Rumunia to perełka Europy, która o dziwo jeszcze nie została odkryta przez masową turystykę. A wierzcie mi, że jeśli chodzi o atrakcje turystyczne, Rumunia ma wszystko, by spędzić w niej fantastyczne wakacje. Dlaczego? Oto krótki przewodnik po najciekawszych atrakcjach.
Jeśli chodzą Wam po głowie wakacje w Rumunii, to nie zastawiajcie się ani chwili dłużej. Rumunia ma tyle ciekawych miejsc, że można tu przyjeżdżać na urlop czy wakacje przez kilka lat z rzędu i wciąż nie zobaczyć wszystkiego. Potężne Karpaty będą idealnym miejscem dla miłośników górskich wędrówek, dla lubiących plaże znajdą się piaski wybrzeża Morza Czarnego. Między nimi zaś są miejsca fascynujące! Aż dziw, że tak niewielu Polaków przyjeżdża do tego przepięknego kraju.
Dlaczego warto jechać na wakacje do Rumunii?
Po całym kraju rozsiane są atrakcje tak piękne i zaskakujące, że nic tylko zwiedzać! Tym bardziej, że ku mojemu zaskoczeniu, Rumunia to kraj wciąż turystycznie nieodkryty. Nie ma tu takich tłumów turystów, które znamy z naszych miast, ale nie oznacza to, że w ogóle nikt tu nie przyjeżdża. Jednak jeśli zajrzymy np. do jakiegoś małego kościoła warownego w Siedmiogrodzie, to poza nami, nie będzie tu nikogo. Niewielu turystów będzie nawet w tak znanych miejscach jak Biertan!
Jeżdżąc po Rumunii samochodem, nawet sama droga jest celem i zapewnia atrakcje. Widoki z okien, kiedy pokonujemy góry, potrafią być tak zjawiskowe, że niejednokrotnie będziecie robili postoje po to tylko, by podziwiać krajobraz. Chociaż dla miłośników górskich dróg i widoków są tu dwa miejsca specjalne: Trasa Transfogaraska i Transalpina. Musicie tu być, chociaż uwaga, bo drogi są przejezdne tylko w ciepłe miesiące. O tym jednak poniżej.
Dodatkowo wierzcie mi, że w stereotypie o bardzo biednej Rumunii nie ma już za wiele prawdy. Rumunia jest z grubsza jak Polska. Są tu metropolie, są miasta nastawione na usługi IT. Ale też jeśli pojedziemy w interior mamy szansę natknąć się na wozy ciągnięte przez konie. Taki piękny lokalny folklor, który jednak powoli zanika.
Zwiedzając atrakcje Rumunii, na pewno w planie trzeba mieć piękne średniowieczne i pięknie zachowane miasta jak np. Sighisoara i Braszów. Ale jeżdżąc warto zatrzymywać się też w mniejszych, takich jak na przykład Medias, które związane jest z historią Polski. Nie zapominajcie też o wioskach, gdzie są warowne kościoły jak np. wieś Viscri, gdzie posiadłość ma… król Wielkiej Brytanii niejaki Karol!
Oto mój subiektywny przewodnik, po najciekawszych miejscach Rumunii. Wierzcie mi, że warto tu przyjechać nie tylko na wakacje w sezonie, ale także poza nim. Nie ma tu miejsca na nudę.
Rumunia – informacje praktyczne
- Po pierwsze Rumunia jest w Unii Europejskiej, zatem stanowimy wraz z nią jeden europejski obszar i nie ma żadnego problemu z wyjazdem. Do Rumunii nie potrzeba wizy.
- Co prawda Rumunia jest w strefie Schengen, ale tylko w ruchu lotniczym i morskim. Nie dotyczy to lądowych przejść granicznych, co sprawia, że na granicy między Węgrami a Rumunią, chwilę trzeba postać w kolejce.
- Do Rumunii można jechać/lecieć na dowód osobisty. Nie trzeba mieć paszportu.
- Walutą w Rumunii jest lej rumuński. Co ciekawe, lej jest wart prawie tyle samo co złotówka, zatem dla uproszczenia można przeliczać rumuńskie ceny na złotówki w stosunki 1:1. W rzeczywistości to 1 do 0,9 na korzyść polskiego złotego.
