Al-Dżadida znana tez jako El-Jadida to miasto, gdzie przyjeżdża się, obejrzeć portugalską fortecę, której armaty wciąż wychodzą na morze i strzegą portu. Ale do miasta warto przyjechać po to, by zobaczyć starą, podziemną cysternę na wodę. Jej piękno może się równać tylko z tą w Stambule. Jest magiczna!
Al-Dżadida brzydkie miasto pięknej fortecy
Spis treści
Kiedy wysiadam na dworcu kolejowym w Al-Dżadidzie ( czy też inaczej Al-Jadida) już wiem, że pięknie w tym mieście nie będzie. To się czuje w powietrzu, to wisi i ostrzega. Miałem rację, ale było to do przewidzenia, bo Maroko zazwyczaj nie bywa piękne. Po chwili taksówkarz jedzie ze mną gdzieś opłotkami, gdzieś kupuje olej silnikowy i francuszczyzną tłumaczy mi coś tam, że teraz musiał, że nie mógł później. Tak się domyślam, bo w sumie to po francusku umiem tylko powiedzieć, że nie rozumiem. Jemu to nie przeszkadza, mówi do mnie jak najęty.
Cóż, wreszcie wysadza mnie na dworcu autobusowym, który wygląda tak, że lepiej by nie wyglądał i odjeżdża. Zostaję sam i zostaję tu na dłużej niż chciałem, okazuje się, że wyjechać stąd mogę tylko autobusem o 17:30, bo tylko na niego zostały jeszcze trzy wolne miejsca. Kupuję jedno i idę „na miasto”. Jest 10:30… a przede mną dług dzień, w Al-Dżadidzie, marokańskim przybrzeżnym mieście, w którym poza starą portugalską fortecą, nie ma nic. Jest tylko brzydota miasta, od którego bolą oczy. Ale ruszam, w końcu dworce nie są od zwiedzania, na autobus do Essaouiry, przyjdzie czas.
Mieliście kiedyś to uczucie, że nie jesteście mile widziani w jakimś miejscu? Tak się poczułem, jak tylko przestąpiłem bramę prowadzącą do wnętrza starego, portugalskiego miasta. Na przeciwko mnie była prosta, turystyczna uliczka. Uznałem, że na nią będę miał czas, dlatego skręciłem w lewo w kierunku kościoła i wieży, którą uznałem za minaret meczetu. Faktycznie, kiedyś był to minaret, ale byłą to też latarnia morska… Tu już po chwili nie było tak ładnie i spokojnie, czuć było coś w powietrzu, coś co ogniskowało się na trzymanym przeze mnie aparacie fotograficznym. Powiedzmy sobie szczerze, lustrzanka z obiektywem mała nie jest. A bogatych turystów tu nie lubią, bo też czy mają ku temu powodu?
Czy zwykli, biedni ludzie coś z nich/nas mają? I po chwili na własne oczy przekonałem się, że nie jestem tu mile widzianym gościem. Kiedy tylko podniosłem aparat, jakiś chłopak zakrzyknął to co znał w angielskim: NO FOTO! Zabrzmiało to nie jak prośba, tylko jak rozkaz, za chwilę, dobitnie podkreślił to wyciągniętym w moim kierunku środkowym palcem. Nie, nie zrobiłem zdjęcia, bo uważam, że każdy ma prawo do prywatności. Po chwili „no foto” zakrzyknęły jakieś kobiety z zaułka, co było tym dziwniejsze, że nawet nie usiłowałem robić zdjęcia.
