Poczułem się dziś jak w barejowym Misiu. Tylko do śmiechu mi nie było i nie jest.
Zdobyć upragnioną wizę do Iranu, jest chyba równie trudno, jak trafić szóstkę w totka. O kod uprawniający do ubiegania się o irańską wizę wystąpiłem już jakiś czas temu przez agencję turystyczną, która w trybie przyspieszonym (czyli do 5 dni roboczych) miała go zdobyć w ministerstwie spraw zagranicznych Iranu i owo ministerstwo miało tenże kod przesłać do ambasady Iranu w Gruzji.
ZMAGAŃ Z WIZĄ DZIEŃ PIERWSZY
Po przylocie do Gruzji z samego rana, pierwszego dnia roboczego poszedłem pod adres ambasady Iranu w Tbilisi i po kilkunastominutowym oczekiwaniu na swoją kolejkę zacząłem tłumaczyć w czym rzecz. Że kod miał być tu przysłany że już na pewno go mają i co mam dalej robić. Niestety angielski pana w okienku na bramce, jest na tyle niekomunikatywny, że o porozumienie było ciężko. Zrozumiałem tylko, że mam czekać na konsula, bo kodu nie ma… No to poczekałem. jakieś ponad trzy godziny, może nawet bliżej 4. Potem pan powiedział, że mam sobie iść i zadzwonić do niego o 16, kiedy to on będzie już więcej wiedział. Wiedziony wrodzoną podejrzliwością zamiast telefonu wybrałem wizytę osobistą. Co było całkiem słuszną decyzją 🙂
Tym razem przyszedłem/wróciłem uzbrojony! Uzbroiłem się w kod do wizy, który to kod mieli dostać oni w ambasadzie, ale podobno nie dostali. Niestety przemowa do przemiłego, acz nie rozumiejącego po angielsku, pana za ladą, że mam już kod i co teraz możemy zrobić, że mogę mu pokazać kod i jedźmy z tematem… przemowa nie odniosła spodziewanego skutku. Na ma słowa i owo dictum pan kazał mi usiąść i zajął się dzwonieniem a następnie kazał iść sobie, bo kodu nie ma… w tym momencie zaskoczony powiedziałem, że jak to nie ma, skoro ja mam kod i mogę mu go pokazać! Że może to mu pomoże? Pan obdarzył mnie dziwnie wkurzonym spojrzeniem, bo przecież czy nie mogłem od razu pokazać mu kodu? Ale ja przecież chciałem… Godzinę potem pan orzekł, że jednak kod nie został przesłany i mam sobie iść. A najlepiej żebym zadzwonił do swojej agencji, żeby przesłali kod ponownie. Bo dziś przyszły kody z trzech agencji ale mojego tam nie ma…
Niestety na pytanie, czy ten kod, który ja podaję nie może być przez nich zweryfikowany i czy na nim nie można procedować, czy nie mogą się dowiedzieć w Teheranie, czy ten kod należy do mnie… na to pytanie nie dostałem odpowiedzi.
Przy okazji poobserwowałem życie poczekalni i chyba nie mam tak najgorzej. Widziałem dwóch chłopaków z Niemiec, którzy przyjechali z Iranu, bo skończyła im się wydawana na lotnisku 15 dniowa wiza. Chcieli wystąpić o nową, bo pan orzekł, że nie pomoże im, bo cała procedura teraz to do 4 miesięcy z uwagi na wybory. I przykro mu, ale muszą sobie radzić sami. Wszystko by było nawet ok, gdyby nie fakt, że ot powrotny mają z lotniska w Teheranie… A poza tym to on im nie może pomóc i niech dzwonią do ambasady Iranu w Niemczech. Oni będą leipej widzieli niż on.
Reasumując: zmarnowałem dzień siedząc w poczekalni na bramce ambasady Iranu w Gruzji. Nie jest łatwo…
ZMAGAŃ Z WIZĄ DZIEŃ DRUGI
Ponieważ najlepsza metoda to czekać, czekać czekać i wziąć na przeczekanie, bo inszallach (czy jak to się pisze) musi się udać następnego dnia o godzinie 10 (nie ma sensu wcześniej, bo rano to się muszą w papierach połapać) znów pojawiłem się w ambasadzie. Pan już mnie nawet kojarzył, zatem nie trzeba było robić korowodów po co tu przylazłem. W tym sęk, że mojego kodu ponoć dalej nie było, a bez kodu ani rusz. Tym razem przyszedłem uzbrojony jak tasiemiec :). Zza pazuchy wyciągnąłem list napisany przez chłopaka, poprzez którego aplikowałem o ten słynny kod do irańskiej wizy. List był po persku i adresowany był do samego konsula! Co więcej miałem na tyle szczęścia, że konsul we własnej osobie pojawił się w sali widzeń z petentami i nawet przedstawiono mu mój list. Sądząc z wyrazu twarzy bardzo mu się spodobał, tylko co z tego, skoro dla niego też jak nie ma kodu, to trza czekać aż przyjdzie.
