Weekend w Toruniu to zdecydowanie za mało. Chociaż rzecz jasna wszystko zależy od tego, na co się nastawiacie i jakie atrakcje Torunia chcecie poznać. Bo dla jednych najważniejsze będą muzea, a dla innych restauracje, puby i kawiarnie. Ale każdy znajdzie coś dla siebie. Dlatego na wyjazd do Torunia zaplanujcie przynajmniej weekend!
Toruń zachwyca pięknem i hasło „gotyk na dotyk”, pasuje idealnie. Podczas weekendowego wyjazdu, nie nudziłem się nawet przez chwilę. W tym przewodniku po Toruniu pokażę Wam, jakie atrakcje turystyczne Torunia zobaczyłem i co poza gotykiem zobaczyć. Bo można tu rzecz jasna wracać, by zjeść słynne toruńskie Pierniki, ale też by np. zobaczyć dom narodzin Mikołaja Kopernika albo posiedzieć nad Wisłą w jednaj z knajpek na Bulwarze Filadelfijskim. Toruń potrafi skraść serce i niewątpliwie jest to jedno z najpiękniejszych miast w Polsce.
Najpierw spojrzałem na prognozę pogody, miał to być ładny weekend. Potem spojrzałem na mapę Polski i zastanawiałem się, gdzie pojechać na weekendowy wypad. Wybierałem między położonym blisko granicy z Ukrainą Przemyślem, Zamościem, a Toruniem. Ostatecznie wybór padł na to ostatnie miasto.
I to był na tyle dobry wyjazd, że od tego razu jeszcze kilkukrotnie odwiedzałem Toruń, by zwiedzać jego coraz to nowe atrakcje.
Kiedy myślę Toruń, to…
Zróbcie sobie test i wymieńcie w myślach pierwsze skojarzenia, jakie macie z Toruniem. Moje to: Mikołaj Kopernik, planetarium, pierniki i gotyk. Te cztery, żadne inne! Dlatego pierwsze kroki, jak tylko wysiadłem z pociągu, skierowałem do planetarium. Ale… ponieważ podobno na weselu najpierw trzeba podać najlepsze wino, a dopiero potem to gorsze, to zacznijmy od drugiego dnia, kiedy piękne słońce muskało „gotyk na dotyk”. Wtedy też atrakcje Torunia pokazywały się od najlepszej strony. Specjalnie po to, by zobaczyć Toruń niezadeptany i bez zasłony turystów, o siódmej rano wyszedłem z hotelu pozwiedzać i zrobić zdjęcia.
Największe atrakcje Torunia
Lubię atmosferę poranka. Kiedy na ulicach są tylko ci, którzy muszą być lub ci, dla których właśnie kończy się wieczór. Spokojne ulice, po których przemykają tylko spieszący do pracy na pierwszą zmianę. Oni za chwilę otworzą dla turystów sklepy z pamiątkami, kawiarnie i restauracje. Po wyłożonych płytami ulicach niesie się dźwięcznie stukot obcasów. Poranek w Toruniu to chwila niepowtarzalna. Bo klimat miasta bez rozwrzeszczanych wycieczek, bez ścisku i nieustannego unikania innych przechodniów, jest zupełnie inny. Sprawdźcie sami.
Zacznijmy od dobrej radę ode mnie. Jeśli chcecie zwiedzić lub na początek zobaczyć atrakcje Torunia, nie przeciskając się przez tłum turystów. Jeśli chcecie zrobić zdjęcie atrakcji turystycznych Torunia bez ludzi, którzy wciąż wchodzą w kadr… wstańcie rano i pójdźcie na spacer. Uwierzcie mi, że ruch turystyczny zaczyna się dopiero od około 8. Jeśli w sobotę wyjdziecie z hotelu około 7, będziecie mieli godzinę na delektowanie się miastem bez przelewającego się tłumu. Tak właśnie mogłem podziwiać najsłynniejszy pomnik w Toruniu, pomnik słynnego astronoma Mikołaja Kopernika!
Pomnik Mikołaja Kopernika
Bardzo polecam pójść na staromiejski rynek i podziwiać pomnik Mikołaja Kopernika w pełnej krasie. Jeśli będziecie mieli szczęście z rana, będzie tylko dla Was. Dumny uczony z astrolabium w ręku, spoglądający gdzieś przed siebie.
Na pomniku Mikołaj Kopernik jak na naukowca przystało, ubrany jest w profesorską togę. Powagi dodaje mu wspomniane wyżej astrolabium sferyczne. Ale potrafi tu być mniej poważnie, kiedy trwają juwenalia Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i Mikołaj dostaje jakieś wymyślne przebranie. A przed świętami bożego narodzenia podobno jak na Mikołaja przystało, dostaje czerwoną czapeczkę. Zatem nic dziwnego, że pomnik jest najczęściej fotografowanym obiektem w mieście.
