Kair – stolica Egiptu – to miasto ogromne, o wspaniałej historii i wręcz naszpikowane atrakcjami turystycznymi. Lecąc do Kairu, nie wiedziałem czego się spodziewać i zaskoczenie było całkowite. Różnorodnością, życiem, uprzejmością i kontrastami. Zwiedzając Kair można się po prostu zatracić.
Kair jest jak uosobienie baśni Tysiąca i jednej nocy, które snuła Szeherezada. Potężne bramy, strzeliste i sięgające nieba minarety, przepiękne zdobienia medres, handlarze w wąskich uliczkach, owoce na straganach i architektura tak piękna, że nie wiadomo, na czym skupić wzrok! Kair bywa bajkowy. Ale bywa też nowoczesny, zabiegany i głośny. Biedny i bogaty, zależy gdzie trafimy.
Kair robi wrażenie
Spis treści
Jeśli zapytacie, co w Kairze zrobiło na mnie największe wrażenie i czego na pewno nie zapomnę, to odpowiedź będzie brzmiała: Dawne mury obronne miasta wraz z potężnymi bramami wjazdowymi. Jakże Kair musiał być potężny, jak bogaty by pozwolić sobie na tak wysokie mury, na potężne bramy i na „niepotrzebne” zdobienia na wydawałoby się obronnych elementach. Z opuszczoną szczęką stałem trzykrotnie.
Raz kiedy ze wzgórza koło slumsów patrzyłem na pozostałe do dzisiejszych czasów mury i dwie stare bramy. Drugi raz, kiedy wszedłem na minaret zbudowany przy bramie Bab Zuweia i zobaczyłem miasto u moich stóp!
Trzeci raz był przy Cytadeli, chyba jednym z najlepszych punktów widokowych miasta. I tu ponownie miałem miasto u swoich stóp. Wszystko widoczne jak na dłoni. Największe wrażenie znów robiły świątynie. Stojące poniżej ogromne meczety z wysokimi minaretami. To trzeba zobaczyć i przeżyć, bo opisać emocje, jest bardzo trudno.
Ale prawdziwy Kair to także ten, który każdego dnia jest krwiobiegiem tego miasta. To dwadzieścia milionów ludzi zamieszkujących wszędzie, gdzie się da. W części w bogatych dzielnicach, w części w slumsach, w części w zwyczajnych domach. Jeżdżących po Kairze autobusami, metrem, taksówkami, wreszcie przemieszczających się piechotą jak ja. Pamiętam, jak wieczorem wracałem z dzielnicy arabskiej.
Do hotelu miałem kilka kilometrów, zatem jak zawsze pokonywałem ten dystans pieszo. Było coś fascynującego w tym jednym wielkim jarmarku obok drogi. Wciąż ktoś, coś krzyczał, sprzedawał i kupował. Tuż obok powoli przeciskały się samochody prywatne i zatłoczone autobusy. Jedna masa, która pulsuje i jest jak krew w tętnicy. Ludzka krew napędzająca życie miasta.
I pamiętam też inny wieczór. Najpierw chciałem wejść na wieżę w Kairze. Niestety nie udało mi się, bo czas oczekiwania był za długi, a ja chciałem teraz, już, by przy zachodzie słońca zobaczyć piramidy w Gizie. Przy okazji marszu jakiś chłopak koniecznie chciał mnie przekonać, że tym mostem nie przejdę do punktu, do którego idę. Cóż, okazało się, że chciał mnie przeciągnąć drogą obok swojego sklepu z pamiątkami i rękodziełem. Po dłuższej rozmowie uśmiechnąłem się do niego i pomknąłem dalej. Ale w drodze powrotnej, zanim dotarłem do mojego hotelu, zapuściłem się w boczne uliczki. Chciałem poobserwować codzienność, normalność z dala od atrakcji turystycznych.
Bo w bocznych uliczkach można natknąć się na małe knajpki, gdzie przy kilkunastu stolikach starsi i młodsi piją herbatę. Usiadłem przy jednym z nich i czekałem. Jak fajnie było być potraktowanym normalnie. Bo nikt się do mnie nie rzucił, że ot najpierw będą obsługiwać turystę. Przyszła moja kolej, chłopak z obsługi podszedł i do mnie. Fajnie się pije herbatę w takim miejscu. Musicie spróbować.
