Do Korculi lepiej przypłynąć niż przyjechać. Nie to, że jest łatwiej ale po prostu jest ładniej. O tym jednak przekonałem się wypływając z wyspy na Hvar czyli kończąc mój krótki pobyt na tej chorwackiej wyspie. Przyjechałem jednak autobusem z Dubrownika i wysiadłem na małym dworcu autobusowym.
Tu zaskoczenie, bo z perspektywy czasu powiem, że było to (oprócz Dubrownika) jedyne miejsce podczas całego objazdu po Chorwacji, gdzie spotkałem się z osobami oferującymi nocleg. A ponieważ dworce zazwyczaj nie powalają na kolana, to po krótkich targach poszedłem w kierunku wynajętej właśnie kwatery. I powiem Wam, że była to idealna kwatera na upały. Stare, grube mury nie dopuszczają ciepła z zewnątrz, skutecznie schładzając temperaturę w mieszkaniu. Problem tylko w tym, że na zewnątrz mimo padającego deszczu, tym razem było cieplej niż wewnątrz, a mnie pozostało poszczękiwać zębami.
Korcula. Zwiedzania atrakcji
Spis treści
Co robić, kiedy na zewnątrz jest cieplej niż w domu? Najlepiej iść pozwiedzać i przy okazji się ogrzać. I tak dokładnie zrobiłem, bo co prawda zapadał już powoli zmierzch, ale jak się wyjeżdża gdzieś samemu, to jedyne co można, to czytać książki, zwiedzać i siedzieć w lokalach. A ponieważ nie można pić litrów kawy, czytanie o zmroku jest niezdrowe dla oczu, to skupiłem się na spacerze po mieście. Zatopiłem się w wąskich uliczkach, skręcałem to w tę, to w inną stronę, ale to i tak na nic. Tu nie da się zgubić, bo Korcula jest po prostu malutka i położona na cyplu, który kiedyś był wyspą.
Obejść starą część Korculi można w kilkanaście minut i to wolnym krokiem. Tak też zrobiłem. I przyznam, że mam mieszane odczucia, bo spacer w delikatnym deszczu i to jeszcze przed sezonem, to nie jest jakaś wielka przyjemność. Ale na pewno dał przedsmak tego, co miałem zamiar zobaczyć kolejnego dnia, licząc już na pełne słońce.
A ranne widoki były warte uwagi. Chmury ustąpiły miejsca słońcu i zwiedzanie Korculi rozpocząłem od najpiękniejszego miejsca czyli schodów prowadzących przez główną bramę do miasta. Wyglądają naprawdę monumentalnie. Przyznam, że bardziej przypominają schody prowadzące do pięknego pałacu. A jest to po prostu wejście do miasta, dostępnym dla wszystkich. Ale jak widać biedniejsi też mieli prawo do piękna i poczucia dumy z Korculi. Jeśli podniesiemy wzrok to trudno będzie nie zauważyć, że nad schodami góruje baszta Veliki Revelin.
Katedra św. Marka
I kiedy już wejdziemy w obręb murów, prostą drogą zbliżać się będziemy do katedry św. Marka, czyli kościoła górującego nad całą wyspą. Zanim tam jednak dojdziemy miniemy ładnie zdobioną loggię miejską oraz kościół św. Michała. Co by jednak nie mówić, to sercem miasta jest wspomniana wcześniej katedra św. Marka z XV wieku.
Warto rzecz jasna wejść do środka i zobaczyć to, co zachowało się z poprzednich wieków czyli płaskorzeźby, stalle, militaria wstawione tu najwidoczniej jako wota. Ale chyba największą atrakcją jest dzwonnica kościelna, na którą rzecz jasna można wejść. Za opłatą ma się rozumieć. Ale na pewno warto odżałować kilkadziesiąt kun, bo widok na czerwone dachy miasta i okalającą wodę wart jest wspinaczki po schodach. Uwaga na sygnalizację świetlną i to nie żart, bo na schodkach nie miną się dwie osoby. Światła regulują ruch w obydwie strony.
Dom Marco Polo
I kiedy będziemy na górze wypatrzmy domniemany dom Marco Polo. Minąłem go już poprzedniego wieczora i ostrzyłem sobie zęby, że teraz za dnia obejrzę istniejące w nim muzeum wielkiego podróżnika od środka. Niestety okazuje się, że początek maja to niezbyt dobry termin na oglądanie takich atrakcji Korculi. Muzeum było zamknięte na cztery spusty i jedyne co świadczyło o tym, że to tu do szyld. Pozostaje mi zatem pocieszanie się, że Marco Polo urodził się jednak w Wenecji i tam będę miał więcej szczęścia jeśli się kiedyś wybiorę. Póki co nie włączam się w spór o miejsce narodzin Marco Polo, bo byłem tylko w Korculi 😉
Piękny widok na Korculę
Korzystając z dobrej pogody postanowiłem zrobić to, co chyba każdy turysta nie tylko w Chorwacji lubi, czyli zapolować na piękną panoramę Korculi. W tym celu wyszedłem z głównego miasta i podreptałem prowadzącą trawersami szosą. Ruch był niewielki, bo był to czas poza sezonem, zatem spacer okazał się nawet przyjemny. Zatem po pokonaniu paru paru zakrętów moim oczom ukazała się panorama Korculi. Przyznam, że to taki pocztówkowy widok. Górująca nad starą zabudową i czerwonymi dachami wieża kościoła, a wszystko to na tle okalającej wody i widniejącej w oddali góry. Spędziłem tu kilkanaście minut kontemplując panoramę i podążyłem z powrotem w kierunku wyspy, by po raz kolejny zapuścić się w ten prosty układ ulic wewnątrz miasta.