Muzeum pierników czyli symbol Torunia
Skoro dla niektórych Toruń to głównie pierniki, to warto temu zagadnieniu poświęcić więcej czasu. W końcu pierniki wypieka się w Toruniu od kilkuset lat i wspominają o tym przysmaku najstarsze kroniki. Dlatego też w Toruniu mamy dwa muzea pierników. Serio, nie pierniczę! Jedno to za mało! Jest „Żywe muzeum piernika” oraz „Muzeum toruńskiego piernika„. Mając taki wybór wybrałem to drugie, bo to pierwsze słynie z tego, że są w nim warsztaty, na których samodzielnie robi się ciasto a potem je wypieka. Cóż, nie lubię kucharzenia i pieczenia, zatem pognałem do tego drugiego muzeum. Co prawda w nim też są warsztaty, ale o tym nie wiedziałem. Chociaż i tak okazało się, że można kupić bilet tylko na zwiedzanie ekspozycji i to właśnie uczyniłem.
Niestety jak to bywa u mnie miałem niefarta i na początku, kiedy wszedłem do piwnicy, na pierwszą część wystawy, załapałem się na jakąś wycieczkę dzieci, których wizg świdrował uszy do bólu, ale na szczęście po 5 minutach zniknęły krzyczeć gdzie indziej, a ja mogłem w spokoju zaglądać do gablot i oglądać wystawione przedmioty. Główną atrakcją podziemi jest ogromny piec gazowy, w którym niegdyś wypiekano maszynowo pierniki. Oczywiście z telewizora leci opis, jak maszyneria działała i co najpierw się uruchamiało a co później. Fascynujące!
Ale mechanizacja do piernikowego świata wkroczyła relatywnie późno bo około XIX wieku, wcześniej poznajemy historię, jak pierniki tworzono ręcznie. Dowiadujemy się, że co prawda w średniowieczu rządziły cechy, to akurat twórcy pieników nigdy nie mieli własnego, byli zrzeszeni w „Cechu piekarzy chleba miękkiego i niewarzonego”. Trochę to dziwne, ale mimo to ich profesja cieszyła się w mieście wielkim szacunkiem. Aha, wiecie, że słowo „piernik” pochodzi od słowiańskiego słowa „pierny”, co znaczy tyle co „pieprzny”. Czyli dochodzimy do sedna piernika: piernik musi być z przyprawami! I to one stanowią o jego aromacie i oryginalnym smaku.
Oczywiście w muzeum przyprawom poświęcona jest cała wystawa i wszystko to, co mogło wylądować w cieście, zostało dokładnie opisane. Skąd pochodzi, jak wygląda i która część rośliny jest tą, która nas interesuje, by wrzucić ją do kadzi z ciastem. Aha, jak piernik, to musi być miód, zatem te sympatyczne zapylacze też mają tu odrębną wystawę. Naprawdę twórcy „Muzeum toruńskiego piernika” podeszli do sprawy kompleksowo. I nie zapomnijcie wejść na kolejne piętra, bo na nich wystawy opowiadają o tym, jak zmieniała się produkcja i postępowała mechanizacja. No i zajrzymy do starego sklepu z piernikami oraz do gabinetu właściciela fabryki!
Sklepy z pienikami. Piernik na pamiątkę
Jeśli już przy piernikach jesteśmy, to w tym zestawieniu nie może ich zabraknąć. Bo sklepy z piernikami to osobna atrakcja Torunia. Spacerując po starym mieście spotkacie je bardzo często. Są większe, są mniejsze.. ale łączy je asortyment. Okrągłe, kwadratowe, prostokątne, oblane czekoladą, polewą, z marmoladą i bez – TORUŃSKIE PIERNIKI! Rozpływają się na podniebieniu i naprawdę nie ma lepszej pamiątki, by zabrać ze sobą smak Torunia, jak właśnie kupno dla siebie i rodziny na wynos. Można wybrać już zapakowane, a może kupować na wagę, mieszając te smaki, które lubimy.
A następnie przez kilka dni lub tygodni delektować się wspomnieniami w domu przy kawie, do której z pudełka wyciągniemy piernik. Przyznam się Wam, że ostatnio wracając z Łeby, specjalnie zajechaliśmy na jeden dzień do Torunia, by kupić pierniki dla siebie i rodziny.
Osioł hańby – atrakcja dość niecodzienna
Dlatego energicznie szedłem ulicami, pomiędzy oświetlonymi do połowy kamienicami, bo słońce dopiero wstawało nad Toruniem. Fajnie jest zrobić zdjęcie jednego z symboli Torunia czyli osłowi. Osioł jest często „ujeżdżany” przez turystów, którzy robią sobie na nim pamiątkowe zdjęcia z Torunia. Ale ta replika wcale nie kojarzyła się dobrze dawnym mieszkańcom miasta. A konkretnie gwardzistom miejskim, bo to oni za przeskrobanie czegoś, byli przywiązywani do osła na siedząco na cały dzień. Co w tym takiego złego? Ano to, że osioł na grzbiecie ma wysoką, metalową listwę, która nieprzyjemnie wbijała się w miejsce, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę. Cały dzień na czymś takim to tortura, chociaż pewnie i tak przyjemniejsze niż np. chłosta przy pręgierzu.
