Rynek w Telczu jest bajkowy, przepiękny ma może nawet 300 metrów długości i otaczają go różnokolorowe kamieniczki. Jeśli ktoś chciałby kręcić film o wróżkach, czarodziejach i magii, śmiało powinien przyjechać do Telcza, nie będzie musiał inwestować w scenografię, tu wszystko jest gotowe.
Jest coś, czego można doświadczyć tylko w małych miasteczkach. Spokój… Takim miejscem jest Telcz poza sezonem turystycznym, kiedy do zwiedzania atrakcji miasteczka nie przybywają tłumy.
Telcz, czyli spokój małego miasteczka
Spis treści
Wyobraźcie sobie rynek mający około 300m długości i 50 szerokości, wyobraźcie też sobie, że wychodząc o 21:30 na środek placu jesteście sami. Nie przechodzi tędy żaden człowiek, nie ma tłumów rozwrzeszczanych turystów, jakich można spotkać w Brnie, Czeskim Krumlovie lub Pradze np. na moście Karola. Ba! Nawet w Kromieryżu, który przecież też jest malutkim czeskim miasteczkiem, po godzinie dwudziestej drugiej czynne było kilka restauracji i siedziało w nich sporo ludzi. W podcieniach kamieniec toczyło się życie, ktoś przeszedł, zaszczekał przysłowiowy pies…
W Telczu, kiedy drugiego maja wyszedłem o wyżej wymienionej godzinie na rynek, słyszałem bicie własnego serca, odgłos przerywany trzepotem skrzydeł przelatującego ptaka. Cisza, idealna nocna cisza, jakbyście byli gdzieś na górskiej połoninie. Nawet ptaki siedziały cicho, jakby przestraszone tym, że mogą mi przeszkodzić w kontemplacji chwili. I by dopełnić klimatu, wyobraźcie sobie, że dodatkowo Telcz w nocy tonie w półmroku. W oknach na rynku i na przylegających uliczkach nie palą się prawie żadne światła, jakby mieszkali tu ludzie, którzy uzależnili swoje życie od słońca. Coś jak rośliny, które w nocy chowają swoje barwne kwiaty i rozpościerają je dopiero wraz z poranną rosą i ciepłymi promieniami majowego poranka.
Ale tuż obok, na wyciągnięcie ręki, jest dająca o sobie znać cywilizacja. Czasami bowiem absolutną ciszę nocy przełamują rzadko jeżdżące tędy samochody. Hurgot z jakim przetaczając się po kamiennej powierzchni rynku wydaje się potęgować, odbijając od ścian domów. I wszystko po to by za chwilę znów wróciła absolutna cisza. Dziwna jest ta majowa noc w Telczu. Setki okien patrzy na mnie ciemnymi szybami i tylko z bardzo nielicznych bije ciepło. Poświata lamp, znak że jeszcze nie wszystko zasnęło. Nawet restauracje w większości są zamknięte, a w tych trzech otwartych siedzą nieliczni turyści po czterech do sześciu w każdej. Tylko w jednej życie trwa w najlepsze, ale ona rządzi się własnymi prawami, to włoska wycieczka przyszła tu na kolację.
A przecież jeszcze kilkaset lat temu to miejsce tętniło życiem. Tak wielki rynek nie powstał po nic. Przestrzeń służyła targom, spotkaniom oraz… próżności. To tu mieszkańcy, właściciele kamieniczek inwestowali w przepiękne frontony, by lepiej pokazać się światu, być lepszym od sąsiada, wystawniejszym niż on. I by pokazać że to co robią, jest dochodowe. Klasyczne zastaw się, a postaw się. A że było ich stać, więc bogactwo przetrwało w powstałych wtedy fasadach kamienic. Dziś w nocy życie tli się tu jak pojedyncze żarówki przed kamienicami.
Nie jest tak, jak w innych pięknych, renesansowych miastach gdzie specjaliści za pomocą gry światła podkreślają detale zabytków i bogatą historię miasta. W Telczu nie ma to sensu, w majową noc, kiedy tu stoję, nie ma turystów, którzy doceniliby ten wysiłek. A miasteczko liczy tylko pięć tysięcy stałych mieszkańców. I powiem Wam tak… nawet w knajpie o wdzięcznej nazwie Armagedon, panowała cisza. Piekło zamarzło 😉 Ale nie ma co się dziwić, zawsze tak jest przed sezonem, a początek maja, to długi weekend w Polsce, a nie w Czechach.
Telcz rynkiem stoi, czyli spacer po bruku
O poranku główny plac Telcza wygląda kompletnie inaczej niż nocą. Nagle okazuje się, że może nie jest to miejsce, które tętni życiem, ale na pewno żyje. Co i rusz przez środek z szumem kół toczących się po bruku, jedzie jakiś samochód, dostawcze furgonetki zostawiają towar przed restauracjami. Tuż obok przechodzą nieliczni turyści. Teraz najlepiej widać wielkość rynku, który pewnie śmiało mógłby stawać w szranki z podobno najdłuższym rynkiem w Europie czyli placem w Pułtusku. Dość powiedzieć, że tutaj z jednej strony rynek zamyka górujący nad całą okolicą zamek, zaś druga kończy się kamieniczkami i wieżyczką kościoła. Przed nimi zaś stoi kolumna morowa, tak popularna w czeskich miastach.
