Jeśli znudziły Wam się wąskie uliczki Chiwy i macie ochotę na oddech świeżego, pustynnego powietrza to tuż obok miasta znajdują się potężne twierdze potężnego niegdyś Chorezmu. Czym jest ów Chorezm? Obecnie Chorezm jest pojęciem stricte geograficznym. Kiedyś był to organizm, który dziś nazwalibyśmy państwem. Jego władcy zbudowali liczne potężne twierdze, które w nieznacznej część przetrwały do dziś. Chociaż w większości pochłonął je czas, co też zobaczycie poniżej.
Chorezm to region, który dziś obejmuje cztery kraje: Kazachstan, Uzbekistan, Turkmenistan i Iran. Jego władcy potrafili zorganizować swoje państwo na tyle sprawnie, że oparło się ono nawet słynnemu Aleksandrowi Macedońskiemu. Ale to może dlatego, że ten skupił się na drodze w kierunku Indii, a nie na północ. Ale może specjalnie nie chciał iść na północ, bo wiedział, że tam czeka go sroga przeprawa w boju.
Musiał wiedzieć, że dawniej koczownicze plemiona osiadły i zbudowały potężne twierdze. Co prawda te najpotężniejsze datowane są na późniejsze wieki niż te, w których żył słynny Aleksander. I to właśnie te zamki rozsiane są po pustynnych dziś terenach. Trudno sobie wyobrazić, że dawniej były tu liczne oazy, a sieć kanałów nawadniających pozwalała na hodowlę zwierząt i uprawę roślinności. Budowanie sieci kanałów, wymagało naprawdę silnej i dobrze zorganizowanej państwowości.
Ogromne budowle inżynieryjne nie należą bowiem do najtańszych w budowie i utrzymaniu. Tak samo jak budowa ogromnych twierdz z wypalonej słońcem cegły.
To właśnie te twierdze zachowały się w liczbie kilku w okolicach Chiwy w Uzbekistanie. I to właśnie one są wspaniałym pomysłem na wycieczkę na połowę dnia. Może nie będzie to najbardziej spektakularne miejsce z atrakcji, jakie są w Uzbekistanie, ale na pewno warto te zamki zobaczyć. Tak samo jak nie żałuję, że poświęciłem niemal cały dzień, żeby zobaczyć petroglify w Sarmysz Saj.
Tym bardziej, że dostać się do tych zamków na pustyni jest bardzo prosto. Wystarczy wykupić usługę samochodu z kierowcą w lokalnym biurze podróży w Chiwie. I była to tania usługa! Wadą było to, że kierowca to nie przewodnik.
Ayaz Kala
Ayaz Kala to kompleks trzech warowni, czy tez może bardziej po naszemu zamków, które powstawały w różnym okresie na przestrzeni 800 lat. Pierwsza z nich Ayaz Kala 1 powstała już w IV wieku przed naszą erą.
Najbardziej znana twierdza Ayaz Kala 1 powstała jako miejsce schronienia dla okolicznej ludności. Zbudowano ją na wysokim wzgórzu i umocniono murem o wymiarach 180 na 150 metrów. Jak więc widzicie, nie był to jakiś tam skromny zameczek. Co więcej mury były podwójne – mur zewnętrzny i wewnętrzny, a między nimi biegł kryty korytarz o szerokości 2 metrów. A wspominam o tym dlatego, że ten korytarz i jego sklepienie przetrwało do dziś. Oczywiście te przestrzenie są zasypane lub zawalone, jak cała twierdza, ale pozwalają na wyobrażenie sobie, jak potężne były to umocnienia.

