Biertan uchodzi chyba za najbardziej znany kościół warowny w Rumunii. Zatem nie dziwcie się, że tak bardzo chodził mi po głowie i dążyłem do tego, by go wreszcie zobaczyć. Bo w Biertanie byłem dwa razy i o ile za pierwszym pocałowałem przysłowiową klamkę, tak za drugim wreszcie miałem szansę wejść do wnętrza.
Kościoły warowne to bardzo specyficzna dla Rumunii, a konkretnie dla Siedmiogrodu fortyfikacje. Co prawda saskie wioski były bardzo duże, jednak po pierwsze były to wioski i pełniły funkcje rolnicze, a po drugie miały dużą powierzchnię. Dlatego niemożliwością stało się, by lokalna społeczność wybudowała mury obronne dookoła całej miejscowości. Z tego powodu Sasi wybrali inny sposób na zapewnienie sobie bezpieczeństwa. Zaczęli budować kościoły warowne. Kościół stanowił wtedy centrum duchowe i kulturalne okolicy, dlatego warto go było chronić.
Przy okazji jednak trzeba było ochronić okoliczną ludność, która w wypadku zagrożenia, musiała mieć miejsce schronienia. Dlatego ufortyfikowanie kościoła miało wielki sens. W zasadzie były to warowne zamki z funkcją kościelną, a jak wolicie były to kościoły z funkcją zamku. Ważne, że to działało.
I z tego powodu na terenie Transylwanii powstało około 170 takich warownych świątyń. Ale Biertan uznawany jest za najpotężniejszą z nich. Dlatego pewnie od 1993 roku znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO.
Biertan i warowny kościół
Za pierwszym razem, kiedy byłem w Rumunii i chciałem zwiedzić kościół w Biertanie, nie wykazałem się dużą inteligencją. Do Biertanu przyjechałem w poniedziałek, a to jak wiadomo dzień, gdzie niemal wszystkie muzea w Europie Wschodniej są zamknięte. Cóż, pocałowałem klamkę, pochodziłem po wiosce i nie bez problemów, ale pojechałem dalej, w kierunku Sighisoary, czyli przepięknego, średniowiecznego miasta. Jednej z największych atrakcji Rumunii.
Zaletą wizyty w Biertanie było przynajmniej to, że miałem czas, by duuużo pochodzić po wiosce i podziwiać starą saską architekturę.
Ale do Biertanu udało mi się wrócić, kiedy w 2023 roku wraz ze znajomymi pojechaliśmy samochodem na prywatną objazdową wycieczkę samochodem. Plan wyjazdu do Rumunii mogliśmy wymyślić taki, by muzea zwiedzać poza poniedziałkami. Tym razem kościół i jego wnętrze stał przede mną otworem.
Kupiliśmy bilety i po zadaszonej klatce schodowej, weszliśmy na teren warownego kościoła. Z tej perspektywy nie widać jeszcze tego, że warownia Sasów ma aż trzy pierścienie umocnień i spokojnie mogłaby być nazywana zamkiem. Zresztą system umocnień naprawdę przypomina klasyczny zamek.
Biertan. Krótka historia
Nie ma pisemnych dokumentów, wskazujących na konkretną datę budowy obecnego kościoła w Biertanie. Ale można się domyślać, że nastąpiło to około roku 1500, kiedy to tutejszy ksiądz w roku 1493 uzyskał potwierdzenie listu odpustowego, wydanego po raz pierwszy w 1402 roku. Wiadomo, że budowa świątyni trwała około 30 lat i zakończyła się w roku 1522, o czym świadczy data 1522 wyryta na drewnianej belce prezbiterium. Jest też pewne, że kościół był włączany w istniejące już fortyfikacje i był to proces, a nie jednorazowa budowa.
Warto też przyjrzeć się temu, dlaczego powstał tak potężny budynek. Otóż chodzi o nic innego, jak o ludzkie ego. Otóż miejscowości Medias, Mosna oraz właśnie Biertan walczyły zaciekle o prymat, o to by być najważniejszą miejscowością w okolicy, stać się centrum administracyjnym. Według ówcześnie współczesnych, doskonałą metodą na pokazanie potęgi, było zbudowanie dużego i potężnego kościoła. I chyba się Biertanowi udało, bo przez 300 lat (od 1572 do 1867) był siedzibą biskupstwa saskiego. Wszystko to stało się zapewne dzięki temu, że właśnie w 1572 roku pochodzący właśnie z Biertanu Lucas Unglerus zostaje wybrany na biskupa kościoła ewangelickiego w Transylwanii. A jako lokalny patriota, wybiera on na siedzibę kościół w rodzinnym Biertanie. Potem tradycja po prostu trwa, sprzyjając rozwojowi miejscowości.
