Hvar pachniał dla mnie niestety tylko z turystycznych straganów, ale jeśli przyjedziemy tu w czasie kwitnienia lawendy, ta wyspa w Chorwacji, na pewno zyska nowy wymiar. Ja skupię się na mieście Hvar, bo zarówno główne miasto jak i sama wyspa noszą taką samą nazwę. W sezonie więcej tu turystów niż lokalnych mieszkańców.
Hvar – zaskoczenie o poranku
To był piękny poranek. Właśnie przypłynąłem katamaranem z położonej niedaleko wyspy Korcula. Było delikatnie po godzinie siódmej, a na nabrzeżu mimo to kłębił się tłum turystów, chcących dostać się do Splitu. Tłumek ów na szczęście znikł natychmiast we wnętrzu statku a kamienne, reprezentacyjne nabrzeże zostało tylko dla mnie. Było jeszcze przed sezonem, bo weekend majowy jest w Polsce, a w Chorwacji nie ma tak uwielbianego przez nas długiego weekendu. Zanim delikatnie jeszcze zaspany, poczłapałem w kierunku znalezienia noclegu, szukałem możliwości napicia się kawy. Poszedłem w kierunku tego, co wydało mi się centrum Hvaru. I tu na szczęście funkcjonowały już pierwsze kawiarnie. Kawa o poranku z pięknym widokiem na stare miasto z jednej strony i na wodę z drugiej. Cisza, spokój i słońce, które nie pali lecz delikatnie budzi do życia, oświetla zbudowane wokół rynku budynki… Czy czegoś więcej do szczęścia trzeba? Pytanie retoryczne 🙂
A potem poszedłem szukać noclegu i natykam się na kolejny klimatyczny widok. Ponownie idę kamiennym nabrzeżem portu i oto przede mną trzech mężczyzn z wózkiem właśnie zaczyna pracę. Korzystając z okazji, że nie ma tłumów turystów, że kamienna, płaska przestrzeń jest tylko dla nich, zaczynają suszyć i przeglądać rybackie sieci. Krok po kroku rozpościerają zwój od którego bardziej czuć morze, niż od będącej przecież na wyciągnięcie ręki wody. Nadmorski klimat poranka… Podążam deptakiem ciągnącym się wzdłuż brzegu, i oto zmiana następuje jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki. Teraz to zmiana zapachu. Morskie klimaty ustępują tym, które chyba najbardziej kojarzą nam się ze śródziemnomorskim wakacyjnym wypoczynkiem. To obezwładniający zapach kwitnących drzew i krzewów. Jestem tylko ja, obłędnie pachnące kwiaty i uwijające się pszczoły, które nie tracą czasu i od rana ostro zapylają. Magia!
Panorama Hvaru. Dwie fortece do wyboru
Nad Hvarem dominują dwie twierdze. Jedna jest wręcz na wyciągnięcie ręki i dzięki unijnym środkom jest tak odnowiona, jakby za chwilę miała tu wkroczyć średniowieczna załoga, by strzec mieszkańców miasta. Do zamku idzie się ni to parkiem, ni to małym lasem, ale z chwili na chwilę widoki na Hvar są coraz ładniejsze. Bo te bałkańskie czerwone dachówki coś w sobie mają, że w słoneczny dzień tak malowniczo prezentują się na tle wody.
Sama forteca może nie rzuca na kolana, bo w zasadzie zamki od wewnątrz wyglądają podobnie. Stosy kamieni ułożone w kilkumetrowej grubości wysokie mury, blanki osłaniające załogi i armaty, pomieszczenia gospodarcze i jakieś małe muzea z tym i owym, co jest ciekawego w okolicy. W tym przypadku muzeum wewnątrz murów przedstawia przedmioty wydobyte ze statków, które rozbiły się w okolicznych wodach. A że Hvar od czasów antycznych pełnił funkcję ważnego portu i leżał na ważnych szlakach handlowych, dlatego też okoliczne morze podczas sztormów zamknęło się nad setkami statków. Prawdopodobne historie z tych tragedii możemy przeczytać na tablicach umieszczonych przy wydobytych amforach, talerzach i innych przedmiotach. Na pewno warto przeczytać jedną czy dwie, by zrozumieć, czemu Hvar zawdzięczał dawne bogactwo.