Po chwili spotkałem się z czymś, z czym jeszcze się nie spotkałem, bezradną, pokojową, ale też i agresywną złością. Szedłem wśród uliczek wiodących pomiędzy starymi, rozsypującymi się kamienicami, kiedy zza rogu wyszedł chłopak. I pomimo, że ja szedłem trzymając się prawej, a on początkowo lewej strony uliczki, nagle postanowił iść na mnie. Udowodnić, że to on jest u siebie, pokazać mi w bezsilnej złości, że tu, w jego mieście to ja muszę respektować jego zachcianki i prawa. Zmusił mnie do zaakceptowania jego prawa. Ustąpiłem mu, uśmiechnąłem się i ustąpiłem, bo czy był mi w stanie coś zrobić? Nie sądzę, nie w biały dzień. Demonstracja siły, bezsilnego człowieka, który wie, że zapewne nie wyrwie się ze swojej biedy, z mieszkania w swoim rozsypującym się zabytku. A ja i mój pretensjonalny aparat za chwilę pomkniemy chwytać inne, może ładniejsze, może brzydsze obrazy. Wyjedziemy od tego, od czego i on chciałby uciec.
Al-Dżadida wewnątrz starych murów fortecy
Ale mimo incydentu wracam do oglądania miasta. Wewnątrz murów zachowały się portugalskie budynki, część z nich to kilkusetletnie cuda architektury. Niestety kiedy przechadzam się wśród nich, widzę, że niektóre piękne mają tylko fasady. Oprócz nich, nic się już nie zachowało, za pokrytym mozaiką lub ornamentem frontonem jest tylko ruina. Albo nie ma niczego, jak mawiał Kononowicz, za ścianą jest rumowisko albo i tego brakuje, pozostała pustka. Piętra się zawaliły, a to co jest trzyma się siłą czyjejś woli. Albo siłą kilkusetletniego przyzwyczajenia, siłą która widziała już wiele i chce zobaczyć jeszcze więcej, bo czas jej niestraszny.
Są tu też budynki, które miały więcej szczęścia i w nich wciąż mieszkają ludzie. Dbają o nie na ile to możliwe, remontują, żyją. Pewnie z pokolenia na pokolenie. I przechadzając się uliczkami starej twierdzy Al-Dżadida czy też jak kto woli El-Jadidy, zastanawiałem się, jak to jest mieszkać w pałacu. Jak to jest mieszkać w budynku, który widział wiele. W miejscu, w którym podejmowano decyzje, co się wydarzy w najbliższej przyszłości, w najbliższej okolicy. Mieszkać w pałacu, gdzie oczekiwano poleceń z macierzystego kraju, analizowano listy, które przywoziły królewskie galery itp.
I siedząc wreszcie nad filiżanką espresso w jednym z nielicznych wyremontowanych budynków zamienionych na hotel, doszedłem do wniosku, że mieszkając nawet w pałacu, myśli się o tym, czy tarczy do pierwszego. Myśli się, za co kupić dzieciom zeszyty i książki do szkoły, czy stać mnie na prywatną szkołę dla nich, szkołę, która być może otworzy przed nimi większe szanse niż ta państwowa. Bo tu nie żyją bogaci ludzie, wewnątrz murów mieszka raczej uboga część społeczeństwa.
I kiedy ponownie wróciłem na ulice, by spacerować, otworzyły się drzwi w bogato zdobionym wejściu i wyszła z nich kobieta z blachą na ramieniu. Na blaszce położony był, okrągły, własnoręcznie robiony, surowy jeszcze chleb. Kobieta szła do publicznej piekarni, gdzie w opalanym drzewem piecu od setek lat kobiety pieką chleb. Faktycznie, kiedy wszedłem tam za nią, zobaczyłem piekarza, który długą łopatą wsuwał bochenki do pieca. Wtedy uświadomiłem sobie, że chodząc po szczycie murów, czułem delikatny zapach drewnianego dymu. Okazało się, że komin jest na poziomie blanków fortecy. Widziałem osmolony komin, ale jakoś nie przeszło mi przez myśl, że to z kilkusetletniej piekarni.