Tym bardziej, jeśli przytoczę kolejną liczbę: 10 metrów, tak wysokie były mury obronne, a grubość u podstawy wahała się od 2,2 do 2,4 metra. Do ogólnego obrazu potęgi dodajcie 45 wież strażniczych przylegających do murów. Tu ciekawostka. Wieże nie były pierwotnym założeniem obronnym. Do murów je „dostawiono” w III wieku przed naszą erą, widać to w ich konstrukcji, która nie jest połączona z głównym murem.
I to wszystko zbudowane było z niewypalanej cegły w IV wieku przed naszą erą. Wyobraźcie sobie, jak wielką i skomplikowaną musiało to być inwestycją dwa i pół tysiąca lat temu!
Jednak dziś Ayaz Kala to tylko zawalone i zerodowane zębem czasu mury i klepisko między nimi. Pusta przestrzeń, po której hula wiatr. Ale zaletą tego miejsca jest fakt, że przyjeżdża tu niewielu turystów i kiedy byłem tu o 9 rano, cały teren miałem dla siebie. Mogłem chodzić do woli, zaglądać w każde miejsce i dotykać tego, co starożytni murarze zbudowali dwa i pół tysiąca lat temu. Niestety chodząc po terenie Ayaz Kala nie widać już nic co było wewnątrz twierdzy, z tego nie przetrwało nic.
Ale przetrwały też ruiny bramy wjazdowej, która do dziś robi wrażenie, jak została przemyślana. Tu wszystko zbudowano tak, by maksymalnie nękać wroga, który sforsowałby bramę. Łucznicy mogliby masakrować atakujących w specjalnie przygotowanej do tego przestrzeni.


Chodząc po tej niegdyś potężnej twierdzy, warto wejść na mury i rozejrzeć się dookoła, bo widok jest piękny. Pustynia po horyzont! Niegdyś jednak klimat był inny, a mieszkańcy tych terenów parali się rolnictwem. Zamki takie jak ten, powstawały, by w razie zagrożenia ze strony koczowniczych plemion, było się gdzie schować.
Ayaz Kala 2 i 3
I kiedy spojrzymy w dół w kierunku, z którego przyjechaliśmy, u naszych stóp będzie ciekawa, ale mniejsza konstrukcja. To Ayaz Kala 2 czyli mniejsza twierdza, powstała na przełomie VI i VII wieku naszej ery. Miejsce to wygląda jak taki mały, kompaktowy zamek przeniesiony tu z Europy. Ale rzecz jasna, tak jak większy i górujący nad nim, jest wykonany z niewypalanej cegły. A zbudowano go na szczycie małego wzgórza.
Powstał zapewne po to, by chronił jedną bardzo bogatą rodzinę. Prościej było urządzić i utrzymać mniejszą fortecę, niż ogromną jak przed chwilą opisywana. Dlatego można przypuszczać, że wraz z rodziną, mieszkał tu bogaty feudalny władca, przychylny władcom królestwa Chorezm. Świadczy o tym też fakt, że archeolodzy odkryli u stóp twierdzy pozostałości budynków. Zapewne służebnych względem głównej twierdzy.
Do tej fortecy też można wejść, ale przyznam, że jakoś nie miałem ochoty i czasu, by specjalnie tam iść. Może to błąd, a może nie. Będąc tu, sami zadecydujcie.