A jeśli już tu będziecie, to polecam spacer nie tylko środkiem rynku, skąd najlepiej widać najpiękniejsze kamienice, ale ciekawym jest też spacer wzdłuż murów budynków, bo wierzcie mi, ze podcienia, którymi otoczony jest telecki rynek, są bardzo klimatyczne. Pewnie, że w razie deszczu nie da się przejść dookoła pod dachem, bo czasami domy są pozbawione podcieni, ale na pewno zapoznamy się z licznymi sklepami i restauracjami, otaczającymi plac. Co więcej, na parterze ratusza znajdziemy informację turystyczną, gdzie zdobyć możemy mapkę i uzyskać kilka wskazówek, co robić w mieście.
Zamek w Telczu, czyli dotyk renesansu
Zamku w Telczu niestety nie da się zwiedzić ot tak z marszu, na własną rękę. Tu niestety tak samo jak np. w Czeskim Krumlovie wejść można tylko z przewodnikiem, po wykupieniu biletu na określoną godzinę. Do wyboru są dwie trasy po komnatach oraz wejście do podziemi. Wybieram wizytę „na pokojach” i wraz ze sporą grupą zaczynam zwiedzanie. I przyznam, że ta prawie godzinna trasa nie pozwala się nudzić. Rzecz jasna przejdziemy tu przez prywatne sale, w których na co dzień żyli właściciele zamku, ale będziemy też mogli wstąpić do sal oficjalnych, jak np. sala balowa. Będzie okazja podziwiać mistrzów zduniarstwa i piękne piece, którymi ogrzewano pomieszczenia.
Na sufitach będą pięknie rzeźbione kasetony, ściany zasłonią nie tylko stare obrazy, z których spojrzy na nas wielu dawnych mieszkańców zamku, ale będą też wisiały gobeliny. Chociaż i tak mnie najbardziej zapadła w pamięć sala, w której wystawione były skóry i trofea ze zwierząt z afryki. W kącie stały ogromne ciosy słoni, które muszą być warte majątek, był nosorożec (z dzisiejszej perspektywy zabijanie gatunku na wymarciu, to zbrodnia) I pozostaje tylko żałować, że w tej sali nie można spędzić więcej czasu i że nie ma się jej tylko dla siebie. Niestety zwiedzanie w grupie nie jest tym, co lubię najbardziej.
A wisienką na torcie, podsumowaniem przyjazdu to Telcza i jednym z najładniejszych widoków w mieście, jest wyjście boczną uliczką, prowadzącą w bok od najpiękniejszej kamienicy na rynku, tej z malunkami. Oto idąc tą wąską alejką nie tylko mamy okazje poczuć ten dawny klimat miasta, ale dodatkowo wyjdziemy na most. To z niego rozciąga się najlepszy widok na Telcz. Co poradzić, że stara zabudowa odbijająca się w spokojnej tafli jeziora zawsze mi się podoba? Dobra, powiedzmy sobie szczerze, że nie tylko na mnie miasteczko zrobiło wrażenie i uważam je za jedno z najpiękniejszych w Czechach. Nie bez przyczyny jest na liście zabytków UNESCO.
Telcz – krótka historia miasta
A teraz odrobina historii dla zainteresowanych. Początek miasta sięga XIII wieku, kiedy powstała tu twierdza, mająca kontrolować i zabezpieczać wiodący tędy szlak handlowy. Jak się łatwo domyślić powstała fortyfikacja, utrzymana była w stylu gotyckim. Ważną datą z życia był rok 1437, kiedy spotkały się tu jedne z najpotężniejszych osób w ówczesnym świecie. Mianowicie spotkali się wysłannik papieża z samym cesarzem Zygmuntem Luksemburskim i wydarzenie to jest rokrocznie odgrywane przez mieszkańców.
Kilka stuleci potem stała się tragedia, dzięki której Telcz jest jednym z najpiękniejszych miasteczek położonych na Morawach. Wtedy miasto w znacznej części strawił pożar. Jak się łatwo domyślić drewno paliło się znakomicie i w Telczu potrzebna była gruntowna odbudowa.
Jeden z ówczesnych możnowładców Zachariasz z Hradca, zafascynowany włoskim renesansem sprowadził z Italii specjalistów, którzy przebudowali Telcz właśnie w stylu renesansowym. Zmianie uległy nie tylko kamieniczki w rynku, ale również stojący tu zamek. A przy okazji obok twierdzy powstały pałacowe ogrody, które przetrwały do dzisiejszego dnia i chociaż nie są tak wielkie jak te w Kromieryżu, to zieleń i pięknie przystrzyżone trawniki pozwalają na miły odpoczynek.
Nocleg w Telczu
Powiedzmy to głośno: Problemem z noclegiem w Telczu mieć nie będziecie, bo nie jest to najbardziej oblegane miasto, w którym zostaje się na Bóg jeden wie ile. Większość wycieczek wpada tu przejazdem i przy okazji, a na noc mknie do innego miejsca. Ale ponieważ Telcz to piękne miasteczko, to i bazę noclegową dla turystów ma całkiem dobrą i co ważne w rozsądnych cenach. Ja spałem w apartamencie, który jest na poły pensjonatem, na poły hotelem. Bardzo polecam, bo to w rogu rynku, standard mocnych trzech gwiazdek, ale śniadanie dodatkowo płatne na zamówienie.
Mam tu na myśli nocleg czysty, spory pokój z łazienką w B&B Nika – zarezerwujecie go tu. Jeśli zaś szukacie jeszcze wyższego standardu w klimatycznej, starej kamienicy z widokiem na rynek, pięknie urządzonej i w sam raz na romantyczny wyjazd we dwoje, polecam Penzion Telcz numer 20 – tu go zarezerwujecie.