Górujący nad okolicą Zamek Spiski zwraca uwagę już z daleka. Góra kamieni stojąca na przedgórzu, robi kolosalne wrażenie nawet z odległości. A żeby było ciekawiej, to o jej istnieniu dowiedziałem się podczas mojej wycieczki na Słowację, kiedy miałem okazję oglądać pociągi i szlaki kolejowe.
Tak to już jest, że o ciekawych miejscach można się dowiedzieć przez przypadek. Bo powiedzmy sobie szczerze, w Polsce bardzo niewiele wiemy o Słowacji. Miesza się nam ona z Czechami i jeśli już z czymś nam się ona kojarzy to bardziej z dawno minioną Czechosłowacją, niż z samodzielnym państwem. Zadajcie sobie w duchu pytanie: ile wiecie i co wiecie o Słowacji? Zakładam, że niewiele. Ja też wiedziałem niewiele, dlatego przyjeżdżając, postanowiłem to zmienić.
Jechaliśmy właśnie autostradą z Popradu do Koszyc, kiedy po prawej nagle nad równiną zaczęło majaczyć wzniesienie, na którym stała góra kamieni. Zamek Spiski, potężna forteca strzegąca kiedyś okolicznych szlaków handlowych, miejsce zapewniające bezpieczeństwo okolicznej ludności, a możnowładcom miejsce skąd sprawowana była lokalna i ponadregionalna władza. Już wtedy pomyślałem, że muszę na Słowację wrócić. I kiedy nadszedł czas planowania długiego czerwcowego weekendu, mój wybór padł na Słowację. Na tydzień, by zobaczyć co ciekawsze miejsca, o których wiele słyszałem, czyli np. Bardejov, Koszyce, Lewoczę, Orawski Zamek i rzecz jasna także Spiski Zamek.
Spiski Zamek – perła Spiszu
Spis treści
Pewnego czerwcowego dnia wysiadłem z autobusu na przystanku w Spiskim Podzamczu, miejscowości, która kiedyś była osadą służebną dla zamku, a teraz jest po prostu dużą wsią. Twierdzę bardzo prosto namierzyć, bo po prostu góruje nad okolicą, zatem nie miałem wątpliwości, w którym kierunku skierować swoje kroki. Ścieżka dla pieszych wiedzie obok cmentarza, pól i przez ogromną łąkę, na której ktoś, kiedyś wytyczył nawet kamienną drogę w kierunku zamku, ale przyroda lubi zagarniać teren i jeśli po trasie nie poruszają się tłumy, a jak widać tego nie robią, to droga zarasta.
Tak jest tutaj. Ale nie ma się czemu dziwić, bo ludzie są leniwi i większość zwiedzających Spiski Zamek woli podjechać pod bramę samochodem. Wspinaczka pod wcale nie tak strome zbocze nie jest tym, co ludzie lubią najbardziej. Oczywiście, że w weekend nie będziecie szli sami, ale tłumów też nie będzie, to nie szlak na Giewont lub Morskie Oko 😉
A trasa jest malownicza i jej zwieńczenie, czyli ogrodzone kamiennymi murami wzgórze, odcinające się od zielonej murawy wygląda na tle niebieskiego nieba po prostu malowniczo. Jak dodacie do tego jeszcze białe chmury, to możecie dostać coś, co ludzie zwykli zwać kiczem. Co jednak poradzić, skoro po prostu tak to wygląda? Ja zdecydowanie polecam taką trasę i wierzcie mi, że z powodu widoków, nie pożałujecie odrobiny wysiłku przy podejściu. Zresztą sami spójrzcie na zdjęcie okolicy.
Stojąc pod bramą od razu warto zwrócić uwagę na wszystkie wystające ze ścian lub stojące przed nimi belki i konstrukcje. Tu nie ma przypadkowości, to pierwsza linia umocnień przed bramą, te konstrukcje miały łamać szyki szturmujących i wystawiać ich na strzały obrońców. My jednak nie musimy niczego szturmować, bo zapewne nawet do kasy nie będzie długiej kolejki, zatem jedyne co możecie a nie musicie to kupno np. lodów w zamkowej knajpce. A jak kogoś najdzie ochota, to może też wypić piwko i znad plastikowego kubeczka podziwiać pierwszy wewnętrzny dziedziniec. Od razu poradzę Wam, że warto jest ściągnąć aplikację z przewodnikiem po Spiskim Zamku. Dzięki temu, będziecie wiedzieli, w jakiej części twierdzy jesteście i jaka jest jej historia. Oraz rzecz jasna, na co zwrócić uwagę.
