W Sighișoarze osiągnąłem poziom rynsztoku. Nic nie poradzę, że chciałem iść pod najwygodniejszym kawałku ulicy, a to rumuńskie miasto jest po prostu doskonale zachowanym średniowiecznym kompleksem miejskim. Z brukiem i rynsztokami rzecz jasna.
Ciekawe, czy jak zwiedzę większą część kraju, to pokuszę się o to, by nazwać Sighișoarę jednym z najpiękniejszych miast Rumunii – jest tak inne od zwiedzanego dzień wcześniej Sybina. Na pewno Sighișoara jest to miasto perełka ale chodzi się po niej tragicznie i najlepsze do spacerów byłyby tu buty trekkingowe. Jakiś wymyślnych atrakcji Sighișoara nie ma wiele, ale to tylko dlatego, że sama w sobie jest właściwie jedną wielką atrakcją. Oczywiście jest kilka miejsc, które trzeba zobaczyć, ale to wyjątki. Do stolicy Transylwanii przyjeżdża się po prostu pochodzić po średniowiecznych klimatach. Tu nawet nie da się zgubić wśród uliczek, bo jest ich dosłownie parę na krzyż.
I chyba też dlatego, to jedna z największych atrakcji Rumunii.
Spacerując, skręcając, zaglądając w przysłowiowe mysie dziury i tak w końcu albo dojdziemy do muru obronnego albo do rynku. Tak czy siak nie da się tu zgubić. Za to klimatycznie się spaceruje, bo od średniowiecza niewiele się tu zmieniło, jeśli chodzi o układ miasta. Póki co najbardziej kojarzy mi się z Czeskim Krumlowem i Tallinem – obydwa miasta są doskonale zachowanym średniowiecznym układem architektonicznym.
Sighisoara. Doskonale zachowane średniowieczne miasto
Dzięki położeniu na wysokim wzgórzu nikt nie wpadł na pomysł, że jak się zburzy mury obronne, to połączy się stare miasto z nowym, a dodatkowo powstanie przestrzeń na kolejne domy w miejscu dawnych fortyfikacji. Ale niech nas nie zmyli z że Sighișoara to jakiś wymarły skansen. Co to, to nie! Tu wciąż mieszkają ludzie. Stety i niestety. Na szczęście, bo dbali o domy kiedyś i dbają do dziś, przez co szlag ich nie trafia. Kiedyś musieli inwestować sami, teraz mają dotacje z Unii Europejskiej.
Niestety, bo samochody w ciasnych średniowiecznych uliczkach to tragiczny pomysł. Wyobraźcie sobie miejski rynek, przez który przebija się w środku dnia kawalkada samochodów. Z drugiej jednak strony trudno wykluczyć kogoś z cywilizacji tylko dlatego, że mieszka w skansenie. Tylko że Sighișoara żyje z turystów. To oni są krwią tego miasta, napędzają je pieniędzmi zostawianymi w hotelach i restauracjach. Tak, mnóstwo tu pokoi i apartamentów na wynajem. Masa sprzeczności. Z jednej strony żyją z tego że są średniowieczni, z drugiej sami ten klimat niszczą. Kwadratura koła.
Atrakcje Sighișoary
Mury miejskie
Ale ja proponuję zupełnie inny początek zwiedzania Sighișoary. Na mnie największe wrażenie zrobiło to, co pozostało z dawnych lat. Potężne fortyfikacje z basztami i murami miejskimi, które w dużej części przetrwały do dnia dzisiejszego. Najczęściej oglądałem Wieżę Krawców, ale to tylko dlatego, że mieszkałem tuż obok niej. I także przez nią schodziłem czasami do dolnej części miasta. Ale moją absolutnie ulubioną częścią fortyfikacji Sighișoary jest Baszta Blacharzy.
Po części dlatego, że jej kształty są niesamowicie fantazyjne – zaczyna się kwadratem, by przejść do pięciokąta i na tym zdaje się jest siedmio albo ośmiokątna konstrukcja z otworami strzelniczymi dla obrońców miasta. Ale nie tylko kształt jest ciekawy. Przychodziłem tu wielokrotnie także dlatego, że Wieża Blacharzy jest niesamowicie malowniczo położona. Tuż pod nią rozciąga się pole zielska i zarośli, które tworzą urokliwą plątaninę, a po średniowiecznych murach pnie się dzikie wino. Polecam spacer śladem starych obwarowań. Na pewno nie będziecie żałowali, bo do dziś zachowało się sporo innych baszt. Nie wszystkie tak finezyjne, ale wszystkie warte uwagi.
