Bihać to jedno z wielu miast Bośni i Hercegowiny. Jestem przekonany, że większość z Was nic i nigdy o nim nie słyszała. I zupełnie mnie to nie dziwi. To po prostu nie jest turystyczne miasto. Tu przyjeżdża się przy okazji lub traktuje jako bazę wypadową do okolicznych atrakcji.
My też do Bihacia zajrzeliśmy niejako przy okazji, bo tędy jechaliśmy dalej w kierunku Słowenii. Wcześniej zwiedzaliśmy przez kilka dni inne atrakcje Bośni i Hercegowiny. Ale nie główne typu Mostar i Sarajewo. Celem były mniej popularne w stylu Visegradu z mostem na Drinie, młynów pod Jajcami czy Parku Narodowego Sutjeska. W Bihaciu wypadł nam nocleg, z którego rano wyruszyliśmy, by zobaczyć przepiękny wodospad Strbaćki Buk i dalej zamek Ostrożac. Grzechem zatem byłoby nie wykorzystać szansy i pominąć zwiedzanie Bihacia. Zapraszam zatem na szybką wycieczkę po mieście.
A to był naprawdę piękny jesienny poranek. Ciepło i słonecznie, tak jak lubię. Poszliśmy zwiedzać atrakcje Bihacia. Nie ma ich wiele, zatem wystarczy niemal chwila. Równie ciekawe co zwiedzanie, było obserwowanie tego, co się dzieje dookoła. A z racji na fakt, że miasto leży tuż przy granicy z Chorwacją, migranci są tu na każdym kroku. Kryzys migracyjny jak w soczewce. Wszyscy migranci chcą się dostać do Unii Europejskiej – rzecz jasna nielegalnie.
I w takich to interesujących okolicznościach przyrody zaczęliśmy szybkie zwiedzanie. Szybkie, bo tego dnia w planie było kilka pięknych miejsc do zobaczenia. Punktem kulminacyjnym miał być podziemny hangar dla kilkudziesięciu samolotów. Hangar wydrążony w górze! O tym jednak w innym artykule i w kategorii Chorwacja.
Wodospadki w środku miasta
Specjalnie nie użyłem słowa wodospady, bo to takie małe przyjemne kaskady wodne na przepływającej przez Bihać rzece Una. Ale że woda przez nie spada, to na siłę można je nazwać wodospadkami. W celu obejrzenia ich bardziej z bliska podeszliśmy na jedną z wysepek, która z brzegiem połączona jest mostkiem, który lata świetności ma już dawno za sobą.
Naprawdę przyjemne to miejsce i miło popatrzeć było na wodę. Szczególnie, że jesień przydawała tu uroku. Sami zresztą spójrzcie na zdjęcia.
Meczet Fethija
Przypatrzcie się dobrze tej świątyni. Jest minaret, znaczy meczet? I tak i nie, bo i owszem dziś jest to meczet, ale budynek zaczynał swoją historię jako świątynia chrześcijańska. I właśnie z tego powodu jest to podobno najstarsza gotycka budowla w Bośni i Hercegowinie. Zresztą, nawet portal wejściowy wydaje się krzyczeć, że z islamem pierwotnie miał niewiele wspólnego. To co mnie najbardziej cieszy, to że ten budynek przetrwał. A przecież wystarczy przejść się po Bihaciu, by widzieć, że niewiele z dawnej wielkości miasta ocalało do dziś.
Warto tu powiedzieć, że kościół ten został zbudowany w roku 1266, a na meczet został zaadaptowany dopiero kilkaset lat później. Było to dziełem Osmanów, którzy podbili te tereny w rok 1592.
Kapitańska Wieża i zburzony kościół
Najbardziej charakterystycznym widokiem z Bihacia jest chyba Kapitańska Wieża. Jest to pozostałość dawnych murów obronnych miasta. W zasadzie ich ostatni relikt. Ostatni wraz z pobliskimi murami. A trzeba tu powiedzieć, że od XVII wieku miasto było opasane podwójnym pierścieniem murów. Zaprojektowanym tak, by mierzyć się z rosnącą wtedy w siłę artylerią. Dostęp do miasta był możliwy poprzez trzy bramy, a wejść można było dopiero po przejściu mostem fosy lub rzeki, bo przecież była ona także naturalną barierą ochronną.
Ale wspomniana Kapitańska Wieża ma też swoją ciemną stronę. Otóż nie był to typowy obiekt obronny, bo w środku mieściło się też więzienie. A dlaczego taka nazwa? Na ostatnim piętrze była siedziba kapitana, który stąd sprawował władzę nad miastem. Naprawdę zastanawiające jest to, że postanowił zamieszkać nad więzieniem. Czyżby było to w myśl przysłowia, że wrogów trzeba trzymać blisko? (a przyjaciół jeszcze bliżej)
Dziś w wieży znajduje się muzeum, jednak kiedy zaczynaliśmy zwiedzanie Bihacia, było jeszcze zamknięte.
Zbombardowany kościół
Tuż obok opisanej wyżej baszty stoi samotna wieża. To jedyna pozostałość po stojącym tu wcześniej kościele św. Antoniego. Świątynie nie miała szczęścia, by długo cieszyć oczy. Została zbudowana w roku 1891, a wyróżniała ją potężna i strzelista wieża o wysokości 50 metrów. Potem było jeszcze kilka etapów rozbudowy świątyni (wyglądała finalnie tak, jak pod tym linkiem)
I kościół zapewne stałby do dziś, jako wspólne dzieło wielu wyznań, bo budowali go zarówno muzułmanie, jak i chrześcijanie. Stałby gdyby nie druga wojna światowa i bombardowanie Bihacia przez brytyjskie bombowce w roku 1943.