Wewnątrz murów jest jeszcze jedno miejsce na pewno warte odwiedzenia. To stare więzienie, które zrobiło na mnie chyba największe wrażenie. Nie, nie dlatego, że umieszczono tu jakieś tradycyjne w podobnych miejscach muzeum tortur, nie dlatego, że są tam realistyczne wystawy, manekiny itp. Więzienie robi wrażenie takim, jakie jest. Bo znajduje się dość głęboko pod twierdzą. Wchodząc przez wąskie drzwi, dłuższą chwilę będziemy schodzili w głąb. Będzie coraz chłodniej i wilgotniej, będzie coraz bardziej wilgotno. A na dole czekają na nas cele. Z których tylko jedna jest wyposażona w przykładowe kajdany i inne właściwe miejscu przedmioty. Może jakiś zbyt empatyczny jestem, ale na samą myśl, że można było w takich warunkach trzymać kogoś kilka miesięcy czy może nawet lat, napawa mnie niepokojem. A że już samo wejście tutaj nie należy do najbezpieczniejszych w obecnych czasach niech poświadczy to, że jakaś dziewczyna z Azji schodząc po schodach wywinęła takiego orła, że to chyba tylko cud, iż więzienie nie zyskało kolejnej ofiary.
A kiedy wyjdziemy z podziemi na światło dzienne, pójdźmy jeszcze raz na mury, gdzie można oddać się oglądaniu panoramy Hvaru. Ba! Są tu nawet bezpłatne lunety, które pozwolą nam przyjrzeć się detalom miasta z wysokości, a jednak z bliska. Tak, z Twierdzy Hiszpańskiej rozpościera się piękna panorama Hvaru i jeśli nie czujemy się na siłach, by iść wyżej i dłużej do Twierdzy Napoleona, to to miejsce na pewno warte jest odwiedzenia. A na koniec wróćmy na dziedziniec i napijmy się kawy.To będzie w sam raz dobre ukoronowanie wizyty w zamku.
Druga twierdza to zbudowany w 1811 Fort Napoleona, dziś jego załogą są naukowcy obserwujący niebo poprzez pobliskie teleskopy oraz specjaliści konserwujący i obsługujący jakiś górujący nad miastem nadajnik. Do środka nie da się wejść, ale to i tak nieistotne. Istotniejsze jest, że to z tego miejsca rozciąga się najpiękniejszy widok na okoliczne morze. Stąd widać o wiele dalej, a Fort Hiszpański wydaje się być całkiem niewielką konstrukcją. Pięknie tu i warto przyjść szczególnie w czasie zachodu słońca. Tu nie ma tłumów turystów, bo z nieznanych powodów mało komu chce się pół godziny wspinać na wzgórze po leśnej, trawersującej ścieżce. Ale może to i dobrze, bo do wyboru mamy ławeczki, z których możemy podziwiać widok lub też skały, które położone są troszeczkę poniżej murów. Przyznam, że spędziłem tu leniwe dwie godziny i absolutnie nie żałuję!
Zwiedzanie Hvaru
Hvar to nie tylko dwie twierdze i otaczające morze, Hvar to także piękne stare uliczki z kamiennymi domami, które stoją tu od kilkuset lat. To, że miasto ma wiele lat idealnie widać, już z góry patrząc na panoramę miasta, ale zapuszczając się w nieregularną zabudowę na spacer, zobaczymy jeszcze więcej. Rzecz jasna większość tych starych domów pełni teraz funkcje turystyczne i znajdziemy w nich restauracje, sklepiki dla turystów, kawiarnie i restauracje. Ale przede wszystkim liczne hoteliki i kwatery prywatne. Nie dziwota, bo na najbardziej słoneczną wyspę Chorwacji co roku przyjeżdżają dziesiątki tysięcy wczasowiczów, a w sezonie przyjezdnych jest kilkukrotnie więcej niż tubylców. Co ciekawe ceny kwater w Hvarze są wtedy nawet trzykrotnie wyższe niż poza nim.
Dlatego tym bardziej się cieszę, że jestem tu w maju. Dzięki temu mogę w spokoju chodzić wąskimi uliczkami tego jednego z popularniejszych turystycznych miast Chorwacji. Fakt, że część sklepików jest jeszcze zamknięta, że nie wszystko działa i że część jest jeszcze w przedsezonowych remontach. Tak dla przykłądu jest ze starym teatrem, który przylega do rynku i został zbudowany w 1612 jako piętro miejskiego arsenału. A co ciekawe to jeden z większych tego typu placów w Dalmacji. Ale to nie wszystko, bo jak w każdym mieście musi tu być także kościół – katedra św. Stefana – i rzecz jasna jest, tylko że niestety w remoncie, zatem malownicze ujęcia są psute przez zasłaniające dzwonnicę rusztowania. Uwadze turystów nie uchodzi również inna atrakcja, przed którą fotografuje się wielu z nich czyli wenecka loggia z przylegającą do niej zegarową wieżą z XV wieku.