Historia umocnień miejskich
Na pewno zwróciliście uwagę, że baszty noszą nazwy cechów. To one odpowiadały za obronę, ale także utrzymanie ich w dobrej kondycji. Kiedyś wież i bastionów było 14, do naszych czasów przetrwało 9, ale to i tak nieźle zważywszy, że odkąd zmieniła się technika wojskowa, utrzymywanie kamiennych obwarowań dookoła miast, było drogie i bezsensowne. A jeśli zastanawiacie się, przeciwko komu powstawały tak potężne fortyfikacje, to odpowiadam: Turcy!
Wieża Zegarowa
Wieża zegarowa także jest jednym z elementów obronnych miasta – była najwyższą konstrukcją w mieście, bo z wysokości 64 metrów idealnie dało się sprawdzać, co słychać w okolicy. I rzecz jasna prowadzić ostrzał. Ale co ciekawe, wieża zegarowa w Sighișoarze pełniła też przez wiele stuleci, bo do 1899 roku, funkcję sali posiedzeń rady miejskiej. Dzisiaj do wieży może wejść każdy, ale najpierw musi uiścić opłatę za bilet wstępu. Bo budynek jest po prostu muzeum miejskim. Ok, nie jest to nowoczesne muzeum, nie ma tu interaktywności, do której przyzwyczajają coraz bardziej nowoczesne placówki, ale nie mam o to pretensji. Fajnie jest wejść na schody przez kilkusetletnie, potężne drzwi, zajrzeć do starego kominka i wreszcie wejść na galerię, z której z wysokości około 30 metrów można spojrzeć na panoramę Sighișoary.
Z tej perspektywy widać najlepiej, jak bardzo kompaktowe jest to miasto. Oczywiście mówię o starej części, bo nowe miasto rozlało się szeroko po okolicy. I to co Wam powiem, to że lubię taką architekturę, że pomarańczowe dachówki zawsze robią na mnie wrażenie, że spójność architektoniczna jest fajna i doceniam, że nikt nie zrobił tu wstawek ze szkła i stali, co wielu architektów uważa za ładne, a ja uważam za zbrodnię na architekturze. A podczas wejścia lub zejścia, zatrzymajmy się przy zegarze i mechanizmie zegarowym, bo jest to atrakcja nie lada. Konstrukcja jest z 1648 roku i nie tylko wybija godziny, ale także są one przedstawiane przez drewniane, ruchome figurki. Warto je obejrzeć z obydwu stron. Od strony cytadeli ale także od Dolnego Miasta, bo przedstawiają zupełnie inne postaci. I ciekawostka: zegar ten działa nieprzerwanie od swojego początku.
Schody Szkolne
Niby zwykłe drewniane schody powiecie, ale to kolejny przykład na to, że Sasi Siedmiogrodzcy zamieszkujący Sighișoarę mieli głowę na karku i myśleli o wielu rzeczach. W trosce o bezpieczeństwo i komfort idących do szkoły, usytuowanej na szczycie, około 1642 roku zbudowali liczące 300 stopni schody z drewnianym zadaszeniem – dziś schody liczą 172 stopnie. W sumie to ciekawe, czy wcześniej schody były dłuższe, czy stopnie miały inną wysokość. Tego niestety nie wiem. Aha, schodami dochodzimy do dwóch budynków: starej szkoły z 1619 roku i budynku gimnazjum Josepha Haltricha, który powstał w latach 1792–1817. Stara szkoła jest na wprost, gimnazjum po lewo od wyjścia ze schodów.
Kościół Na Wzgórzu
Schodami Szkolnymi dochodzimy nie tylko do placówek oświatowych, ale także do najstarszego kościoła w Sighișoarze – Kościoła Na Wzgórzu. Początkowo istniała tu mała świątynia, ale wraz z powstaniem około 1345 nowego budynku, nowe pochłonęło stare i w taki niecodzienny sposób stara świątynia stała się kryptą nowego kościoła. Potem kościół był jeszcze kilkukrotnie przebudowywany, ale na ścianach wciąż widać ślady dawnych mistrzów. Polecam oglądanie ścian, bo to na nich widnieją stare freski. Niestety pozostało niewiele, bo w 1777 freski zamalowano.
Kiedy w 1934 roku przystąpiono do renowacji, nie było już czego ratować i dziś oglądamy ledwie cień dawnego artyzmu malarzy. Cieszmy się, że chociaż tyle zostało. Aha, zanim wyjdziecie zwróćcie uwagę na bardzo ciekawe tabernakulum z 1500 roku umieszczone w strzelistej kamiennej, gotyckiej wieżyczce. Cenna jest także kamienna ambona z 1480 roku, mimo że nie sprawia takiego wrażenia. I jest też poliptyk, który podobno wyrzeźbił syn Wita Stwosza – Jan.
