Przyroda się zmienia, ale robi to tak wolno, że żyjemy za krótko, by to dostrzec. Jednak zatopiony las koło Czołpina pozwala nam zobaczyć te zmiany na własne oczy. Bo przecież te pnie na plaży, to pozostałość po lesie, który rósł tu kilka tysięcy lat temu!
Ale jak to, zapytacie… Las nie rośnie przecież w morzu! I owszem, nie rośnie, bo to co widzimy, to efekt sztormu, a zapewne nawet wielu sztormów. Bo pierwsze sztormy zasypały ten fragment dawnego lasu, a kilka lat temu kolejny odsłonił to, co kiedyś Morze Bałtyckie ukryło. Wieczny życia krąg.
Skąd się wziął zatopiony las
Skąd się zatem wziął zatopiony las na plaży? Historia zaczęła się jakieś trzy tysiące lat temu, kiedy na miejscu obecnej plaży rósł las bukowo-dębowy. Tak przynajmniej wiek pni datują naukowcy, którzy rzecz jasna wzięli się do roboty, by zweryfikować niecodzienne, nadmorskie znalezisko. Następnie zaś wchodzimy w sferę domysłów, bo jak powstały pnie, tego nie wiemy. Bo możliwe, że to dawni mieszkańcy tych terenów wzięli się do pracy i zaczęli karczować i wypalać teren lasu. Alternatywą dla tej historii jest „zwyczajny” pożar lasu, który strawił część jego powierzchni. A potem był sztorm, który naniósł grubą warstwę piachu na pozostałe drewno. Niejako przy okazji słona woda zakonserwowała pnie. Możliwe, że następnie wiatr naniósł na wierzch kolejne warstwy piasku, jak robi to na przykład na pobliskiej Wydmie Łąckiej.
I pnie cierpliwie czekały na odkrycie, które nastąpiło przy kolejnym potężnym sztormie.
Spacer plażą
Zatopiony las leży w granicach Słowińskiego Parku Narodowego. Dlatego trzeba to uwzględnić, kiedy chcemy się do niego dostać. Wszystko dlatego, że dotrzeć tu można tylko plażą i wyznaczonymi ścieżkami. Nie można chodzić po wydmach, by ich nie niszczyć. Oczywiście przejście pojedynczego człowieka, nie zaszkodzi wydmom, ale jeśli pomyśli tak kilkanaście tysięcy osób, unikatowy ekosystem może zostać uszkodzony.
Ale do rzeczy, bo warto opisać ten słynny zatopiony las i drogę do niego. Pewnego wrześniowego poranka przyjechałem na parking Czołpino jednostka wojskowa, skąd najpierw poszedłem na pobliską wieżę widokową. Cóż, widok z niej mnie jednak nie zachwycił, zatem rzućcie okiem na zdjęcie i sami podejmijcie decyzję, czy warto tu zajrzeć. To co warte uwagi, to woliera, którą widzimy po drodze. W wolierze siedzą dwa orły, które miały nieszczęście odnieść kontuzję i wiadomo, że nie poradzą sobie w przyrodzie. Dlatego znalazły miejsce w azylu jakim jest woliera.
Ponieważ nie ma oficjalnej drogi prowadzącej z platformy widokowej w kierunku zatopionego lasu, trzeba się wrócić po śladach i pójść ponad kilometr w kierunku plaży.
A potem to trzeba już tylko skręcić w lewo i iść, iść, iść… przed siebie. Jeśli macie dobre oko, to pewnie uda Wam się znaleźć bursztyn. Bo morze ustawicznie bije tu o brzeg i wyrzuca mnóstwo kamieni i zapewne także bursztynów. Niestety ja się na odróżnianiu bursztyny od kamieni nie znam, zatem mimo usilnych starań niczego nie znalazłem. Tak samo, jak niestety nie udało mi się zobaczyć żadnej foki czy innego ssaka morskiego. Jedyne co dostrzegłem, to galaretowate meduzy. Też pięknie 🙂
Ale co się nawdychałem jodu i nasłuchałem szumu fal, to moje. Naprawdę pięknie tu i spacer brzegiem morza koi nerwy. Po sezonie ludzi tu jak na lekarstwo, ale obstawiam, że i w sezonie nie ma tu tłumów. Po prostu ludzie lubią się gromadzić tuż przy wejściach na główne plaże. Mało kto zadaje sobie trud, by przespacerować się kilka kilometrów. W sumie szkoda, bo idąc plażą, idzie się wzdłuż wydm, małych klifów i lasu. Ba! Są tu też zwalone pnie drzew, żywy dowód na to, że Morze Bałtyckie wciąż wgryza się w ląd, zabierając daninę przy sztormach.