Pomnik psa Filusia
Potem tylko dla mnie był jeszcze pomnik psa Filusia, czyli postaci z magazynu Szpilki, który co prawda znikł już z półek kiosków, ale przygody jego i jego pana Filutka, wciąż żyją w pamięci ludzi. Psiak w pysku trzyma kapelusz właściciela, a obok stoi, oparta o latarnię charakterystyczna parasolka. Ot taka sympatyczna ciekawostka. Skoro Wrocław ma krasnale, to Toruń może mieć jednego psiaka.
Krzywa wieża w Toruniu
Poszedłem też do krzywej wieży, czyli jednej z baszt, które kiedyś strzegły miasta przed napaścią. Co ciekawe, pierwotnie baszta miała tylko trzy ściany. Od strony miasta była odkryta, by umożliwić łatwiejszy transport strzał, bełtów i innych pocisków, którymi odpierało się dawniej agresora. Ponieważ sztuka obronna ulegała na przestrzeni stuleci zmianie, także baszta została zmodyfikowana i dobudowano brakującą ścianę. Cóż, najwidoczniej jednak fundamenty nie przewidywały takiej konstrukcji, bo wysoka budowla zaczęła się przechylać i dziś jej odchylenie od pionu to 1,4 metra. Ale na szczęście zawalenie się, jej nie grozi.
Wieść gminna niesie, że żaden niewierny facet czy panna nie utrzyma pionu, kiedy obcasami i plecami dotknie ściany. Podobno… Ale dobrze wiemy, że legendy kłamią, bo na Moście Kłamców w rumuńskim Sybinie kłamałem jak najęty, a nie runął, jak zapowiadała legenda 😉
Bramy i mury miejskie
Jak już przy bramach jesteśmy, to warto podejść do Bramy Mostowej, bo tuż obok niej widnieje żuraw. Nie jest może tak imponujący i słynny, jak ten z Gdańska, ale spełniał podobną funkcję, czyli dzięki niemu wciągano zboże na wyższe kondygnacje spichlerzy. I tu dygresja, bo spichlerze w dawnej Polsce pokazują, na czym była oparta gospodarka Rzeczpospolitej Obojga Narodów – na rolnictwie! Spichlerze budowano jak kraj długi i szeroki, od Kazimierza Dolnego po Jarosław i Toruń, a następnie spławiano to zboże barkami do Gdańska, by następnie wysłać w świat.
A jak jesteście już tutaj, to pójdźcie wzdłuż murów dalej. Podejdźcie do imponującej Bramy Żeglarskiej. Sama jej nazwa świadczy o tym, jak bardzo Toruń był zależny od Wisły i towarów nią spławianych. Od strony Wisły mury są bardzo dobrze zachowane, bo miasto nie rozwijało się w tym kierunku. Nie było potrzeby ich wyburzania. Budowanie się poniżej niż, było bezsensowne, bo z racji na powodzie, nikt o zdrowych myślach nie miał ochoty się tu budować. A o tym, jak groźna potrafi być Wisła przekonacie się, patrząc na oznaczenia przy Bramie Mostowej. 18 lutego 1570 lustro wody osiągnęło poziom 10,74 metra, a rzeka płynęła powyżej poziomu bram!
Pomnik flisaka i legenda o żabach
Będąc obok astronoma, warto przejść na drugi róg dawnego Ratusza. Zobaczycie tu pomnik chłopaka ze skrzypcami w ręku. Nie, to nie jest żaden pomnik Mozarta czy innego znanego muzyka. To flisak! Jeden z wielu, którzy kiedyś tłumnie odwiedzali Toruń, przy okazji spławiania drewna w dół Wisły, aż do Gdańska. Zresztą, przez Toruń płynęła też rzeka zboża, tak samo jak przez kilka innych polskich miast, jak np. również przez Kazimierz Dolny. Koniec dygresji 🙂 Ale dlaczego ten niepozorny młodzian ma swój pomnik?
Zgodnie z legendą, kiedy Toruń nawiedziła plaga żab, które skakały po wszystkich kątach niemal jak w biblijnej pladze, do Torunia przybył flisak. Biedny był jeszcze i młody, zatem postanowił dorobić i zaczął grać na ulicy na skrzypcach. Miejscowa ludność nie sypnęła co prawda groszem, ale za to zleciały się do niego wszystkie żaby w okolicy. Jednak flisak nie był głupi i zamiast porzucić grę i wycałować wszystkie, licząc, że któraś zamieni się w księżniczkę, nasz cwaniaczek grał dalej.