A teraz zapraszam Was na spacer po atrakcjach Kairu. Oczywiście nie wszystkich, bo tych jest tu o wiele, wiele więcej. Ja podczas moich dwóch pobytów w stolicy Egiptu zaledwie liznąłem to największe miasto w Afryce. Wiem już, że muszę tu wrócić. Chociażby po to, by zobaczyć Nowe Muzeum Egipskie, a i na piramidy chętnie zerknę jeszcze raz.
Muzeum Egipskie w Kairze
Powiedzmy sobie wprost: Chyba większość z nas, na pytanie o pierwsze skojarzenia z Kairem, wymieni mumie egipskie. A jeśli mumie, to jesteśmy bardzo blisko muzeum, w którym jest ich bardzo, bardzo wiele. I nie tylko ich, ale wszelkich artefaktów starożytnego Egiptu.
Muzeum Egipskie jako instytucja sięga 1835 roku, kiedy założony został pierwowzór dzisiejszego muzeum. Budynek i instytucja, którą znamy dziś powstały w 1902 roku. Przez lata gromadziły skarby z kolejnych odkrywanych grobowców i świątyń. Powiększała się wiedza o starożytnym Egipcie, puchły też gabloty, w których wystawiane są kolejne odkrycia.
Nie umiem dobrze opisać Muzeum Egipskiego w Kairze, bo ogrom nagromadzonych w nim skarbów, jest nie do opowiedzenia. Budynek wręcz pęka od pokazywanej historii. Z jednej strony są w nim prezentowane drobne przedmioty jak figurki i biżuteria. Z drugiej zaś przeniesiono tu wielkie bramy i posągi faraonów!
Jest też cała ogromna sala z sarkofagami trumiennymi i mumiami. Jakże barwne i bogato zdobione były trumny tych, którzy zmumifikowani odeszli w nich w zaświaty. Ale ciekawostką jest, że obejrzymy nie tylko mumie ludzkie, ale także zwierzęce! Psów, kotów, krokodyli, ryb.
Podobno w Muzeum Egipskim w Kairze jest ponad 160 000 eksponatów, zatem na wizytę zaplanujcie przynajmniej kilka godzin, a i tak będziecie mieli niedosyt. Poczucie, że nie zobaczyliście wszystkiego, chociaż było na wyciągnięcie ręki. Oczywiście jeśli lubicie tego typu miejsca. Muzea na wskroś przesiąknięte historią, bo przecież są tu artefakty mające już pięć tysięcy lat. Zresztą, tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć. Te wszystkie rzeczy, które znalezione zostały podczas wykopalisk. Te których przez tysiące lat nie znaleźli i nie rozkradli cmentarni rabusie. Cmentarne hieny, które przecież grasowały w Dolinie Królów w oddalonym o kilkaset kilometrów w górę Nilu Luxorze.
Reasumując: Nie da się opowiedzieć kilku tysięcy lat historii w kilka godzin na kilku piętrach i choćby i w setkach wystaw. Można tych historii tylko liznąć i to zobaczycie w muzeum. Chociaż w tym nowym muzeum obok piramid, zobaczymy jeszcze więcej. Niech tylko to muzeum otworzą.
Dzielnica Arabska
Na początku tego artykułu napisałem o widoku na dzielnicę arabską, na Arabski Kair widziany z kilku perspektyw. Ze wzgórza obok slumsów. Naprzeciwko potężnej bramy Bab al-Fatuh, jednej z kilku, które przetrwały do naszych czasów. Oraz z minaretu bramy Bab Zuweia. Widziałem las minaretów z jednej strony, a z drugiej biedę burzonego powoli, starego arabskiego Kairu.
Wiekowe, gliniane domy tuż obok głównej uliczki, ale poza zasięgiem wzroku turystów i innych kupujących na straganach. Domy powoli obracające się w ruinę i śmietnisko historii. Jedyne co mnie zadziwia, że nikt tego nie sprząta, nie ma planu na coś nowego. Z góry wygląda to chwilami jak wysypisko śmieci, bo oczywiście lokalni mieszkańcy niepotrzebne im rzeczy wywalają gdzie popadnie, czyli na przykład na dach.