- Rumunia nie ma nic wspólnego z Cyganami. Chociaż rzecz jasna mieszka tu mniejszość romska, ale to taka mniejszość, że wręcz niewidoczna. Zatem przede wszystkim wykreślmy stereotyp, że Rumuni to Cyganie. NIE!
- Czas w Rumunii różni się od polskiego o jedną godzinę. Przestawiamy zegarki o godzinę do przodu względem czasu polskiego.
- Jadąc samochodem do Rumunii, pamiętajmy o kupnie winiety, bo przejazd po rumuńskich drogach jest płatny. Wszystkich drogach, a nie tylko autostradach (tych jest jak na lekarstwo). Winietę można kupić przy przejściach granicznych na stacjach benzynowych, ale o wiele wygodniej kupić ją online na tej rumuńskiej stronie.
- Drogi w Rumunii są średniej jakości, to bardziej Polska z lat 90tych i wczesnych dwutysięcznych, mało tu autostrad, a sporo kolizji.
- Baza hotelowa jest przyzwoita, pod gołym niebem spać nie będziecie.
- Moim zdaniem minimalny czas na zwiedzenie części atrakcji Rumunii, to dwa tygodnie.
- Polski przewoźnik LOT lata do Bukaresztu i do Klużu. Loty są z Warszawy. Lot trwa około godzinę, bo to blisko.
Mapa największych atrakcji Rumunii
A teraz to, co najważniejsze. Oto mój przewodnik, gdzie pojechać na wakacje do Rumunii, by zobaczyć najciekawsze miejsca. Poniżej opisałem te miejsca, w których byłem i bardzo często opisałem je w artykułach na blogu. Wszystkie macie podlinkowane w odpowiednich rozdziałach. Ale aby ułatwić planowanie wyjazdu do Rumunii, na mapie zaznaczyłem największe atrakcje Rumunii.
Malowane cerkwie Bukowiny
Jeśli miałbym wybrać, co zrobiło na mnie w Rumunii największe wrażenie, to odpowiedziałbym, że przyroda. Ale jeśli ktoś dopytywałby o materialne wytwory kultury człowieka, pewnie wybrałbym właśnie malowane cerkwie znajdujące się w Bukowinie. Bo to po prostu arcydzieła sztuki malarskiej.
Ponieważ dawniej mało kto umiał czytać i pisać, Biblię i kanony wiary przedstawiano tak, aby każdy, nawet niepiśmienny chłop zrozumiał, o co chodzi. A czy można przedstawić to lepiej niż na obrazie? Bo wszak obraz znaczy więcej niż tysiąc słów! Z tego powodu na ścianach monastyrów zarówno od wewnątrz, jak też od zewnątrz namalowano sceny biblijne.
Na szczególną uwagę zasługuje występujący na każdym monastyrze „Sąd ostateczny”. Warto podejść bliżej i przyjrzeć się szczegółom, bo robią wrażenie!
Pamiętajcie, by koniecznie pojechać do Voronetu, bo moim zdaniem to najpiękniejszy malowany klasztor. Ale nie oznacza to, że inne nie robią wrażenia. Zresztą, przeczytajcie mój artykuł o malowanych cerkwiach i sami zadecydujcie, gdzie jechać i co zobaczyć.
Dobrą bazą wypadową do oglądania wszystkich cerkwi, ale także miastem, gdzie jest kilka ciekawych atrakcji turystycznych jest Suczawa. Zatem polecam zatrzymać się tu na nocleg. Chociaż samo centrum miasta nie jest interesujące i nie tętni życiem.
Kościoły warowne
Kościoły warowne to miejsca, a przy okazji zabytki, które są charakterystyczne dla Rumunii, a konkretnie dla Siedmiogrodu, który przez stulecia zamieszkany był przez Sasów. Wierzcie mi, że chociażby dla nich warto przyjechać na wakacje w Rumunii. Nie pożałujecie, bo są piękne i jedyne w swoim rodzaju i nie mam na myśli tylko tego najbardziej znanego w Biertanie.
Można na upartego powiedzieć, że kościoły warowne, to swojego rodzaju zamki. Ale jest to rzecz jasna uproszczenie. Najważniejszym miejscem ówczesnego świata wsi miast i miasteczek była świątynia, bo życie związane było z wiarą. Dlatego też to kościół należało chronić i z tego powodu wokół świątyń zaczęto budować fortyfikacje. Chroniły one nie tylko sacrum, ale stanowiły miejsce schronienia całej okolicznej ludności w razie niebezpieczeństwa.
