Lepiej jest być bogatym, pięknym, młodym i zdrowym niż biednym, brzydkim, starym i chorym. To znane powiedzenie w całości nie ma zastosowania do podróży. Ale odniesienie się pierwszej części na pewno ułatwia podróżowanie.
Powiedzenie, które zacytowałem powyżej jest oczywiście troszkę na wyrost, troszkę z przymrużeniem oka. Na pewno części z Was wyda się kontrowersyjne. Jednak ponieważ podróżując przeszedłem długą drogę (nomen omen), to czuję się na siłach opowiedzieć, dlaczego podróżując lepiej mieć pieniądze, niż być bez grosza przy duszy.
Nie musisz „zwiedzać z zewnątrz”
Ileż to zabytków i wspaniałych miejsc obszedłem jako młody gołodupiec dookoła, uprawiając tak zwane „zwiedzanie z zewnątrz”, bo po prostu na wejście z moich studenckich oszczędności, nie było mnie stać. Oczywiście można powiedzieć, że jak mnie nie stać, to powinienem się w ogóle nie pchać w ten czy inny zakątek świata. Wychodzę jednak z założenia, że lepiej być blisko, niż nie być w ogóle. Dzięki temu przynajmniej mam pojęcie, że kiedyś w dane miejsce muszę wrócić. I wracam.
Do dziś pamiętam, że będąc w Iranie, nie wszedłem do kilku atrakcji, bo po przekalkulowaniu ceny i zsumowaniu kosztów wszystkich biletów, które powinienem kupić, uznałem, że na wszystkie atrakcje mnie nie stać. Tym sposobem np. nie wszedłem do fortecy w Sziraz. Niby były to 4 dolary (lokalni oczywiście mniej), ale tego dnia kupiłem już chyba z 5 takich biletów, a w planie miałem kolejne kilkanaście. Z perspektywy żałuję, ale czasu nie cofnę. Z drugiej jednak strony także w Iranie będąc pozwoliłem sobie na wydatek 50 zł na wynajęcie taksówki, którą przejechałem ponad 100 kilometrów w obydwie strony do miejscowości Abyaneh przy okazji oglądając miejsce, gdzie toczy się (albo toczył) irański program atomowy. I absolutnie nie żałuję.
Także ostatnio będąc w Lizbonie, nie miałem żadnych wątpliwości, że chcę wejść do oceanarium! Cena za wstęp to 16 euro, niby dużo, ale nie miałem nawet chwili wątpliwości. Zarówno przy pierwszej, jak też drugiej wizycie w Portugalii. Są miejsca warte każdych pieniędzy za każdym razem! W Lizbonie do takich zaliczam jeszcze klasztor Hieronimitów – absolutna magia warta każdych pieniędzy! Ale… trzeba je jednak mieć. Podobnie będąc w Porto, nie miałem żadnych wątpliwości, że chcę kupić bilet do pałacu Bolsa – niby tylko 8 euro, ale znów… to tylko jeden z wielu biletów, które trzeba było kupić. Dobrze jest nie móc wybierać, tylko iść wszędzie i potem dopiero ocenić, czy było warto.
Noclegi – drożej jednak zazwyczaj znaczy lepiej
Pamiętam jak w Birmie, kiedy byłem tam pierwszy raz, nagle wylądowałem w Metkina – miasteczku pośrodku niczego. Była już ciemna noc, a ja musiałem nagle znaleźć nocleg. Ponieważ nie każdy hotel miał pozwolenie na przyjmowanie turystów, musiałem znaleźć taki, który miał zezwolenie. Z pomocą ruszyło trzech chłopaczków na motorach. Podwieźli mnie pod jeden i powiedzieli, że to tutaj. Cóż, nocleg kosztował 30 dolarów czyli tyle, ile wtedy wydawałem na trzy noclegi. Musiałem szukać dalej. I znalazłem!
Chłopaki zawieźli mnie pod taki stary, obleśny ośrodek. Tam nocleg kosztował 8 dolarów. Tylko problem w tym, że pod ścianami pokoju leżały gówna jakiś zwierzaków (szczury? myszy?). Cóż, przyznaję, że bałem się zgasić światło, licząc, że ewentualne karaluchy i inna zwierzyna będą się bały wypełznąć, kiedy jest jasno. Miałem rację, rano obudziłem się cały i zdrowy 🙂
Także w Birmie chciałem pojechać na ten kawałek wybrzeża, który kiedyś był dostępny dla obcokrajowców czyli do Tandwe. Nie pojechałem, bo noclegi tam kosztowały wtedy od 30 dolarów w górę. Na plażę, ale inną bo do Chaung Tha pojechałem dziesięć lat później. I nocleg kosztował z tego co pamiętam 15 dolarów, ale wtedy już nie musiałem tak bardzo liczyć się z każdą złotówką. Bungalow i pobliska plaża tylko dla siebie to jest to!
