Azja Birma

Złota Skała czyli święte i zadeptane miejsce w Birmie

Jeśli miałbym do czegoś porównać Złotą Skałę w Birmie, to chyba najbardziej trafnym porównaniem będzie polska Częstochowa. Tłumy turystów ciągnące tutaj z całego kraju wypełniają każdy skrawek wolnej przestrzeni. Dziesiątki tysięcy pielgrzymów nie bacząc na innych, usiłują się dostać do świętego miejsca. Amok.

W kierunku Kyaiktiyo – Złotej Skały

Kilkaset kilometrów po Birmie nie jest łatwe do pokonania, chociaż może lepiej powiedzieć, że nie jest szybkie do pokonania. Do Złotej Skały postanowiłem przyjechać w ciągu jednego dnia znad morza gdzie byłem na plażach w Chaung Thar. W linii prostej to kilkaset kilometrów, ale w części po wzgórzach, a jeszcze trzeba się było przebić przez Rangun. Największy problem pojawił się w tym ostatnim, bo na dworcu autobusowym okazało się, że o godzinie 20:30 nie mam co liczyć na zakup biletu, wszystko zostało już wykupione.

Ale w podróży nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Szczególnie w Birmie, gdzie podróżuje się bardzo łatwo. Koło mnie materializuje się kilku chłopaków, którzy właśnie poszukują ostatniego pasażera do samochodu, którym jadą do Złotej Skały. Ideał! Problem i cała atrakcja tylko w tym, że to ostatnie miejsce jest w bagażniku pojazdu. Nie żeby w ciemnicy i zatrzaśnięty w przestrzeni, ale po prostu miejsce na podłodze bagażnika dużego, wysokiego samochodu. Szybkie targi, uśmiechy pomieszane ze zniecierpliwieniem i za chwilę ruszamy.

Nie ukrywam, że jazda takim środkiem lokomocji ma wiele zalet. Po pierwsze jest wygodnie, bo „na pace” jedzie nas dwóch i obydwaj możemy swobodnie wyciągnąć nogi, a po drugie taka taksówka jedzie szybciej niż autobus. Jedyne czego żałuję, to że za oknami już noc. Lubię obserwować przesuwający się za oknem krajobraz, a prowincja w Birmie dla mnie wygląda fascynująco. Gdzieś około godzinę przed celem mój tymczasowy współtowarzysz trąca mnie i wskazuje ręką gdzieś w przestrzeń na położone w górze światło. Oto nasz cel podróży. Cel turystyki sakralnej znacznej części Birmańczyków.

Około 23:45 dojeżdżamy do Kyaiktiyo leżącego u podnóża wzgórza świątynnego. O tej porze jest to kompletnie wymarłe miasteczko. Rzecz jasna kilka osób pyta czy nie potrzebuję taksówki, ale kilkaset metrów to ja mogę pokonać na własnych nogach. Nawet z plecakiem. Moim celem jest wypatrzony wcześniej na jednym z systemów rezerwacyjnych hotel z bungalowami. I tu od razu zaskoczenie, bo kiedy idę główną drogą, doskakuje do mnie jakiś pan i na migi pokazuje, że powinienem iść skrótem, będzie szybciej. Ot, fajna i bezinteresowna pomoc, jakże to inne od tragicznego i nieprzyjaznego Maroka. I skrót okazuje się być pustą o tej porze stacją załadunku turystów na ciężarówki wiozące ich ku świątyni położonej na wzgórzu. Ale o tym, jak to wygląda, dowiem się za kilka godzin.

Ciężarówka jadąca na Złotą Skałę w Birmie
Załadunek pielgrzymów jadących na Złotą Skałę. Ciężarówka zapełnia się w kilkanaście sekund. Dosłownie w KILKA!