Zresztą dzielnica arabska to miejsce, któremu warto poświęcić przynajmniej dzień. I tu przyznam, że sam odczuwam wielki niedosyt tego miejsca, żałuję, że nie zajrzałem w każdy zakamarek, nie odkryłem wszystkiego, co się dało. Można powiedzieć, że tylko liznąłem to, co było na wyciągnięcie ręki, ale nie poszedłem za ciosem, nie zagłębiłem się. Ale może to i dobrze, bo mam ochotę wrócić do Kairu, by tym razem zwiedzić jego atrakcje bardziej systematycznie, na spokojnie. Nie jak szalony turysta ganiający z miejsca na miejsce. Nie mogący się zdecydować, co chce zobaczyć, bo chce widzieć wszystko! A jeśli twierdzisz, że widziałeś wszystko, to znaczy, że niczego nie widziałeś.
Fascynujące zabytki arabskiej dzielnicy
A jeśli zapytacie, co ciekawego jest w dzielnicy arabskiej, to odpowiem, że przede wszystkim meczety i medresy. Więcej szczegółów przeczytacie w osobnym artykule. Tu napiszę tylko tyle, że zdobienia budynków są po prostu piękne. I na pewno trzeba stać z podniesioną do góry głową, bo sufity są takie, że można stać z rozdziawioną buzią. I to zarówno ze zdziwienia, jak też dlatego, że tak jest po prostu wygodniej 🙂
Miejsc do zwiedzania jest tu bardzo wiele, ale wymienię kilka, których po prostu nie sposób pominąć. Pierwszym niech będzie zbudowany w trzynaście miesięcy Qalawun z XIII wieku. Wrażenie robi już z zewnątrz, ale w środku jest jeszcze bardziej zjawiskowy. Zdobienia ścian, sufit, misternie ułożone we wzory kamienie i obróbka drewna, to wszystko nie może ujść Waszej uwadze.
A jeśli tego miejsca Wam będzie mało, zapraszam do wnętrz meczetu Al-Ashraf. Tu też im wyżej, tym piękniej. Albo kolejny meczet, tym razem meczet sułtana al-Mu’ayyada obok potężnych minaretów zbudowanych na bramie Zuwaya. Na dziedzińcu na pewno zwróci Waszą uwagę miejsce do ablucji, czyli rytualnego obmycia ciała przed modlitwą. Dookoła zaś rzeźbione łuki otaczających dziedziniec arkad. A potem wnętrze pod arkadami, na nie też można się gapić godzinami. Bo co prawda sztuka arabska nie zawiera obrazów żywych stworzeń, to te geometryczne i roślinne wzory, są przepiękne.
Kair koptyjski, czyli w świecie chrześcijan
Do koptyjskiego Kairu, czyli Starego Kairu, przyjechałem prosto ze zwiedzania Piramid w Gizie. Ot wziąłem Ubera i w ciągu pół godziny byłem na miejscu. I od razu na początku zdziwienie, bo do tego dystryktu nie można ot tak sobie wejść. Mój kierowca zatrzymał się w odpowiednim miejscu i powiedział, że to tu! Miał rację, bo brama wejściowa jest pilnie strzeżona przez wojsko, a przed przysłowiowym przekroczeniem progu, należy okazać zawartość plecaka i przejść przez bramkę do wykrywania metalu. Dopiero po tej kontroli można wejść do najstarszej części Kairu. Cóż, wszystkie środki ostrożności mają chronić przed islamskimi ekstremistami.
Za to za bramą wszystko wygląda dość niepozornie i w sumie absolutnie nie widać tego, co stanowi o unikalności tego miejsca. Oczywiście, jeśli wiemy gdzie spojrzeć, wszystko odbierzemy inaczej. Bo przecież dotknąć można starożytnych ścian, starych napisów, poczuć chłód starożytnej groty. I przede wszystkim przejść przez bramy świątyń. Bo to za nimi kryje się prawdziwa historia.
A trzeba powiedzieć, że dzielnica koptyjska to Stary Kair. To tu narodziło się miasto, które następnie rozrosło się w w metropolię. Wszystko podobno przez Persów, czyli teraźniejszy Iran. Bo to Persowie założyli tu pierwszą osadę, którą nazywano Babilonem. A skąd ta nazwa? Pochodzi od słów Bab il-On czyli Brama On. Brama pobliskiego starożytnego sanktuarium. Następnie swoje piętno zostawił tu starożytny Rzym, który za czasów cesarza Trajana w około setnym roku naszej ery postawił tu potężne fortyfikacje. Dziś służą za fundament kościoła św. Jerzego. Jak widać w przyrodzie nic co wartościowe nie może się marnować. Choćby to były mury i fundamenty. Ale to Koptowie wywarli największy wpływ na ten teren. Widzimy to do dziś we wnętrzach kościołów, które tu zbudowano.