Ale grał idąc, a żaby pokicały za nim. W ten to sposób wyprowadził je za mury Torunia, a rajcy miejscy wręczyli mu sowitą nagrodę, a mieszczanie postawili pomnik. Cóż, tyle jedna legenda. Druga głosi, że jak się potrze którąś z ośmiu żab, to spełni się marzenie. Na szczęście nie ma trzeciego przesądu, że jak się pocałuje żabę, to zamieni się w księcia! No bo za cholerę nie dam rady zamieniać się w księcia dla tylu osób! 😀 😉
Dom Kopernika w Toruniu
Korzystając z wczesnej pory, poszedłem zwiedzać jeden z najsłynniejszych domów w Toruniu i jedną z głównych atrakcji tego miasta. Dom Mikołaja Kopernika, bo to w Toruniu urodził się ten wielki polski astronom. Chociaż nie można nie wspomnieć, że jak z Torunia wyjechał, to na dobre. Najwięcej lat swego dorosłego życia spędził we Fromborku, gdzie napisał słynne dzieło „O obrotach”
Fascynujące to miejsce z kilku względów, z czego tylko jednym są narodziny słynnego astronoma, który przewrócił ówczesny świat naukowy na podłogę. I przez co trafił swym dziełem na Indeks Ksiąg Zakazanych, bo Kościół katolicki zawsze był i jest zaściankowy. Drugim powodem jest fantastyczne pokazanie i opisanie tego, czym była kiedyś mieszczańska kamienica. Na licznych ekranach zobaczmy opisy miejsc i funkcji przedmiotów. Trasa rzecz jasna zaczyna się w piwnicy, gdzie jest troszkę o odkryciach geograficznych, o Ziemi, o kosmosie i o nauce w danych czasach.
A potem z podziemi pniemy się ku górze. Przechodząc przez kolejne sale zapoznajemy się z różnymi historiami. Jest coś dla ciała czyli o jadłospisie w dawnych wiekach i o tym jak to jedzenie przechowywano, jest też suto zastawiony stół z produktami, które kiedyś pojawiały się na stole. Także stole Mikołaja Kopernika. I skoro było coś dla ciała, to teraz dla odmiany też dla ciała, bo do sypialni również możemy zajrzeć.
W kolejnych salach jest opis handlu i tego, że w pewnym momencie, kupcy przestali pływać na statkach, a swoimi interesami kierowali z kantorów usytuowanych na parterach domów. I by lepiej zaznajomić się z dawnymi domostwami przeczytamy również o tym jak te domy były budowane i co jest czym w takim średniowiecznym domu. Tak, jest tu po prostu słowniczek, co jest czym. Bo czy wiecie czym jest np. maswerk lub zendrówka? A na końcu jest prawdziwy powiew historii!
Kiedy wejdziecie na ostatnie piętro, na poddasze, możecie spojrzeć na więźbę dachową, która przetrwała do naszych czasów. Dacie wiarę, że te krokwie, które są nad Waszymi głowami zostały zrobione z drzew wyciętych w 1369 roku??!! Mają już 650 lat! Na samą górę warto przyjść także z innego powodu… w pewnym momencie jest tu instalacja artystyczna, a nad Waszymi głowami rozstępuje się niebo.
Ratusz w Toruniu
Z muzeum poświęconemu piernikom udałem się pod stary ratusz, bo na ratuszową wieżę można się wspiąć. A mnie zawsze ciągnie, by spojrzeć na miasto z góry. Wieża jest imponująca, bo 40 metrów wysokości to nie w kij dmuchał. Dodatkowo jeśli wierzyć opisowi na tabliczce przy wejściu to wieża symbolizowała rok, 4 narożne wieżyczki to cztery pory roku, 12 wielkich sal to tyle samo miesięcy, 52 małe pomieszczenia to tygodnie, a 365 okien to dni w roku. Co ciekawe, na lata przestępne, dobudowywano okno, które następnie burzono.
Ale wróćmy do wieży, bo kiedy wreszcie się na nią wdrapałem, uznałem, że po pierwsze: panuje tu dziki tłok, bo miejsca niewiele, a turystów sporo. Po drugie widok z wieży jest po prostu paskudny, bo niestety gdzie nie spojrzeć dookoła widać było bloki z wielkiej płyty. Widok po prostu brzydki. Na szczęście pośrodku tego jest stare miasto, które jest jak perła rzucona w… tu sobie sami wstawcie w co 😀 Dlatego poniżej pokazuję Wam piękny Ratusz, a nie widok z niego.
Panorama Torunia – widok zza rzeki
Ale jest też w Toruniu miejsce magiczne, z widokiem jak z pocztówki i właśnie ten widok najczęściej widać na pocztówkach z największymi atrakcjami miasta. To widok panoramy Torunia widziany z drugiej strony Wisły. To był ostatni widok, jaki widziałem podczas wyjazdu do Torunia. Specjalnie w tym celu nie skorzystałem z autobusu na dworzec kolejowy, lecz poszedłem piechotą ze Starego Miasta i wzdłuż Wisły, boczną dróżką doszedłem do platformy widokowej.
Niestety tą sama drogą jechali również motocykliści, którzy potrafią rozwalić cały klimat magicznego miejsca swoimi pyrkoczącymi motocyklami. Ale to na marginesie, bo widok zza rzeki jest zjawiskowy. Kościoły, mury miejskie i czerwone dachy miasta, to po prostu przepiękny widok. Chyba nikt z Was nie zaprzeczy?
Bulwar Filadelfijski
Aha, warto wiedzieć, że bulwar ciągnący się wzdłuż Wisły po stronie staromiejskiej ma nazwę Bulwaru Filadelfijskiego i jest to taki hmmm deptak Torunia. Tu w ciepłe letnie wieczory można posiedzieć na schodkach i pijąc coś orzeźwiającego, popatrzeć na Wisłę, pogadać ze znajomymi. Spędzić miło czas. Tak, można się tu wtedy spodziewać całkiem sporego towarzystwa. Skąd taka nazwa? Filadelfia jest miastem partnerskim Torunia i dla przeciwwagi w Filadelfii jest Trójkąt Toruński i pomnik Kopernika.