Portugalska forteca w Al-Dżadidzie
Portugalczycy mieli głowę na karku, całe miasto wewnątrz murów zaprojektowali tak, by dało się w nim zarówno wygodnie mieszkać, jak też zachowało funkcje obronne. Stojąc obok armat na wysokim południowo-wschodnim bastionie widzę morze i port rybacki, z drugiej kanał, obok którego rybacy remontują swoje łódki. Z trzeciej strony jest widok na fortecę. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że wszystko tu zostało podporządkowane obronności. Tu nie ma żadnych schodów! Całość zaprojektowano tak, by jak najłatwiej po murach, po poszczególnych punktach obronnych dało się przeciągać armaty oraz dostarczać do nich amunicję.
Patrząc z tej wysokości, obrońcy mieli jak na dłoni port, który wtedy jeszcze nie miał falochronu, a kiedy chcieli mogli tą samą bronią kontrolować Al-Dżadidę, całe miasto. W razie konieczności, mogli je też zbombardować za pomocą armat, ostrzelać z muszkietów,stłamsić każdy bunt. Cokolwiek, byli panami życia i śmierci. Byli, bo oto nadszedł rok 1769 i pod Al-Dżadidę nadciągnął ze swoimi wojskami sułtan Muhammad III. Zajął on miasto, a jego dotychczasowi obrońcy uciekli na statkach do… Brazylii. Do tej pory w murze widać ogromną kratę, która broniła dostępu do miasta od strony morza.
Cysterna w Al-Dżadidzie. Magia w tafli wody
Będąc w Al-Jadidzie nie można ominąć największej atrakcji tego miasta czyli podziemnej cysterny na wodę. By zapewnić sobie stały dostęp do wody zarówno podczas pory suchej, jak też możliwych oblężeń fortecy, Portugalczycy w środku twierdzy wybudowali podziemną cysternę. Kiedyś pełna wody, dziś służy turystom za piękną salę, w której można zatracić się w czasie. Coś podobnego, ale jednak nie tak klimatycznego widziałem w Turcji w Stambule. Tam jednak turystyczny tłum nie pozwala zachwycić się pięknem miejsca.
Tu, stojąc samotnie w rogu cysterny, można się zatracić w czasie i przestrzeni. Nie wiadomo, gdzie tu sufit, a gdzie podłoga. Nie wiadomo, bo na ceglanej posadzce wciąż stoi cienka warstwa wody, na środku sufitu zaś przebity jest wąski otwór wpuszczający do środka snop światła. Snop wrzynający się w ciemność wręcz fizyczną, możliwą do chwycenia w ręce wiązką. I jeśli spojrzeć w taflę wody, nie wiadomo, gdzie góra, a gdzie dół. Trudno rozróżnić fantazje od rzeczywistości, bo czy to co widzimy u dołu, ten jasny otwór, to może studnia prowadząca gdzieś w równoległy świat, krainę pełną słońca?
Chwilami ma się obawy, czy to, co widzimy, to nie jest jakaś głębia, że jeśli postawimy nogę, wpadniemy i zatrzymamy się kilka metrów niżej, na żebrowych łukach podłogi. I dopiero odwrócenie wzroku, spojrzenie w mrok przywraca rzeczywistość. Dopiero wtedy widać, że to, co braliśmy za głębię i równoległy, lepszy świat, to zaledwie kilkucentymetrowa warstwa wody. Odbijająca żebrowany sufit…
Ale ile można patrzeć w wodę? Przecież inni też chcą oglądać, a pół godziny, jakie tu spędziłem to chyba i tak czas dość nietypowy jak na turystę, bo kiedy wychodzę, pani pilnująca wejścia patrzy na mnie z niedowierzaniem, że aż tyle czasu tu spędziłem. Dla niej, to miejsce pracy, dla mnie brama do innego wymiaru….