A poza tym rzecz jasna atrakcją samą w sobie są nabrzeża mariny, gdzie cumują katamarany, ale także prywatne jachty. Zarówno te bardziej luksusowe, jak również mniejsze łódki, na których podróżują rodziny, studenci, wycieczki…
Hvar. A może na plaże?
Coś co mnie zainteresowało i o co pytałem się ludzi z Hvaru, to plaże. Bo przecież z tym kojarzy sie Chorwacja, z wypoczynkiem i słodkim nicnierobieniem, kiedy w dłoni jest drink z przysłowiową palemką, a pod ciałem ręcznik. I tu jest problem, bo najbliższe (miasta) Hvar plaże są raczej skaliste, a na biały piasek nie mamy tu co liczyć. Ba! nawet na równe skały trudno tu liczyć, problem będzie nawet z wejściem na to, co nazywamy plażą, a lepiej nazwać po prostu wybrzeżem.
Niestety chwilami jest strome i nie da się na nie wejść, trzeba przejść kilkadziesiąt metrów i szukać dzikiego zejścia. Dlatego, by się poopalać trzeba będzie przejechać samochodem wzdłuż wybrzeża i poszukać dogodnego miejsca (bo takie rzecz jasna są) lub dać się zabrać na łódkę, która zabierze nas na jakąś przyjaźniejszą opalaniu wyspę. Ale to raczej w sezonie. Szczególnie atrakcyjna jest wersja samochodowa, bo w czasie kwitnienia lawendy, która masowo rośnie na wyspie, można się zatrzymać i… wąchać. O feerii lawendowego koloru nie wspominając szerzej.
7 komentarzy
Uwielbiam zapach lawendy, więc koniecznie muszę wybrać się do Hvaru ;).
Ale inne zalety tego miasta również kuszące.
Ej ładnie tam! W czasie wizyty w Chorwacji nie byłam tam, myślę że jak będę się wybierać następnym razem to odwiedzę. A na pierwszym zdjęciu wygląda to miasto niczym King’s Landing 🙂
Cóż, nie od czego Grę o Tron kręcą w Chorwacji w Dubrowniku, a powiedzmy sobie szczerze, że czy to Hvar, czy Dubrownik, czy mniejsze miasteczka, mają one podobny styl, podobny budulec i często równie piękne usytuowanie w zatoczkach, które już od starożytności przyciągały ludzi 🙂
NIGDY nie byłam na Bałkanach, myślę, że kiedyś muszę to wreszcie nadrobić. Hvar wydaje się sympatyczny, ale poza sezonem…Ja bym się tam raczej wybrała jeienią 😉 Fajnie oddałeś atmosferę spokojnego poranka
Bardzo ładne miasteczko, chyba byłoby za dużo szczęścia, gdyby mieli tam jeszcze piaszczystą plażę, sam bym się wówczas tam przeniósł:-P.
Człowiek chciałby wszędzie pojechać i wszystko zobaczyć. Chorwacja jest tak popularna pośród turystów z Polski, a ja jeszcze nie miałem czasu aby ją zwiedzić. Co prawda „zwiedziłem” podwodną część tego kraju, ale na powierzchnię nie było jeszcze czasu. Lubię takie klimatyczne wyspy, które zawsze tworzą specyficzną atmosferę. Może następnym razem.
No to w takim razie mam kolejny punkt w Chorwacji do odwiedzenia. Mnie osobiście Chorwacja bardzo zapadła w serce. Mimo że widziałam w swoim życiu już ładniejsze zameczki, bardziej majestatyczne kościoły i inne ciekawsze atrakcje, zapadła bardzo w pamięć i zamierzam tam wrócić jeszcze nie raz. A plaże kamieniste w niczym nie przeszkadzają. No chyba że ktoś lubi leżeć plackiem, wtedy faktycznie mogą pojawić się jakieś ale. Kto wie, może nawet w następny roku uda się Hvar odwiedzić.