Drakula w Sighișoarze
Powiedzmy sobie szczerze: Na pytanie o Rumunię większość z nas odpowie Drakula, a część jeszcze doda, że „bieda”. I o ile to ostatnie już nie jest taką prawdą, jak dawniej, bo po wstąpieniu do Unii Europejskiej Rumunia podskoczyła gospodarczo, o tyle Drakula jest nieśmiertelny 🙂 I część historii o Drakuli ma korzenie w Sighisoarze. Tyle barwnej opowieści, a szara rzeczywistość wygląda tak, że Vlad Tepes czyli Vlad Palownik aka Vlad Draculea w 1431 roku urodził się w Sighișoarze i mieszkał w niej przez całe 4 lata małym dziecięciem będąc.
Zatem sami widzicie, że z miastem ma niewiele wspólnego. Ale na domu, w którym przyszedł na świat wisi dumny smok, czyli dragon. No i w mieście można też spotkać miejsca, wykorzystujące Draculę do celów marketingowych. Bo powiedzcie mi, czy nie uśmiechniecie się na widok napisu, zachęcającego do wejścia do sklepu, który brzmi: W tym domu Dracula nigdy nie był! Szacun za kreatywność!
Jak już będziecie pod domem Draculi, to trzeba przejść kilkadziesiąt kroków dalej w kierunku rynku. Zwróćcie uwagę, że stoi tu jeden z najbardziej charakterystycznych budynków w Sighișoarze. Dom pod Jeleniem z XVII wieku, jak się łatwo domyślić nazwa pochodzi od poroża jelenia, wystającego z frontu budynku. Tu można zasiąść w którejś z knajpek i w upalny dzień napić się piwa lub kawy.
A kiedy już się tak posilicie, polecam dalszy spacer do jednego z najstarszych kościołów czyli do kościoła Dominikanów. Jak dla mnie nie wyróżnia się on niczym specjalnym, poza tym, że dostaniemy tu kartkę z przewodnikiem napisanym w języku polskim. Bardzo szanuję takie miejsca, które są przygotowane na gości z różnych krajów.
I w tym miejscu trzeba zwrócić uwagę na kolejny budynek. Po lewej stronie od kościoła stoi piękny nowy ratusz. Powstał on w miejscu zburzonego pod koniec XIX wieku klasztoru. To do niego z Wieży Zegarowej przeniosły się posiedzenia rady miejskiej. I przyznam, że dla mnie to troszkę opuszczona część miasta, bo pod budynek wyburzono też część murów miejskich. Co poradzę, że parkingi obok urzędów, nie są moimi ulubionymi miejscami do zwiedzania.
Sighișoara informacje praktyczne
Dojazd do Sighișoary
Do Sighișoary dojeżdża kolej, ale niestety jest to w Rumunii dość powolny i mało wygodny środek komunikacji. Linia kolejowa przebiegająca przez miasto, została wyremontowana za setki milionów euro, ale pociągi wloką się z prędkością szybkobieżnego żółwia 😉 To co jednak jest zaletą, to fakt, że pociągi na pewno są i wiadomo skąd odjeżdżają. Dworzec jest całkiem blisko starej części miasta. W kwadrans piechotą dacie radę dojść.
Tuż obok dworca kolejowego jest dworzec autobusowy. Niestety jak to w Rumunii nie ma tu rozkładów jazdy i jeśli chcecie gdzieś pojechać najlepiej pytać się ludzi. Oni mają rozkład jazdy w głowach. Tak zrobiłem, kiedy jechałem z Sighișoary do Braszowa.
Nocleg w Sighișoarze
Ponieważ to miasto na wskroś turystyczne i będąc jedną z głównych atrakcji turystycznych Rumunii, przyciąga co dnia tysiące turystów, także baza noclegowa jest rozbudowana. Znajdziecie tu bez problemu nocleg na swoją kieszeń. Rumunia cenowo podobna jest do Polski. Polecam rezerwować coś wcześniej, ale nie dlatego, że na miejscu będzie kłopot, ale dlatego, że lepiej mieszkać w czymś lepszym, niż gorszym. Ja spałem w dwóch miejscach i obydwa polecam.
Jedno znajduje się na średniowiecznym wzgórzu tuż obok bramy miejskiej. Polecam to to przewspaniałe, historyzowane Casa Georgius Krauss Sighisoara.
Za drugim razem spałem przy wylotowej drodze w miłym i tanim hoteliku Princes Sophie. Czyste pokoje, blisko do starego miasta i parking tuż przy hotelu.
Jeśli chcecie poczytać więcej o mieście, zapraszam na stronę Rumuńskiej Organizacji Turystycznej.
1 Comment
Ooo, takie miasto to coś dla mnie. Od jakiegoś czasu przymierzam się do odwiedzenia Rumunii i ta średniowieczna perełka znalazła się na moje liście – Muszę i chcę i tam być. 🙂