Osmól, ale jak jedziesz, to jak to jest, gdzie śpisz? Rezerwujesz nocleg, czy jedziesz w ciemno i zdajesz się na łut szczęścia? I o ile kiedyś zawsze jeździłem „na pałę”, tak teraz coraz bardziej cenię sobie wygodę i z góry rezerwuję nocleg.
Kiedyś jadąc gdzieś dalej, jeszcze nigdy, niczego nie rezerwowałem z wyprzedzeniem. Wysiadałem z samolotu i jechałem pod jakiś adres, który wcześniej wybrałem z przewodnika. Słowem moje wyjazdy, to były wyjazdy w ciemno. Zazwyczaj jedynym kryterium w moim przypadku była cena. Była, ale kilka lat temu się to zmieniło. Coraz bardziej zależało mi na tym, by po przyjeździe gdzieś, nie marnować czasu na szukanie miejsca do spania. Coraz bardziej cenię też wygodę i nie mam problemu z tym, by zapłacić więcej za wygodę. Już nie tylko jakiekolwiek łóżko jest dla mnie istotne.
Jak znaleźć nocleg w obcym mieście
Nie ukrywam, że zazwyczaj pierwszym źródłem mojej wiedzy o noclegach w miastach do których wyjechałem, jest przewodnik Lonely Planet. Otwieram przewodnik i znajduję coś na swoją kieszeń, czyli najtańszego i po prostu jadę pod wybrany adres. Jednak powiedzmy sobie wprost, nie zawsze jest to najlepsze rozwiązanie, jeśli chodzi o stosunek ceny do jakości. Bo też właściciele hosteli wykorzystują okazje. Widząc turystę późną nocą zakładają (często słusznie), że nie będzie im się chciało szukać czegoś innego oraz chodzić z plecakami pustymi i ciemnymi ulicami nieznanego sobie miasta. To myślenie potrafi być krótkodystansowe, bo rankiem można z łatwością zmienić miejsce do spania. Taką sytuację miałem w Siem Reap, czyli w bazie wypadowej do Angkor Wat. Do wybranego hoteliku przyjechałem o godzinie 23 i usłyszałem, że muszę zapłacić 13 dolarów za noc, podczas gdy przewodnik podawał, że cena to 8 dolarów. Mała różnica? I owszem, ale w skali iluś noclegów robi się już znacząca. Następnego ranka wyszedłem na ulicę i spytałem się o ceny w kilku pobliskich hotelach. Okazało się, że za bardzo dobre warunki można płacić zaledwie 7 dolarów. Całość operacji zajęła mi jakieś 15 minut. W nowym lokum zostałem kolejne dwie noce.
Przejdź się po mieście, znajdź coś sam
Jeśli przyjeżdżasz za dnia i nie masz nic przeciwko temu, by pół godziny pochodzić z plecakiem po mieście, znajdź hotel na własną rękę. Zazwyczaj każde miasto ma backpackerskie centrum, które obfituje w hostele. Tak jest na Tamelu w Katmandu, tak jest też np. w Bangkoku na Khao San Road. Ale nie ma też problemów nawet w Mashadzie w Iranie. Należy zajść do kilku hoteli, zapytać o ceny i obejrzeć oferowane pokoje. Zaręczam, że bardo szybko znajdziemy hotel czy guesthouse, w którym zostaniemy.
