– Pałac czy jak wolisz zamek w Lednicach jest punktem obowiązkowym, jak już będziesz w Mikulovie. To raptem kilkanaście kilometrów, a uwierz mi, że warto. Mniej więcej takie zdanie usłyszałem kilkukrotnie przed moim wyjazdem do Czech. I faktycznie mieli rację rozmówcy, bo po obejrzeniu tego neogotyckiego pałacu, żadna rezydencja, którą zobaczycie później, nie będzie już tak wspaniała. Muszę pojechać do Wersalu, by zobaczyć tamten kompleks. I porównać.
Jak widzicie porównania, które mi się nasuwają, mierzą dość wysoko, ale nie ma się czemu dziwić, wierzcie mi, że to, co można zobaczyć w Lednicach, może konkurować z wieloma rezydencjami w świecie. Zastanawiam się, jak wypadłby na tym tle nasz polski Krzyżtopór, ale niestety tego się nie dowiemy, bo został doszczętnie zrujnowany przez Szwedów a potem z ruinami czas zrobił swoje. Skupię się zatem na tym czeskim zabytku. Tu mały wtręt dla czeskich purystów, wiem, ze zamek leży na Morawach, ale dla mnie to tylko rejon, który leży w kraju zwanym Czechami. Czeskie podziały zostawiam Czechom.
Jadąc do pałacu w Lednicach
Spis treści
Właśnie wybijało wczesne popołudnie w Mikulovie i kończyłem zwiedzanie tego pięknego miasteczka. I biłem się z myślami, czy „jechać do Lednic, a może pojechać tam innym razem”? Tylko kiedy będzie to „kiedyś”? Wiecie, jak to jest z odraczaniem. Często okazuje się, że to tzw. święte nigdy. Dlatego uśmiechnąłem się i zadecydowałem, że jadę, a co mi tam. Najwyżej tym „innym razem” wskoczę tu jeszcze raz, a jeśli pałac jest tak wspaniały, jak mówią, to tym bardziej będzie powód, by powrócić.
Wsiadam zatem w rozkładowy autobus, który okazuje się bardziej autobusem szkolnym niż turystycznym i jadę. Jest wiosna, zatem to najlepszy czas, by pojawić się na Morawach, bo tutejsze pola o tej porze nie mają sobie równych w świecie. Kojarzycie te zdjęcia zielonych przestrzeni rozpostartych na łagodnych pagórkach? Zielonych pól przeplatanych kwitnącym na żółto rzepakiem? To właśnie taką trasą jedzie się z Mikulova do Lednicy, wierzcie mi, że widok jest bajkowy i bardzo fotogeniczny. Bardzo żałuję, że jadę autobusem a nie rowerem i nie mogę się ot tak po prostu zatrzymać. Ale jeśli chcecie rzucić okiem na to, jak to wygląda, zajrzyjcie na bloga Anity Demianowicz. Magia, nie?
A potem było jeszcze piękniej i ciekawiej, bo oto po godzinie przede mną Lednice. Wysiadam na głównym przystanku w centrum miasteczka i gnam w kierunku głównej atrakcji. I mało jest rzeczy, które powodują u mnie totalny zachwyt i kolokwialnie rzecz ujmując opad szczęki. Zamek w Lednicach jest jednym z takich miejsc, które nie pozostawiły mnie obojętnym. I dobrze mi z tym, bo lubię czasami po prostu przystanąć i wydać z siebie typowy polski zachwyt.
„O ku… ja …ę” 😉 Możecie też powiedzieć krócej: „Ale pięknie!”, ale to nie odda całej skali obiektu. Nie opisze tego ogromu, harmonii, nagromadzenia detali i koloru. Ciepłego, pomarańczowego piaskowca na tle kwitnących na rabatkach kwiatów, na tle obsypanych kwiatami drzew i soczyście zielonego trawnika. A zatem skąd taki piękny pałac w tym zakątku Czech, czy jak kto woli Moraw?
Pałac w Lednicach, krótka historia
Pierwsze wzmianki o tutejszym zamku pochodzą z 1222 roku i rzecz jasna był to zwykły, zapewne kamienny zamek, który to zwyczajem zamków, miał strzec okolicy przed obcymi wojskami i rabusiami. Był siedzibą lokalnej władzy i miejscem, skąd kontrolowano okoliczne szlaki handlowe. Ot, jeden z wielu zamków w okolicy. Jeśli będziecie wyglądali za szybę samochodu, jadąc przez okolice, zobaczycie, że mówię prawdę. Sporo tu ruin na wzgórzach.
Lednice miały więcej szczęścia, bo w XVI wieku zostały przebudowane na pałac w stylu renesansowym a następnie udzielił mu się barok. To rzecz jasna w kolejnej przebudowie, bo jak ktoś ma pieniądze, to może eksperymentować do woli. I tu trzeba zrobić przypis, bo tymi, którzy dysponowali takimi wydawałoby się nieograniczonymi funduszami byli Lichtensteinowie. Ród, który władał okolicą przez stulecia.
Osobą, która nadała budowli taki charakter, jaki ma dzisiaj, był Jerzy Wingelmüller, za którego panowania przebudowa pałacu nadała mu charakter neogotycki. Troszkę przypomina to, co możecie ujrzeć na zdjęciach ze średniowiecznych katedr, tylko tu nie ma zdobień i wieżyczek z zimnego kamienia. W Lednicach dominuje ciepły w odbiorze pomarańczowy piaskowiec (na taki kamień mi to przynajmniej wygląda, bo geologii nie studiowałem).
