełne atrakcji, z kapitalnym klimatem zarówno za dnia jak i w nocy. Na przykład trafiliśmy na koncert na głównym placu miasta.
Drugim z powodów była chęć odpoczynku. Szukaliśmy miejsca, w którym można nie tylko zwiedzać, ale także poleniuchować. A jak leniuchowanie w Chorwacji, to oczywiście, że musi to być plaża 🙂 Baliśmy się, że plaża w Szebeniku będzie zatłoczona i nie będzie gdzie położyć ręcznika, ale ku naszemu zaskoczeniu plaża była może nie pusta, ale na tyle przestronna, że znalazło się miejsce na ułożenie siedmiu ręczników. Ech, wspaniały to był czas! Ciepła i czysta woda, podczas pływania można było oglądać piękną panoramę górującej nad miastem twierdzy. Leżenie plackiem na przemian z pływaniem! Czego chcieć więcej?
Plaża oczywiście jest bezpłatna, znajdują się na niej sanitariaty, przebieralnie oraz prysznice, by zmyć z siebie słoną wodę. Naprawdę wspaniałe miejsce. Zatem z całą odpowiedzialnością mogę polecić plażę w Szybeniku jako miejsce na odpoczynek.
Nocleg w Szybeniku
Jeśli chcecie w Szybeniku spędzić noc i zobaczyć, jak miasto żyje po zmroku, mogę Wam polecić typ znajomych: dobry i niedrogi hostel Splendido mający w ofercie zarówno noclegi w sali wieloosobowej, jak też prywatne pokoje. Jeśli zaś szukacie czegoś bardziej prywatnego,to w Szybeniku znajdziecie mnóstwo ofert apartamentów i taka rezerwacja wydaje się najlepszym rozwiązaniem. Listę apartamentów znajdziecie tu
3 komentarze
Na Chorwacji jest pieknie.
Super blog. Lubię czytać Twoje wpisy 😉 Pozdrawiam.
Z ogromną przyjemnością czytam pana blog. Jestem w tej chwili na Chorwacji i korzystam z plastycznych opisów tu zamieszczonych. Chciałbym zwrócić jednak uwagę na jedną rzecz: rzemiosło budowlane podlega rozwojowi, jest procesem doskonalenia a nie degradacji. Zaiste naiwnie brzmią stwierdzenia: „zbudowane w sposób nieosiągalny dla teraźniejszej techniki i poziomu wiedzy”, ” dzisiejsi naukowcy nie są w stanie odtworzyć tej umiejętności” Zapewniam, że obecni budowniczowie doskonale znają te techniki a do murowania bez zaprawy nie potrzeba naukowców tylko dobrych kamieniarzy. Dlaczego już tak się nie buduje? Koszty, koszty, koszty. Inwestowanie pieniędzy w nieruchomości jest procesem nastawionym na szybki zysk i nikt nie ma zamiaru bawić się w detal, ponieważ się nie opłaca. Mówiąc wprost: winę za obecny stan architektury i urbanistyki ponoszą inwestorzy, także instytucja Kościoła. Co do napraw z użyciem zaprawy sprawa jest banalnie prosta. Nie można naprawiać uszkodzeń budynku po jego ukończeniu i zestarzeniu bez spoiwa, budynek osiada, naprężenia inaczej się rozkładają, to się już tak nie robi. Pozdrawiam.