Ale dlaczego zatem nie otaczano murami całych miejscowości? Odpowiedź jest prosta, byłoby to za drogie! Ogrodzenie dużej wsi, gdzie trzymano żywy inwentarz, sprzęty i duże zagrody, było niemożliwe. Dlatego warowny kościół chronił to, co najważniejsze czyli życie ludzkie. Resztę można było w razie czego odbudować. Życia przywrócić się nie dało. Z takich właśnie powodów powstał potężny i najbardziej znany obecnie kościół w Biertanie. Ale też tak samo powstał dla mnie chyba najpiękniejszy warowny kościół w miejscowości Viscri. Co ciekawe, swój dom ma tu sam król Anglii czyli Karol. Zaskoczeni? 🙂
Sighisoara. Średniowieczne miasto
Sighisoara słynie z tego, że jest doskonale zachowanym średniowiecznym miastem, położonym na wzgórzu. I właśnie to położenie je uratowało, bo nowe miasto zaczęło się rozrastać w dole, a góra przetrwała w nietkniętej formie aż do dziś.
Potężne bramy, mury obronne i średniowieczne domy, do dziś robią wrażenie. A jeśli dodamy do tego możliwość wdrapania się na najpotężniejszą z wież i obejrzenie widoku na miasto, to czego więcej turyście trzeba do szczęścia? Jednak jeśli oczekujemy czegoś więcej, to… zawsze można pójść podziwiać dom, w którym urodził się słynny hrabia Drakula. Bo o ile w swoim słynnym zamku Bran, nigdy nawet ponoć nie był, to ponad wszelką wątpliwość, dzieciństwo spędził w Sighisoarze.
W Sighisoarze warto zostać na noc, a nie tylko przemknąć przez nią przy okazji zwiedzania atrakcji Rumunii. Wieczorem miło jest usiąść na rynku z zimnym piwkiem lub drinkiem w dłoni, zjeść kolację i zaplanować kolejny dzień zwiedzania Rumunii. A przed snem, koniecznie trzeba przespacerować się po starej część miasta i zobaczyć pięknie podświetlone stare domy, przejść się starymi uliczkami.
Koniecznie też zajdźmy pod potężną wieżę zegarową, by o pełnej godzinie obejrzeć spektakl ruchomych figurek. Co ciekawe, zegar i jego mechanizm działają niemal nieprzerwanie od powstania czyli od 1648 roku!
Piękny Braszów
Uwielbiam przechadzać się starymi, pośredniowiecznymi uliczkami. Takich zaś jest całkiem sporo w Braszowie. Bo miasto w obrębie starego miasta zachowało dawny układ urbanistyczny. Nowe miasto zaczęło wyrastać obok, zostawiając w spokoju to, co stare i tradycyjne. Dzięki temu do dziś pozostał tu klimat minionych lat. Szczególnie, jeśli zapuścimy się w małe i wąskie uliczki, gdzie chodzą tylko ludzie, a nie ma żadnego ruchu samochodowego.
Dodatkowo Braszów jest malowniczo położony miedzy dwoma wzgórzami. Dzięki temu jest tu kilka punktów widokowych, które pozwalają podziwiać z góry to, co zostało zbudowane kilkaset lat temu. Stojąc na rynku lub jedząc na nim obiad, zerknijcie w górę, bo te punkty widokowe doskonale widać i łatwo do nich dojść.
Chociaż akurat jeśli spojrzycie na wzgórze, na którym widać napis BRASOV wystylizowany na słynny Hollywood, to zamiast spaceru, polecam, by pod ten napis po prostu wjechać kolejką. Bo i taka tu jeździ jako atrakcja turystyczna. Braszów to też doskonała baza wypadowa do okolicznych zamków chłopskich oraz Sinai, z jej przepięknym pałacem.
Sybin, którego oczy „patrzą”
Sybin to jedna z głównych atrakcji Rumunii, pewnie jedno z nielicznych szerzej znanych atrakcji kraju. Jego cechą rozpoznawczą są „okna, które patrzą”, bo też i miasto „patrzy”. Wszystko to za sprawą specyficznych okien dachowych, które sprawiają wrażenie, jakby to były oczy miasta.
