Pokhara podczas pobytu w Nepalu jest dla mnie niczym więcej, jak tylko przystankiem w drodze w Himalaje albo wracając z gór, które są główną atrakcją Nepalu. Kompletnie nie rozumiem zachwytów ludzi, dla których jest to miasto atrakcyjne samo w sobie. Jest tyle piękniejszych miejsc w świecie, gdzie nic się nie dzieje, że… sami sami zresztą poczytajcie.
Pierwsze skojarzenie, które mam, jeśli ktoś pyta o Pokharę, to krowy! Tak, okazuje się, że jak przystało na miasto z hinduizmem krowy mają tu status świętych i mogą robić, co chcą. I jakby o tym wiedziały, bo wykorzystują to do granic. To wcale nie jest taki rzadki widok, kiedy widzicie krowę, która dostojnie kroczy środkiem głównej drogi, machając do tego leniwie ogonem. I za nic ma klaksony, kierowców którzy chcą ją przegonić na pobocze albo na chodnik, by tarasowała drogę pieszym a nie im. Tylko krowy wolą wygodę i kroczą po szerszej drodze. Albo na niej leżą, bo przecież gdzie im będzie lepiej? Tak było 10 lat temu, kiedy byłem w Nepalu, dokładnie tak samo było przy okazji mojej tegorocznej wizyty. Święte krowy i dosłownie, i w przenośni.
Pokhara. Leniwe miasto
Spis treści
Oczywiście jest to leniwe miasto dla turystów i patrzę na Pokharę tylko z tej perspektywy, bo przybysze z zagranicy czas spędzają głównie w rejonie Lakeside czyli przy jeziorze. To tu znajdują się liczne hotele, to w tym miejscu jest największe skupisko knajp i kawiarni oraz klubów rzecz jasna. Bo przecież przybysze z zachodniego świata chcą w Azji mieć wieczorem namiastkę tego, co mają na co dzień u siebie. Potrzebują miejsc, w których można się spotkać i napić z przyjaciółmi lub ludźmi poznanymi podczas trekkingu np. dookoła Annapurny. Oczywiście nie ma co oczekiwać w Azji tego samego co w Europie, wszystko jest trochę inne, trochę bardziej azjatyckie. Bo i sanepidu tu nie ma i wymogi prawne nie te same. No i cieplej, czyli nie wszystko i nie zawsze trzeba robić pod dachem.
Ale tak czy inaczej jest tu bardziej „po zachodniemu” nie będziecie w Pokharze mieli problemu z tym, by napić się dobrego espresso, wyjść na śniadanie w kawiarni lub na koncert. Koncerty to osobna kategoria, której warto się bliżej przyjrzeć. Nie ma rzecz jasna co oczekiwać, że wybierzemy się w Nepalu na koncert Stinga 😉 Bardziej mam na myśli koncert, na którym jakaś lokalna grupa zagra covery najbardziej znanych artystów świata. To co czasami wywołuje szczery uśmiech to fakt, że bywa, iż nie da się rozpoznać słów lub są one tak skrajnie odmienne od tego, czego się nauczyliśmy, słuchając piosenek w radio czy na youtube.
W takich momentach zawsze przypomina mi się czas, kiedy chodziłem z kamerą nagrywać wesela. Zawsze lubiłem podejść do śpiewników zespołów i spoglądać w kartki. Niemal zawsze był tam zapis fonetyczny tekstów utworów – ale nie ma się co dziwić, kto wtedy był uczony angielskiego?! Prawie nikt… i chyba coś podobnego jest tu w Nepalu. Śpiewają, jak umieją, czasami głosy mają wspaniałe, czasami gorsze. Ale starają się, no i przekręcają słowa, co jednak niewielu przeszkadza, a tylko czasami wywołuje uśmiech rozbawienia.
Zakupy w Pokharze
Jak na duże i turystyczne miasto przystało, jak na miejsce, które jest bazą z której startuje się na szlaki w Himalaje lub rusza na rafting, w Pokharze można kupić wszystko to, czego na szlakach potrzeba. Wzdłuż głównej ulicy, na długości około półtora kilometra ciągną się jeden przy drugim sklepy na zmianę z knajpami. Jeśli nie zabraliście ze sobą śpiwora, bez problemu dostaniecie go w Nepalu, jeśli potrzeba Wam koszulek szybkoschnących, skarpetek, kijków trekkingowych, butów (!?), okularów, kurtek… W Pokharze kupicie wszystko i to taniej niż w Polsce. Rzecz jasna w większości są tu podróbki i jak to się mawia nie Nord Face tylko „Nord Fake”. Przyznaję, że sam zrobiłem tu zakupy, bo potrzebowałem kilku koszulek i okularów – chociaż okulary były bez sensu, po prostu okazały się niepotrzebne, ale o tym w artykule o trekkingu dookoła Annapurny. Śpiwór kupiłem w Kathmandu i ciekaw jestem, czy wytrzyma długo, czy kupiłem puchówkę-jednorazówkę.