Z dawnej świetności została tylko wieża i część murów. A potem nastała era Jugosławii i Józefa Tito, pozwolenia na odbudowę kościoła nie wydano. I tak niszczeje do dziś.
Więcej o kościele, znajdziecie na tej bośniackiej stronie.
Osmańskie mauzoleum
Tuż obok ruin dawnego kościoła i Kapitańskiej Wieży stoi bardzo charakterystyczny budynek – turbe, czyli rodzaj muzułmańskiego mauzoleum.
Pierwotnie była to konstrukcja drewniana i stała kilkanaście metrów od obecnej lokalizacji. Stary budynek rozebrano i na jego miejscu zbudowano kościół, który opisałem powyżej. Był to układ z władzami miasta, by dawnego meczetu nie odbierać muzułmanom i ponownie nie robić w nim kościoła, lecz kościół zbudować w nowym miejscu. Drewnianą konstrukcję usunięto i nową wybudowano tuż obok, ale już z kamienia. I tylko dlatego przetrwała do dziś.
A co upamiętania to mauzoleum? Wybudowano je na pamiątkę obrony Bihacia przed wojskami Austro-Węgier, które przybyły pod miasto w roku 1878. Miały one wyegzekwować postanowienia Kongresu Berlińskiego, na mocy którego Bośnia i Hercegowina miała dostać się pod władanie Habsburgów. Walki trwały od 7 do 19 września i przeważające siły Austriaków rzecz jasna wygrały. Jednak mieszkańcy miasta postanowili upamiętnić obrońców mauzoleum.
Zamek Sokolac
Zamek zobaczyłem jadąc do Bihacia. Potężna kamienna sylwetka majestatycznie odcinała się od wieczornego nieba. Przyznam, że wcześniej nie miałem pojęcia o jego istnieniu. Zatem mając jednak duszę podróżnika, który ma słabość do zamków i kamieni z których budowano fortyfikacje, następnego ranka zawitaliśmy pod mury twierdzy.
Zamek Sokolac to idealny przykład na to, jak regiony inwestują w turystykę. Tak, dobrze się domyślacie. Władze Bihacia postanowiły wyremontować podupadające od stuleci mury dawnego zamku, by przyciągnąć turystów. Poszło im tym łatwiej, że w inwestycji partycypowała Unia Europejska. Cóż, nie wiem, na ile to podziałało, bo w zamku byliśmy sami i nie spotkaliśmy idąc lub schodząc żywego ducha.
A trzeba powiedzieć, że wspinaczka do zamku jest męcząca. Może i prowadzi do niego asfaltowa droga, ale jest ona diablo stroma. Aż strach pomyśleć, że budując zamek w średniowieczu, musieli pod tą górę wnosić budulec – czyli kamienie.
Dziś Sokolacka Kula, jak zwie się po bośniacku, jest doskonałym punktem widokowym. Widok z wieży, naprawdę potrafi zachwycić – spójrzcie na zdjęcie powyżej. Obstawiam, że najpiękniej jest tu o zachodzie słońca. W południe najpiękniejszy widok na zalesione doliny, jest idealnie pod słońce. My mieliśmy przyjemność podziwiać ten widok o poranku. Sami przyznajcie, jest pięknie! Zresztą nie bez przyczyny zamek zbudowano właśnie w tym miejscu – z tej góry wrogów widać z daleka.
A jaka jest historia tego miejsca? Tak naprawdę to nikt nie wie, jak stary jest to zamek. Pierwsza pisana wzmianka pochodzi z roku 1369, chociaż są i tacy, którzy powstanie twierdzy i pobliskiego miasteczka datują na rok 1020. Przez lata strzegł tutejszych szlaków handlowych i jako ważny strategicznie punkt, przechodził z rąk do rąk. W zależności, jak wiały wiatry historii. Ale nie był zdobywany, lecz sprzedawany lub zastawiany.
Ważną datą jest rok 1592, kiedy przeszedł pod władanie osmańskie. I wydaje się, że zaczął się wtedy powolny upadek. W połowie XVIII wieku załoga liczyła raptem 20 osób, które do obrony miały dwie niewielkie armaty. Życie zaczęło się toczyć w położonym niżej Bihaciu, który stał się dobrze ufortyfikowanym miastem.
Zamek Sokolac opuszczono w roku 1878. A i dziś nie przyciąga tłumów, ale kto wie, może z czasem, jeśli Bihać stanie się bardziej turystyczny, ożywią go turyści.
Restauracje – gdzie na obiad w Bihaciu
Jeśli szukacie miejsca na obiad w Bihaciu, nie będziecie mieli łatwo. Może w sezonie jest lepiej, ale kiedy byliśmy tu jesienią, niemal wszystkie restauracje, które znaleźliśmy w internecie, okazały się zamknięte.
Krążyliśmy po mieście i odbijaliśmy się od zamkniętych drzwi. Wreszcie w akcie desperacji skierowaliśmy się do parku i migających tam świateł. Trafiliśmy do restauracji Čardak na Uni. Piękny strzał i doskonałe miejsce! Jedzenie naprawdę bardzo dobre, a ceny umiarkowane ze wskazaniem na niskie. Zresztą, Bośnia w ogóle nie jest droga.
Hotel i nocleg w Bihaciu
Nocleg zarezerwowaliśmy z wyprzedzeniem, zatem pojechaliśmy od razu pod adres, nie krążąc po mieście. Wybraliśmy czterogwiazdkowy hotel Safir. Doskonały wybór za cenę około 150zł od osoby. Ze śniadaniem rzecz jasna. Serdecznie polecam, parking dla samochodu tuż pod hotelem.
A jeśli dodam, że pokoje były ogromne i czyste, a dodatkowo manager hotelu uraczył nas na swój koszt piwem, to czego trzeba więcej?