Świątynie Starego Kairu
Jednym z najbardziej znanych jest kościół świętego Sergiusza. Jego wyróżnikiem jest to, że w podziemiach jest grota, w której schroniła się podobno Święta Rodzina, kiedy uciekała do Egiptu. Jest tu też studnia, z której jakoby pili wodę. Kościół powstał w V wieku naszej ery rzecz jasna, zatem jest jednym z najstarszych budynków w mieście (nie licząc piramid rzecz jasna 🙂 )
Tuż obok znajduje się kolejny kościół, utrzymany w mojej ocenie w tym samym stylu czyli kościół św. Barbary. Skąd wezwanie kościoła? Oczywiście od świętej, bo jakżeby inaczej. Świętą została, bo kiedy usiłowała nawrócić ojca na wiarę chrześcijańską, ten ją zabił. W zamian za to Bóg zabił i jego. W dość spektakularny sposób, bo błyskawicą.
Kolejnym fantastycznym miejscem na terenie Starego Kairu (lub też Koptyjskiego Kairu, jak ktoś woli) jest… synagoga Ben Ezry! Podobno to w tym miejscu Mojżesz prosił Boga, by zakończył już zsyłanie plag na Egipcjan, bo chyba zrozumieli i wystarczy im. Inne legendy głoszą, że to tu znaleziono w sitowiu małego Mojżesza. Jak widać miejsce to jest pełne odniesień do Starego Testamentu. A jeśli dziwicie się, skąd tu w trzcinach mały Mojżesz, to trzeba Wam wiedzieć, że Nil kiedyś miał inne koryto i płynął tuż obok tej części Kairu.
Ale wróćmy do synagogi. Oczywiście stary budynek z pierwszego tysiąclecia się nie zachował, a obecna konstrukcja była wielokrotnie przebudowywana. Obecny kształt budynku pochodzi z końca XIX wieku. I przyznam Wam, że z zewnątrz nic nie zapowiada tego, co czeka na nas w środku. A jest to wnętrze piękne i aż żałuję, że w środku nie można robić zdjęć. Tym bardziej polecam Wam odwiedziny w tym miejscu.
Wiszący Kościół
Kiedy wyjdziecie z terenu ogrodzonego murami, a raczej położonego poniżej poziomu ziemi, musicie znaleźć pięknie zdobioną ażurową bramę. Wiedzie ona do jednego z piękniejszych kościołów Koptyjskiego Kairu do Wiszącego Kościoła. Pierwotna konstrukcja pochodzi z około IV wieku, lecz to co widzimy dziś to konstrukcja z VII wieku. Dlaczego Wiszący Kościół? Chyba dlatego, że wiedzie do niego dość wąska droga, a następnie musimy wejść po kilkudziesięciu schodach. świątynia wygląda, troszkę jakby wisiała nad ziemią. Co ciekawe, dzisiejszy Kair położony jest kilka metrów nad poziomem sprzed dwóch tysięcy lat. Zatem schody są niższe niż kiedyś.
Wnętrze Wiszącego Kościoła jest bogate, bo od XI wieku była to świątynia patriarchów koptyjskich. Co ciekawe, w środku widzimy nawę główną i dwie nawy boczne, ale boczne są obok siebie a nie po bokach głównej. Mnie najbardziej spodobała się ambona wsparta na 13 kolumnach. Dlaczego trzynastu? Bo było dwunastu apostołów oraz Chrystus. Jak widać sporo tu symboliki. Dodatkowo spójrzcie na zdobienia, bo hebanowe drewno jest bogato inkrustowane kością słoniową.
Jeśli chcecie dostać się do Koptyjskiego Kairu to najprościej zrobić to metrem. W tym rejonie jeździ ono nad ziemią. Z centrum jedziecie do stacji Mari Girgis. Wejście wewnątrz murów znajduje się po schodkach w dół na lewo po przeciwnej stronie od wejścia do metra.
Cytadela w Kairze
Jeśli chodzi o Cytadelę w Kairze, to mam do niej żal… ;), że Google Maps wskazywało ją w innym miejscu, zatem bezskutecznie chciałem do niej dotrzeć na piechotę 😀 Ale dzięki temu widziałem z niedaleka Miasto Umarłych, czyli dawny cmentarz, który obecnie zamieszkany jest przez około milion całkiem żywych osób!
