Prilep w Macedonii jest przykładem tych miast w świecie, które ogląda się tylko przez przypadek albo przy okazji. Miast, gdzie nie ma spektakularnych zabytków, ale ludzie po prostu żyją i urządzają sobie tu życie, jak tylko potrafią.
W sumie nie wiem nawet, dlaczego postanowiłem odwiedzić Prilep i sprawdzić, czy faktycznie nie ma tu żadnych atrakcji turystycznych. Najlepszą odpowiedzią będzie chyba taka, że mogłem i było po drodze. Jechałem właśnie ze stolicy Macedonii Skopje do Bitoli, drugiego miasta w kraju. Prilep jest jakoś tak po środku, a że lubię zwiedzać i zbaczać z turystycznego oklepanego szlaku, postanowiłem przekonać się, jaki jest.
Zwiedzając Prilep
Wysiadłem na całkiem fajnym i nowoczesnym dworcu autobusowym, usytuowanym deczko poza centrum miasta, zostawiłem duży plecak i poszedłem zwiedzać Prilep. Tylko, że to słowo „zwiedzać” jest tu troszkę na wyrost, jeśli chodzi o centrum miasta. Niewiele tu do zobaczenia i jeśli będziecie wolno szli, to w kilkanaście minut obejdziecie wszystko, co warte zobaczenia. Ponieważ jednak to lokalni mieszkańcy wiedzą najlepiej, co zwiedzić w mieście, zaszedłem do budki oznaczonej charakterystyczną literką „i”.
W całym świecie to oznaczenie informacji turystycznej. Nie inaczej było tym razem, ale tylko częściowo, bo w zasadzie był to sklep. Tylko, kiedy zapytałem panią, co tu można zobaczyć, usłyszałem, że w zasadzie to prawie nic. Jest wieża zegarowa, ruiny meczetu i jedna ściana ze starej, łaźni. Tyle to wiedziałem przed przyjazdem do miasta.
Zacząłem zatem obchód miasta: Najbardziej charakterystycznym miejscem, które śmiało może uchodzić za symbol miasta jest wieża zegarowa z połowy XIX wieku. Ładna, osmańska i co ciekawe odchylona od pionu o ponad metr. Krzywa wieża z Prilepu! Szkoda, że nie można na nią wejść, bo widok na okolicę na pewno byłby ciekawy. Kolejną atrakcją dla turystów i jednocześnie pozostałością po smutnej historii są ruiny meczetu. Świątynia zbudowana w 1475 roku uległa zniszczeniu niedawno, bo w 2001 roku, kiedy tłuszcza postanowiła wziąć odwet na budowli, bo muzułmanie (Albańczycy) ostrzelali żołnierzy z Prilepu. Cholera z kilkuset lat historii został minaret i kilka ścian. Historia płonie łatwo, za łatwo.
Potem przeszedłem na drugą stronę ulicy, by zobaczyć jedyną ścianę, jaka pozostała z dawnej tureckiej łaźni. To musiał być ładny budynek, wnioskując z tego, co zostało do dziś i jak wyglądają kamienne okna łaźni. Teraz jest to tylko ściana stojąca w parku, tuż koło kilku ławeczek. Atrakcją jest jeszcze stara czarszija, czyli stara część miasta, gdzie tak jak kiedyś wciąż kwitnie handel. Co prawda teraz to bardziej kantory i sklepy w stylu „wszystko za pięć złotych”, ale jest tu ten specyficzny klimat. Lubię go. Chociaż przyjemniej siedzi się w kawiarni obok głównego placu miasta. Bajecznie tania kawa, bo na Bałkanach kawa to prawo człowieka i widok na ludzi, którzy kręcą się z kąta w kąt. Najwidoczniej nie mając w życiu co robić. Spędzają czas na plotkach ze znajomymi i patrzeniu się na to, na co i ja się patrzę. Innych, którzy jak oni nie robią za wiele.
Restauracje i kawiarnie w Prilepie
Jeśli już będziecie w Prilepie, gorąco rekomenduję zatrzymać się tu też na obiad lub kolację. Chodząc po samym centrum, trafiłem do restauracji Aj Po Edna, znajdującej się tuż przy deptaku w (naj)dalszej części „starówki”
O tym, że warto tu wejść, niech świadczy fakt, że w zasadzie nie było wolnych stolików. Co się zwalniało, w ciągu nie więcej niż pięciu minut było zajmowane przez kolejnych gości. Ale przede wszystkim karmią tu typowo bałkańsko, zatem znajdziecie tu tradycyjne dania mięsne jak też sałatki z szopską na czele. A największa zaleta tego miejsca? Zdecydowanie ceny, za obiad z piwem zapłaciłem tu w przeliczeniu około 20zł.
Po obiedzie warto przejść się na kawę i jakieś ciacho. Jak to na Bałkanach bywa, z kawą i kawiarniami nie ma problemu, bo kawiarni jest tu więcej niż dużo, zatem po prostu wybierzcie taką, która Wam się podoba. Kawa wszędzie tu smakuje w miarę podobnie. Czyli średnio, ale za to jest tania 🙂
Okolice Prilepu
Tyle jeśli chodzi o centrum. Bo są jeszcze dwa miejsca, które muszę odwiedzić przy następnym wyjeździe do Macedonii. Pierwsze to przepiękny monaster Treskawec, położony około 10km od miasta, klasztor św. Michała Anioła oraz wieże króla Marka, czyli średniowieczny zamek, tuż nad Prilepem. Szczególnie to ostatnie miejsce muszę odwiedzić, bo kocham ruiny i kamienie. A te podobno są nieźle zachowane no i z ich wysokości roztacza się piękny widok na okolicę. Jak widać pomimo tego, że Prilep jako miasto jest raczej brzydki, to jest tu po co wracać. Chociaż jeśli spodziewacie się atrakcji takich jak np. w Ochrydzie, srodze się zawiedziecie.
Jeśli macie jednak więcej czasu na zwiedzanie okolic Prilepu, to możecie też wyskoczyć na zwiedzanie do Kruszewa. Nie jest to największa atrakcja turystyczna świata, ale jeśli lubicie brutalizm, to obejrzycie tam betonowy spomenik – Makedonium.