Ale nie ma co spoglądać aż tak daleko, jak Azja. Nawet kiedy byłem w naszym polskim Jarosławiu, miło było zatrzymać się w hotelu, w którym duży apartament z łazienką był tylko dla mnie. Miło nie szukać tańszych opcji. Jak już przy Azji jesteśmy – tam można znaleźć łóżko nawet za 5 dolarów w jakimś dormitorium bez klimatyzacji. Ale czy nie przyjemniej jest spać w prywatnym klimatyzowanym pokoju z łazienką na przykład w Bangkoku za 20 lub 25 dolarów?
Pieniądze dają swobodę wyboru. Pamiętam, jak podczas pierwszej wizyty w Sarajewie wybrałem nocleg w hostelu. Po prostu tylko na to było mnie stać. Niestety to był jedyny raz, kiedy zostałem pogryziony przez pluskwy. Nic przyjemnego, a ukąszenia czułem jeszcze przez kilka tygodni. Albo kiedy w Samarkandzie w Uzbekistanie o 2 w nocy dostałem pokój, w którym pościel nie była zmieniona, a pokój zatęchły. Cóż, wziąłem, bo tylko na to było mnie stać, ale spałem w swoim śpiworze.
Dlatego na przeciwległym biegunie tak fajnie było pojechać do Czech i kiedy szukałem noclegów, po prostu brałem to, co mi się podobało a nie to, co było najtańsze! Dobre warunki, jednoosobowy pokój z własną łazienką i widokiem na rynek lub starą część miasta to jest to, co bardzo cenię! Do dziś z rozrzewnieniem wspominam widok z okna na rynek w Bardejovie z pomnikiem kata tuż koło wejścia do hotelu. Albo ta senna atmosfera Telcza po zachodzie słońca, kiedy pies z kulawą nogą nie przebiegał przez rynek. Jednak i tak trudno będzie przebić nocleg w hotelu, który zasponsorowała mi linia lotnicza Air Serbia, kiedy spóźnił się samolot i nie zdążyłem na połączenie do Warszawy. Przyjemne pięć gwiazdek 🙂
Oszczędzać na przelocie? Tak, ale bez przesady
Pieniądze często dają też możliwość wyboru tego, skąd i czym się leci – a dla niektórych także dokąd. Nie mówię, że to źle. Oczywiście że można kombinować, byle było taniej. Można lecieć tam, gdzie właśnie są promocje lotnicze, bo tanie linie się w nich specjalizują, a nawet te regularne co jakiś czas wrzucają tanie pule biletów. Można lecieć z odległych od miast lotnisk i płacić bardziej swoim czasem niż pieniędzmi. Cóż, dostanie się na odległe lotniska to strata czasu, a w podróży najcenniejsze co mam, to właśnie czas. Będąc gdzieś, chcę maksymalnie wykorzystać czas na zwiedzanie, a nie spędzać czas w komunikacji lub podchodząc kilka kilometrów.
Dlatego tak bardzo nie lubię podwarszawskiego Modlina. Także dlatego, że ten terminal jest po prostu tragicznym, małym kurnikiem. O wiele bardziej wolę dopłacić kilkaset złotych i lecieć z centralnego dla Warszawy Okęcia. Dopłacam też chętnie do tego, by uniknąć lotu Ryanairem, którego po prostu nie lubię. Kaprys, który kosztuje żywą gotówkę. Tak samo jak to, że lubię latać bezpośrednio i bez przesiadek – dlatego bardzo lubię polski LOT, latający ze stołecznego lotniska.
Ale tak już jest, że kiedy ma się czas, zazwyczaj nie ma się pieniędzy, a kiedy ma się więcej pieniędzy… ma się pracę, a przez to nie ma się czasu. Do dyspozycji pozostaje 26 dni urlopu. Dlatego kiedy szukałem biletów na majówkę, by znów zobaczyć Bałkany, najważniejsze było dogodne połączenie. Najtańsze wcale nie było najlepsze. Bo co z tego, że nad Ochryd da się z Warszawy dostać tanimi liniami przez Wiedeń, jeśli połączenie nie pasuje czasowo? Lub co z tego, że w pierwszą stronę wszystko pasuje tanimi liniami, ale powrót bardziej pasuje mi w opcji multicity (wylot do innego miasta i powrót z innego), a to najlepsze z Warszawy oferuje LOT. Nie lubię wracać do tego samego miejsca, by z niego dopiero kierować się do domu. Cenię sobie elastyczność. I znów wracamy do tego, że kiedy chce się maksymalizować korzyści z urlopu, najważniejszy jest czas.
Podróżowanie nie jest po to, by było tanie
A na koniec: absolutnie nie rozumiem i nie lubię tego, co często można spotkać na polskich forach podróżniczych: Jestem lepszy, bo widziałem coś taniej! Dlatego do szewskiej pasji doprowadza mnie, kiedy ktoś w przewodnikach (nawet oficjalnych!) radzi, że można bilet wstępu ominąć, wchodząc przez dziurę w płocie, która znajduje się w takim a takim miejscu! No kurna mać! Bilety wstępu służą temu, by lokalna społeczność miała pracę, by była zatrudniana do sprzątania, pilnowania albo też restaurowania. Tak, utrzymanie zabytków w dobrej kondycji kosztuje bajońskie sumy i ktoś je musi wyłożyć! Dlaczego my, którzy często przejechaliśmy przysłowiowe pół świata, uważamy, że powinniśmy mieć ten wstęp za darmo?