A patrząc na Korculę z góry warto zwrócić uwagę na zabudowę, bo ulice układają się w kształt rybiego szkieletu. Chociaż mnie to przypomina raczej nie rybę lecz jakiegoś trylobita, którego widziałem w książce do biologii. Tak, Korcula układem ulic zdecydowanie bardziej przypomina wymarłego miliony lat temu trylobita niż żyjące obecnie ryby 🙂 Zostawiając jednak na boku biologiczne dywagacje i kształt, to dookoła Korculi warto pospacerować.
Ładna promenada, którą co prawda z jednej strony skutecznie psuje ulica i parking. Z drugiej za to mamy już tylko deptak i ciągnące się wzdłuż niego restauracje położone w cieniu drzew i starych domów. To jedno z tych miejsc, które kojarzą się jeśli nie od razu z Chorwacją, to na pewno ze śródziemnomorskim klimatem. Idąc powoli wzdłuż murku odgradzającego nas od kamienistej plaży usytuowanej kilka metrów niżej, miniemy kilka restauracji. Do wyboru do koloru, menu też takie, jakie zapragniemy, chociaż oczywiście królują tu owoce morza.
Ale ilekroć jestem w takich miejscach jak to, czyli bardzo malowniczych starówkach, klimatycznych miasteczkach z wąskimi uliczkami, z ludzką zabudową, to zawsze nachodzi mnie jedna myśl. Dlaczego samochody muszą być wszędzie? Czy muszą się wpychać w każde możliwe miejsce? Dlaczego muszą niszczyć ten klimat, po który się przyjeżdża i którego się szuka? Bo stara część niewielkiej przecież Korculi nie jest obszerna.
A jednak i tak znaleźli tu miejsce na parking. Co drażni tym bardziej, że jest on tuż obok pięknej baszty Kanavelic, która ostała się z dawnych umocnień. Cóż, uznajmy że to moja niechęć do samochodów. Mój wybór, że nie posiadam przysłowiowych czterech kółek i posiadać póki co nie zamierzam. Bo dojazd samochodem na warszawski Mordor na Domaniewskiej jest przejawem skłonności masochistycznych lub skrajnej potrzeby. To jest jednak zupełnie inna historia…
Póki co wolę wrócić do serca miasta, a konkretniej do kościoła św. Marka. Może i większość nadmorskich widoków w Chorwacji jest do siebie podobna, czyli woda okalająca kamienne, jasne miasta o czerwonych dachach. Ale te widoki mimo wszystko są po prostu piękne. I dokładnie tak samo jest w Korculi. Wchodząc na dzwonnicę zobaczymy okalające miasto taflę wody oraz dachy, które skrywają wiekowe domy. To co mnie zaskoczyło, to że tuż obok domniemanego domu Marco Polo, stoi pustostan. Z dołu nie wydaje się ruiną, ale z wysoka idealnie widać, że to tylko pusta skorupa, w której nie zostało już nic. Co zaskakuje tym bardziej, że każdego roku do Korculi przybywa fala turystów, skłonna zasiedlić każdą wolną powierzchnię mieszkalną. Jak widać remonty tak starych budowli są pewnie za drogie, by nawet dobrze prosperujący biznes turystyczny, mógł podjąć inwestycję.
Plaże Korculi
Chorwacja chyba większości Polaków kojarzy się z plażami. Zatem jadąc na Korculę pewnie też będziecie mieli ochotę się poopalać. Zła wiadomość jest taka, że Korcula nie ma spektakularnych plaż. Np. położona tuż obok starej bramy plaża Luka, to mały spłachetek żwirku. Podobnie niewielka jest plaża Banje. Niestety w pobliżu starej części miasta wybrzeże zostało zabudowane, a wzdłuż wody ciągnie się droga. Obok niej da się jednak pomoczyć nogi, a czasami rozłożyć ręcznik. Jeśli nie przeszkadza nam ruch za naszymi plecami. Cóż, Korcula to na wybrzeżu głównie skały, zatem trudno tu o plaże, jakie sobie wyobrażamy. Ale np. za hotelem Liburna można poopalać się na skałach i popływać w morzu „na dziko”
Korcula noclegi
Nocleg w Korculi nie będzie problemem. Miejsc noclegowych jest bez liku, ale ceny rzecz jasna są raczej zachodnie niż wschodnioeuropejskie. Na nabrzeżu przy wyjściu z katamaranu lub przy wyjściu z autobusu czasami łapią ludzie oferujący kwatery prywatne. Poza sezonem było to 15 euro za noc za własny pokój z łazienką. Ale w sezonie będzie to na pewno wielokrotność ten kwoty, dlatego sugerowałbym wcześniejszą rezerwację na którymś z systemów rezerwacyjnych.
Dojazd na Korculę
Po pierwsze Korcula jako miasto znajduje się na wyspie o tej samej nazwie. Dlatego dojazd zawsze wiąże się ze skorzystaniem z promu. Jeśli będziecie jechali do Korculi samochodem, zapewne skorzystacie z promu łączącego Korculę i Orebić. Ewentualnie skrócicie trasę korzystając z promu z Ploce do Trapanj.
Jednak bez samochodu najwygodniej i najszybciej jest dopłynąć tu promem lub katamaranem ze Splitu lub Hvaru. Warto sprawdzić, gdzie przybija nasz prom. Katamarany przybijają bezpośrednio do starej części Korculi. Za to promy samochodowe z Orebicia dopływają do przystani kilka kilometrów od miasta.
1 Comment
Przypomina bardzo mi Zadar i bardzo bardzo potęguje moją tęsknotę za Chorwacją