Ale jeśli podczas wakacyjnej trasy trafimy do Sybinu, to jest tu wiele więcej do zobaczenia. Życie zarówno w dzień, jak i w nocy toczy się na dwóch głównych rynkach. Najbardziej reprezentacyjny jest Duży Rynek i to tu są koncerty i przechadza się najwięcej turystów. Za to wieczorem warto zajrzeć na Dolne Miasto, bo to tam znajduje się zagłębie z mnóstwem knajpek i restauracji. Można tu zjeść smaczny obiad i przy lokalnym craftowym piwie usiąść i porozmawiać z przyjaciółmi.
A rano znów warto wyjść na miasto i np. przespacerować się po ukwieconym Moście kłamców. Legenda głosi, że jeśli przejdzie po nim kłamca, most się zawali. Cóż, wierzcie mi, że to kłamstwo! 😀 Na pewno warto też zajść do kościoła, by obejrzeć jego wnętrze, a także udać się na wieżę ratuszową, aby spojrzeć na panoramę Sybinu z góry.
Timisoara – miasto nieoczywiste na turystycznym szlaku
Po pierwsze do Timisoary zagląda (relatywnie) mniej turystów. Po prostu miasto znajduje się poza głównymi szlakami turystycznymi i trzeba sobie zadać więcej wysiłku, by tu przyjechać i zwiedzać. ALE: kto przyjedzie, atrakcjami Timisoary na pewno się nie zawiedzie. Miasto ma swój klimat i o tym, że jest tu co zobaczyć, niech świadczy fakt, że chodząc po nim, przejdziemy przez trzy rynki! A co jeden to ciekawszy.
Zacznijmy od tego, że to w Timisoarze zaczęła się rumuńska rewolucja, która w 1989 zmiotła z tego świata krwawego dyktatora Nicolae Causescu i jego żonę. Ale tego w mieście nie widać, to ciekawostka. Za to przechadzając się przez zielone place, można się zachwycić. Tak samo jak oglądając wnętrza kościołów. Lub idąc na obiad lub piwo do knajpki na dachu, by przy okazji posiłku oglądać miasto z góry.
Z tego co oglądałem w internecie, od mojej wizyty Timisoara intensywnie korzystała z funduszy unijnych i kolejne zabytkowe budynki zostały wyremontowane. Czyli miasto zachwyca jeszcze bardziej.
Zamek Hunedoara
Jeśli jesteście w Timisoarze, to do Hunedoary macie przysłowiowy rzut beretem. I chociażby z tego powodu trzeba odwiedzić miejsce, gdzie w roku 1446 zbudowano zamek. Twierdza otoczona podwójnym kordonem murów, powstała w zaledwie sześć lat! Ale jak ma się pieniądze, to także obecnie budowa nie jest problemem. Pieniądz nie od dziś przyspiesza prace.
Nie wiem jak, ale budowniczowie zamku stworzyli coś, co jednocześnie jest średniowiecznym zamczyskiem, które jak to zamek miało przede wszystkim bronić. Ale oprócz tego ten zamek jest po prostu piękny! Robi wrażenie z zewnątrz, swoimi zwiewnymi i misternie rzeźbionymi wieżyczkami, jednak po wejściu do środka, zdobienia są jeszcze bardziej misterne. Tu wszystko ze sobą współgra. I za to szacunek, bo obecny wygląd to wypadkowa wielu przebudów, odbudów i rekonstrukcji.
Zjawiskowa Trasa Transfogaraska
Trasa Transfogaraska to szlak, który powstał ze strachu. Dyktator Rumunii czyli Nicolae Ceaușescu bał się, że w razie bratniej interwencji wojsk Układu Warszawskiego na jego kraj, może zostać uwięziony w którejś z jej części, bez możliwości przebicia się przez potężne pasmo górskie Fogaraszów. Dlatego postanowił temu zapobiec i nie licząc się z kosztami, zlecił budowę drogi.
Kiedyś miała ona znaczenie militarne, ale dziś służy głównie turystom, których dziesiątki tysięcy każdego roku przemierzają ją dla przepięknych widoków. Jeśli na Trasę Transfogaraską przyjedziecie za wcześnie, zastaniecie ją zamkniętą. Tak, śnieg potrafi tu leżeć jeszcze w czerwcu, dlatego warto śledzić w internecie, czy już jest przejezdna.