Ciężarówką na Złotą Skałę

Poranek jak to poranek. Zostawiam plecak na recepcji i idę do wspomnianego przystanku ciężarówek. Jest ich kilka, jest główna „stacja”, którą widziałem wczoraj w nocy, ale wcześniej na wewnętrznych placach są kolejne. Skręcam na jeden z takich postojów i to co widzę, nie mieści mi się w głowie. Tu panuje chaos, tu jest królestwo siły i wygrywa ten, kto ma silniejsze łokcie. Załadunek ludzi, to czystej krwi walka, w której nie bierze się jeńców 😀 Ciężarówki mają po zdaje się 7 rzędów, na każdym z nich mieści się po 8 osób, często kilka osób stoi jeszcze z tyłu. Ścisk maksymalny.

Ciężarówki na drodze z lub do Złotej Skały
Transport pielgrzymów po stromych serpentynach drogi wiodącej do Złotej Skały odbywa się tylko ciężarówkami. W szeregu potrafi jechać 20 takich pojazdów

I w momencie, kiedy podjeżdża ciężarówka zaczyna się cyrk. Zanim zsiądą ci, którzy wracają, na burty wspinają się ci, którzy chcą wejść i zająć miejsca dla siebie i swoich rodzin. Przypomina to abordaż okrętu gdzieś na pełnym ocenie, tu kto pierwszy się uczepi burty wpycha się w tłum wysiadających, wypierając ich drugą stroną. Problem, że z drugiej strony dzieje się dokładnie to samo. Zatem następuje jakaś dzika walka, taniec wysiadających z wsiadającymi. Trwa to rzecz jasna kilka razy dłużej niż jakby ciężarówka najpierw została opróżniona a potem pozwolono wsiadać, ale co tam. Działa? Działa! To po co zmieniać 🙂 Patrzyłem jak urzeczony…

Ale co tam, idę do tego oficjalnego punktu załadunkowego na ciężarówki. Myślę sobie, że tam to będzie porządek, ale gdzie tam. Co prawda tu wygląda to bardziej profesjonalnie, są rampy ze schodami do wsiadania, jest jakaś obsługa kierująca ruchem i kierująca podjeżdżające pojazdy na właściwe stanowiska, ale rampy są rzecz jasna okupowane przez ludzi, zatem wysiadający z ciężarówek też się muszą natrudzić i przepychać, by wysiąść. Tu jest jednak o tyle lepiej, że większość ciężarówek podjeżdża pusta. Pielgrzymi wysiedli kilkaset metrów wcześniej, gdzieś w długim korku.

Wreszcie po kilkudziesięciu minutach obserwacji tego cyrku następuje moja kolej, bo może i patrzenie się na ten chaos jest ciekawe, ale prawdziwe cuda i Złota Skała oczekują przecież na górze, a to kilkadziesiąt minut jazdy lub kilka godzin wspinania się. Rampy są zajęte zatem nauczony doświadczeniem z podglądania innych, czaję się na ziemi i jak tylko podjeżdża ciężarówka dokonuję skoku na tylną burtę, wspinam się, wstawiam nogę do wewnątrz i przepycham przez ciżbę wysiadających, by siąść na ławce z przodu. Ha! Ale tu siedzi już jakaś pani, która twierdzi, że nie ustąpi… trudno ja już wsadziłem nogę, ona nie ustępuje zatem co pozostaje? Przepchnąć ją 🙂

I tym oto sposobem ona coś na mnie krzyczy, ja zaś krzyczę na nią po polsku i tak sobie znajdujemy miejsce. By po chwili serdecznie się do siebie uśmiechnąć. Walka o miejsce zakończona. W samolocie powiedzieliby boarding completed. Ale pasów tu się nie zapina 🙂 A potem była jazda w górę, pół godziny jazdy z czego kwadrans postoju na kupno biletów i przepuszczenie karawany 20 ciężarówek jadących od strony Złotej Skały. Tak, ruch jest tu tylko w jedną stronę.