A kościół chyba dobrze ufortyfikowali, bo nigdy nie został on zdobyty przez wrogów.
Zwiedzanie warownego kościoła w Biertanie
Wchodząc do kościoła z jednej strony odczułem zaskoczenie, że dość tu skromnie, a z drugiej były tu takie detale, które wywoływały czysty podziw. Dlatego we wnętrzu kościoła warto spędzić naprawdę dłuższą chwilę. Pierwsze kroki sugeruję zrobić w kierunku ambony, bo misterne zdobienia w kamieniu robią kolosalne wrażenie. Tym większe, jeśli uwzględnimy, że to ręczna robota z roku 1520.
Jeśli pójdziemy dalej, to na pewno trzeba spojrzeć na rzeźbione w drewnie stalle. To, że drewno misternie wyrzeźbione w roku 1514 przetrwało do naszych czasów, to niemalże cud! Zwróćcie uwagę, że stalle są intarsjowane, czyli małe kawałki drewna były umieszczane w drewnianym podkładzie, tworząc piękne wzory.
I teraz przed nami, po lewej stronie patrząc w kierunku ołtarza, znajduje się kamienny portal, prowadzący do zakrystii. Powstał on w roku 1515 i łączy późny gotyk z renesansem. Za to przechodząc przez drzwi czeka nas jeszcze jedna niespodzianka, oto od wewnętrznej strony możemy przyjrzeć się potężnemu mechanizmowi zamka, ryglującego drzwi. Wszystko dlatego, że nie była to tylko zakrystia, ale także skarbiec na czas zawieruchy wojennej lub niepokojów społecznych. Podobno zamek zawiera aż 13 mechanizmów, które chronią go przed otwarciem. Po przekręcenie zamku 13 elementów przeskakiwało i chroniło skarbiec przed niepożądanymi gośćmi. Ciekawostką jest, że mechanizm zamkowy jest tak unikalny i interesujący, że w roku 1899 został pokazany na Wystawie Światowej w Paryżu. Wywołał podobno nie lada zamieszanie. Taki poziom techniki, w czasach świetności Biertanu, musiał zaskakiwać.
Ale i tak według kanonów wiary, to niebo jest najważniejsze. Dlatego zwróćcie uwagę na sklepienie kościoła. A jest na co patrzeć, bo wznoszące się 22 metry nad podłogą sklepienie to perełka architektury.
Gwiaździste sklepienie wznosi się nad trójnawową halą, a by dodać mu uroku, kamienne elementy, zostały wzbogacone malowanymi ornamentami.
Wnętrze kościoła jest jasne, a to dzięki wysokim, gotyckim oknom, zakończonym misternymi maswerkami
Więzienie nieszczęśliwych par
Przyznaję, że to szczególne miejsce w obrębie kościelnego kompleksu. Otóż z uwagi na fakt, że w dawanych czasach rodzina była jeszcze bardziej niż dziś podstawową komórką społeczną, była chroniona w jeszcze mocniejszy sposób. Jak? Już tłumaczę. Otóż kiedy w małżeństwie dochodziło do kryzysu, a mąż z żoną mieli ochotę się rozwieść (mieli takie prawo!), robiono coś w stylu eksperymentu. Otóż tak skłóconą parę wsadzano wspólnie do jednego pokoju na terenie warownego kościoła. Nazwy jakie możecie spotkać na to specyficzne miejsce to: Więzienie Małżeńskie oraz Pokój Pojednania.
Para była zamykana na dwa tygodnie w tym relatywnie małym pokoju. Do dyspozycji miała jedno wąskie łóżko, jeden stół, jedną łyżkę, jeden widelec i jedno krzesło. Wszystkiego po jednym, a ich była dwójka. To oczywiste, że musieli się ze sobą dogadać, by jakoś przetrwać. Podobno przez 300 lat tylko jedna para po upływie dwóch tygodni wciąż podtrzymywała chęć rozwodu. Ile w tym prawdy? Nie wiem, ale presja społeczna na pewno musiała mieć wpływ.
