Zobaczenie Snake Canyon w Omanie to dowód na to, że czasami nie ma co planować. Że jak się pójdzie na przysłowiowy żywioł, to można mieć szczęście. A wszystko przez pogodę! Bo w dniu kiedy mieliśmy zaplanowane oglądanie najgłębszego kanionu, widoczność miała być taka sobie. Więc patrząc na mapę wybraliśmy inną trasę. Jaki to był złoty strzał! A kanion i Balcony Walk zobaczyliśmy kolejnego dnia.
Góry kocham za przestrzeń, a przestrzeni opisać się nie da. Przestrzeń się czuje i podziwia. I właśnie tym zachwyciły mnie góry Al-Hadżar, przestrzenią, głębią i zielenią ukrytych oaz. I po raz pierwszy w życiu miałem okazję oglądać góry z kompletnie innej perspektywy. Zawsze, kiedy wychodziłem w góry to… właśnie, w góry zawsze WYCHODZIŁEM. Szedłem na szlak i krok po kroku za pomocą własnych mięśni przemieszczałem się. Tak było w Himalajach dookoła Annapurny, tak było w naszych Tatrach. Ale w góry w Omanie pojechałem samochodem. Bo tu nie ma łatwo dostępnych szlaków pieszych, tu po górach jeździ się samochodem. Samochodem podjeżdża się pod wybrany punkt i z niego można wyruszyć dalej w góry, na szlak.
Po pierwsze, żeby pojechać na trasę do Snake Canyon trzeba mieć samochód 4×4, bez napędu na cztery koła, tu nie pojedziecie. Zresztą, im wyższe zawieszenie, tym lepiej, bo czasami trasa jest wymagająca, a kamienie wystają z tej górskiej drogi.
A zaczyna się niewinnie, bo kiedy wyjeżdżamy z hotelu w okolicach Nizwy, najpierw przez pierwsze kilkanaście kilometrów jedziemy piękną, szeroką i asfaltową drogą. Docieramy nią do najwyższego punktu, by zrobić kilka zdjęć, a potem… a potem zaczyna się rodeo! Droga z asfaltowej zmienia się na szutrową i taką typowo górską. Z błotem, z dziurami i wszelkimi innymi nierównościami. To raj dla tych, którzy kochają offroad!
Ale jako, że ja nie kocham jeździć samochodem, to skupiłem się na tym, że tą trasą po prostu trzeba przejechać. Chociaż uczciwie przyznam Wam, że miejsce kierowcy w górach Al Hadżar to najgorsze możliwe miejsce. Dlaczego? Ano dlatego, że dookoła jest tak zjawiskowo pięknie, że o wiele bardziej wolałbym skupić się na widokach niż na drodze przede mną. Ale ponieważ ktoś kierować musi, to mnie pozostało skupić się na drodze. I także to jest powodem, dla którego co i rusz robimy przystanki na robienie zdjęć. Tu naprawdę ciężko się zdecydować, gdzie zrobić fotkę. Czy za zakrętem będzie równie pięknie? A może będzie piękniej?
Ruch na drodze jest niewielki, a turystów indywidualnych jest tu zdecydowana mniejszość. Większość samochodów to auta agencji turystycznych, które przywożą tu swoich klientów. Przyznam uczciwie, że jakbyśmy nie wynajęli samochodu do jazdy po Omanie, to pewnie też kupilibyśmy taką wycieczkę. Tylko, że taka wycieczka z Muscatu kosztuje przynajmniej 225 dolarów. Drogo…
I jest się uzależnionym od planu wycieczki. Jadąc na własną rękę, samemu się decyduje gdzie postój, a gdzie robimy zdjęcie.
Wierzcie mi, że jest się tu gdzie zatrzymywać, bo jadąc to w górę, to w dół, co i rusz napotykamy zielone doliny, pełne palm i wody. A jak jest woda, to zazwyczaj są też zabudowania i domy. I to nie są zazwyczaj wielkie osady, ale zaledwie kilka domostw pośród zieleni.
Warto się uważnie rozglądać, bo górskie strumienie, które spływają do tych osad, przez setki tysięcy lat potrafiły stworzyć cuda natury.
Przepiękne kaniony gór Al-Hadżar
Właśnie tak na czuja zjechaliśmy z głównej drogi i podjechaliśmy w bok, w kierunku małego strumyka i kępy drzew. I jak się okazało, tuż za nimi znajdował się mały kanion, wypełniony wodą.
Wadą było to, że aby zobaczyć główne lustro wody, trzeba było wejść po skale. Cóż, mokra skała okazała się bardziej śliska, niż mi się wydawało, zatem wierzcie mi, że podobno mój upadek był spektakularny, a lądowanie było bez telemarku za to twarzą i nogą w wodzie. Cóż, pozostało zdjąć spodnie i zacząć suszenie. Na szczęście w Omanie jest diablo gorąco, a ludzi dookoła po prostu nie było. Nie siałem zgorszenia! 🙂 Za to zdjęcie zrobiłem, cel został osiągnięty i przymusowej kąpieli nie żałuję.
Cóż, z mokrymi butami czy nie, trzeba było jechać dalej. I znów wąska droga, nieliczne samochody, kurz, błoto, wertepy i mijanki. Trasa przez góry na pewno jest wymagająca. Ale dzięki wzajemnej uprzejmości i zjeżdżaniu z drogi, da się jechać całkiem przyjemnie.
I w pewnym momencie była zatoczka, gdzie stał już inny samochód. To był widoczny znak, że coś ciekawego musi być w okolicy. Faktycznie mapa wskazywała, że delikatnie poniżej, w zdawałoby się niewielkiej rozpadlinie zaczyna się kanion. Nie był to ten nasz docelowy, ale jakiś inny, jakich tu sporo.
Ostrożnie dostałem się na dół i wszedłem między ściany. Jak tam było pięknie! Wysokie skały po prawej i lewej, strumyk ukryty gdzieś pode mną, by po kolejnych metrach marszu nagle wypłynąć koło ściany.
A potem… a potem było długie jeziorko pośród skał. Tam przydałby się już jakiś kajak, ponton czy chociażby dmuchany materac. Cóż, nie miałem nic, bym mógł wypłynąć na wodę, zatem pozostawało zrobić zdjęcie i wrócić powoli do samochodu.
Z pozoru niepozorna szczelina kryje za sobą ciekawy kanion.
A później był punkt widokowy na szczelinę, która była niczym innym jak Kanionem Węża. Szczerze? ponieważ tego dnia chcieliśmy zobaczyć jeszcze fort Bahla, zaczął nas delikatnie gonić czas. Dlatego nie zdecydowaliśmy się jechać dalej, bo też widoki są wszędzie podobnie piękne. Ale zamiast tego, zajechaliśmy na punkt widokowy przy wiosce Balad Sayt. Czy można nie zachwycić się tym widokiem? Spójrzcie tylko na zdjęcie…
A jest to całkiem spora wieś. Z punktu widokowego ciągnącego się u podnóża góry, widać doskonale tarasowe pola na obrzeżach, palmy dające cień i owoce, stare gliniane domy, a także górujący nad wszystkim mały zamek. Piękny to był widok, zresztą zobaczcie sami na zdjęciu powyżej.
A teraz pozostało już tylko wrócić po śladach w kierunku Nizwy. Ale wcześniej jeszcze do wspomnianego fortu Bahla, akurat na złotą godzinę! Tak czy inaczej, długa droga przed nami, bo może kilometrów niewiele, ale przewyższenia potężne, a dacia duster, którą jedziemy, nie jest zbyt mocnym samochodem.