Zwiedzając pałac w Lednicach
Jako już napisałem niestety zaczęło się robić dość późno, a co za tym idzie zamek jako muzeum powoli szykowano do zamknięcia. Pałac niestety można zwiedzać tylko w zorganizowanych grupach z przewodnikiem i do wyboru jest kilka tras. Od komnat prywatnych, przez sale reprezentacyjne po oranżerie i podziemia. Za kwadrans miała zostać wpuszczona jeszcze jedna grupa zwiedzających. Kupiłem bilet na zwiedzanie pałacowych komnat, bo to było jeszcze dostępne i udałem się na szybkie rozeznanie po pałacowych ogrodach. 20 minut to może niewiele czasu na dogłębne zwiedzanie, ale w sam raz by przejść kilkaset metrów. Park jest atrakcją samą w sobie i o nim za chwilę.
Grupa jest mała i na szczęście okazuje się, że Czechów jest tylko para. Za to jest piątka Polaków i dwójka bardziej śniada, mówiąca po francusku, ale z jakimś dziwnym akcentem.. Skład grupy jest o tyle istotny, że oprowadzanie jest w języku czeskim, ale przewodniczka dość często przechodzi na angielski. Dzięki jej uprzejmości łatwiej poznać historię i nie trzeba jej czerpać tylko z rozdawanego laminowanego przewodnika (do zwrotu rzecz jasna).
Jakoś tak się dziwnie złożyło, że podczas całej wizyty w Czechach, zwiedzając zamki i pałace trafiałem na oprowadzanie po salach prywatnych. Sale reprezentacyjne zostawały zamknięte dla moich oczu. Szkoda troszkę, bo tam też jest niesamowity przepych. W końcu mnóstwo ludzi więcej robi na pokaz niż dla siebie czy rodziny. Co wcale nie oznacza, że to, co można zobaczyć podczas prawie godzinnego spaceru po komnatach prywatnych Lichtensteinów nie jest warte uwagi. JEST!
To, że nie był to biedny ród widać w wielu miejscach i za jedno z nich niech posłuży np. pokoik orientalny, gdzie ustawiono liczne wazy i meble sprowadzone z Azji. A jeśli przypomnimy sobie, że pochodzą one z XVII czy XVIII wieku, tym bardziej docenimy zamożność rodu. Wtedy takie rzeczy kosztowały majątek. To zupełnie odwrotnie niż dziś, gdy chińszczyzna jest synonimem tandety i taniości. Ciekawe, prawda? 🙂
Ale to nie jest jedyny przejaw zamożności władających siedzibą. I pal sześć wszystkie obrazy, którymi obwieszone są ściany. Nie znam się na malarstwie, ale wiszące tu arcydzieła malowali najwięksi tego świata. Wielu z rodu Lichtensteinów było znawcami i mecenasami kultury, zatem przez stulecia zgromadzili tu istne cuda. Na zwykłym śmiertelniku większe albo równie wielkie wrażenie zrobią np. schody wyrzeźbione z jednego pnia drzewa! Minister Szyszko zapewne byłby dumny!
Tu tak twórczo wykorzystano zapewne mające ponad tysiąc lat drzewo, nie zeżarł go jakiś tam kornik czy inna gadzina. W Lednicach można po nim stąpać ludzką stopą. Dobra, przyznaję, że nasza grupa schody widziała tylko w części, bo ich główny rdzeń dostępny jest dla zwiedzających sale reprezentacyjne. Jest jeszcze jedna zaleta pałacu w Lednicach, nikt nie zabrania robić tu zdjęć. Pod warunkiem, że nie używa się flesza. Niestety to ostatnie nie dla wszystkich jest oczywiste.
Park zespołu pałacowego w Lednicach
Park to jak już wspomniałem osobna opowieść i z uwagi na fakt, że łączy on dwie rezydencje, bo często możecie się spotkać z nazwą zespół pałacowy Lednice-Valtice, czyli dwóch rezydencji, między którymi leży park… jak się łatwo domyślić nie jest on mały. I jeśli ma się pieniądze, to z taką przestrzenią można uczynić cuda. Dokładnie to zrobili Lichtensteinowie.
Dlatego można tu pływać statkami po kanałach, można błądzić w labiryntach pięknie przystrzyżonych ścian z roślin. Chętni mogą godzinami spacerować między alejkami wiodącymi pomiędzy łąkami kwiatów. A dla miłośników orientu znajdzie się nawet minaret, na który można wejść. Co prawda minaret nie jest częścią żadnego meczetu, ale właściciele jak widać lubili eksperymenty i co najważniejsze, stać ich było na nie.
Powiem szczerze: Pałac w Lednicach pozostawił mi wielki niedosyt, bo muszę kiedyś zobaczyć dolne, reprezentacyjne sale. I chociażby dlatego wrócę tu! Ale póki co, czas wracać do Brna, które było moją bazą wypadową na okolicę, bo Morawy są przepiękne. Szczególnie wiosną.
5 komentarzy
Cóż można powiedzieć? Przepiękny pałac, piękne wnętrza jak i ogród. I to wszystko w Polsce 🙂
Lednice są zdecydowanie w Czechach. No chyba, że coś się zmieniło w geografii w ostatnich dniach 😀
Przepięknie. Od dawna planuję rozleglejsze zwiedzenie Czech bo wstyd przyznać ale poza Pragą niewiele więcej w tym kraju widziałem. Twoje ostatnie wpisy są dla tego planu mocną motywacją, chociaż już chyba nie w tym roku.
Rzeczywiście ładnie. A żeby zwiedzić/pochodzić/pospacerować po parku, wokół pałacu, po ogrodach też trzeba kupić bilet? Bo bilet na zwiedzanie wnętrze jest konieczny (to oczywiste), ale jak wygląda sprawa odpłatności za zwiedzanie zewnętrzne?
Do parku nie ma biletów.