Położony malowniczo pośród wzgórz zamek Krivoklat zachwyca zarówno z zewnątrz, jak też od wewnątrz. A jeśli dałoby się wyburzyć budynek, psujący panoramę z punktu widokowego, miasteczko Krivoklat, byłoby jak turystyczny raj.
Do Krivoklatu przyjechałem podczas przedłużonego majowego weekendu. Za mną było już oglądanie takich pięknych miejsc jak np. Czeska Szwajcaria, a także czeskie uzdrowiska z listy UNESCO czyli Karlowe Wary, Mariańskie Łaźnie i najmniejsze z nich, kameralne Franciszkowe Łaźnie. Zatem widziałem już sporo, poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko, a mimo to zamek Krivoklat mnie zachwycił. Bo wyobraźcie sobie, że jedziecie samochodem wąskimi dróżkami wijącymi się pośród wzgórz i nagle gdzieś w oddali widnieje przepiękna bryła zamku.
Po przyjeździe zaparkowałem samochód gdzieś na parkingu w miasteczku i poszedłem w kierunku zamku. Patrząc na mapę w Google, w oczy rzucił mi się punkt widokowy. Wystarczyło odbić delikatnie w prawo i można było napawać się widokiem na zamek. Byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że na pierwszym planie rozłożył się jakiś stary, ale brzydki budynek. Cóż, z jednej strony rozumiem, że one też mają prawo istnieć i pełnią często ważne funkcje, ale czy musi istnieć tuż koło zamku? Cóż, z punktu widzenia turysty, nie musi.
Zamek swoje podwoje otwierał o godzinie 10tej, do otwarcia pozostawało kilkanaście minut. Na spokojnie zatem poszedłem do otwartej już kasy i zakupiłem bilet. Niestety najbliższa grupa organizowana była w języku czeskim. Bilet kupiłem, bo tego dnia chciałem jeszcze zwiedzić zamek Karlstejn, a to jednak kawałek drogi, by się tam dostać. Cóż, są tacy, którzy bez problemu rozumieją język czeski, ale ja niestety nie zaliczam się do nich, rozumiem może 5%. Zatem podczas zwiedzania pozostawało mi polegać na zakupionym w kasie papierowym przewodniku. Troszkę szkoda, bo przewodnicy zawsze opowiedzą jakieś ciekawostki czy przedstawią nieoczywiste fakty.
Zwiedzanie zamku Krivoklat
Przyznaję, że zawsze, kiedy dołączam do grupy, której przewodnika nie rozumiem, trzymam się gdzieś z tyłu. Mam czas, by podziwiać detale architektoniczne i robić zdjęcia. Zanim jednak wejdziemy do zamkowych wnętrz, warto podnieść głowę, bo nad przejściem z jednego dziedzińca na drugi, zobaczymy dwie głowy. I tu ciekawostka, bo jest to polski akcent. Te głowy to płaskorzeźby przedstawiające króla Władysława Jagiellończyka i jego syna Ludwika. To właśnie Władysław był zleceniodawcą największej przebudowy zamku i jemu zawdzięcza on obecny kształt.
W przypadku Krivoklatu zwiedzanie zaczyna się od dawnego skarbca gdzie można obejrzeć makiety, jak zamek zmieniał wygląd przez stulecia. Także tu obejrzymy inną ciekawostkę i jeden z najstarszych przedmiotów na zamku. Na jednej ze ścian wiszą bowiem osmalone, drewniane drzwi, wzmocnione metalowymi okuciami. Drzwi pochodzą z XV wieku, a ich kolor oraz stan są widocznym dowodem na pożar z roku 1826, który strawił znaczną część zamku. Na szczęście ówcześni właściciele zamku zlecili wykonanie wiernej kopii, a oryginał zachowali na pamiątkę dla potomności. Zwróćcie też uwagę na kołatkę, bo ona jest jeszcze starsza niż drzwi (tak mówią).
Kaplica zamkowa
Cóż, instytucja kościoła nie jest moją ulubioną, ale to czego nie można jej odmówić to fakt, że przez stulecia Kościół stworzył miejsca piękne. I nie mam tu na myśli tylko tych cudów, które znajdują się w Watykanie czy pałacach biskupich. Przepiękne są też „zwyczajne” kościoły i kaplice. I jednym z takich miejsc jest kaplica zamkowa zamku Krivoklat. To jedno z lepiej zachowanych późnogotyckich wnętrz w naszej części Europy, a to że istnieje zawdzięczamy… wspomnianemu już Władysławowi Jagiellończykowi (zlecającemu przebudowę zamku).
Po pierwsze sklepienie. Nie wiem dlaczego, ale w kościołach lubię spoglądać w górę, bo zazwyczaj dzieją się tam rzeczy wielkie. Zbudowanie sklepienia, które się nie zawali i równomiernie przenosi naprężenia na ściany i kolumny, zawsze wymaga kunsztu. A jeśli mamy taką wielką powierzchnię, to grzechem jest nie ozdobić jej. Dlatego także w kaplicy w Krivoklat to siatkowe sklepienie, zasługuje na uwagę.