W szczycie sezonu Trasa Transfogaraska jest jedną z największych atrakcji kraju i dziesiątki tysięcy osób przyjeżdżają na wakacje do Rumunii, by ją pokonać. Część przyjeżdża dlatego, że pan Clarkson opisał i polecił ją w swoim programie. Nic dziwnego, że w lipcu i sierpniu parkingi na górze tuż przed tunelem są przepełnione.
Ale nie trzeba przejeżdżać samochodem całej trasy, by zobaczyć jej serpentyny i piękno. Wszystko dlatego, że po jej północnej stronie działa kolejka linowa, którą można wjechać na szczyt. To z tego miejsca najlepiej widać wspinające się po serpentynach samochody, a także biel wodospadu huczącego wezbraną wodą. Oczywiście pod wodospad prowadzi górski szlak i serdecznie polecam go pokonać.
Transalpina, najwyższa trasa w Rumunii
Transalpina to druga z najbardziej panoramicznych i atrakcyjnych dla turystów dróg w Rumunii. Jednocześnie jest to droga położona najwyżej w tym kraju, bo przełęcz Urdele leży na wysokości 2145 metrów i przecina góry Parang. I ta droga powstała już dobre ponad tysiąc lat temu. Nie wiadomo, kto ją wytyczył, ale to w sumie dziś nieistotne. Po prostu potrzebna była do komunikacji po dwóch stronach gór. O tym, że nie była to doskonała droga, a jej przejście łączyło się z ryzykiem, świadczy pierwotna nazwa: Diabelska ścieżka. Nazwa mówi sama za siebie.
Obecnie rzecz jasna jest to całkiem przyzwoita, chociaż wąska droga. Niesamowicie kręta i zapewne zapewniająca przepiękne widoki na doliny. Mówię, że prawdopodobnie (tak pokazują zdjęcia), ale na własne oczy tego nie widziałem, bo w czasie kiedy my przebijaliśmy się przez Transalpinę, w górnych partiach gór jechaliśmy pośród chmur. I jeśli coś było widać to co najwyżej pobocza drogi i czubek własnego nosa. Cóż, to powód dla którego na Transalpinę muszę wrócić!
Sinaia i zamek Peles
Jest od niedawna powiedzenie „złote, a skromne”. Cóż, Sinaia nie jest złota i nie jest skromna, jest za to zachwycająco piękna! Ale czy siedziba byłego już króla Rumunii, może być inna niż z królewskim przepychem? No nie może! Chociaż od typowych królewskich siedzib różni ją to, że letnia siedziba królewska powstaje z prywatnych funduszy Karola I. Nowego władcy Rumunii z rodu Hohenzollernów (tak, TYCH Hohenzollernów), którzy w ówczesnej Europie trzęśli polityką i byli obrzydliwie wręcz bogaci.
Nowy król zażyczył sobie nowej, wystawnej siedziby, zatem w 10 lat taką zbudowano, a potem jeszcze ulepszano. W budynku zastosowano wszelkie dostępne ówcześnie nowinki technologiczne. Dlatego pojawiła się elektryczność, a także elektrownia. Do tego zbudowano prywatną salę kinową, jakby tego było mało, są tu też windy, centralne ogrzewanie a także odkurzacz! Może z dzisiejszej perspektywy nie jest to nic wielkiego, ale przypominam, że mówimy o końcówce XIX wieku!
Jednak to co robi do dziś kolosalne wrażenie to wnętrza. Na nich też nie oszczędzano. Mnóstwo tu przepięknie zdobionych sal, rzeźbionego drewna, marmurowych figur, drogich i intarsjowanych mebli. Drewno pochodzi ze wszystkich stron świata, heban nie jest tu rzadkością. To nie było tanio urządzane wnętrze. Przepych, ale z klasą. I przyznaję, że to jedne z piękniejszych wnętrz, jakie w życiu oglądałem.
Alba Iulia – cóż to jest za forteca!
Mało kto słyszał o Alba Iulii. A szkoda, bo to jedno z moich największych zaskoczeń w Rumunii i aż dziw, że tak niewielu turystów przyjeżdżając na wakacje w Rumunii, odwiedza to miejsce.
