Chitwan. W płytkich bajorkach kąpią się nosorożce, bywa że nie tylko się kąpią, ale biegną za naszym jeepem, albo spokojnie przechadzają się po drodze. O poranku latają nad nami bajeczne ptaki, gdzieś w chaszczach ponoć czają się tygrysy, a w rozlewiskach i na brzegach rzeki wygrzewają krokodyle. No i pawie dumnie rozkładające swe pióra na ogonie. Nepal – Park Narodowy Chitwan o poranku!
Ponoć ludzie inteligentni się nie nudzą, dlatego zabrałem ze sobą w podróż kilka książek i krzyżówkę – tylko dzięki nim nie popadłem w obłęd w Chitwan, a konkretnie w miejscowości Sauraha. Bo tam nuda jest jest pani kochana, nic się nie dzieje – jak to klasyk opowiadał w filmie 🙂 Cała miejscowość to pewnie 40 czy 50 chałup rozrzuconych na sporej przestrzeni – choć oczywiście przestrzeń to pojęcie względne. Wszędzie można się dostać na nogach i to w 10 minut. Jedyne co tu jest interesującego i po co przyjeżdżają turyści to Park Narodowy Chitwan, który zaczyna się tuż za rzeką.
Spędzam tu już 2 dzień i przyznam, że duszę się, ale nie z powodu upału, choć jest naprawdę gorąco. Nudzę się z powodu braku czegokolwiek do roboty i jakiegoś towarzystwa, z którym można by było dłużej pogadać, wyjść gdzieś, pospacerować i pośmiać się. Jestem widać zwierzę bardzo społeczne. Duszę się z nudy. Jedyną atrakcję czyli park i jego dżunglę zaliczyłem wczoraj. Zaliczyłem wraz z poznaną w autobusie z Pokhary do Chitwan parą. Wykupili oni bowiem safari na jeepie i poszukiwali chętnych do dołączenia. Grzechem by było nie skorzystać, bo przyjemność wynajęcia jeepa kosztuje krocie, a ja miałem dać tylko znikomą część sumy. Oczywiście plus bilet za wstęp do Parku Narodowego Chitwan.
Safari po parku narodowym Chitwan
Zaczęliśmy o 7 rano i „na bazę” wróciliśmy około 18. Przyznam szczerze, że były to dłuuugie godziny. W sumie żeby zapoznać się, z jak to nazywają „dżunglą”, wystarczyłyby trzy no może maksymalnie cztery godziny. Wystarczy tyle, bo około 11 żar z nieba na terenie Teraju leje się już taki, że wszystkie żywe i inteligentne stworzenia szukają cienia i chłodu. Stąd nonsensem jest siedzenie na jeepie i wypatrywanie zwierzyny w szczerym polu. Zwierzęta głupie nie są i zwiewają do cienia, byle głębiej w krzaki albo do wody. W tej gorącej godzinie, dość prosto „upolować” można nosorożca.
Wystarczy jechać blisko wody i na pewno w którymś miejscu spotkamy taplające się w bajorku cielsko, które jakby ze zdziwieniem przygląda się świrom, którzy zamiast siedzieć w cieniu lub ciepłej wodzie sterczą na słońcu. Przyznam, że rozumiem ten tok rozumowania :). Ale żeby nie było smętnie i narzekająco, to do południa widzieliśmy kilka nosorożców buszujących w krzaczorach oraz kilka słoni, które dokądś podążały z jakimiś ludźmi na plecach. Prawdopodobnie byli to turyści.
Największe wrażenie podczas „safari” w Chitwan robią zdecydowanie nosorożce i to nie te, które statecznie zażywają kąpieli. Najciekawsze są te buszujące w trawie, między drzewami i gdzieś w szuwarach. To one potrafią nagle wyjść na drogę, którą jedzie jeep i spokojnie skubać smakołyki, albo też leniwie podziwiać nasz samochód. One mają czas, to i my musimy go mieć, czekamy aż zwierzakowi się znudzi i ponownie zniknie gdzieś koło drogi.
Poza nosorożcami w Parku Narodowym Chitwan występują jeszcze bajecznie kolorowe ptaki, krokodyle, jakieś bawoły czy jakby je zwał, pawie, które majestatycznie przechadzają się tuż obok drogi i rozwijają swoje ogony i są jeszcze małpy. Kazano mi jeszcze podziwiać sarny, ale jakoś te zwierzęta widuję dość często w Polsce, zatem nie wykazałem należytego zachwytu.
W parku Chitwan występują także tygrysy, ale tych niestety jest na tyle mało, że spotkanie z nimi graniczy z cudem. Miły akcent był na koniec tego jeepowego safari. Przejeżdżając koło zagajnika nasz przewodnik nagle z ekscytacją zaczął pokazywać w jednym kierunku. Okazało się, że przed nami była samica czarnego niedźwiedzia z dwoma młodymi. Chitwan, pożegnało się ze mną z wielką klasą.