A potem i tak wziąłem taksówkę, by te brakujące kilometry podjechać, a nie iść wzdłuż wielopasmowej drogi.
Cytadela jak przystało na fortecę góruje nad całym Kairem i przez setki lat służyła władcom Egiptu za siedzibę. Cytadela powstała w latach 1176-1183 na życzenie legendarnego władcy Saladyna. Miała służyć za ochronę przed krzyżowcami, którzy w tamtych latach intensywnie dobijali się z kolejnymi krucjatami do Ziemi Świętej. Poza tym ze wzgórza łatwo było trzymać w szachu całą okolicę.
Dziś Cytadela jest jednym z symboli miasta, widocznym z daleka. Ale największe wrażenie robi z bliska, zatem nie ma co się dziwić, że jest licznie odwiedzana przez turystów. Na jej terenie znajduje się kilka meczetów, muzeum wojskowości, i muzeum powozów, i muzeum policji. Muzeum powozów podobno zawiera w swoich zbiorach karetę ze złota, ale niestety do muzeum nie wszedłem, bo było już późno.
Meczet Muhammada Alego
Dla mnie największe wrażenie z całego tego kompleksu robi meczet Muhammada Alego z XIX wieku, zatem jest dość młody, jak na standardy atrakcji Kairu. Świątynia jest kwadratem o boku długości 41 metrów i wysokości 52 metrów. Wysoko nad kopułę wznoszą się dwa minarety o wysokości 82 metrów. Jeśli byliście w Stambule, to zapewne możecie znaleźć pewne podobieństwo do Błękitnego Meczetu. I faktycznie podobno był on wzorem dla kairskiej świątyni. Chociaż moim zdaniem jest o wiele ładniejszy od tureckiego, szczególnie jeśli chodzi o wnętrze.
Wysoka kopuła jest bardzo bogato zdobiona i otoczona czterema półkopułami. Wszystkie one są bardzo bogato zdobione. I pełną finezję wzorów widać dopiero przy zbliżeniu na zdjęciach. Pełna maestria i harmonia! Z sufitu zwiesza się potężny żyrandol, który jeszcze bardziej podkreśla rozmiary wnętrza.
Do kompletu wyposażenia trzeba jeszcze dodać alabaster, którym wyłożono ściany aż do troszkę ponad 11 metra wysokości. Na tym tle doskonale komponują się dwa minbary, czyli kazalnice. Jedna większa, druga nie tak ogromna, ale za to obydwa są bogato zdobione.
Cytadela jest doskonałym punktem widokowym na Kair, który wydaje się leżeć u stóp. Tuż pod nami, a nawet na naszej wysokości w niebo biją minarety położonych u stóp wzgórza meczetów. A za nimi widać panoramę Kairu z wieżowcami, minaretami i domami mieszkalnymi aż po horyzont. I rzecz jasna smogiem, jak przystało na wielką aglomerację miejską.
Pałac i muzeum Abdeen
Przyznaję, że do tego pałacu trafiłem troszkę przez przypadek. Po prostu chodziłem po mieście bez większego celu, bo lubię wchodzić w dziwne miejsca i oglądać życie ludzi. Zaszedłem na świeży sok do jakieś knajpki i przeglądałem w międzyczasie internet. Wielki kompleks w pobliżu zwrócił moją uwagę. Szybkie sprawdzenie i okazuje się, że to wspaniałe muzeum i miejsce pracy obecnych władz Egiptu.
Pałac jest na wskroś europejski, ale to nic dziwnego, w końcu projektował go Francuz. Powstał po to, by przenieść siedzibę rządu ze średniowiecznej cytadeli, z której władano Egiptem od średniowiecza, do miejsca bardziej reprezentacyjnego. Budowa zaczęła się w 1863 roku i trwała 11 lat. Pochłonęła 700 tysięcy ówczesnych funtów. Ale wyposażenie kosztowało kilkakrotnie więcej.
Wejście do muzeum jest od tyłu, bo od frontu znajduje się oficjalny wjazd do pałacu. I w zasadzie nie można robić zdjęć, bo od razu jak podniesiecie aparat fotograficzny, zjawia się jakiś mundurowy.
Ale kiedy dostaniecie się do środka, wierzcie mi, że nie pożałujecie. Do oglądania jest kilka wystaw tematycznych. Jest wystawa broni, gdzie można obejrzeć nowe i stare artefakty służące przez stulecia do zabijania. W sumie nic spektakularnego.