W Pokharze spędziłem cztery noce i dwa całe dni. Wszystko dlatego, że to stąd wyruszałem na szlak i tu znalazłem agencję, która oferowała rafting po rzece, na który miałem ochotę. Był zatem czas, by zapoznać się z Pokharą lepiej, sprawdzić, co ma do zaoferowania i zrobić jakieś swoje rytuały. I tak np. na śniadanie zawsze chodziłem na naleśniki do Metro Crepes, a dodatkowo brałem rzecz jasna bananowe lassi.
Zaś na deser kawę – podwójne espresso. Soki brałem w sklepach na ulicy prowadzącej do jeziora od północnej strony Lakeside, a na kolację chodziłem na deptak nad jeziorem, gdzie siadałem, w którejś knajpce i zamawiałem szaszłyki z kurczaka, albo jadłem obok punktów z sokami. Stałe punkty dnia, przetykane jakimś banana lassi na promenadzie lub kolejną kawą, w którejś z kawiarni. Tryb urlopowy, jakiego po pracy w warszawskim Mordorze zdecydowanie potrzebowałem.
Atrakcje Pokhary, czyli co robić w mieście
W mojej ocenie w Pokharze nie ma prawie nic interesującego. Ok, jest jezioro Fewa (Phewa lake) i promenada nad wodą, która wieczorem i nocą przyciąga część turystów, ale to raczej za mało, by poczuć się zaspokojonym turystycznie. No bo ile można patrzeć się na zachód słońca? Szczególnie wtedy, kiedy słońce jeszcze nie zaszło lub właśnie zaszło? 😉 Albo też jest pochmurno.
World Peace Pagoda czyli Stupa Pokoju
Dlatego by nie oszaleć z nudów warto przejść się lub przepłynąć na drugą stronę jeziora Phewa i wdrapać się na szczyt wzniesienia, na którym stoi World Peace Pagoda (czyli Pagoda/Stupa Światowego Pokoju). Jest kilka sposobów, by się do niej dostać: Można skorzystać z taxi i dostać się do podnóża wzniesienia, można też dojechać w to samo miejsce komunikacją miejską (ale konia z rzędem temu, kto wie, w który autobus wsiąść – ok, można pytać), ale można też zrobić sobie półtoragodzinny spacer i dostać się do pagody idąc dookoła jeziora. Wierzcie mi, że to nader interesujące, bo np. możecie przejść nad rzeką, a pod wami dziesiątki kobiet będzie robiło pranie. Potem przejdziecie przez pola ryżowe na obrzeżach miasta, wśród domów, a następnie czeka Was wspinaczka wśród drzew.
Najwygodniejszym sposobem dostania się do pagody jest przepłynięcie jeziora łódką, ale to niestety dość droga frajda, bo przewoźnicy raczej nie są rynkowi a działają w porozumieniu i turyści zagraniczni płacą 800 lub 900RS za przeprawę w dwie strony. I ja skorzystałem z tej właśnie opcji. Rano zjawiłem się na przystani, opłaciłem bilet w budzie i wraz z kapokiem powędrowałem do łódki. Małomówna pani przewiozła mnie na drugą stronę. Potem jeszcze tylko godzina wspinaczki po chwilami stromym zboczu i oto przede mną World Peace Pagoda – główna atrakcja Pokhary. Jeśli pogoda jest dobra, to z tego miejsca idealnie widać panoramę Himalajów. Niestety mój znany fart spowodował, że góry schowały się za chmurami i poza skrawkami szczytów, które widziałem rano, nie widziałem nic. A potem nie było już widać niczego. Tylko chmury 🙁
World Peace Pagoda nie jest jakąś spektakularną konstrukcją, ale na pewno warto tu przyjechać dla widoku na okolicę. Sama pagoda w obecnej formie została zbudowana niedawno, bo w 1999 roku. Usiłowano zbudować pagodę już wcześniej, bo w 1973 roku, ale rząd Nepalu zniszczył w części zbudowaną już konstrukcję, powołując się na względy bezpieczeństwa. Ale ponieważ dla wierzących zazwyczaj nie ma przeszkód, to wzięli rządzących na zmęczenie i kilkadziesiąt lat później dopięli swego. Co ciekawe, to Pagody Pokoju są rozsiane po całym świecie, bo buduje je organizacja Nipponzan-Myōhōji i ta z Nepalu jest 71 w kolejności budowy.