Miasto to przy okazji potężna twierdza i pisząc potężna, wiem co mam na myśli, bo obejście jej dookoła zajmie sporo czasu. Do przejścia po obwodzie będzie bowiem kilka kilometrów. Tu także widać środki z Unii Europejskiej, bo stara cegła w miejscu ubytków wypełniona została przez nową. Te pieniądze po prostu widać.
Ale też aby nie tworzyć martwej przestrzeni, w części suchej fosy zorganizowano ogródki, gdzie przy muzyce na żywo, można napić się piwa, kawy, soku.
Ale twierdza zazwyczaj strzeże czegoś. Zatem w Alba Iulii też jest co oglądać na jej terenie. Po pierwsze można się natknąć na pokaz grupy rekonstrukcyjnej. Po drugie stacjonowały tu rzymskie legiony i jest muzeum poświęcone ich obecności. Przy okazji powstał dość specyficzny pomnik. Stoi bowiem rzymski legionista, który uwieczniony został w takiej pozie, jakby robił selfie!
Charakterystycznych pomników przedstawiających postaci z dawnych lat jest zresztą więcej i warto poświęcić czas i odszukać je wszystkie. Tworzą one jakiś taki fajny klimat miasta.
Chociaż najważniejszym zabytkiem Alba Iulii jest średniowieczna katedra św. Michała pochodząca z XIII wieku.
Jeśli będziecie w Alba Iulii w wakacje, warto zatrzymać się tu na noc. Bo miasto żyje do późnych godzin i miło siedzi się na rynku, z zimnym kuflem piwa w dłoni, oglądając pięknie podświetlone atrakcje.
Drewniane cerkwie Maramureszu
Czasami izolacja od świata wychodzi na dobre. Takim przykładem jest niegdyś trudno dostępny region Maramureszu, położony „gdzieś w lasach z daleka od wszystkiego.” Właśnie dlatego, że położony jest w górzystym, porośniętym terenie, nie zwracał nigdy uwagi zarówno lokalnych bojarów, jak też wrogów z zagranicy. Bo i po co bić się o stada wypasanych na łąkach owiec?
I właśnie z powodu izolacji, nie budowano tu wielu ceglanych i kamiennych budynków. Po co budować z tak drogiego materiału, skoro drewna w okolicznych lasach było aż nadto?! Z drewna budowano prywatne chaty, jak też obiekty użyteczności publicznej. A takimi budynkami były świątynie! Kilka z nich zostało wpisanych na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Dawni mistrzowie ciesiołki a także artyści od wykończania wnętrz jak malarze, wznieśli się na szczyty swych umiejętności nie tylko na chwałę Pana, ale także ku uciesze wzroku śmiertelników. Ich praca jest po prostu zachwycająco piękna. Ale żeby docenić ją w pełni, trzeba wejść do któregoś z kościołów. To niestety łatwe nie jest, bo wracając już w kierunku domu, jechaliśmy przez Maramuresz i zajeżdżaliśmy do wszystkich świątyń z listy UNESCO znajdujących się po drodze. Wszystkie były zamknięte, a dzwoniąc pod podane na drzwiach numery, słyszeliśmy, że nie otworzą. Dopiero ostatnia świątynie czyli Kościół Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny w miejscowości Barsana był otwarty dla zwiedzających.
Niewielka ilość światła wpadająca do wnętrza podkreśla klimat świątyni. Na szczęście pani oprowadzająca, doświetla wnętrze i opowiada o historii miejsca. Opowiada, co oznaczają poszczególne sceny, wymalowane na deskach przez dawnych mistrzów. Warto tu zaznaczyć, że kościół pochodzi z roku 1720.
Karpaty. Góry, które zachwycają
Masyw Karpat ciągnie się przez kilka krajów, ale w Rumunii zachwycają swoją dzikością i brakiem bardzo masowej turystyki. Muszę się jednak przyznać, że póki co nie wszedłem jeszcze na żaden szczyt rumuńskich gór. Pewnie kiedyś to naprawię. Ale to co już teraz mogę powiedzieć, to że nawet to, co widziałem niejako przy okazji. Z okien samochodu lub podczas postojów, kiedy przemieszczaliśmy się po Rumunii, było zachwycające. Przede wszystkim dlatego, że są tu miejsca, gdzie ręka człowieka nie weszła jeszcze tak bardzo, by było widać domy heeen po horyzont. Tu człowiek nie wszedł jeszcze tak bardzo. Może to przez częściowe niedoinwestowanie kraju, ale cieszmy się tym i trzymajmy kciuki za to, by pieniądze nie popsuły przyrody. Tego, co jest naszym wspólnym dziedzictwem ludzkości.