Ciężarówka wiezie turystów ze Złotej Skały
Ciężarówka z turystami zapakowana jest do ostatniego miejsca, a o każde siedzenie toczą się wręcz regularne walki

Złota Skała, czyli wśród pielgrzymów w sercu sanktuarium

I wreszcie dojeżdżamy do górnej stacji. I nie zgadniecie, ale na górze jest ten sam cyrk. Oto przed tym jak wysiadam, zanim ciężarówka się zatrzyma, już napiera tłum dokonujący abordażu 😀 To zabawne i wkurzające zarazem. Swoista atrakcja turystyczna przed właściwą atrakcją :). I świętość miejsca nie ma tu nic do rzeczy, wcale nie łagodzi obyczajów. Wręcz przeciwnie…

Nie wiem, jak to jest, ale te wszystkie święte miejsca jakie w świecie do tej pory widziałem są w miarę podobne. Oto przed sacrum, rozpościera się profanum w całej swej różnorodności ze straganami, świętymi symbolami, sąsiadującymi z pamiątkami i zabawkami dla dzieci, bo na dzieciach zawsze się dobrze zarabia. Pod każdą szerokością geograficzną. I nie inaczej jest tutaj. Stragany z mydłem i powidłem to jedno, ale drugie to dziki tłum, podążający w jednym celu.

Tłumy pielgrzymów na Złotej Skale
Powiedzieć, że na szczycie Złotej Skały jest tłumnie, to nic nie powiedzieć.

Tłum, który po dojściu do celu nagle nie wie, co ma ze sobą zrobić. Bo dla większości celem jest zazwyczaj przyjazd, a na miejscu nie ma nikogo kto pociągnie za rękę i powie, co mają robić. Ale też we wszystkich świętych miejscach jest centralne miejsce. I o ile w Europie zazwyczaj jest to jakiś ołtarz, jakaś relikwia oprawiona w niewyobrażalne bogactwa, zamknięta stropem przepięknych i drogich budynków, o tyle w Złotej Skale jest inaczej. Tu nie ma jako takiej relikwii, kosteczki świętego, jego reki, zmumifikowanego ciała, włosa czy innych cudów. Tu przyjeżdża się obejrzeć, oddać pokłon, pomodlić się przy Złotej Skale. Ogromnym głazie, który zgodnie z prawami fizyki a nie przecząc im, stoi od tysiącleci na skraju innej skały. Zdecydowanie twierdzę, że zgodnie z prawami fizyki, bo w licznych opisach pojawia się zawsze adnotacja, że stoi on tak, jakby przeczył prawom fizyki. Na pewno tak nie jest.

Ale zanim dostanę się do świętego miejsca, muszę przejść przez czyściec, bo inaczej tych dzikich tłumów nie można nazwać. Tysiące pielgrzymów ciągną powoli, każdego dnia wąską uliczką w kierunku serca sacrum. Jeśli ktoś nie ma siły, jeśli jeździ na wózku, jest sparaliżowany lub w jakikolwiek sposób niesprawny albo ma za dużo pieniędzy, może wziąć lektykę. Czterech rosłych mężczyzn poniesie go w specjalnie skonstruowanej konstrukcji. Ja idę o własnych siłach. Przeciskam się przez wlokący noga za nogą tłum, ale po chwili zostaję z tłumu wyłowiony i skierowany do kasy. Nic za darmo! Birmańczycy wchodzą tu jak do siebie, turyści muszą płacić. Spieram się na temat niesprawiedliwości tego systemu w imię zasad, bo bez wiary, że kogokolwiek przekonam i idę dalej. Bo rzecz jasna spór nic nie dał, kasjerzy udają, że nie rozumieją.

Złota Skała Z daleka ne wygląda imponująco, a druty nie przydają jej uroku
Złota Skała z daleka „od zaplecza” nie wygląda imponująco, a druty nie przydają jej uroku.