W tym miejscu warto jeszcze powiedzieć o Ayaz Kala 3. Bo to przecież kolejna potężna forteca. Powstała później, bo na przełomie I i II wieku naszej ery. Co ciekawe, jest aż o 66% większa niż Ayaz Kala 1. I ta fortyfikacja też służyła jako schronienie dla okolicznej ludności, w przypadku ataku wrogów. Świadczy o tym fakt, że wewnątrz murów nie było zabudowań, a wielka przestrzeń, na której można było ustawić tymczasowe obozowiska.
Katta Qabat Qal’a – ruiny gdzie nie ma niczego
Kiedy tu jechaliśmy, mój kierowca szczerze dziwił się, po jaką cholerę chcę tu jechać. Na moje zdziwienie, że to przecież jedna z twierdz, odrzekł, że to żadna twierdza a po prostu nic tam nie ma i jest tylko pusta przestrzeń.
Kiedy przyjechaliśmy doskonale wiedziałem już, co miał na myśli.
Cóż, przed wejściem jest nazwa miejsca, tabliczka informacyjna z zamkami w okolicy oraz mała makieta, jak Katta Qabat Qal’a wyglądała za czasów świetności. A potem przechodzi się przez furtkę i wchodzi w… nicość. Bo po wdrapaniu się na wał, który kiedyś był murami, widać tylko kikuty, pozostałości dawnych umocnień.
A trzeba tu powiedzieć, że ten fort miał dwa okresy świetności: pierwszy od IV do III wieku przed naszą erą, a drugi Od XI do XIII wieku naszej ery. Potem został opuszczony i ząb czasu zrobił swoje. Pochłonął miejsce.
To co widzimy to teren o powierzchni 2,7 hektara z dawnymi fortyfikacjami o wymiarach 110 na 115 metrów. Mury miały 11 metrów wysokości, a każda ściana miała 5 wież obronnych. Do dziś jednak przetrwało w sumie tylko 8 metrów murów.
Toprak Kala – dawny pałac królewski
Toprak Kala (w tłumaczeniu gliniany fort) to dawna rezydencja królewska, raczej letnia lub zimowa, bo wykopaliska wskazują, że raczej nie była to stolica. Raczej, bo minęło tyle lat, a tak mało jest źródeł, że ciężko coś powiedzieć na pewno.
Miejsce to zostało zbudowane około II wieku naszej ery, co jest datą dość umowną, bowiem oszacowano to na podstawie odkrytej tu monety z wizerunkiem władcy Artava. ten zaś rządził Chorezmem w drugiej połowie II wieku. Przyjmuje się, że to on zaczął budować twierdzę Toprak Kala.
Pałac, a raczej nie pałac, a całe założenie architektoniczne jest więcej niż imponujące, bo wyobraźcie sobie, że cały obszar potężnego miasta miał obszar 500 na 300 metrów. Do dziś zachowała się część murów o wysokości 8 metrów, a pierwotnie w ramach murów zbudowano 63 prostokątne wieże. Oczywiście całość skonstruowano tak, by maksymalnie wzmocnić walory obronne. Z tego powodu tak samo jak w Ayaz Kala zbudowano galerie dla łuczników i przejścia umożliwiające lepszą komunikację pomiędzy poszczególnymi umocnieniami.
Wejścia do miasta, bronił barbakan, który dodatkowo wzmocniono krzywą drogą w jego wnętrzu. Wszystko po to, by strzelać z góry do forsujących wejście wrogów. Przed murami zaś, wykopano głęboką fosę. Jak widać sforsowanie tych umocnień nie było proste.


Sercem miasta Toprak Kala był pałac, zajmujący północno zachodni róg miasta. To dla tego miejsca funkcjonowało całe miasto i to właśnie tu docierają dziś turyści.
W ruinach pałacu odkryto kilka płaskorzeźb, a także pozostałości malowideł ściennych. Chociaż oglądać je można w muzeum w Nukusie, a nie na miejscu. Tu króluje tylko piasek i glina.
Kiedy tu przyjechałem, za mną właśnie docierał autokar z wycieczką niemieckich emerytów. Ma to o tyle znaczenie, że tak wielkie grupy, zawsze utrudniają zwiedzanie. Ale na szczęście emerytom nie chciało się chodzić po wysokich, glinianych murach. Murach, które bardzo często były niczym nie zabezpieczone i istniało ryzyko, że się spadnie z kilku metrów. Ale jak tu nie wejść na kolejną kondygnację, by z lepszej perspektywy podziwiać to potężne do dziś miejsce?
Kyzyl Kala
Kyzyl Kala to miejsce, które jest dziwne, bo z jednej strony to forteca, która relatywnie dobrze zniosła próbę czasu. A z drugiej strony to też twierdza, która została poddana nowoczesnej renowacji. I tak oto stare, gliniane mury, odnowiono w części tak, jakby zbudowano ją przed chwilą. Rozumiem takie zabiegi w przypadku trzęsienia ziemi jakie było np. w irańskim Bam, które zrównało z ziemią tamtejszą twierdzę. Tu jednak pewnie lepiej sprawdziłaby się „trwała ruina”. Tym bardziej, że to pojęcie całkiem dobrze chroni zabytek.
Ale stało się, jak się stało i za remont zabrało się państwo. Dzięki temu dziś zbliżając się do Kyzyl Kala mamy przed sobą w znacznej części twierdzę taką, jaką mogła być ona w czasie swej świetności. Tyle jeśli chodzi o dolną część, bo góra została zachowana taka, jaką zostawił ją czas. Widać to też na poniższych zdjęciach.
Wraz z moim kierowcą podjeżdżamy niemal pod samą twierdzę, ale ja cofam się kilkadziesiąt metrów, by z niewielkiego pagórka, zrobić zdjęcie potężnym murom. Bo nie ukrywam, robią wrażenie i szczególnie kiedyś zdobycie ich mogło być wyzwaniem. Patrząc na nie od razu rzucają się w oczy wystające ze ścian pale – miały one stabilizować mur i sprawiać, że on „pracuje. Tym samym jest trwalszy i ma szansę przetrwać np. trzęsienie ziemi.

