Sanktuarium w Krośnie na Warmii położone jest na uboczu. Pewnie poza garstką wiernych nikt o nim nie słyszał. A szkoda, bo wstąpić warto, chociażby nawet na chwilę. Bo cicho tu i spokojnie.
Krosno. Sanktuarium w polu
Sanktuarium w Krośnie stoi dosłownie w polu. Zaledwie kilka kilometrów od bardziej znanej Ornety i takich atrakcji jak przecudnej urody wnętrze kościoła w Chwalęcinie. Potężna bryła kościoła wydaje się wręcz troszkę nienaturalna pośrodku skromnego otoczenia łąk i oddalonych budynków. Ale już od wejścia widać, że miejsce jest zadbane, chociaż zaniedbane. Zadbane, bo koło parkingu kwitną rabatki z kwiatami. Zaniedbane, bo… zewnętrzna elewacja świątyni woła o remont.
Krosno na Warmii, nie jest miejscem, które koniecznie musicie w swoim życiu zobaczyć, ale jeśli będziecie w okolicy, to na pewno warto tu przyjechać i zobaczyć to, co pozostało po minionych latach świetności. W Krośnie dosłownie widać upływający czas. A jakby nie buszujący podczas mojej obecności robotnicy, przeprowadzający remont, to pewnie czas byłoby nawet słychać 😉
Na pewno jeśli tu będziecie lub byliście, na widok sanktuarium będziecie mieli szybkie skojarzenia z Świętą Lipką. Znanym ośrodkiem religijnym położonym nie tak daleko ale już na Mazurach. Słuszne to są powiazania, bo budując ten kościół wzorowano się właśnie na Świętej Lipce. Tylko o ile ta ostatnia oblegana jest przez rzesze turystów, tak do Krosna nie przyjeżdża prawie nikt. Kiedy zwiedzałem wnętrze, zawitały tu trzy osoby. Potem była tylko starsza pani doglądająca wnętrza oraz ja. I cisza. Absolutna cisza świątyni, którą ma się niemalże na wyłączność.
Chodząc po wnętrzu najczęściej miałem zadartą głowę do góry, bo dla mnie to, co najpiękniejsze w środku, to blaknące już na suficie freski oraz przecudnej urody prospekt organowy z 1731 roku. Do tego dochodzi jeszcze barokowa ambona. Barokowa, jak cały kościół.
Historia sanktuarium w Krośnie
No dobrze, ale skąd się wziął tak potężny budynek w tak oddalonej od głównego szlaku wiosce? Odpowiedź jest krótka: wszystko z powodu wiary! Bo to nie jest zwykły kościół parafialny dla kilku wiosek.
Jak głosi legenda lub jeśli wolicie oficjalna historia, pod koniec XIV wieku grupka dzieci znalazła figurkę w wodach przepływającej obok Drwęcy Warmińskiej.
Nie byłą to byle jaka figurka, ale figurka Matki Bożej z Dzieciątkiem. Dzieci przekazały ją rodzicom, ci zamknęli ją w kufrze, ale w nocy w cudowny sposób przemieściła się znów do rzeki. Ponownie zabrana i zamknięta, jeszcze raz wróciła na miejsce. Przeniesiono ją zatem procesyjnie do pobliskiego kościoła, skąd też znikła. Co było robić? Trzeba było zbudować kaplicę. Kaplica stała się za mała, by obsłużyć napływające z okolicy pielgrzymki, które nawiedzały, słynącą cudami figurę.
I tak sanktuarium w Krośnie pomimo zmiennych wiatrów historii, które czasami pustoszyły kościół, trwało przez stulecia. Aż do 1945 roku, kiedy przez Krosno na Warmii przeszedł front drugiej wojny światowej. Przeszedł i zabrał ze sobą cudowną figurkę, która niestety w cudowny sposób nie wróciła na swoje miejsce, jak to czyniła przed wiekami. Czy została ukryta, czy ukradziona, a może zniszczona? Nie wiadomo…
Teraz tylko spacer pod krużgankami otaczającymi świątynię, gdzie przy wejściu zaparkowałem rower. Czas na niego wsiąść i kontynuować objazd po Warmii. Dziś jeszcze chcę dojechać do Lidzbarka Warmińskiego. Ale zanim do niego dojechałem, w lesie na północ od Krosna napotkałem ślady po fortyfikacjach Trójkąta Lidzbarskiego. To umocnienia niemieckie, które powstawać zaczęły w 1932 roku, a ich celem było… zatrzymanie ewentualnego natarcia wojsk polskich na Prusy.