W międzyczasie padło jeszcze pytanie o nazwę agencji, przez którą załatwiałem kod. Jako, że nie była to żadna z najbardziej znanych, a ja nie aplikowałem sam tylko przez pośrednika, to stanęło przede mną ważne zadanie zdobyć konkretne namiary na agencję, przez którą załatwiałem kod. W tym celu jednak potrzebny był internet. Szybki kurs do centrum, knajpka, kawa, lampka wina i już udało się zdobyć telefon, adres i wszystko co potrzebne.
Dumny wracam do okienka wizowego daje wszystkie namiary. Pan je bierze gdzieś dzwoni i mówi, że nie ma takiego numeru, albo nie może się połączyć na drugi numer… Zwątpienie, czy ten kod w ogóle istnieje w przestrzeni kosmicznej, przybrało jeszcze większe rozmiary. Cóż, na dalsze rozmowy nie było czasu, bo pan skończył godziny urzędowania i kulturalnie acz stanowczo wskazał mi drzwi. Ale przynajmniej zaprosił na jutro.
ZMAGAŃ Z WIZĄ DZIEŃ TRZECI
Rankiem o godzinie 9:30 otworzyłem drzwi ambasady, rzuciłem tradycyjne „salam” i ustawiłem się w jednoosobowej kolejce. Znaczy miałem numer drugi :). Pan jakoś się nie kwapił mnie zapraszać, zatem jak tylko się zwolniły jego moce przerobowe zaatakowałem, czy jest mój kod. A jeśli nie ma, to czy mogę zostawić kasę i paszport, to jeśli przyjdzie, będą mogli zacząć procedurę, a ja przyjdę za kilka dni. Pan nawet wziął paszport, o dziwo chwycił też słuchawkę i zadzwonił. Coś tam perorował długo do kogoś i ktoś do niego też a następnie usłyszałem, że „Sir your code is already come. Ten minuts ago. It is a good day!” Trudno się było z panem nie zgodzić. Też uważałem, że to bardzo dobra wiadomość. W końcu po to tu przyszedłem i nachodziłem ich już trzeci dzień! I teraz wypadki potoczyły się jak u Hitchcocka: dostałem formularz do wypełnienia, karteczkę z numerem konta i nazwą banku, na którego konto miałem przelać 50 euro i znów wskazano mi drzwi. Miałem wrócić jak opłacę koszta, wypełnię wniosek i przyniosę ksero paszportu. Całość zajęła mi pół godziny. Dumny wróciłem do pana, który to przejrzał moje zapiski, coś przetłumaczył na perski i powiedział, że na dziś bardzo dziękuje, ale mam się głosić pojutrze, bo jutro jest święto. Czyli za dwa ni mam dostać wizę do Iranu!
To był naprawdę dobry dzień. By go uczcić pojechałem do Kazbegi.
7 komentarzy
Pan się uprze i mu daj… a nie mówił „ja tu jestem kierownikiem i proszę nie krzyczeć na mojego pracownika”?
A odpowiadałem Ci o ambasadzie Chin w Ułan Bator?
– but, but, I have applied for multi entry visa – jakaś europejka zaglądając do paszportu
– no, no you ask one entry only
To samo trzy razy, po czym
– look, ive paid for multientry
– yes, but multientry visa finished ( były na innym balankiecie)
Jak z wizą ? Dostałeś w końcu ? Jak tak, to jaką i na ile ?
Wizy wciąż nie ma… W Gruzji święta i ambasada zamknięta. Czekam do wtorku i zwiedzam w międzyczasie Gruzję 🙂
Hmm… strasznie dużo problemów. znacznie łatwiej wizę zdobyć w Batumi lub w Trabzon (Turcja) – 1 dzień i żadnych problemów
Mago,
Faktycznie kiedyś (jeszcze miesiąc temu) w Trabzonie tak było. Obecnie niestety z okazji wyborów Iran zaostrzył prawo wizowe i kod do wizy trzeba mieć wszędzie, w każdej placówce. Pewnie po wyborach im przejdzie, a przynajmniej jak się przetoczy to, co wydarzy się po wyborach, a obstawiam, że będzie się działo.
Początkowo właśnie Trabzon był moim celem, w którym chciałem zdobyć wizę do Iranu.
Hej, słuchajcie: startujemy z koleg± z wypraw± motocyklow± dookoła ¶wiata i mamy problem z wizami do Iranu. Trzeba zdobyć kod, który wydaje biuro turystyczne w Iranie. Po¶rednicy w Warszawie rz±daj± jaki¶ kosmicznych pieniędzy za załatwienie tego kodu. Czy kto¶ z Was załatwiał może juz ten kod i wie jak go dostać bezpo¶rednio z Iranu? jakie¶ sprawdzone propozycje?