Reasumując: pieniądze szczęścia nie dają, ale zdecydowanie poprawiają komfort podróży. Macie tak samo?
7 komentarzy
Myślę, że nie jest Pan odosobniony w podejściu do podróżowania. Każdy woli lepiej i wygodniej. Zwrócę jednak uwagę na rzecz oczywistą. Przy samodzielnej podróży lub ze znajomym, który płaci za siebie różnica 1500 zł kontra 2500zł jest zupełnie do przełknięcia. W sytuacji 4 osobowej rodziny to będzie w budżecie wydatek 6000zł lub 10000zł. Szukanie oszczędności jest nieuniknione jeśli tych podróży ma być kilka w ciągu roku i ze względu na dzieci muszą dotyczyć głównie terminów bardziej obleganych (świąteczne i długie weekendy, ferie i pełny sezon).
Od siebie dodam, że przy podróżach samolotem i krótkich pobytach w poszczególnych miejscach miłą rzeczą jest dla mnie śniadanie w hotelu. Nieważne, że zwykle dość drogo wychodzi. Oszczędzamy siły i czas potrzebny na szukanie czegoś na mieście.
Kolejna rzecz, myślę, że się Pan zgodzi, różnego rodzaju karty miejskie ( zwiedzanie i/lub transport). Wygodnie jest nie myśleć o każdym wydawanym Euro czy $.
Oszczędności mogą zawsze wynikać z dobrego zaplanowania wyjazdu. Niekoniecznie są też przeliczalne na pieniądze. Warto więcej/dokładniej zobaczyć i ciekawiej spędzić podróż, zjeść coś dobrego, zrobić fajne zdjęcia zamiast zaliczania kolejnych atrakcji. Z drugiej strony nie do każdego muzeum, kościoła i punktu widokowego warto zaglądać. Dobrze wiedzieć co nas interesuje i to musi być najważniejsze.
Pozdrawiam serdecznie i zapewniam, że chętnie zaglądam do Pańskich wpisów planując własne wyjazdy.
Dorota
Pani Doroto,
Ależ ja się całkowicie zgadzam z każdym Pani słowem. Przecież sam też oszczędzam, coraz mniej ostatnio, ale nie znaczy to, że śpię w pięciogwiazdkowych hotelach 🙂 Wystarczają mi 3* a czasami i niżej jeśli podobają mi się zdjęcia. Ale nie śpię już po „norach”, bo jest taniej.
Cenię sobie klimatyzację w pokoju, kiedy jestem w Azji i nie obracam każdego euro w dłoni przed wejściem do muzeum.
I nie pluję sobie w brodę, że zwiedziłem to czy inne miejsce, chociaż nie było ono warte przysłowiowego eurocenta.
Dlatego napisałem dość przekornie, że… lepiej być bogatszym niż biedniejszym 🙂
Poza tym: Bardzo dziękuję za bycie wierną czytelniczką i bardzo cieszę się, że moje artykuły i zestawienia czasami się przydają w planowaniu podróży <3
Udanych wyjazdów, bo sezon urlopowy się zbliża 🙂
Panie Pawle, co do fortecy w Shiraz – proszę mi wierzyć nie ma Pan czego żałować. Rzeczywiście z zewnątrz jest bardzo ciekawa, a w środku … hmmm jedno z większych rozczarowań…. Tam nic interesującego nie ma.
Niby powinno mnie to pocieszyć (i w sumie robi to), ale z drugiej strony zawsze milej samemu powiedzieć: byłem, widziałem… wiem, że nie warto 🙂
W pełni się z tym zgadzam, dlatego oszczędzam na każdy wyjazd. Noclegi w hotelu czy apartamencie bez klimatyzacji podczas upalnego lata to nie dla mnie. I wcale nie musi być bardzo drogo…
I dobrze jest mieć wybór : mogę zwiedzić kolejne muzeum albo nie, jeśli nie mam ochoty.
Zgadzam się z Tobą. Kiedyś pisałem o oszczędzaniu pieniędzy, które ktoś pomylił ze szczędzeniem na podróżowanie. Pewnie, że dostęp do środków finansowych daje dużo większe możliwości, chociaż ja mimo wszystko zawsze staram się ciąć koszty, jak tylko się da. Podczas podróży nigdy nie szczędzę na lokalnej kuchni, bo to zawsze bardzo mnie interesuje. Nie raz zdarzyło mi się obejść jakieś muzeum, czego obecnie żałuję… bo z góry zakładałem, że i tak nic ciekawego tam nie będzie… Jest kasa, jest impreza (albo podróż).
Przed chwilą wysłuchałem audycji o Pana spostrzezeniach po pobycie w Czarnogórze. Bardzo ciekawe i praktyczne porady.
Spodobała mi się porada: będąc w Czechach lub na Słowacji nie szukaj miejca w schronisku młodzieżowym lub hotelu pracowniczym z w widokiem na płytę dworca autobusowego; tylko wynajmij pokój z widokiem na rynek, ratusz, katedrę.
Pozdrawiam
Andrzej