A teraz cofnijmy się w czasie do tego, co było dzień wcześniej, do tego czasu, kiedy niebo nie było niebieskie, a powietrze przejrzyste, kiedy zwiedzałem wnętrza atrakcji Torunia.
Planetarium w Toruniu
Właściwie to nie jest planetarium lecz Centrum Popularyzacji Kosmosu. Miałem szczęście! Tak, czasami w życiu tak mam, że miewam szczęście! Tym razem szczęście dopisało mi przy kasie z biletami. Bilet na seans w planetarium ciężko w weekend zdobyć ot tak, z marszu. Para przede mną usłyszała, że mogą wejść o 14, bo jeszcze są dostępne bilety, dlatego kiedy przyszła moja kolej, także poprosiłem o bilet na drugą. Jakie było moje zdziwienie, kiedy pani spojrzała na mnie i rzekła: Ale jeden bilet na dwunastą jeszcze jest, bierze pan? Pewnie, że wziąłem!
Załapałem się na seans „Za horyzont”. Jest to rozmowa pomiędzy wnuczką a dziadkiem, mądrym dziadkiem profesorem, który tłumaczy dziecku, co to jest ten kosmos i co w nim pięknego. I o ile idea jest szczytna, to czasami dialogi są tak sztuczne, że zastanawiam się, czy twórcy nie odsłuchali tego przed wypuszczeniem w świat? I czy nie można by było zrobić paru dubli, kiedy wnuczka i dziadek czytali z kartki swoje kwestie. Niestety jestem wyczulony na sztuczność i bolą mnie wtedy zęby. W planetarium kilkukrotnie zabolały.
Seans w planetarium
Co oczywiście nie zmienia mojej bardzo pozytywnej oceny miejsca! Fajnie, że do planetarium ustawiają się kolejki, fantastycznie, że ludzie chcą poszerzyć swoją wiedzę, bo powiedzmy sobie szczerze: o kosmosie zwykli zjadacze chleba, w tym ja, nie mają bladego pojęcia. Ale też w dobie niemalże wszystko mogących komputerów, jeśli chodzi o grafikę, troszkę w oczy kłują te animacje, które czasami wyświetlają się na kopule (wiem, „Władca pierścieni” wysoko zawiesił poprzeczkę). No i chwilami od tego wirowania poszczególnych animacji, musiałem zamykać oczy. Obstawiam, że osoby podatne na epilepsje, mogą mieć problem. Ale to moja ocena, a przecież lekarzem nie jestem.
Ale i tak zapamiętam głównie to, że wylądowałem na sali z wycieczką Radia Maryja. Nic by w tym złego nie było, każdy ma prawo należeć do sekty. Ale nie ma prawa przeszkadzać innym wstając podczas seansu, a jeszcze bardziej nie ma prawa wyciągać telefonu i świecić ekranem, nie widząc w tym nic złego. A że owa starsza pani miała coś koło 70 lat z okładem, słuch też miała chyba słaby, bo nie reagowała na opierdal, że jednak przeszkadza. A nie przyszło jej na myśl, że w idealnie zaciemnionej sali, gdzie oglądać trzeba jasne punkciki imitujące gwiazdy, jej komórka nagle powoduje, że seans należy przerwać.
Muzeum Podróżników imienia Tony’ego Halika
Konia z rzędem temu, kto nie zna programu „Pieprz i wanilia” Elżbiety Dzikowskiej i Tony’ego Halika. Wiem, to stary program, ale co poradzić, że to był pierwszy podróżniczy program, jaki w życiu oglądałem? Z anteny telewizyjnej znikł w 1998 roku, ale zanim zaprzestano emisji, przez dwadzieścia!!! lat pokazywał Polakom świat.
I właśnie eksponaty, które często grały w tych programach, eksponaty, które przekazała Elżbieta Dzikowska, czyli żona Tony’ego, można oglądać w Muzeum Podróżników w Toruniu. Początek ekspozycji, czyli parter, nie zapowiada fajerwerków, ale wierzcie mi, że kiedy wejdziecie na piętra, szczególnie piętra tej drugiej kamienicy, tam dopiero dzieją się przed oczami cuda. Biżuteria z różnych stron świata, ale nie taka królewska, raczej bardziej ludyczna, plemienna. Do tego różne maski, nakrycia głowy, bogate stroje. I muzeum nie byłoby muzeum o podróżach, gdyby nie byli tu przedstawieni także najwięksi odkrywcy. Jak np. Vasco da Gama, którego grób miałem okazję widzieć w kościele przy klasztorze Hieronimitów w Lizbonie.