Chitwan – kąpiel ze słoniami
Leżę sobie zatem już 2 dzień do góry brzuchem i z książką w łapie i piję na przemian colę, wodę, soki oraz czasem sprawiam sobie frajdę piwem – czasem bo niestety jest drogie. Nic innego mi nie pozostaje, bo zaliczyłem już chyba wszystkie atrakcje. Wziąłem nawet udział w największej miejscowej atrakcji czyli kąpieli słoni, jaka odbywa się w Sauraha codziennie rano. Wziąłem udział to ciut na wyrost napisane, bowiem inni zażywali przyjemności szczotkowania kolosów i ujeżdżania ich. Ja niestety nie miałem z kim zostawić swego plecaka, aparatu fotograficznego i pieniędzy, zatem przyglądałem się tylko tej powszechnej wesołości.
A przyznać trzeba że widok jest naprawdę fantastyczny. Słonie na komendę oblewają się wodą i kręcą zadami oraz głowami by strącić pasażerów ku ich uciesze i ku ogólnemu piskowi i śmiechowi. Fajna sprawa, też bym sobie tak na co dzień pokąpał słonia, tylko że go trudno będzie na 4 piętro warszawskiego bloku wprowadzić, a „zaparkować” go przed domem i trudno i strach, bo może ukradną? 😉
Frajda kąpieli ze słoniem rzecz jasna kosztuje, ale niewiele. Sądzę, że warto, jestem nawet pewien że warto! Ok, jeśli oczywiście uważacie to za etyczne, bo słonie i ich wykorzystywanie przez ludzi, budzą wielkie kontrowersje. Szczególnie dlatego, że „ułożenie” słonia polega często na biciu go po najwrażliwszych częściach ciała czyli po czole, gdzie są najbardziej wrażliwe.
Cóż zatem dalej można robić w Sauraha? Można pójść na plażę nad rzeką, ale tam niestety potrafi być również mniej przyjemnie i męcząco. Wszystko za sprawą naganiaczy, z których każdy chce cię namówić na jakąś usługę. A to spacer nad rzeką, a to kajak, a to jeep, a to to, a to tamto… Spacer nad rzeką mnie nie pociągał, przejażdżkę jeepem już miałem za sobą, na ptakach się nie znam i oglądanie ptactwa o świcie też mnie nie interesowało. Inaczej sobie wyobrażałem tę dżunglę, ale to nie wina Nepalu i samego parku Chitwan, tylko moich chorych i widać wygórowanych oczekiwań.
Przyznam, że dość już mam grzecznego odmawiania i tłumaczenia z uśmiechem na ustach, że nie, że dziękuję, ale nie jestem zainteresowany ponownym rajdem w głąb dżungli albo, że spacer nad rzeką nie jest tym co mnie jakoś szczególnie podnieca. Za każdym razem słyszysz, że oczywiście, oni do niczego nie zmuszają, ale jak już jestem to koniecznie! muszę gdzieś pójść. Jeśli odmówisz, będą Cię przekonywać i będą to robić niby z uśmiechem na ustach, ale tonem coraz bardziej podniesionym i ze złością w oczach.
Ja rozumiem, że musza sprzedać usługę, by przeżyć, ale ja nie uszczęśliwię wszystkich i nie dam im wszystkim zarobić. To niewykonalne. A dla nich niezrozumiałe :/ Nie jestem odpowiedzialny za wszystkich tych ludzi. Przyjechałem tu żeby odpocząć, a nie męczyć się. Nie przyjechałem tu z misją Caritasu, który w statut ma wpisane pomaganie. Przyjechałem jako turysta, który chce odpocząć i który przy okazji czasami kupuje usługi od autochtonów. Kupuje i jest z tego zadowolony, ale nie pomoże wszystkim potrzebującym. Turysta to nie bankomat!
Ale po kilku dniach, które spędziłem w Chitwan wreszcie pora wrócić do cywilizacji. Co prawda na prowizoryczny dworzec autobusowy jadę bryczką zaprzęgniętą w konia, ale potem czekają już na mnie konie mechaniczne. A koła naszego autobusu będą służyły za młockarnie, okoliczna ludność zboże kładzie na drodze, by przejeżdżające pojazdy wymłóciły ziarna. Ot, małe cofnięcie się w czasie. Za to tak lubię Azję, tym zauroczył mnie Nepal. Kierunek Katmandu!
4 komentarze
to musi być niesamowita przygoda:)
Można tylko pomarzyć o takiej podróży. Ciekawy tekst pozdrawiam 🙂
Park bardzo fajny z tego co cZytam ,ale jak turysta może bez skrupułów kąpać się ze sloniami, które są regularnie nap ##@ Bib i nakręcić ten biznes ?? Osmol szacun za bloga bardzo fajnie się Ciebie czyta przed wyjazdem ,jak i po powrocie ,pozdrawiam ☺☺☺
Tak, ze słoniami jest jednak wielki problem i przyznaję, że moja świadomość też bardzo mocno ewoluowała w tym temacie.
I o wielu sprawach związanych z biciem słoni dowiedziałem się dopiero po powrocie z Nepalu. Cóż, byłem tam kiedy treści w internecie dotyczących tego tematu było niewiele.
Co nie za bardzo mnie jednak usprawiedliwia.
No i cieszę się, że podoba Ci się to, co piszę 🙂
Zawsze miło wiedzieć, że to ma sens! 🙂