Najciekawsza z zachodniego punktu widzenia jest droga z Kashanu do Abyaneh i to co widzimy, jadąc do celu. Przez część 80 kilometrowej trasy przemieszczamy się całkiem niezłą autostradą, następnie odbijamy w prawo w węższą, lokalną drogę. I to właśnie w okolicach tego skrzyżowania są najciekawsze rzeczy do obejrzenia. Przed nami fragment irańskiego programu atomowego! Podobno tu jest jeden z zakładów wzbogacania Uranu.
Droga do Abyaneh
Już kilka kilometrów przez samym zakładem zaczynają się pierwsze wojskowe umocnienia. Widzimy okopy, w dali majaczą jakieś militarne punkty w maskujących kolorach. A im bliżej, tym umocnień więcej, by przed samym zakładem osiągnąć apogeum. Na podwyższeniach, mierząc w niebo stoją baterie działek przeciwlotniczych, tuż obok działa skierowane na wprost, gotowe odeprzeć wroga napierającego z lądu. Zaś na samym środku zakładu ogromna sterta piachu i kamienia. Widać, że kompleks jest bardzo głęboko wkopany.
Tylko jak patrzyłem na to wszystko, wyglądało to zarówno imponująco, jak i zabawne, bo przy dzisiejszej technice wojskowej, przy tych wszystkich odrzutowcach i rekietach, które ewentualnie miałyby nadlecieć nad zakłady, te archaiczne działka wyglądają dość śmiesznie. Nie wydaje mi się, by ktokolwiek przypuszczał atak samolotami z lat II wojny światowej. Jeśli już ktoś zdecydowałby się atakować, to zapewne rakietami, których w taki sposób żadną miarą zestrzelić się nie da. Ale pewnie i na taką ewentualność Irańczycy są przygotowani, tylko z drogi tego nie widać. Specem od armii nie jestem, to wypowiadać się szerzej nie będę. Zresztą, jesteśmy już blisko do Abyaneh.
Czerwone ściany Abyaneh co tydzień przyciągają tysiące turystów. Wystarczy jednak zejść z głównej ulicy, by mieć przestrzeń (prawie) tylko siebie. Abyaneh to wioska, która liczy sobie około 1500 lat i w znakomitej większości zbudowana została z gliny o czerwonawym odcieniu i ten niecodzienny widok przyciąga tu tysiące turystów. Ale nie tylko tych z zagranicy, przede wszystkim przyjeżdżają tu sami Irańczycy. Do wioski pielgrzymki ciągną także z innego powodu. To chyba ostatnie miejsce w Iranie, gdzie kilka osób mówi jeszcze językiem perskim, który w całym kraju używany był kilkaset lat temu. To przez to, że wioska przez wiele lat była odcięta od świata. Położenie w górach nie ułatwiało życia.
Zwiedzając Abyaneh
Szczególne oblężenie Abyaneh przeżywa w piątki, który to jest tradycyjnym dniem, w którym cały naród wyrusza gdzieś za miasto, chce coś zwiedzać, coś zobaczyć, byle tylko nie siedzieć w domu. Dlatego na ulicach wioski nie byłem sam. Ze mną były tysiące turystów. Dosłownie tysiące. Na parkingach stały, czekając autokary, a sznury samochodów ciągnęły się zaparkowane przy wszystkich drogach dojazdowych.
Pozostaje tylko pytanie, czy warto zadawać sobie tyle trudu, by zobaczyć rozpadające się gliniane domy? Ponieważ dziś w Abyaneh, nie mieszka już wiele osób, większość domostw stoi opuszczona. Nie ma kto o nie dbać, przez co pękają i szlag je trafia pod wpływem erozji. Wiatr, woda, słońce wszystko to działa tu na przemian, powodując, że do niektórych domów nie można już bezpiecznie wejść. Część z nich się zawaliła, część zrobi to za chwilę. Co prawda trwają jakieś pojedyncze prace, przy budowach domów, ale to już nie ten sam klimat. To nie gliniane ściany, nie gliniane sufity, oparte na belkach i czymś w rodzaju trzciny… teraz do budowy wykorzystuje się cegły.
Co niestety psuje klimat wioski i zapewne przyczyni się do spadku popularności wśród turystów. Chociaż ja i tak nie rozumiem, czym się tu zachwycać. Że glina, że śmierdzi, łajnem, że trudno przepchać się przez wąskie uliczki, że można wejść do domu i można doświadczyć zarywającego się sufitu, że można przejechać się na ośle?
Przyjechałem do Abyaneh taksówką z Kashanu, zapłaciłem za nią 500 000 riali i szczerze mówiąc po tym, co zobaczyłem, poczułem się jak zupełny osioł. Może powinienem na tym dorabiać, tylko nie wiem, ilu turystów dałbym radę wziąć na grzbiet i robić przy tym radosne ihaaaaa ihaaaaa…
4 komentarze
Więc wiza jest ? Jak znajdziesz chwilkę, napisz proszę jaka i jak długo czekałeś na nią w Gruzji ?
Osmól, pierdolić te zabytki, świątynie, grobowce, atomowce. to wszystko bardzo ciekawe, ale to oni sobie sami tak urządzaja życie. nie piszesz o najważniejszym. nie piszesz czy oni tam maja komary. i meszki. takie małe zafajdane meszki, które jak gryzą to nie boli, ale potem okrutnie napierdala.
Osmól, akurat szybkostrzelne działka na rakiety samosterujące są jak najbardziej OK (m.in. duże okręty mają taki systemy obrony). Co innego bomby przebijające… tu pewnie najlepszy byłby odpowiednio batut 😉
Widzisz kurka, ja ekspertem od wojny nie jestem, ale takie działka wydają mi się dość archaiczne. Ale skoro działają, to widać wiedzą, co robią 🙂
Ale fakt, że żeby się dogryźć do tego, co oni tam wkopali, to musieliby odpalić coś bardzo mocno przebijającego. A w Polityce kiedyś pisali, że państwo, które czasami przejawia zakusy zakończenia tego programu atomowego, takich bombek nie ma. A Wieki Brat im takowych dać nie chce 🙂