Bez noclegu? Na kłopoty dobrzy ludzie
Nie ukrywałem, że zazwyczaj to cena jest dla mnie najważniejsza. Ma to zalety w postaci oszczędności, ale też nie można powiedzieć, że zawsze trafiałem idealnie i nocleg poleciłbym innym. Powiedzmy szczerze, warunki można trafić różne. Chociaż z drugiej strony tylko raz trafiłem na taką norę, że faktycznie czułem się niefajnie i bałem się zgasić światło, by jakieś robactwo nie wypełzło z dziur w moim kierunku. Historia miała miejsce w Birmie i w miejscowości Meitkila. Przyjechałem tam na pace pick up’a znad jeziora Inle około godziny 21. Sterany jak koń po westernie wlazłem do pierwszego z brzegu hotelu. Niestety okazało się, że jest on już cały zajęty. W tym momencie, kiedy wyciągałem z plecaka Lonely Planet, by sprawdzić, co jeszcze jest w miejskiej bazie noclegowej, podeszło do mnie kilku młodzieńców, którzy właśnie podjechali ryczącymi motorami i całkiem niezłą angielszczyzną zapytali czy mam jakiś problem. Tu akurat nie było to zaczepne, lecz chłopaki faktycznie zainteresowali się dlaczego stoję w nocy sam obok drogi. Chłopaki zaoferowali pomoc i zawieźli mnie do wybranego przez siebie hotelu. Niestety okazało się, że tam nocleg kosztował 30 dolarów za noc i nijak nie chcieli zejść z ceny, wychodząc pewnie z założenia, że i tak się zgodzę. Pojechaliśmy jednak do drugiego, tu cena była przyjaźniejsza. Całe 8 dolarów za pokój, ale chłopaki byli szczerze zaskoczeni, że chce tu zostać. Cóż potem dowiedziałem się dlaczego 🙂 Niby nie było źle, w pokoju tylko dla mnie znajdowały się trzy łóżka i tuż obok prywatna łazienka…. na ścianie jakieś druty, kable, bezpieczniki i radio, które pamiętało pewnie jeszcze obecność Brytyjczyków w tych rejonach. Najciekawiej jednak działo się pod ścianą i za firankami. Powiedzmy sobie wprost, leżały tam małe i duże hałdki odchodów. Ponieważ nie jestem znawcą i nie rozróżniam zwierzęcych odchodów, postanowiłem po prostu pójść spać przy zapalonym świetle, licząc na to że fototaksja ujemna sprawi, że kryjące się po kątach zoo będzie grzecznie siedziało, a nie wesoło baraszkowało w mojej sypialni. I co? I nic, ranek nastał piękny i słoneczny, ja nie miałem żadnych śladów po pokąsaniach. Pomknąłem za to na wliczone w cenę śniadanie.
I tylko raz miałem faktyczny problem ze znalezieniem noclegu. Też w Birmie, ale nad jeziorem Inle w Nyaung Shwe czyli głównej bazie noclegowej dla tych, którzy przyjechali obejrzeć jezioro. Z powodu festiwalu balonów w niedalekim Taunggyi i w całym miasteczku nie było wolnych miejsc, odwiedzałem wszystkie hotele, najpierw właściwy mi niski standard, potem średni, następnie wyższy. I nic… po jakiś trzykrotnym obejściu miasta, kilku godzinach pochodu zaczepił mnie właściciel jakiegoś hoteliku. Nie, on nie miał już miejsc, ale po prostu obdzwonił wszystkie hotele w mieście i znalazł mi nocleg. Za 10 dolarów, co więcej nawet podwiózł do niego.
A może nocleg na kwaterze prywatnej?
Kwatery prywatne to kolejna dobra i wygodna opcja. Także dlatego, że odpada nam błądzenie po mieście w poszukiwaniu hostelu. Zazwyczaj właściciele czekają na turystów na dworcach autobusowych i kolejowych, gdzie po uzgodnieniu ceny jedziemy lub idziemy do kwatery wraz z właścicielem. Trafić można różnie, ale zazwyczaj cena jest konkurencyjna a lokalizacja korzystna. Tak trafiałem na kwatery na Krymie, tak też było w Kotorze w Czarnogórze. Ale to tylko przykłady, bo podobne możliwości są w większości miast, wystarczy pokręcić się lub posiedzieć w okolicach dworców.
Inną odmianą noclegów „u ludzi” jest coach surfing, jednak z powodu tego, że nie lubię tej formy znajdywania noclegów, rozwinięcie tematu pozostawiam tym, którzy mają coś do powiedzenia. Ja nie mam.
I dobra rada na koniec, warto przed wyjazdem sprawdzić, jak w kraju do którego jedziemy oznacza się kwatery prywatne. Będąc w czarnogórskiej Budvie mieliśmy z kolegą problem ze znalezieniem noclegu, bo… nie wiedzieliśmy, że słowo „SOBE” oznacza pokoje do wynajęcia. Kiedy tylko zdaliśmy sobie z tego sprawę, nocleg znalazł się natychmiast, za 10 euro od łebka.
2 komentarze
ryćkali się na tych tapczanach? 😉
a na poważnie już to fajnie miejsce, lubię takie takie dziedzińce/podwórka
W Uzbekistanie jest cisza, spokój i brak bezeceństw 🙂
Można za to spokojnie pić piwo i inne alkohole. Nam się udało podczas jednego wieczoru opróżnić cały zapas piwa z recepcji.
A dziedziniec bardziej klimatyczny niż to zdjęcie oddaje. Miło się czytało wieczorami, miło się gadało nocami, niechętnie szło się do wyra nad ranem.