Zatopiony las w Czołpinie widać już z daleka. Ciemne punkty majaczą z odległości kilkuset metrów. To właśnie pnie, mające kilka tysięcy lat. Największe wrażenie robią, kiedy podejdzie się tuż obok nich. Widać, że kiedy były jeszcze częścią żywego drzewa, część z nich miała grubo ponad sto lat. Cóż, dawniej ludzi było mniej, antropopresja była nieznaczna w porównaniu z tym, jaki nacisk na przyrodę wywiera człowiek w dzisiejszych czasach. Co mam na myśli? Ot, lasów było kiedyś tak wiele, a ludzi tak mało, że nawet jeśli człowiek wycinał lub wypalał lasy, to było to niemalże niezauważalne. Drzewa miały czas, by (do)rosnąć.
I przyznam jeszcze, że te pnie nie wyglądają, jakby miały trzy tysiące lat. Wyglądają jakby miały kilkadziesiąt lat i zostały całkiem niedawno wykarczowane. Zresztą sami możecie to ocenić, patrząc na zdjęcia i filmik.
Jak dojechać do zatopionego lasu
Do zatopionego lasu nie da się dojechać, można tylko dojść piechotą. Dlatego najlepszym miejscem skąd można wyjść, jest Parking Czołpino Jednostka Wojskowa. Wpiszcie to w mapę Google, a doprowadzi Was na miejsce. Parking to w zasadzie trzy wielkie place postojowe, po sezonie z rana niemal puste. Dopiero około południa pojawia się więcej samochodów. Potem należy kierować się w kierunku morza. Jak już do niego dojdziemy, skręcamy w lewo i po około 3,2 km spaceru docieramy do zatopionego lasu. Ważne: cała trasa z parkingu do pni drzew to około 4m5 km spaceru. Weźcie to pod uwagę. I rzecz jasna taka sama odległość jest do pokonania w drugą stronę. Koszt parkingu na cały dzień, to 20zł. Nie można kupować biletu na godziny.
Warto też wziąć pod uwagę, że parking i zatopiony Las nie leży przy żadnej uczęszczanej drodze i jeśli np. macie hotel w turystycznej Łebie, to dojazd tu zajmie wam około godzinę, bo to prawie 60km. Jednak jeśli mieszkacie w Rowach, to tylko 32km.
Mapa teoretycznie potrafi prowadzić przez wieżę widokową, a następnie bocznymi ścieżkami. Informuję, że tego przejścia oficjalnie nie ma i spacer tędy odbywa się po terenie Słowińskiego Parku Narodowego na nielegalu i przez teren byłej jednostki wojskowej. Przy możliwych zejściach na te szlaki stoją znaki zakazu wejścia.
Na teren Słowińskiego Parku Narodowego nie można też wchodzić z psami i innymi zwierzętami domowymi. Ale akurat na plaży widziałem ludzi z psiakami. Więc praktycznie rzecz ujmując, psy też były tam wprowadzone nielegalnie. Co jednak morzu nie robiło różnicy. Mnie też nie, dopóki nie ganiają zwierząt po wydmach.
Jeśli przyjechaliście tu rowerem, to przy Czerwonej Szopie, znajdującej się blisko plaży, możecie zostawić rower na którymś ze stojaków. Chociaż widziałem też ludzi, jadących rowerem plażą, ale czy wygodnie się tak jedzie czy nie, tego nie wiem. W sezonie w Czerwonej Szopie znajduje się bar, jednak w drugiej połowie września był już zamknięty.