A jak jest na miejscu? Całkiem przyjemnie… nie ma wszechobecnych w Nepalu skuterów i motorów o samochodach nie wspominając. Można stanąć przy barierce i zerknąć na panoramę Himalajów, jeśli akurat je widać (a to musi być widok zjawiskowy, bo panorama masywu Annapurny jest bajeczna) Zresztą, bardzo blisko z Pokhary do początku szlaku do Annapurna Base Camp, gdzie byłem dziesięć lat temu. Może przeszkadzają deczko w kontemplacji okolicy motolotnie, które brzęczą nad głową, bo to jedna z atrakcji tej okolicy. A jak się przyjrzymy, to nad jedną z okolicznych górek zobaczymy mrowie spadochronów, to paralotniarze mają tu swój raj. Jeśli macie chęć, rzecz jasna nic nie stoi na przeszkodzie.
Jaskinia Gupteshour Mahadev i wodospad Devi’s Fall
Dobra, najpierw się przyznam, że dupa jestem nie „podróżnik”. Otóż wodospadu nie udało mi się namierzyć. Kręciłem się jak przysłowiowe gówno w przerębli, ale no nijak… tam, gdzie wskazywał go Google Maps, wejścia nie było, tam gdzie opisywały przewodniki, też nic. Cóż, może będzie to powód, by tu wrócić 😉 (chociaż nie sądzę). Zatem skupiłem się na czymś co się zwie świątynią Mahadev i jest jednym z najbardziej kiczowatych miejsc, jakie w życiu widziałem. Po uiszczeniu 100RS w kasie (czyli mniej niż dolara), można wejść na prowadzące w głąb ziemi schody. Idzie się w towarzystwie kolorowej ściany i wystających z niej rzeźb. Niby nie powinienem krytykować, bo zemsta Siwy, któremu jest poświęcona świątynia, może być boska, ale co poradzę, że w miejscu nie czuć żadnego sacrum, a tylko kiczowate profanum? Ale… jak już dojdziemy na dół, powita nas zapach stęchlizny jaskini.
Po tym jak się w nią zagłębimy i przejdziemy po schodach, dojdziemy do klatki z posągiem, gdzie obowiązuje zakaz fotografowania. A następnie można iść na słuch, bo to nie koniec trasy, jak już tu weszliśmy, pójdźmy głębiej. Dojdziemy do… huczącego wodospadu Devi’s Fall, ale od dołu, bo przez skały wodospad wpada tu i niknie gdzieś w czeluściach ciemności. Aha, nazwa Devi’s Fall wzięła się stąd, że jakaś para o nazwisku Devi pływała powyżej wodospadu, ale… jakoś tak się stało, że została porwana przez nurt i ona wpadła do jamy. Ciało zostało znalezione kilka dni później. Tyle naczytałem się przed przyjazdem do Pokhary, ale jak napisałem: dupa jestem i nie namierzyłem głównej atrakcji turystycznej miasta 😀 Niezłe nie? 😉
Pokhara dojazd i informacje praktyczne
Jeśli przyjedziecie do Pokhary, to zapewne wysiądziecie na tourist bus park, czyli placu około półtora kilometra od południowego krańca Lakeside. Taksówkarze będą próbowali zedrzeć z Was skórę, zatem wiedzcie, że rozsądna cena to około 200-250RS za kurs do hotelu. O 6:30 z tourist bus park, odjeżdża autobus do Besisahar, czyli do miejsca, skąd zaczyna się trekking dookoła Annapurny.
Także z tego przystanku jadą i tu przyjeżdżają autobusy z Kathmandu. Trasa może nie jest długa, ale zajmuje cały dzień. Po pierwsze dlatego, że drogi w Nepalu są tragiczne, a po drugie niestety kierowcy wciąż zatrzymują się na postoje w celu jedzenia. No i nie zapominajmy też o tym, że po górach jeździ się po prostu wolniej – np. jadąc do Kathmandu autobus musi wjechać po serpentynach z doliny do poziomu, na którym jest miasto. Polecam nie patrzeć w dół 😀
Nocleg w Pokharze
Pokhara to drugie co do wielkości miasto Nepalu, ale turyści i tak tego nie widzą, bo przebywają głównie w okolicy jeziora czyli Lakeside. Tu są, jak napisałem wyżej, knajpy, hotele i agencje turystyczne i toczy się całe życie ludzi z zagranicy.
Nie będziemy mieli żadnego problemu ze znalezieniem noclegu na miejscu. Są tu dziesiątki hoteli i od nas tylko będzie zależało, czy zamieszkamy bliżej jeziora czy dalej. To co mogę Wam na pewno polecić to hotel Three Jewels Boutique, a jeśli szukacie deczko niższej ceny, to wybierzcie OYO 165 DiDi. Aha, w momencie, kiedy po trekkingu macie chęć na hotel z basenem wybierzcie np. Hotel Middle Path&Spa. Albo po prostu zadecydujcie sami i skorzystajcie z tej wyszukiwarki.