Muzeum jest interesujące także z innego powodu. Przy okazji zwiedzania mamy szansę zobaczyć stare kamienice od środka. Co prawda dawny układ nie jest wiernie zachowany, ale spacer po starych pomieszczeniach też jest ciekawy. W pamięci z muzeum zostanie mi jednak co innego. Oto kiedy przechodziłem na drugą klatkę schodową, na parterze rozłożyła się rodzina z bardzo małym dzieckiem, któremu na podgrzewaczu rodzice robili jedzenie. Rzecz jasna głośno przy tym śpiewając dla przyciągnięcia uwag dziecka. Faktycznie była w nich dusza podróżników nomadów, skoro nie mogli tego zrobić w hotelu 😉
Muzeum Okręgowe w Toruniu
Na ostatni „strzał” tego dnia wziąłem Muzeum Okręgowe w Toruniu. Czyli z nazwy dość nieciekawą instytucje, ale… nic bardziej mylnego! Miejsce jest fascynujące, a smaczku dodaje lokalizacja, czyli stary ratusz. Tak, ten z czerwonej, ciepłej, przepięknej cegły! To jest niemalże egzemplifikacja hasła, którym reklamuje się Toruń czyli „Gotyk na dotyk”.
Muzeum Okręgowe w Toruniu ma kilka szczególnych miejsc – została podzielona na sekcje tematyczne, czy bardziej objęto je cezurą czasu. Po pierwsze jest wystawa gotycka w osobnym skrzydle i z osobnym wejściem. Najpierw można zejść do piwnicy, gdzie na mnie największe wrażenie zrobiło ceglane sklepienie i podpory. Wystawa sztuki nowoczesnej, nawet jeśli są to kafle największych sław, cóż na mnie wrażenia nie robi. Wolałem wrócić na górę.
A na parterze było to, co uwielbiam czyli artefakty przeszłości. Pal sześć rzeźbioną sztukę sakralną i wystawiony w jednej z nisz ołtarz. Piękny jest, nie powiem, fantastycznie jest przyjrzeć mu się z bliska. Ale na mnie największe wrażenie zrobiła wystawa witraży. Kilkusetletnich „kolorowych szkiełek”, zgromadzonych w tym muzeum z okolicznych świątyń, by zachować je dla potomności. 600 letnie szkło! Na mnie to robi wrażenie! Tym bardziej, że w tamtych czasach uzyskanie czegoś takiego, to nie było to co dziś! Rzecz jasna wystawie towarzyszą opisy, jak takie witraże powstawały. Dla mnie mega ciekawe!
Potem zaś poszedłem zwiedzać pięterko. Tam znów czekały eksponaty mające kilkaset lat.
Pierwsze piętro to kilkaset lat historii Polski zaklęte w murach. Tu wiszą wspaniałe obrazy, tu jest piękny portal, tu w gablotach stoją eksponaty. Jednym z nich jest urna jeśli dobrze pamiętam, na której z detalami przedstawiono ścięcie burmistrza Torunia Jana Gotfryda Roesnera, którego sąd uznał za winnego tumultu toruńskiego, czyli rozruchów miejskich z 16 lipca 1724, podczas których zbezczeszczono kościół katolicki. Cóż, igranie z wiarą w tamtym czasie nie mogło się dobrze skończyć.
Jeśli lubicie historię, to na pewno wejdziecie do sali, w której swoich dni dokonał Jan Olbracht, sala rzecz jasna zwie się „Komnatą królewską” – wisi tu nawet stosowne oznaczenie, że „Sala królewska pamiętna śmiercią Jana Olbrachta w dniu 17 czerwca 1501r.” To co najciekawsze z tej sali, to wejście do niej czyli przepiękny, rzeźbiony portal.
Aha na koniec jedna ważna kwestia: Na drugim, ostatnim udostępnionym do zwiedzania piętrze mieści się wystawa sztuki nowoczesnej. Jeśli nie lubicie tego typu twórczości, tak jak ja omijam ją szerokim łukiem, to pod żadnym pozorem tam nie idźcie. Jednak jeśli to Wasz świat i lubicie czarne prostokąty na czerwonym tle lub powykrzywiane linie fantazyjnie ponazywane, to jest to miejsce idealna dla Was. Żeby nie było, iż nie uprzedzałem.
Zamek krzyżacki w Toruniu
Burdel i rozpierdziucha proszę ja Państwa mają się dobrze od lat kilkuset. Zamek krzyżacki w Toruniu jest tego najlepszym dowodem. Jak w 1454 roku toruńscy mieszczanie się wkurzyli, tak do dziś z dawnych murów zamkowych przetrwało to samo czyli niewiele:) Ale cofnijmy się deczko w czasie, bo trzeba poznać przyczyny tego, co się stało, że zamek został zburzony!
Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. A kto ma siłę i wojsko, ten jest w stanie nakładać podatki. Dlatego tak bogate miasto jak Toruń, miasto leżące nad rzeką i kontrolujące spław Wisłą drewna i zboża w kierunku Gdańska, nie chciało, by ktokolwiek ot tak sobie z pozycji siły nakładał na nich jakie chce podatki. A czynili to Krzyżacy, którzy z zamku mogli wpływać na miasto. Zamek krzyżacki rzecz jasna nie był tak potężny, jak ten w Malborku, ale wystarczał, do kontroli okolicy.
