Mosty w Stańczykach to dowód na to, że w świecie pewna jest tylko zmiana. Wiadukty zaprojektowane przez Prusy, służące wojskom Hitlera, finalnie znalazły się w Polsce i nie służą nikomu poza turystami. W sumie znane są jeszcze miłośnikom skoków na bungy. Niezmiennie jednak wciąż we wszystkich budzą podziw!
Dziwnie wyglądają dziś potężne żelbetonowe konstrukcje, stojące gdzieś na krańcu Polski. Mosty prowadzące znikąd, donikąd. I chociaż dziś ich usytuowanie może się wydawać faktycznie absurdalne, to przecież nie zawsze tak było! Bo żeby zrozumieć sens ich istnienia trzeba się cofnąć w czasie o ponad 100 lat, do Europy sprzed pierwszej wojny światowej. Stańczyki nazywały się wtedy inaczej i nie leżały w Polsce. Zresztą, Polski też wtedy jeszcze nie było. Były tu Prusy, Oberland czyli Górny Kraj, zasadniczo część organizmu, który dziś nazywamy Niemcami. Polska na mapie miała się ponownie pojawić dopiero za chwilę.
Dlaczego zbudowano Mosty w Stańczykach
I kiedy spojrzymy z perspektywy sięgającej czasów przed pierwszą wojną światową, mosty w Stańczykach będące częścią linii kolejowej łączącej Chojnice (obecnie Polska) z Żytkiejmami (obecnie Litwa), miały sens. Zresztą, ta sama linia była też częścią szlaku do Królewca. Kolej stanowiła i stanowi nadal wojskową infrastrukturę krytyczną. To dzięki transportowi szynowemu można szybko przerzucać duże i ciężkie ładunki takie jak armaty i zaopatrzenie. Oraz przede wszystkim żołnierzy. Dlatego też Niemcy bardzo mocno inwestowali w drogi żelazne i zobaczycie to na wszystkich starych mapach.
Chociaż cel budowy krótszego, interesującego nas odcinka linii kolejowej z Gołdapi do Żytkiejm był przede wszystkim militarny, by być gotowym na ewentualną wojnę z pobliską Rosją, to powodów budowy było więcej. Pierwszym to cel gospodarczy – koleją doskonale wywozi się ciężkie towary takie jak drewno – a lasy Puszczy Romnickiej i okolic do dziś obfitują w stary i drogocenny drzewostan. Poza tym koleją przemieszczali się ludzie, wliczając w to… ruch turystyczny! Tak, po linii kolejowej jeździły codziennie trzy pary pociągów. Ale by obsłużyć potok pasażerów na weekend dostawano jeszcze jedno połączenie i tym sposobem w soboty i niedziele jeździły tędy 4 pary pociągów. Słowem 4 składy w każdą stronę.
I tu dwie ciekawostki: Po roku 1933 ruch pasażerski zmalał, bo teren Puszczy Romnickiej został wydzielony tylko dla najwyższych dygnitarzy III Rzeszy. Tu odbywały się tajne spotkania, a także elitarne polowania na zwierzęta. Tereny te były bardzo rzadko zaludnione, tym samym łatwo było o dyskrecje i spokojne prowadzenie ważnych ustaleń.
Drugą ciekawostką jest, że linią kolejową do Żytkiejm zimą jeździli… narciarze! Wszystko przez polodowcowe ukształtowanie tych terenów. Wiele pagórków, idealnie nadaje się do szusowania po stokach.
Historia mostów
O tym, że mosty w Stańczykach czy też bardziej w Staatshausen, jak wtedy nazywała się ta miejscowość, były częścią większej i strategicznej całości, już napisałem. Budując linię z Gołdapi do Żytkiejm inżynierowie musieli uporać się z wieloma przeszkodami, a najbardziej problematyczną jest niemal zawsze przyroda. Lodowiec, który tysiące lat temu przetaczał się przez tereny obecnej północnej Polski pofałdował teren, przez co daleko mu do równin. Jeżdżąc po Mazurach co i rusz napotykamy strome podjazdy i zjazdy, drogi wiodące w dolinach u podnóża wzniesień. Lodowiec pchał przed sobą skały, piach i lód. W momencie kiedy ustąpił, pozostawił po sobie teren, który na pewno jest piękny, ale też trudny w budowie dróg – zarówno kolejowych, jak i tych dla samochodów i innych pojazdów.
Budując linię kolejową inżynierowie w kilku miejscach musieli wznieść długie i wysokie mosty i wiadukty. Najbardziej spektakularnym są właśnie mosty w Stańczykach, zbudowane nad małą rzeczką Błędzianką, ale przede wszystkim pomiędzy dwoma sporymi wzniesieniami.