Przyjrzyjcie się, jak płynnie przechodzi ono w ozdobne elementy. A co to jest? To dwunastu apostołów, którzy otaczają wnętrze.
Ale i tak najcenniejszy w tym wnętrzu jest pochodzący z około 1492 roku ołtarz. Nie wiadomo, kto jest jego twórcą, bo artysta się nie podpisał, za to jego dzieło przetrwało już stulecia i dziś zachwyca wszystkich, niezależnie od tego, czy są wierzący, czy nie.
W centralnej części widzimy Koronację Maryi Panny (i temu jest poświęcona kaplica), zaś w bocznych skrzydłach ołtarza zobaczymy sceny z życia Maryi i Chrystusa. Warto zwrócić uwagę na wzrok matki Jezusa. Spójrzcie, gdzie ona patrzy, bo w tym miejscu siedzieli dawniej monarchowie. Jak widzicie, wszystko zostało zaplanowane i nie ma tu miejsca na przypadek.
Sala Królewska (Rycerska)
Kiedy opuścimy kaplicę, kroki wraz z resztą wycieczki kieruję do miejsca, które dawniej było jednym z najpiękniejszych w całym zamku. Bo przecież miejsce, gdzie król wydawał uczty i przyjmował posłów, musiało robić wrażenie. Dziś niestety widzimy tylko cień dawnego splendoru. Cóż, pożary, które trawiły zamek średnio co 200 lat, zabrały ze sobą piękne malowidła pokrywające dawniej ściany sali.
Gwiaździste sklepienie do dziś jednak robi wrażenie, tak samo jak nieliczne, kamienne detale, które przetrwały. Widzimy tam np. rzeźbę psa, co pokazuje, że już od najdawniejszych czasów był to największy przyjaciel człowieka, a poza tym jest tam jeszcze kilka postaci, których niestety rozpoznać nie umiem. Ale… sądząc po znaku na tarczy, chyba można tam rozpoznać króla – fundatora przebudowy.
Będąc w sali spójrzmy na ściany, bo ledwo ledwo ale spod spodu przebijają dawne freski. Niewiele z nich zostało po pożarze 1826 roku. Można sobie tylko wyobrazić, jak to pomieszczenie wyglądało za czasów świetności.
Co jeszcze zobaczyć na zamku?
W ramach trasy, wraz z grupą zajrzałem jeszcze do innych pomieszczeń zamkowych. W jednym z nich obejrzeć można wystawę sań! Od małych, po te całkiem spore, od prostych po bardzo ozdobne. Co ciekawe, na jednych możemy obejrzeć panoramę… Amsterdamu!
A jeśli wolimy skupić się na innej sztuce, to na ścianach wiszą obrazy, w końcu jak zamek, to musza być też tego typu ozdoby.
Dopełnieniem zwiedzania jest wizyta w bibliotece. A nie jest to jakaś byle jaka biblioteka, bo liczy sobie aż 53 tysiące woluminów i niegdyś była trzecią pod względem wielkości w całych Czechach – wielkością ustępowała tylko praskim bibliotekom: na Strachovie oraz bibliotece uniwersyteckiej. I kto by pomyślał, że taki skarb obejrzeć można w zamku Krivoklat, położonym gdzieś pośród wzgórz zachodnich Czech…
I na koniec mała rada: Najlepszy widok na zamek Krivoklat znajduje się spod pomnika Karla Egona II. z Fürstenberga. Odszukajcie ten punkt na Google Maps, a na pewno nie pożałujecie! To ujęcie widzicie jako główne zdjęcie tego artykułu.
Ceny biletów i dojazd do Krivoklat
Do zamku najprościej rzecz jasna dojechać własnym samochodem. Blisko zamku znajduje się płatny parking, ale jeśli przyjedziecie dostatecznie wcześnie, to nie będziecie mieli problemu, by znaleźć darmowy parking w centrum miasta. Jeden jest np. obok kościoła.
Ale jeśli nie macie własnego samochodu, to dojechać do miasteczka można także komunikacją publiczną, bo przez miejscowość przebiega linia kolejowa. Tak się bowiem składa, że Czesi nie zlikwidowali swoich linii kolejowych, a komunikacja publiczna w Czechach działa znakomicie.
Jeśli chodzi o godziny otwarcia zamku, to przed przyjazdem polecam zapoznać się z informacjami na oficjalnej stronie zamku. W większości zamek czynny jest od wtorku do niedzieli, w poniedziałki jest zamknięty. Ale są od tej reguły wyjątki.
Godziny otwarcia to w większości od godziny 10 do 16stej, ale tu też są wyjątki, zatem rozsądnie jest przed wizytą sprawdzić, czy w czasie kiedy planujemy, będzie otwarte, a jak tak, to od której i do której.
Cena biletu to 280 koron czeskich za bilet normalny (cena w roku 2024), dzieci do lat 17stu płacą 80 koron, a młodzież od 18 do 24 roku życia zapłaci za wejście 220 koron.