Dlatego właśnie po wcześniejszych ustaleniach z królem Polski, Związek Pruski, organizacja miast pruskich – w tym Torunia, postanowiła wykonać woltę i wypowiedzieć posłuszeństwo Państwu Zakonnemu. 7 lutego 1454 roku mieszczanie toruńscy dokonali nieudanego szturmu na zamek. Ale już następnego dnia komtur poddał zamek i otworzył bramy warowni. Cóż, mieszczanie Torunia pomni historii i tego, że kto ma zamek, ten ma władzę, przystąpili do rozbiórki. Dzięki temu liczyli, że nie zagnieździ się tam żadna zbrojna siła, czy to krzyżacka, czy polska. Zrobili to tak skutecznie, że forteca nie została nigdy odbudowana i przez stulecia robiła za wysypisko śmieci. Dopiero w latach 60’tych ubiegłego wieku ruiny zostały oczyszczone i nadano im funkcje muzealne. Dziś są tu sale historyczne, muzeum tortur i malownicze ruiny, do robienia zdjęć.
Muzeum Zabawek, czyli coś dla dorosłych
Muzeum Zabawek z nazwy wydaje się miejscem, które jest przeznaczone dla dzieci. Nic bardziej mylnego, bo to atrakcja dla dorosłych. Rzecz jasna z dziećmi też tu można przyjść, ale szczerze mówiąc, to nie sądzę, by wyszły tak zachwycone jak dorośli (czyli jak np. ja). A dlaczego? Już tłumaczę.
Po pierwsze wchodząc na pewno spodziewamy się więcej. Ja spodziewałem się więcej! Bo Muzeum Zabawek to zaledwie jeden bardzo duży pokój. I nie ma tu wielu spektakularnych wizualnie atrakcji. Ale to dlatego, że obecny świat przyzwyczaił nas do tego, że wszystko świeci, miga i gra. A przecież zabawki nie zawsze takie były i to właśnie pokazuje ta nietypowa atrakcja na mapie Torunia.
I coś co najbardziej w Muzeum Zabawek zaskakuje, to narracja. Otóż jeśli chcecie wpaść i zobaczyć, to na zwiedzanie potrzebujecie około 15 minut. Ale jeśli tylko macie czas, by posłuchać właściciela i przewodnika zarazem, wtedy czas się nie liczy i po prostu wrócicie wspomnieniami do dziecięcych lat. Tak, nawet jeśli macie 40 i więcej lat!
Muzeum zawiera eksponaty z XIX wieku. Jest tu dom dla lalek, który kiedyś stał w kurniku, a został podarowany temu miejscu. Są tu przeróżne i cenne lalki (stare i nowe barbie), ołowiane żołnierzyki, zdalnie sterowane samochody na kabel, którymi można się było bawić w latach 80tych ubiegłego wieku. Są kolejki i nakręcane na kluczyk gadżety. Muzeum to w zasadzie miejsce, gdzie widzimy, jak kiedyś tylko wyobraźnia ograniczała dzieci w zabawie. A dziś oraz im bliżej czasów współczesnych, zabawki stają się bardziej dosłowne i skomplikowane. A także bezpieczne…
Wizyta w Muzeum Zabawek w Toruniu będzie dla Was cofnięciem się w czasie. Powrotem do przeszłości, bo wierzcie mi, że zapewne wieloma takimi zabawkami sami się bawiliście!
Polecam!
Nietypowe atrakcje Torunia
Jedną z atrakcji wywołujących uśmiech jest „Smok toruński„. Tak jest, dobrze przeczytaliście! Toruń ma swojego smoka i związana jest z nim pewna opowieść, którą przeczytać można na murze przy wylegującym się smoku. Dobra, to raczej smoczek niż pełnowymiarowy smok, ale przecież zawsze może podrosnąć, nie? A co jest napisane?
„13 sierpnia 1746 r. mistrz ciesielski Johan Georg Hieronim i żona miejskiego żołnierza Kataharina Storchin zaświadczyli w kancelarii miejskiej w Toruniu, że wiosną 1746 r. widzieli smoka. Stwór potrafił latać i pływać, miał 2 metry długości, głowę i tułów ciemnoszare, ogon jasnobrązowy i błyszczący. Smok latający pojawił się w pobliżu Strugi Toruńskiej w rejonie Przedzamcza i odleciał w stronę ruin zamku krzyżackiego.”
Tyle legenda. A ja się pytam, co robili razem mistrz ciesielski i żona żołnierza?! 😀 Chociaż gadzina poleciała w stronę ruin zamku zbudowanego przez osobników, którzy też byli niezłymi gadami, to widać, że ciągnie swego do swego.
Kolejną ciekawą „atrakcją” jest „Toruńska przekupka” czyli pomnik, który stoi na Rynku nowomiejskim. Tuż pod ratuszem, który bardziej przypomina kościół niż ratusz, na ławeczce zasiadła kobiecina. Pod ramieniem trzyma gęś, a w prawej koszyk z jajami. Niestety babina jest pierdołowata, bo jedno jajo właśnie wypada z koszyczka… Ale, ale.. zwróćcie uwagę na jeszcze jeden szczegół. Jak nic przekupka jest też teściową, o czym świadczyć może żmija, która wystawia łeb obok prawego buta kobiety 🙂
Z nietypowych atrakcji na pewno są jeszcze: Pies Filuś oraz karny osioł. Ale to już opisałem wyżej, zatem nie ma się co powtarzać.