Idę na kawę, bo właśnie zaczęło lać, jak przestanie, odwiedzę jeszcze molo, by spojrzeć na fortecę w Al-Dżadidzie od strony wody. A potem powoli zacznę myśleć o następnym punkcie pobytu w Maroku. Pora będzie myśleć o przemieszczeniu się do Essaouiry. Tam też jest ciekawa forteca, ale nie ma tej magicznej cysterny.
Nocleg w Al-Dżadidzie
Nocleg łatwo znajdziecie nie tylko poza murami miasta, lecz również wewnątrz starych murów, co rzecz jasna jest bardziej klimatyczne. Jedną z ciekawych i ekonomicznie dobrych opcji jest nocleg w Dar El Jadida – małe ale czyste, przytulne pokoje, oraz fantastyczny widok z tarasu na górze to główne zalety. Nocleg tu, to taki przyjemny, domowy klimat.
Inną i podobną jakościowo jak i finansowo opcją jest Riad Ksar El Jadida , również położony wewnątrz portugalskiej twierdzy.
Dla zainteresowanych mapka, gdzie leży w Maroku Al-Jadida:
14 komentarzy
W sumie trudno dziwić się mieszkańcom, że aparat wycelowany w ich codzienną biedę wyjątkowo boli. Tak jak piszesz, oni zostają, w sytuacji raczej bez wyjścia. Ty zabierasz aparat i ruszasz dalej.
A cysterna rzeczywiście niesamowita . Chociaż podejrzewam, że i tak zdjęcia nie oddaje jej magicznego uroku 🙂
Pawle, jednak widzisz jakieś plusy Twojego wyjazdu do Maroka 😉 (chociaż najważniejsze by plusy nie przysłoniły minusów :))
A co do El-Jadidy, lub jak kto woli Mazagao to polecam książkę z serii Ceramowskiej „Mazagan, miasto, które przepłynęło Atlantyk”. Może powinieneś teraz udać się do Brazylii i porównać oba miejsca?;)
O książce słyszałem, pewnie kiedyś sięgnę, jak skończy mi się sterta do przeczytania na teraz 🙂
A Brazylia? Póki co nie moje klimaty, bardziej Ameryka Środkowa mnie pociąga. Może póki Fidel jeszcze żyje, trzeba wykorzystać szansę i uderzyć na Kubę? 😉
Piszesz, że Maroko zazwyczaj nie bywa piękne – pierwsza negatywna opinia od bardzo dawna o tym kraju, którą słyszę. Muszę wybrać się tam w końcu sam i stwierdzić. Swoją drogą to zdjęcia z wewnątrz cysterny, z promieniami słońca padającymi na posadzkę są bardzo ładne:)
Opis Maroka dopiero przede mną… Bo z wszystkich krajów, w których do tej pory byłem Maroko jest największym rozczarowaniem. I ciężko o to Marokańczycy walczyli.
To jednak temat na inną opowieść, bo Al Dżadida to akurat jasny promyk na ciemnym firmamencie 🙂
Świetnie napisane, niezwykły klimat, a zdjęcie cysterny bajkowe!
Dziękuję za komplement 🙂 Starałem się, by nie był to sztampowy opis, że tu zobaczysz to, a tu taj to. I ogólnie to fajnie…
Cieszę się, że mi wyszło 🙂
Rzeczywiście bajecznie te plątanina kanałów wygląda! Trochę podobny widok jest w starych warszawskich filtrach. Ale nie co mniej zjawiskowo architektonicznie…
Pozdr. Aśka
W sumie cieszy mnie, Al Dżadida nie powala, bo to moja wielka nieobecna z Maroka. Chciałam pojechać, ale dzień był za krótki, a połączeń autobusowych za mało. A co to zdania „Maroko piękne nie bywa” to zgadzam się w stu procentach. Bo co innego dwie bramy na krzyż i prywatne riady, a co innego zwykła ulica
Fajnie, że pojawiają się teraz u Ciebie relacje z Maroka, bo mam straszny sentyment do tego kraju i z chęcią bym do niego wrócił i odwiedził kilka innych miejsc, których nie miałem okazji zobaczyć w 2010 roku. Pozdrawiam!