Jednak dalej jest ciekawiej, bo na jednej z wystaw jest miecz carów kupiony w połowie XX wieku przez ówczesnego króla za 11 000 ówczesnych funtów brytyjskich. Cudeńko jeśli chodzi o zdobienia! Tyle Wam powiem! Spójrzcie zresztą sami na rękojeść miecza.
Na pewno warto też zobaczyć wystawę prezentów królewskich. W gablotach umieszczono liczne dary, które przekazywały władcy oficjalne delegacje państw. I znajdziemy tu np. rękodzieło, ale także na przykład makiety śmigłowców! Fascynujące rzeczy.
Chociaż mnie najwięcej czasu zajęło oglądanie muzeum srebra, a raczej srebrnych naczyń. Wierzcie mi, że stoją tu przedmioty warte setki tysięcy, jak nie miliony dolarów! Kunszt rzemieślników wywołuje najwyższy podziw. Tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć. Choćby tylko na zdjęciach, zatem sami spójrzcie.
I jedyne, co wywołało we mnie smutek to fakt, że zdjęcia można robić tylko telefonem komórkowym. Bardziej profesjonalny aparat, jak tez plecak należy zostawić w szatni.
Pożegnanie z Kairem
I to w zasadzie tyle, ile zdążyłem zobaczyć w Kairze podczas kilkudniowego zwiedzania. Doskonale wiem, że nie liznąłem nawet części tego 20 milionowego miasta. Mam tak wielki niedosyt, że gdyby nie pandemia, to zapewne już miałbym bilet do Kairu, a przy okazji zwiedziłbym kilka innych ciekawych miejsc w Egipcie. Jak na przykład Sakkarę i tamtejsze starożytne grobowce. Może pojechałbym na pustynię albo wynajął jeepa, by zawiózł mnie do mniej znanych piramid niż te w Gizie. Widziałem je z samolotu. Wiem, że są! I przyznam, że kusi mnie, by pojechać do jakiegoś kurortu na Morzem Czerwonym. Ponurkować i zobaczyć podwodny świat.
Cóż, dla ludzie odpoczywających w tych kurortach to Kair bywa czasami wycieczką fakultatywną. Lepsze to niż nic, bo mało kto może pozwolić sobie na zwiedzanie Kairu przez tydzień…
Póki co i tak cieszę się jak dziecko, że dane mi było zobaczyć Abu Simbel, pływać feluką po Nilu w Asuanie i oglądać zabytki Luksoru, a przede wszystkim Dolinę Królów i jej grobowce. To doskonały początek na zasmakowanie Egiptu.
Kair. Informacje praktyczne
Do Kairu zapewne dostaniecie się poprzez lotnisko. Jeździ tu rzecz jasna komunikacja miejska, ale od Was zależy, czy będzie Wam się chciało najpierw jechać autobusem do najbliższego metra, a potem metrem do centrum. Mnie się nie chciało, zatem zamówiłem sobie odbiór z lotniska poprzez transport z hotelu. Wszystko dlatego, że przylatywałem późno w nocy. Tak bywam wygodnicki. W innym przypadku wziąłbym Ubera. Bo tak zrobiłem podczas drogi powrotnej oraz wtedy, kiedy z lotniska w Kairze leciałem do Luksoru.
Poza tym, na dłuższe przejazdy brałem Ubera albo jakąś stojącą taksówkę i negocjowałem cenę dojazdu. Aha, jeśli zamawiacie Ubera, to warto się nauczyć cyfr arabskich, żebyście wiedzieli, co przyjechało. Cyfry od 1 do 10 zawsze warto znać.
Poza tym serdecznie polecam metro. Pozwala ominąć korki i dostaniecie się nim np. do Starego Kairu. Bilet kupujemy w kasach przed wejściem. Cena biletu jest różna w zależności, dokąd jedziemy, zatem podchodząc do okienka mówicie, do jakiej stacji jedziecie.
Walutą w Egipcie jest funt egipski. Pieniądze można wymieniać w bankach i kantorach. Szczerze mówiąc, wolałem kantory, bo sprawniej to szło. W jednym z banków, kiedy usiłowałem wymienić euro, nie chcieli mi przyjąć jednego banknotu, ale kompletnie nie wiem, z jakiego powodu. W kantorze nie robili żadnych problemów.