Ale powiedzmy też sobie szczerze w Spiskim Zamku raczej nie znajdziecie niczego, co Was zaskoczy. Ot, to kolejna ogromna, średniowieczna twierdza, która lata świetności ma dawno za sobą, a do dzisiejszych czasów przetrwała dlatego, że kamień wolno niszczeje. Że trzeba włożyć mnóstwo energii, by rozwalić misternie ułożoną górę kamieni. Oczywiście, że sufity w wieżach się zawalają, że dachy runęły niejednokrotnie, że były pożary, że drewniane elementy i wyposażenie wnętrz płonęły, były wywożone, sprzedawane i Bóg raczy wiedzieć, co przez stulecia jeszcze mogło się z nimi dziać. I działo się.
Zamek Spiski- od świetności do upadku
Na pewno warto tu wspomnieć, że miejsce położone jest genialnie, jeśli chodzi o walory strategiczne – a obecnie wizualne. Zamek na wysokiej skale pośrodku równiny, to idealne miejsce obronne, miejsce gdzie miesiącami a może i latami można by się było bronić przed oblegającą armią nieprzyjaciela. Nie będę się jednak wgłębiał w nazwiska, zmiany właścicieli i rody władające Zamkiem Spiskim. Wymienię jednak dwie kluczowe daty: pierwsza wzmianka o Spiskim Hradzie pochodzi z 1209 roku, kiedy znalazł się w dokumencie króla Andrzeja II.
Druga data to rok 1780 kiedy stacjonujący tu nieliczny już garnizon zaprószył ogień, który spustoszył warownię, pochłonął drewniane belki, zapadły się dachy, zawaliła część ścian. To był początek wielkiego końca. Nikomu nie zależało już na odbudowie, a wręcz przeciwnie, z zamku zaczęto wywozić doskonały budulec na budowy innych pałaców w okolicy. Dziś Spiski Zamek jest jednym z głównych zabytków Słowacji i o jego randze niech świadczy chociażby to, że jest wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Do dziś na szczęście przetrwało z twierdzy na tyle dużo, by archeolodzy i historycy mogli odtworzyć to, co było kiedyś. Dlatego znajdziecie tu wyjaśnienia, co było czym, jak wyglądało i czemu służyło. Wejdziecie też do zrekonstruowanych pomieszczeń, mających pokazać, jak żyło się w takim zamku. Wejdziecie zatem do komnat, gdzie żył władający zamkiem, będzie jakieś łóżko, komody, stół i krzesła. Będą też dawne ubiory i będzie jedzenie, które kiedyś się spożywało. Ale z jakiś niezrozumiałych dla mnie względów na Spiskim Zamku jest też to, co spotkacie w znakomitej większości takich zrekonstruowanych ruin średniowiecznych twierdz.
Mam tu na myśli lochy i sale tortur z rekonstrukcją sprzętów mających, delikatnie mówiąc, uprzykrzyć ostatnie dni i godziny nieszczęśników, którym mistrz małodobry zaglądał żelazem w oczy. I jakimś także dziwnym trafem to w tych salach zawsze są tłumy, które skrupulatnie czytają, jak to można było kiedyś kaźnić człowieka i jak co działało. To jakiś fantastyczny atawizm ludzki, który każe zgłębiać tajniki tego, jak można dręczyć bliźniego. Fascynujące i przerażające zarazem. Czyżby okrucieństwo było wpisane w ludzką naturę, skoro tak bacznie mu się przyglądamy?
Spiski Zamek – co zostało do dziś?