Jako pierwszy powstał most północny – budowa trwała w latach 1912-1914. Ukończony został jednak dopiero w roku 1917, co było następstwem trwającej I wojny światowej. W wyniku wojny pozmieniały się też granice, dlatego też był on już mniej strategiczny, ale wciąż ważny. Na tyle ważny, że obok mostu południowego, dostawiono bliźniaczą konstrukcję od strony północnej. Po co? Zbudowaną ją jako konstrukcję zapasową. Na wypadek, gdyby pierwszy most został trafiony przez ostrzał artyleryjski lub uszkodzony w wyniku bombardowania przez nabierające już wtedy znaczenia lotnictwo. Wracając do meritum: północny wiadukt w Stańczykach budowany był w latach 1923-1926.
Fakty o dwóch mostach w Stańczykach
- mosty są bliźniacze czyli po prostu identyczne
- długość mostów to ponad 180 metrów
- wysokość w najwyższym punkcie to 36,5 metra
- każdy most składa się z 5 łuków
- każdy łuk ma promień 15 metrów czyli odległość między filarami to 30 metrów
- linię kolejową wiodąca po mostach w Stańczykach oddano do użytku w roku 1927
- tory położono tylko na północnym wiadukcie
- po obydwu mostach można chodzić
- można też bez problemu spacerować pomiędzy filarami mostu i podziwiać je z dolnej perspektywy
A jakie praktyczne znaczenie miała ta linia kolejowa? Okazała się bardzo przydatna podczas drugiej wojny światowej. To tędy wożono drewno z Puszczy Romnickiej, to tą linią wożono kamienie i inne materiały budowlane, potrzebne do budowy Wilczego Szańca czyli kwatery Hitlera w Gierłoży. Po moście w Stańczykach przetaczały się też ciężkie składy wiozące materiał do budowy Linii Kocha, czyli linii obrony wojsk niemieckich od października 1944 roku do stycznia 1945.
I to był szczyt intensywności użytkowania tej linii kolejowej. Po roku 1945 wojska niemieckie zostały odepchnięte przez posuwający się w kierunku Berlina front. Wtedy do akcji wkroczyły trofiejne oddziały ZSRR. Oddziały trofiejne miały za cel całkowitą grabież wszystkiego co cenne i wywózkę tego na wschód, do rdzennych ziem rosyjskich. I to łupem tych oddziałów padła linia z Gołdapi do Puszczy Romnickiej. Szyny i infrastruktura zostały rozebrane i wywiezione w głąb Związku Radzieckiego. Żaden inny pociąg tędy już nie przejechał, a linia kolejowa przestała istnieć. Pozostały nasypy, wiadukty i mosty…
Mosty w Stańczykach dziś
Dziś mosty w Stańczykach to po prostu atrakcja turystyczna. Ale też atrakcja będąca w posiadaniu prywatnego właściciela. Dlatego wstęp na wiadukty jest płatny.
- Bilet normalny kosztuje 10zł, ulgowy to wydatek 8zł. Dzieci do lat 5 wchodzą bezpłatnie.
- Wiadukty czynne są od 8 rano do zachodu słońca.
Blisko mostów znajduje się duży i bezpłatny parking, z którego do mostów prowadzi mierząca kilkaset metrów wygodna droga. Budka, gdzie kupujemy bilety, znajduje się na górze bardzo blisko mostów. Aha, teren mostów jest ogrodzony, zatem „na dziko” raczej nie wejdziecie.
Ciekawe mosty w pobliżu
Kilka kilometrów dalej, znajduje się kolejna para, już nie tak słynnych, bo niższych mostów. To mosty w Kiepojciach. Są one częścią tej samej trasy kolejowej, ale odwiedzane są przez nielicznych, a szkoda, bo uroku też nie można im odmówić. Także po nich można chodzić, chociaż rzecz jasna na własne ryzyko. Pod mostami znajduje się niewielki, dziki parking. Ale też większego nie potrzeba.
A pomiędzy mostami w Kiepojciach i Stańczykach znajduje się miejsce, które na mapach Google nazwane jest po prostu jako wiadukt kolejowy. Odszukajcie go i odwiedźcie, bo warto!
Jak widzicie będąc na Warmii i Mazurach, jest wiele atrakcji turystycznych wartych zobaczenia, Stańczyki, to tylko jedna z nich.
1 Comment
Fajne miejsce, ale raczej do odwiedzenia przy okazji