Na schodkach wraz z innymi ściągam klapki i dalej maszeruję już boso. Tu zaczyna się właściwa strefa świętości. Po prawej i lewej znajdują się świątynie i sklepy z dewocjonaliami. Rzecz jasna jedne i drugie są oblegane przez tłumy. W niczym się to nie różni od Europy czy innych części świata. Wiara, że kupno czegoś i ofiara przebłagają to czy inne bóstwo. Wiara w moce nadprzyrodzone, które odwrócą los, uzdrowią, zmienią kolej rzeczy. Wiara, że co dobre to dzięki bogu, a co złe to sprawka ludzi i złych mocy. Ale jeśli to komuś pomaga, jeśli dzięki temu poczuje się lepiej, znajdzie w sobie siłę do dalszego życia, działania, do obudzenia się jeszcze raz i jeszcze… to w końcu jego pieniądze i jego ofiara. Mnie nic do tego. Mogę nie rozumieć, muszę uszanować. Póki nie jestem zmuszany do tego samego w imię tego, w co nie wierzę.

I wreszcie dostrzegłem Złotą Skałę, ten wielki głaz, który tyle razy widziałem na zdjęciach i który był jednym z głównych powodów przyjazdu po raz drugi do Birmy. Podczas pierwszego pobytu nie wyrobiłem się tu zjawić. Bardzo tego żałuję, bo od tamtej pory zapewne wiele się w tym miejscu zmieniło, a na pewno jest kilkakrotnie więcej pielgrzymów.

Widok na Złotą Skałę w Birmie
Słynna Złota Skała – miejsce pielgrzymek dziesiątek tysięcy pielgrzymów z Birmy i nie tylko

Widzę to z każdym krokiem. Im bliżej skały, tym maszeruje się wolniej, lawirując pomiędzy kocami i matami rozłożonymi przez pielgrzymów. Ten główny plac na szczycie góry wygląda jak jeden wielki obóz uchodźców… Prowizoryczne namioty, materiałowe i plastikowe zadaszenia wiązane do drzew i balustrad. Wszechobecne sznurki i podpory powodują, że raz trzeba się schylać, innym razem przeskakiwać, albo przejść po czyimś kocu, bo zostaliśmy zepchnięci przez napierający tłum. To masa, która żyje jakimś własnym życiem, którego jeszcze nie rozgryzłem i nie będę miał na to czasu. Bo kto tu zostaje koczować, a kto zjeżdża na dół? Ile tu będą siedzieć? Czy deszcz ich wygania, czy wiara trzyma niezmiennie w miejscu? Nie mam kogo zapytać, a szkoda.

Pielgrzymi na szczycie Złotej Skały
Tuż obok Złotej Skały z kocami i matami rozłożyli się pielgrzymi

Udało mi się za to przepchnąć w pobliże barierki, do miejsca z którego wreszcie dobrze widać Złotą Skałę ten jeden z symboli Birmy, widoczny idyllicznie na licznych pocztówkach. Tylko nie jest to komfortowe miejsce. Tuż obok mnie płonie las świec, od których bucha żar i dym, tak intensywny, że trzeba z niego uciekać, bo oddychać się nie da. Ale trzeba uważać też na tych, a raczej na te – bo są to zadziwiająco same kobiety, które te świece zapaliły. One klęczą tuż obok i modlą się pochylone na kolanach. Są one, jest Skała w kierunku której są zwrócone i są ich modlitwy. Jakby nie było tego całego turystycznego i pielgrzymiego chaosu dookoła. To wielka tajemnica każdej wiary. Przemykam obok nich, pchany przez napierający tłum w kierunku schodów na dół. Do poziomu niżej, skąd widać ów olbrzymi skalny blok lśniący złotem. Stąd robi on jeszcze większe wrażenie.