Wieża Katolików. Specyficzna forma tolerancji
Kościół w Biertanie początkowo był katolicki. Tylko początkowo, bo po roku 1517, kiedy Martin Luter przybił słynne tezy na drzwiach kościoła w Wittenberdze, reformacja ogarnęła także Siedmiogród i siedmiogrodzkich Sasów (w uproszczeniu Niemców). W ten oto sposób kościół w Biertanie stał się świątynią protestancką. Jednak ponieważ nie wszyscy katolicy dokonali konwersji na nową wiarę, postanowiono dać im przestrzeń na wyznawanie swojej dotychczasowej wiary. Słowem: stracili kościół, ale zyskali kaplicę urządzoną w południowej wieży obronnej.
Kaplicę pokryto późnogotyckimi freskami. Na słabo zachowanych obrazach można się doszukać: Zwiastowania, Sądu Ostatecznego, Michała Archanioła, Świętego Jerzego. Całość niestety ogląda się przez kratę, ale ponieważ to skromna mała kapliczka, to freski i tak są na wyciągnięcie ręki i wszystkie widać. Ciekawostką jest, że w niszy nad wejściem znajduje się obraz polskiego króla Władysława Jagiełły.
Dawne umocnienia kościoła
Potem poszliśmy jeszcze do jednej wieży, która okazała się być czymś w rodzaju lapidarium, do którego na początku XX wieku przeniesiono płyty nagrobne z wnętrza kościoła. Zatem jeśli lubicie ten rodzaj sztuki, to warto tu zajrzeć.
Na koniec zaś przeszliśmy przez chyba najbardziej imponującą część umocnień, bo od kościoła w dół pod arkadami, aż do dolnej części umocnień. To tędy musieliby iść oblegający warowny kościół, by dostać się do jego serca.
Punkt widokowy na kościół
A na koniec usiłowaliśmy znaleźć jakiś punkt widokowy, z którego można będzie zobaczyć Biertan z otaczających wzgórz. Niestety wioska jest szczelnie zabudowana i nie udało nam się znaleźć jakiegoś przejścia w kierunku wzniesień. Ale nie łamaliśmy się i próbowaliśmy. Idąc drogą w kierunku Dumbraveni, po prawej stronie wreszcie było jakieś przejście. Do odważnych świat należy, zatem weszliśmy, a tam stare rozpadające się gospodarstwo, błoto i syf. Trudno… po chwili jednak można było przedzierać się przez wysokie trawy i chaszcze. Wreszcie zatem naszym oczom ukazały się dachy Biertanu, nad którymi górował warowny kościół.
Cóż, nie jestem jednak do końca pewien, że wysiłek wart był tego widoku.
Tym bardziej, że godzinę później okazało się, że w wysokiej trawie złapałem pasażera na gapę, który postanowił się na mnie pożywić, czyli kleszcza. Cóż, przynajmniej mam jednak zdjęcie panoramy Biertanu. 🙂 A kleszcza wyciągnąłem już w hotelu w przepięknej Sighisoarze, bo nie będzie się bydle żywiło moją krwią 😀
To co Wam jeszcze polecam, to spacer po uliczkach Biertanu. Warto zobaczyć to bardzo spójnie architektonicznie, saskie dawne miasteczko. Chociaż dziś to po prostu wioska z wieloma opuszczonymi domami. Cóż, Sasi po przemianach roku 90siątego i możliwości wyjazdu z Rumunii do Niemiec, po prostu wyjechali. Domy pozostały puste i do dziś powoli niszczeją. A szkoda, bo to piękne dawne miasteczko, z jednolitą dachówką, dużymi bramami wjazdowymi do gospodarstw. Ale widać, że życie uszło z Biertanu, a jego centrum, to ryneczek ze sklepikami tuż obok kościoła..
Niestety taki los spotkał wiele saskich miasteczek, bo tak samo jest w Viscri czyli kolejnej rumuńskiej wiosce z warownym kościołem. I Viscri podobało mi się zdecydowanie bardziej niż Biertan.