Potem zaś poszedłem w kierunku wejścia, bo do Kyzyl Kala prowadzi tylko jedna brama i jest ona usytuowana dość wysoko. Rzecz jasna schody zostały wyremontowane i są już jak nowe, ale prowadzą do wnętrza, które z nowością nie ma nic wspólnego. Wnętrze fortu jest puste i jedyne co rzuca się w oczy, to arkada, wyłaniająca się spod ziemi.
Pewnie jest to odsłonięta pozostałość po wykopaliskach archeologicznych, które odkrywały tajemnice tego miejsca. Podczas nich odkryto tu szkło, ceramikę, fragmenty naczyń. Ale archeolodzy znaleźli także pozostałości fresków, z czego można się domyślać, że miejsce to nie było tylko budowlą obronną. Zamek musiał zamieszkiwać jakiś bogaty szlachcic, członek ówczesnej elity państwa, który upiększał sobie życie w warowni.

A ponieważ Kyzyl Kala powstała mniej więcej w tym samym czasie co pobliska Toprak Kala, można przyjąć, że posiadający ją człowiek był częścią dworu królewskiego. Z tego co zdołałem przeczytać, to opisywany fort był zamieszkany mniej więcej do IV wieku naszej ery, a następnie opuszczony. Drugą młodość dostał w XII wieku, kiedy go wyremontowano i ponownie zasiedlono. Jednak po inwazji Mongołów znów popadł w ruinę.
Duman Kala
A na koniec została mi twierdza Duman czyli po uzbecku Duman Qal’a. Cóż, pojechałem tam już niejako z obowiązku, bo skoro kupiłem wycieczkę do pięciu fortec, to trzeba zobaczyć pięć fortec. A trzeba się było słuchać kierowcy, któy obwoził mnie po tych pradawnych zamkach. Chłopak dziwił się, po jaką cholerę ja chcę jechać do Duman Qal’a, przecież tam nic nie ma i nawet używając wyobraźni, nic nie będzie. Miał rację.
Zanim jeszcze wysiadłem z samochodu, mój kierowca wskazał mi jedyne wzgórze w pobliżu i powiedział: to tam. Poszedłem zatem we wskazanym kierunku. Z obowiązku, jako się rzekło. I cóż, najpierw trzeba było przebrnąć przez piasek pustyni, potem wdrapać się na coś, co kiedyś zapewne było jakąś glinianą basztą czy inną częścią murów. A potem pozostało patrzeć na morze piasku dookoła, samochód zaparkowany kilkaset metrów dalej i linię kolejową ze stołecznego Taszkientu do Chiwy, przebiegającą u stóp dawnego zamku. Wierzcie mi, że z zamku nie pozostały tu już nawet wspomnienia. A to co zapamiętam, to jakiś biały futrzak ukrywający się w krzakach i uciekający przede mną.

Pozostało zatem wrócić do samochodu i wracać. Ale tym razem nie do Chiwy, lecz do Urgenczu skąd chciałem złapać dzieloną taksówkę do Buchary. Kilka godzin jazdy, ale ponieważ biletów na pociąg już nie było, pozostawało skorzystać z innego środka komunikacji po Uzbekistanie. Bo nigdy nie jest tak, by nie było pola manewru.