Kopalnia soli Turda
Myśląc o kopalni soli zapewne przychodzi Wam do głowy nasza polska kopalnia w Wieliczce. Nic dziwnego, bo jest u nas najbardziej znana. A okazuje się, że w Rumunii istnieje kilka dawnych kopalń, które są udostępnione do zwiedzania. Jedną z nich jest Salina Turda. Początkowo nie wydaje się ona zbyt interesująca, ale to tylko pozory! Bo to co najpiękniejsze i co robi największe wrażenie, znajduje się troszkę z boku od głównego korytarza. Otóż kiedy odbijemy w prawo i dojdziemy do galerii nad główną komorą, gdzie dawniej wydobywano sól, pod nami będziemy mieli 42 metry przestrzeni, a długość tej ogromnej hali to 80 metrów. O jej wielkości niech świadczy fakt, że w środku postawiono… małe wesołe miasteczko z ogromnym diabelskim kołem.
A jeśli nie przekonuje Was przejażdżka podziemnym diabelskim kołem, to może rejs łódką po słonym podziemnym jeziorze? A dla tych, co wolą inne atrakcje, są pomieszczenia, gdzie można się zapoznać z historią wydobywania soli, lub przejść się klatką schodową, której drewniana konstrukcja pokryta jest solnymi naroślami.
Jeśli jesteście zainteresowani dawnymi kopalniami soli, które można zwiedzać, warto pojechać do kopalni soli Kaczyka na północy Rumunii w okolicach Suczawy.
Wesoły cmentarz w Sapancie
Czy śmierć może być na wesoło? A może! Jak najbardziej, jeszcze jak! 😀
Bo nastawienie do śmierci i to czym jest śmierć, zależy od ludzi. Od tego jak do niej podchodzą.
A w Maramureszu czyli regionie Rumunii gdzie leży Rumunia, jak widać mają do tej ostatecznej kwestii dystans.
Już po przekroczeniu bramy „wesołego cmentarza” widać, że jest inaczej. Nie ma tu szarych i czarnych kolorów, dominującą barwą jest niebieski, uzupełniony innymi dość krzykliwymi barwami. A wszystkie one mieszają się na krzyżach nagrobnych, które oprócz imienia i nazwiska zmarłego zawierają też obrazki i opisy. Na obrazkach widzimy, czym dana osoba zajmowała się za życia, a pod spodem jest opis. Co ciekawe, opisy są napisane w pierwszej osobie i czasami całkiem dowcipne. Grunt to mieć dystans do siebie. Pamiętajmy bowiem o słynnym filmie „Żywot Briana”, by „zawsze patrzeć na jasną stronę życia”. Nawet po śmierci 🙂
Inne atrakcje Rumunii
To co opisałem wyżej, to zaledwie wstęp do tego, co zobaczyć można w Rumunii. Bo miejsc, które warto obejrzeć podczas wakacyjnego wyjazdu, jest tu o wiele więcej. Jadąc od Polski zapewne przejedziecie przez Oradeę. Jeśli będziecie lecieli samolotem, to wylądujecie w Klużu albo w Bukareszcie, czyli stolicy Rumunii. A Bukareszt jak każda stolica, gra w swojej lidze. Mało może w nim tego co stare, ale za to Pałac Parlamentu zbudowany na zlecenie Causescu, pod który wyburzono całą dzielnicę, jest budynkiem tak potężnym, że aż absurdalnym.
Do tego dochodzi całe wybrzeże na które jeszcze nie dotarłem, a które leżąc nad Morzem Czarnym ma plaże warte uwagi. To w Rumunii rzeka Dunaj uchodzi do morza i sama delta też jest zachwycająca, tak ciekawa przyrodniczo, że jest na światowej liście dziedzictwa ludzkości.
Zatem podsumowując: Jedźcie do Rumunii nie tylko na wakacje, ale o każdej porze roku. Wierzcie mi, że z roku na rok Rumunia będzie coraz bardziej popularna, bo ten kraj ma tyle pięknych i fascynujących miejsc, że to tylko kwestia czasu, kiedy zostanie turystycznie „odkryta”.