Za oknem autobusu powoli wstawało słońce, zaś pomocnik kierowcy z nieznanych przyczyn postanowił zasłonić wszystkie okna. Dlaczego? Nie wiem do tej pory. Dojeżdżamy do Bandar Abbas nad Zatoką Perską, teraz tylko dojazd do promu i za chwilę będę na wyspie Hormoz. Tak mi się wydawało…
Co to znaczy, że w Iranie jest gorąco, poznałem właśnie tu nad Zatoką Perską, tuż po wyjściu z autobusu, mimo że to był dopiero świt. Od razu oblepiła mnie gorąca wilgoć, stojące powietrze i słońce, które zapowiadało, że teraz jest łaskawe, ale za chwilę da mi w kość. Wychodzę
przed dworzec i ładuję się z kimś do taksówki, która wiezie mnie na przystań promową. Lonely Planet podaje, że płynie się jakimiś niestabilnymi i szybkimi łódeczkami, które odpływają co kilkadziesiąt minut. Niestety nie po raz pierwszy przewodnik się myli. Jest jak w dowcipach o radiu Erewań, bowiem na Hormoz pływają nie łódeczki tylko spore łodzie i nie co kilkadziesiąt minut tylko co kilka godzin. Co ile tego nikt nie wie, bo rozkładu nie ma. Wypływa jak się zapełni. Czekam wraz ze sporym tłumem na ławce na pomoście. Nagle poruszenie, zaczynają wpuszczać. Najpierw jakiś notabl, którego podwieźli tu limuzyną, potem rusza reszta tłumu, a wśród niego kilku panów z karabinami maszynowymi. Eskortują dwóch panów z workiem, pewnie workiem pieniędzy. Łódka w środku całkiem komfortowa, w rogu stoi tradycyjny dystrybutor z zimną wodą, ale nie jest on oblegany. Łódź jest klimatyzowana.
Po około półtorej godziny rejsu wreszcie przybijamy do brzegu Hormoz. Na zegarku już 11, słońce zbliża się do swojego szczytu a ja podążam w kierunku oddalonej o około półtora kilometra twierdzy. Dopiero tu, w pełnym słońcu, czuję że mój plecak jednak jest ciężki, że te prawie 20 kilo które ze sobą zabrałem, to jednak spory balast. Człapię w kierunku dawnego portugalskiego zamku, krok za krokiem, pocę się jak przysłowiowa mysz, ale nie ma tu wiaterku, który by przyjemnie chłodził ciało, jest tylko palące i słońce.
Jak bardzo zazdroszczę mijanym dzieciakom, które taplają się wesoło w wodach Zatoki Perskiej, co prawda woda jest ciepła jak zupa, ale wciąż chłodniejsza niż otaczające powietrze. Jak chętnie skoczyłbym sobie na główkę z pomostu tak samo jak czynią to oni. Resztkami sił a w sumie raczej siłą woli docieram do twierdzy, okrążam ją, by znaleźć wejście i wreszcie w jakimś wykuszu znajduję mały cień. Zrzucam plecaki, odpoczywam chwilę i bez balastu ruszam eksplorować ruiny.
Kamienny zamek który w 1515 roku na Hormoz zbudowali Portugalczycy robi spore wrażenie i widać, że w czasach świetności był naprawdę potężny. Postawiono go na skraju wyspy, co ułatwiało jego ewentualną obronę od strony lądu, a od strony wody chroniły go zarówno potężne mury, działa, jak też i flota, którą tu utrzymywano. To ta flota umożliwiała Portugalczykom przez prawie stulecie kontrolę nad okolicznymi wodami, ale także szlakami handlowymi, z których czerpali oni zyski.
Ich potęgę złamała dopiero umowa pomiędzy szachem Abbasem I a Brytyjczykami i ich Kompanią Wschodnioindyjską. Persowie, którzy sami nie mieli marynarki wojennej zdolnej pokonać Portugalię dogadali się z inną potęgą morską, by oswobodziła wyspę. Co stało się faktem w latach 20 XVII stulecia, a Persowie wpadli z deszczu pod rynnę. Handlowe centrum przeniosło się z Hormoz na stały ląd do miasta Bandar Abbas.
Pora ruszać z ruin w kierunku przystani. Słońce jest w zenicie, a ja krztuszę się gorącym powietrzem, którym ledwo jestem w stanie oddychać. Po raz pierwszy było tak gorąco, że nie miałem na nic siły, odmówiłem nawet wycieczce objazdowej po wyspie Hormoz, nie miałem na nią siły, myśl o wejściu do rozgrzanego samochodu napawała mnie przerażaniem. Z perspektywy czasu żałuję swojej ówczesnej decyzji, ale wtedy po prostu nie miałem na nią siły. Szkoda, zdjęcia Tęczowej Doliny, które obejrzałem już po powrocie do Polski, naprawdę wyglądały ciekawie.
Wracam do przystani, gdzie wraz z innymi podróżnymi chowam się w klimatyzowanej poczekalni. Łódka podobno przypłynie na Hormoz za około dwie godziny, podobno, bo rozkładu nie ma. W telewizji leci przemówienie jakiegoś duchownego, poznany tam Irańczyk pyta mnie, czy w moim kraju duchowni też tak długo przemawiają w telewizji. Odpowiadam, że i owszem ale tylko w Telewizji Trwam, bo w publicznej nie ma takich programów. Irańczyk milknie i uśmiecha się z zazdrością.
2 komentarze
Witam serdecznie,
W jakim miesiacy Pan tam byl,ze bylo tak gorąco?
Maj. Końcówka maja.
Żałuję, że nie zagryzłem zębów i nie ruszyłem wynajętą taksówką w głąb wyspy, ale serio nie miałem już siły…
Masakrycznie gorąco było.