Restauracje i gdzie zjeść w Toruniu
A wieczór spędziłem na kolacji w browarze Jan Olbracht, jednym z pierwszych browarów w Polsce, który warzył przyzwoite piwa. Może nie wybitne, jak np. Artezan czy Browar Zakładowy, ale bardzo dobre! Lubię skosztować tego, co lokalnie jest na barze i lubię lokale, gdzie mają menu degustacyjne. A za doskonałą obsługę, lubię zostawić napiwek, tu nawet kelner z napisem „uczę się”, zapewniał lepszy serwis niż doświadczeni kelnerzy w restauracji Spichrz w hotelu o tej samej nazwie.
Co poradzić, że może i w Spichrzu dają bardzo dobrze jeść, jeśli skupiają swoją uwagę na stolikach, gdzie jest więcej ludzi niż samotny podróżnik, jaki byłem ja? Cóż, liczą na wysoki napiwek… Ale żeby nie było, śniadania w Spichrzu, bo w tym hotelu spałem, są doskonałe! Co prawda jeśli nie jesteście gośćmi hotelowymi to za śniadanie w hoteli Spichrz zapłacicie 45 zł, ale to szwedzki stół i jest smacznie!
Jeśli Jan Olbracht będzie zatłoczony warto zajść do restauracji Stare Metropolis. Są dwa lokale o tej nazwie i w obydwu karmią tak samo dobrze. Czasami tylko chwilę trzeba poczekać na stolik. Przyznaję, że polędwiczki w sosie kurkowym z opiekanymi w ziołach ziemniakami były po prostu genialne! Fantastyczna jest też obsługa w restauracji tej sieci na ulicy Podmurnej. Obsługa na ulicy Łaziennej z powodu natłoku klientów delikatnie nie wyrabiała na zakrętach i nie wszystko zapamiętywała.
Jeśli macie ochotę na śniadanie, to dobrym wyborem zapewne będzie lokal o nazwie Bułka. Jest to restauracja śniadaniowa, która specjalizuje się w rannym karmieniu turystów. Niestety zawsze przed nią stoi kolejka, zatem albo wstaniecie wcześnie, albo odstoicie swoje w kolejce, a potem odczekacie około 30-40 minut na śniadanie.
Kawiarnie w Toruniu
A jeśli jak ja jesteście uzależnieni od kofeiny i na śniadanie musicie wypić dobrą kawę, zajdźcie koniecznie do kawiarni Projekt Nano. Tu dostaniecie espresso z ziaren z różnych krajów. A na deser znajdą się przepyszne ciasta! Bożesz ty mój… ten sernik będzie mi się śnił!
Projekt Nano ewoluował i to przykład na to, że dobre miejsca potrafią obronić się same. Otóż wcześniejszy lokal był za mały, zatem zmienił lokalizacje o kilkadziesiąt metrów i teraz jest w stanie pomieścić większą ilość miłośników kawy. Projekt Nano znajdziecie na ulicy Podmurnej 14.
Jest jeszcze drugie miejsce, które zaręczam, że jakością nie zawiedzie kawoszy. To NAPAR. Nazwa może bardziej kojarzy się z herbatą czy naparami z ziół, ale naprawdę kawa też jest tu pierwszorzędna. Do tego można rzecz jasna zamówić bardzo dobre ciasta. Ogromny plus także za sposób podania kawy, bo jakość tego, z czego pijemy, też ma znaczenie. Lokal jest mniejszy od opisanego powyżej, ale ma mały ogródek, zatem w sezonie powinno się udać, znaleźć miejsce.
Napar znajdziecie pod adresem Most Pauliński 3.
Poza tym życie nocne w Toruniu ma się doskonale i zarówno na Rynku jak i na Nowym Mieście knajpki zapraszają, by usiąść w ogródku. Ale ja polecam, by wejść w podziemia, bo przecież przez stulecia piwnice Torunia pełniły role składów, dziś są w nich klimatyczne puby. Doskonałe na ochłodę po upalnym dniu. Jeśli preferujecie dobre drinki i lubicie z nimi eksperymentować, polecam lokal o nazwie „Po Prostu” wspaniali bariści, słuchający klientów i komponujący autorskie drinki w dobrych cenach!
Nocleg w Toruniu, czyli jaki hotel wybrać
Z całą odpowiedzialnością mogę Wam polecić nocleg w hotelu Spichrz, znajdującym się tuż obok murów obronnych w dodatku z pięknym widokiem na Wisłę. W cenie znakomite śniadanie. I szczerze mówiąc doskonale mi się mieszkało w historycznym centrum. Dzięki temu wieczorem nie musiałem daleko chodzić, by wyjść z hotelu i do niego wrócić, kiedy sprawdzałem życie nocne Torunia. Dobrym wyborem, który także przetestowałem, są apartamenty Prosta 17. Położone pomiędzy Starym a Nowym Miastem, w starej kamienicy mają swój klimat.
Jeśli chcecie jakiś inny hotel, skorzystajcie z poniższej wyszukiwarki.