Gozo jako wyspa jest mała, może nie da się jej obejść w jeden dzień, ale pół wyspy jest osiągalne. Ja postanowiłem przespacerować się wybrzeżem od popołudnia do wieczora. Zobaczyć słynne klify i po prostu pobyć sam.
O godzinie 14:30 przyjechałem na dość charakterystyczny punkt, gdzie dawniej mieściło się słynne Lazurowe Okno (Azure Window), będące symbolem Malty oraz Gozo. Cóż, okno kilka lat temu zawaliło się do morza, zatem siłą rzeczy nie da się go już obejrzeć. Za to obok są naprawdę przepiękne klify oraz skaliste wybrzeże, o które rozbijają się fale.
Jest też tzw. Blue Hole i „Wewnętrzne morze”, a nad tym wszystkim stoi fort Dwerija – jeden z kamiennych fortów, których sieć oplotła Maltę i Gozo. Wszystko po to, by strzec bezpieczeństwa mieszkańców wyspy i sygnalizować inwazję wrogów. Najsłynniejszy z fortów to chyba Czerwony Fort, ale o nim przeczytacie w innym artykule. Teraz zajmijmy się pięknem wybrzeża.
Zatoka Dwerija, Blue Hole i Wewnętrzne Morze
Przyznaję, że zasiedziałem się na tych skałach. Huk fal rozbijających się o brzeg morza oraz szum wiejącego wiatru idealnie się zgrywały. Potęga przyrody i biada temu, kto w takich warunkach wpadłby do morza. Wierzcie mi, że jest coś hipnotyzującego w przyrodzie, coś co powoduje, że człowiek czuje się wobec niej mały oraz bezbronny. I to jest fascynujące. Jakbyście tu usiedli w wietrzny dzień, poczujecie to samo.
Cóż, poobserwowałem wzburzone morze, potem zszedłem do tak zwanego „Wewnętrznego Morza”, czyli małego zbiornika wodnego połączonego wąskim przesmykiem z Morzem Śródziemnym. Ale ile można obserwować wdzierające się do środka fale? Cóż, w sezonie i przy spokojniejszym morzu, podobno można tu nurkować i pod wodą dostać się na otwarte morze, ale to nie w takich warunkach, jak dziś.
Magia klifów wzdłuż wybrzeża Gozo
Postanowiłem zatem rozpocząć właściwą część moich popołudniowych planów. Spacer wzdłuż zachodniego i północnego wybrzeża Gozo, miał okazać się jedną z największych atrakcji Gozo. Jak patrzyłem na Google Maps, wiedzie tędy ścieżka, która na swojej trasie zapewnia wspaniałe widoki. Cóż, mapa swoje, a rzeczywistość swoje, bo jak się okazuje część niby dostępnej ścieżki wiedzie przez tereny prywatne. A w części trasa w ogóle się urywa lub trzeba iść przez zarośla, co nie jest jakoś komfortowe. Ale za to jest przygoda!
Najpiękniejszy odcinek tego wybrzeża Gozo wiedzie po zachodniej stronie wyspy. Północna część jest w mojej ocenie mniej spektakularna. To na zachodniej znajdują się doskonale widoczne i wysokie na około sto metrów klify. Mierzę na oko, bo nigdzie ich wysokości nie znalazłem, tak jak np. klifów Dingli na Malcie (na głównej wyspie). Jedyne co mi się nie podoba podczas marszu, to fakt, że idę na północ podczas gdy najładniejsze widoki mam zawsze za plecami. Cóż, pozostaje tylko oglądać się za siebie lub co jakiś czas przysiąść na przysłowiowym kamieniu.
Ścieżka po której się idzie to taka wąska dróżka wiodąca kilka lub kilkanaście metrów od krawędzi urwiska. W żadnym miejscu nie jest rzecz jasna niebezpieczna. Problem rodzi się dopiero mniej więcej w miejscu, w którym kończy się zachodnie wybrzeże i zaczyna północne. Tu niestety zaczynają się tereny oznaczone jako prywatne, a droga jest zagrodzona wraz z informacją, że to prywatna droga do gospodarstw. Przyznaję, że zdarzyło mi się zignorować taką bramkę i przeskoczyć lub przejść obok niej. Niestety po kilkuset metrach marszu dochodziłem do końca drogi, a by przejść do czegoś, co przypominało znów ścieżkę, musiałbym deptać po polu. Nie lubię psuć czyjejś pracy, zatem cofałem się do głównej drogi.
Spacer południową częścią wybrzeża
Problem w tym, że główna droga w pewnym momencie też się skończyła i musiałem zejść po jakimś kamiennym murku. Potem już było z górki (dosłownie), czyli po miedzy, przez chaszcze i zarośla aż do wrzynającego się w wyspę żlebu. Tu były nawet pomocne, czerwone oznaczenia w postaci kropek i strzałek. Znak, że to już bardziej oficjalny szlak. I znów zaczynał się piękny odcinek trasy widokowej wiodący wzdłuż wysokiego wybrzeża. Pode mną były klify, a przede mną znajdowało się miejsce, gdzie przyroda znów pokazywała swoje piękno. Mushroom Rock czyli Skała Muchomora (tak bym to przetłumaczył). Piękne miejsce, w którym widać, jak wiatr i deszcz „podgryzają skałę” tworząc piękne wklęśnięte wybrzeże. I niech was nie zmyli ten żółty kolor przypominający piasek. To naprawdę twarda skała.
Wied Il-Mielaħ. Nowe kamienne okno
Kolejne piękne miejsce było dopiero przede mną. To Wied Il-Mielaħ, czyli kamienne okno, miejsce, które po tym jak zawaliło się słynne Lazurowe Okno, walczy o uwagę turystów. Chociaż nie jest oczywiście aż tak popularne. Jeszcze nie jest. Wąska ścieżka zabezpieczona barierkami wiedzie do małego tarasu widokowego. Z tego miejsca wspaniale widać potęgę przyrody, która wdziera się tu potężnymi falami. I to mnie zgubiło… chciałem nakręcić filmik. I faktycznie, nakręciłem. Tylko patrząc w ekran, nie zwróciłem uwagi na to, że przez skalne okno wdziera się właśnie potężna fala. Chwila nieuwagi kosztowała mnie mokre spodnie, mokre majtki, mokry sweter. Cóż, fala zalała mnie niemal całego.
I to był już koniec mojego spaceru po północnej części Gozo. Planowałem dojść do panew solnych tuż obok Xwejni, ale niestety… w mokrych spodnich przy silnym wietrze maszeruje się tragicznie, a przeziębienie jest wręcz gwarantowane. Dlatego osadniki, w których od setek lat odparowuje się morską wodę, by uzyskać czystą sól, obejrzałem następnego ranka. Może zmarnowałem przez to troszkę czasu, ale za to była przygoda i mam nauczkę na przyszłość 😉
Jedyne co mi pozostało to, ponad dwukilometrowy spacer do najbliższego przystanku autobusowego i powrót do Victorii (Rabatu), czyli stolicy wyspy Gozo.