Polecam też zakup karty SIM do telefonu. Wejdźcie do któregoś z operatorów komórkowych na ulicy i kupcie pakiet. Mnie był potrzebny głównie Internet, ale jak macie ochotę także gadać, to śmiało. Rozmów głosowych użyłem tylko kilkukrotnie. Aha, by kupić kartę SIM w Egipcie trzeba przedstawić paszport.
Nocleg w Kairze
Kair jak każde wielkie miasto, a tym bardziej stolica kraju, ma bogatą ofertę noclegową i to na każdą kieszeń. ALE z uwagi na fakt, że Egipt leży w Afryce, warto zwrócić uwagę na kilka rzeczy podczas wybierania noclegu. Po pierwsze: latem inwestujcie w klimatyzację. Upał po prostu nie pozwoli Wam zasnąć.
JEDNAK, jeśli przylecieliście do Kairu zimą, koniecznie zwróćcie uwagę na ogrzewanie w hotelu. O ile za dnia pogoda w Kairze potrafi być słoneczna i temperatura jest w granicach 20 stopni, o tyle w nocy jest po prostu zimno! Ja po powrocie do hotelu po prostu marzłem i zakopywałem się pod kołdrą. Spałem w hotelu Azar Boutique Hotel. Był całkiem dobry, w centrum i za przyzwoitą cenę. Ale ogrzewania w nim nie było.
Zatem na zimę polecam poszukiwanie czegoś przez wyszukiwarkę.
7 komentarzy
Dzięki za ten artykuł. Informacji o zwiedzaniu Egiptu na własną rękę ze świecą szukać, i Twój tekst bardzo nam pomógł w zwiedzaniu i organizacji wizyty. Byłem w Kairze trzy dni i zaledwie nabrałem ochoty na więcej, bo tego miasta nie da się ogarnąć choćby i w tydzień… Na swojej trasie miałem również Aleksandrię, o której już niemal zupełnie nic nie zdołałem przeczytać, a też jest fascynująca…
Hej,
Skonatktujesz się ze mną. Wybieram się do Egiptu za 2 tygodnie. Oczywiście na własna rę i chetnie bym pogadała co i jak 🙂 Jesli znajdziesz chwilę będę wdzięczna
Pozdrawiam serdecznie
Renata
Jeśli masz pytania, napisz je tutaj. Jeśli znajdę czas, odpowiem.
Wybacz, ale blog to hobby a nie zawód i po prostu nie mam czasu. Lubię pochodzić z dziewczyną na spacer, psa za uchem podrapać, do kawiarni pójść…
Dzień Dobry Panie Pawle,
Przygotowuje właśnie swoją kolejną wyprawę i wiele wskazuje na to, że będzie to Egipt i to całkiem niebawem.
Dziękuję za dzielenie się swoimi doświadczeniami – są bardzo pomocne w zbudowaniu pierwszego zarysu i odczucia podróży.
Wygląda na to, że Egipt będzie pierwszym krajem jaki odwiedzę podczas tej wyprawy. Czy orientuje się Panu czy po przybyciu do Egiptu oprócz wizy potrzebny jest bilet wyjazdowy? Najchętniej kupiłbym go będąc już w Egipcie po jakimś czasie.
Pozdrowienia serdeczne,
Marcin Kozakowski
Panie Marcinie,
Mogę odpowiedzieć tylko o swoich doświadczeniach, a te są takie, że nikt mnie o bilet powrotny nie prosił.
I nie sądzę, że od czasu mojego pobytu coś się zmieniło. Egipt bardzo mocno stawia na turystykę, a turyści z Europy raczej nie są posądzani o to, że chcą wystąpić o azyl w kraju faraonów lub zamierzają w niej pracować.
Zatem ja bym się nie martwił, ale to ja 🙂
PS.
Dziękuję za miłe słowa, że to co tworzę przydaje się do planowania podróży!
Wyczytałem, że ubezpieczenie zdrowotne jest obowiązkowe. Jak to wygląda w praktyce? Tzn. czy ktoś to sprawdza, kontroluje na granicy albo w hotelu? Czy jest jakaś konsekwencja braku ubezpieczenia zdrowotnego? Chodzi mi o temat formalny a nie zdrowotny.
Mogę powiedzieć tylko o swoim doświadczeniu, ale na granicy nikt mnie o to nie pytał.
Zatem to zapewne teoretyczny zapis.
Chociaż rzecz jasna takie ubezpieczenie miałem, bo zawsze staram się mieć. Dla świętego spokoju.