Już przy pierwszym zdjęciu miałam pisać, że cysterna jak w Stambule, ale mnie wyprzedziłeś 🙂
Jesteśmy właśnie w tym mieście, które opisujesz. Przybyliśmy do niego wczoraj. Intensywnie zwiedzamy świat od blisko 10 lat, a ja pierwszy raz, zamiast napawać się nowym i nieznanym miejscem, siedzę w hostelu, który mimo zapachu wilgoci i zagrzybienia wydaje mi się ciekawszy od tego marokańskiego „kurortu”. Wszystko, co opisałeś to prawda. I ta wyczuwalna wrogość… Jak tylko zboczyliśmy z tej głównej uliczki, obok nota bene komisariatu policji i zapuściliśmy się w totalnie zniszczone uliczki starego miasta, ogarnęła mnie gęsta, niemal namacalna aura zagrożenia. Nawet kobiety zdawały się śledzić mnie nienawistnym wzrokiem. W cudownej cysternie, jedynym pięknym obiekcie tutaj, nie było wody:( Marzyłam o Maroku, a jest dla mnie największym podróżniczym rozczarowaniem.
Mam wrażenie, że byliśmy w innych miastach….przeczytałam Twój post przed zwiedzaniem El-Dżadidy. Nastawiłam się mega negatywnie, że będę zaczepiana, przeganiania itd. Bałam się wyciągnąć aparat z torby. Teraz wiem, że lepiej nie czytać bzdur. Kompletnie nie czułam atmosfery zagrożenia. Chodziliśmy po niezłych slamsach – nie tylko w obrębie murów i nikt nawet mi słowem uwagi nie zwrócił. Tylko wiesz co? Ja nie robię zdjęć ludziom – nawet jeżeli są daleko. Wcale mnie nie dziwi, że ktoś Ciebie objechał – też bym to zrobiła bo nienawidzę jak mi Azjaci trzaskają foty. Postaw się w miejscu tych ludzi, którzy czują się króliczki. El-dżadida jest faktycznie inna, ale to jej urok. Nie obraź się ale to co najlepiej Ci wyszło w tym poście to skuteczne zniechęcanie. Pozdrawiam!
Ależ nie mam za co się obrażać. Cieszę się nawet, że Twój wyjazd był lepszy i masz lepsze doświadczenia. Ba! Zazdroszczę Ci tego!
Nigdy na blogu nie koloryzuję, zawsze piszę dokładnie tak, jak było i co w danym momencie czuję. Od zachwytu nad cysterną, która dla mnie była magiczna, po ludzi, którzy w najlepszym wypadku nie byli zbyt przyjaźni. Chyba, że pokazywanie środkowego palca jest oznaką ciepłego powitania… I czy w Twojej opinii powinienem to w opisie pominąć?
Serio, chętnie poznam Twoje zdanie na ten temat.
I jeszcze: jeśli dobrze się przyjrzysz mojemu blogowi, zauważysz, że niewiele na nim zdjęć ludzi. Wiesz dlaczego? Bo nie lubię robić zdjęć ludziom, tak samo jak nie lubię, jak ktoś robi zdjęcia mnie. Chyba, że idę sobie po ulicy i jestem jej częścią, wtedy nie mogę mieć pretensji, że ktoś także mnie uwieczni w kadrze. I tego samego oczekuję od innych.
Bo będąc gdzieś i chcąc zrobić zdjęcie, trudno czekać, aż trzydzieści czy pięćdziesiąt metrów dalej ktoś się schowa za murek lub zniknie w jakikolwiek inny sposób.
Oraz: W moim świecie nigdy nie ma drugiej szansy, by zrobić pierwsze wrażenie. Jak to w książce napisał mistrz Sapkowski, Maroko nie ma u mnie z tego powodu taryfy wyjątkowej.