Chyba pod każdą szerokością geograficzną ludzie palą kadzidełka i świece, by coś wymodlić
Chyba pod każdą szerokością geograficzną ludzie palą kadzidełka i świece, by coś wymodlić

Pod ścianami tej przestrzeni rzecz jasna kolejne prowizoryczne namioty, a na środku ciżba robiąca sobie zdjęcia ze Złotą Skałą w tle. Jak wszyscy to wszyscy, nie byłem gorszy. Ale podszedłem też bliżej, by przyjrzeć się tłumowi, który napiera kilka metrów nade mną. W ludzkim ścisku sami mężczyźni, bo tylko oni mogą podejść i przykleić do skały cieniutki, złoty listek. To dzięki nim większość posągów w Birmie tak lśni złotem. A jeśli się przyjrzycie część posążków Buddy zmienia przez lata kształt. Złota warstwa, którą zostały oklejone potrafi być na tyle gruba, że postać zaczyna mieć zatarte rysy i kształt. Akurat tej ogromnej skale to nie grozi 🙂

Mężczyźni przyklejają złote listki do skały
Tłum mężczyzn, którzy dostąpili zaszczytu przyklejenia złotego listka do Złotej Skały. To dzięki milionom takich listków głaz ma taki właśnie kolor.
Na dolnym tarasie pod wielkim, świętym głazem...
Na dolnym tarasie pod wielkim, świętym głazem…

Czas mija nieubłaganie i pora zjechać do podnóża góry. Przede mną przebijanie się przez napierający w drugą stronę tłum, chcę jeszcze obejrzeć na jakimś punkcie widokowym przepiękny krajobraz jaki roztacza się z tego sanktuarium. A potem czeka mnie największe zadanie, będę musiał znów stoczyć walkę o wejście na ciężarówkę. Prawie jak walka o ogień, gdzie nie bierze się jeńców.

Mój pobyt w Birmie właśnie się kończy, jutro rano czeka mnie lot z Rangunu do Bangkoku.

Oceń artykuł, jeśli Ci się podobał
[Ocen: 0 Średnia: 0]

Marzenia nigdy nie spełniają mi się same. To ja je spełniam! Dlatego jeśli tylko mogę, pakuję większy lub mniejszy plecak i jadę gdzieś w świat. Samolotem, autobusem, samochodem lecz najbardziej lubię pociągiem. Kiedyś często podróżowałem do Azji i na Bałkany. Dziś częściej spotkacie mnie w Polsce. Wolę też brudną prawdę niż lukrowane opowieści o pędzących po tęczy jednorożcach. Dlatego opisywane miejsca nie zawsze są u mnie wyłącznie piękne i kolorowe. Dużo pracuję zawodowo, a blog to po prostu drogie hobby, które sprawia mi przyjemność.

4 komentarze

  1. Ciekawie się czytało – tym bardziej, że w tym razem mnie również nie starczy czasu na odwiedzenie tego miejsca. Zaczęłam mniej żałować 😉 Strasznie smutne wrażenie pozostawiają takie zadeptane miejsca. W każdym razie na mnie. W zeszłym roku przeżyłam to w kilku nadmorskich miejscach w Tajlandii – w tym jedno było moim absolutnym marzeniem od lat. Pozostało uczucie niedosytu, lekkiego zawodu.

  2. Cudmiódmalina Reply

    Byłem -nie zgadzam sie z owym opisem dość sarkastycznym i drwiącym. Moze jednak należy złapać ducha miejsca i tym okiem patrzeć. Albo no właśnie albo… pisać szybkiego hita na kolanie.

    • Na kolanie? 😀
      LOL
      Dziękuję za poprawienie humoru, ale droga Cudmalina to akurat artykuł, na który poświęciłem ponad dobę. Tak ponad 24 godziny, zatem wypraszam sobie zarzut, że jest pisany na kolanie.
      Poznam jednak odmienną opinię jeśli tylko Masz merytoryczne argumenty, bo póki co widzę tylko „nie podoba mi się i uważam, że jest pisany na kolanie”
      Czekam i zamieniam się w słuch.
      A najchętniej przeczytam coś od Ciebie, co jest napisane porządnie i „nie na kolanie”
      Z pozdrowieniami
      Osmól

  3. Pingback: Wspomnienia ze Szkoły Letniej IBiDW UJ 2016, cz. 3: Kyaiktiyo | Pulsazji

Write A Comment

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.