Ale dość filozofii i rozważań o naturze ludzkiej. Warto rozejrzeć się po tym, co przetrwało do naszych czasów lub zostało zrekonstruowane. Możemy zatem wejść do wieży ostatniej obrony i z jej szczytu spojrzeć na okolice. Ale żeby to zrobić musicie mieć więcej szczęścia niż ja, bo trafiłem na prawdziwe oblężenie owej wieży. Wystarczył jeden autokar oraz kilka/naście samochodów prywatnych, by ich pasażerowie stworzyli taki korek, który nie posuwał się szybciej niż dwa metry na minutę. Dlatego ten widok sobie odpuściłem, ale to raptem kilkanaście metrów różnicy w perspektywie, bo patrząc przez blanki na okolicę, jak na dłoni zobaczycie Spiskie Podzamcze rozciągające się w dali u stóp wzniesienia. Będą też lasy i na pierwszym planie będzie także ogrodzona kamiennym murem stara część zamku, która z biegiem czasu traciła na znaczeniu i nie była już tak chroniona i utrzymywana, jak górne partie zamczyska. Co by jednak nie mówić, to piękna temu widokowi odmówić nie można. Co to to nie!
I kiedy tak podziwiałem okolicę, zauważyłem, że na dole, na rozległej łące wewnątrz murów odbywa się jakiś festyn, na którym zgromadzono ponad setkę dzieciaków. Miały tam zapewnione gry i zabawy ruchowe, jakieś historyczne zadania, ale miały też coś, co zainteresowało i mnie. Oto przybył sokolnik, który pokazywał dzieciom, jak dawniej polowało się z sokołami. Przyznam, że widok ptaka, siadającego na ręce i następnie zrywającego się do lotu, by zrobić to, czego życzy sobie sokolnik, robi wrażenie. A chwilami ptak leciał tak nisko, że siedzące w okolicy osoby, musiały schylać bardzo nisko głowy, by sokół nie zahaczył o nie. Fascynujący widok i tylko tego żałuję, że byłem tym tak zafascynowany, że… zapomniałem zrobić zdjęcia! Ech, szkoda.
I niestety nadszedł czas powrotu do Lewoczy, gdzie założyłem sobie tymczasową bazę wypadową. Ponownie podążyłem ścieżką wzdłuż murów obronnych w kierunku Spiskiego Podgrodzia. Bo trzeba powiedzieć, że i w samym podgrodziu też jest co obejrzeć. Jest kilka kościołów, znajdziecie też dawną synagogę. No i rzecz jasna nie brakuje też kawiarni, by w spokoju małej miejscowości oddać się rozmyślaniom, jak to drzewiej bywało, kiedy po okolicy jeździli rycerze, a chłopi zginali karku przed panami. To ja jednak wolę już dzisiejsze czasy 🙂
Spiski Zamek informacje praktyczne
W Spiskim Podgrodziu jeśli tylko będziecie mieli chęć, bez problemu znajdziecie nocleg, bo jest tu kilka kwater, zapewniających dach nad głową. Nie będziecie też mieli problemu z czymś na ząb, bo gospoda także się znajdzie.
Bez problemu można też dojechać do Spiskiego Podgrodzia autobusem z okolicznych miejscowości, a w szczególności z Lewoczy, która sama w sobie też jest piękna i warta uwagi. Autobusy jeżdżą co około godzinę, zatem nie bójcie się, że utkniecie w wiosce i będziecie musieli tu spędzić więcej czasu, niż chcieliście. I tak jak już napisałem, można też podjechać samochodem prawie pod sam zamek. Co kto lubi i na co czuje, że ma siłę.
Jedziesz na Słowację? Przeczytaj także:
- Bardejov – bajkowe miasteczko z pomnikiem kata
- Zamek Orawki – twierdza na wysokiej skale
- Koleją przez Słowację od Koszyc do Popradu
2 komentarze
Słowacja jest przepiękna! To prawda, że mało o niej wiemy. Warto by to zmienić, bo ten niewielki kraj ma naprawdę dużo do zaoferowania. Zwłaszcza słowacka przyroda jest tym, na co warto zwrócić uwagę. 🙂
Pierwszy raz zdjęcie Zamku Spiskiego zobaczyłem na targach turystycznych, gdzie Słowacja promowała swoje atrakcje. Już wtedy uznałem, że koniecznie muszę go zwiedzić. W tym roku w końcu miałem taką okazję i rzeczywiście zrobił on na mnie duże wrażenie. Przy okazji trafiłem jeszcze do Spiskiej Kapituły i Spiskiej Jerozolimy.