Budapeszt ma dwie twarze i każdą z nich pokazuje wszystkim chętnym. Jedną są piękne zabytkowe budynki, które zobaczyć przyjeżdżają dziesiątki tysięcy turystów. Druga jest mniej spektakularna, wyciąga ręce po wsparcie, śpi na tekturowych posłaniach w wykuszach budynków, najpierw ją czuć, potem widać.
Budapeszt latem śmierdzi moczem. I mocz nie jest jeszcze najgorszy, bezdomni którzy zawładnęli sporą częścią miasta, załatwiają na ulicach wszystkie swoje potrzeby fizjologiczne. Budapeszt śmierdzi też g… Tak zwyczajnie i po protu, nomen omen po ludzku. Nie, nie wszędzie rzecz jasna, ale wystarczy odejść kilkadziesiąt, czasem kilka kroków od głównej drogi, by natknąć się na pozostałości po specyficznej toalecie pod chmurką. Tak było koło gmachu opery, tak było koło głównej hali targowej i uniwersytetu, tak było w wielu innych miejscach. Karton, karton, karton i nagle przerwa w legowiskach, przerwa na toaletę.
Budapeszt. Miasto niewykorzystanych możliwości
Poza tym stolica Węgier, taką jaką ją zapamiętałem, to dla mnie miasto niesamowitych perspektyw i niewykorzystanych turystycznych możliwości. Zazwyczaj kiedy ktoś mówi o tym, dokąd wyjechać w Europie Wschodniej padają nazwy trzech miast: Pragi, Budapesztu i Krakowa. Porównania nasuwają się zatem same. I o ile Praga jest w zupełnie innej lidze, nieosiągalnej chyba dla nikogo innego w regionie, o ile Kraków radzi sobie całkiem nieźle i stworzył dla turystów ciekawą ofertę i infrastrukturę, o tyle Budapeszt musi jeszcze włożyć mnóstwo pracy, by stworzyć klimat. W chwili obecnej klimat skutecznie psują nie tylko bezdomni i ich zapachy.
Jakikolwiek nastrój niszczą także wciskające się wszędzie samochody. Przeciskają się przez główne place, suną powolnym wężem uliczkami, spychają pieszych pod ściany budynków, tarasują przejścia chodnikami. Jedynym miejscem bez pojazdów była Vaci utca, główny deptak Budapesztu, ulica droższych sklepów, drogich restauracji i nijakich klubów, do których na pewno zaliczyć możemy sieciowy Hard Rock Cafe. Jeśli ktoś lubi ten klimat, będzie na pewno zadowolony.Prawdziwe życie miasta tętni gdzie indziej.
Budapeszt nocą, czyli zabawa do rana
Ale Budapeszt ma też lepszą stronę. Są uliczki, przy których mieszczą się przybytki do których chce się wracać, wystarczy pójść np. na ulicę Kazinczy i skorzystać z usług licznych tu klubów, pubów, restauracji. Ta ulica budzi się późnym popołudniem, rozkręca się powoli, by w późnych godzinach nocnych tętnić pełnią życia. Sercem jest niewątpliwie klub/pub Szimpla, który tak bardzo przypominał mi znany warszawski, acz spalony niestety Sen Pszczoły.
To samo tylko lepsze. Duży zadaszony w części dziedziniec, kilka barów z napojami, do tego ławki i ozdoby jakby przed chwilą wyciągnięte z komórki dziadka, który zapomniał oddać ich na złom lub wyrzucić. I wszystko to w jakiś cudowny sposób trzyma się kupy, przyciąga ludzi, wyzwala pozytywne emocje, każe zostać tu na dłużej niż jedno piwo, czy drinka. Idealne miejsce by odpocząć po przejściu kilkunastu kilometrów po Budapeszcie.
Urody i perspektyw Budapesztowi odmówić nie można, szkoda tylko że w mojej pamięci zostanie jako miasto poryte wykopami i remontami. Gmach parlamentu szczelnie obstawiony był koparkami, ufortyfikowany hałdami kostki ulicznej, czekającej na ułożenie, poryty rowami które czekały na ułożenie szyn tramwajowych. A szkoda, bo wolałbym zachować w pamięci ten cudowny gmach, jego kopułę, wieżyczki, ozdoby, łuki, okna…
Ale jest też w Peszcie I dzielnica, Stare Miasto na wzgórzu, które szczęśliwie pozbawione jest większego ruchu samochodowego, za to oblężone przez turystów, którzy korzystają tu z chwilowej swobody w poruszaniu się, wolni od ucieczki spod kół samochodów. Chodzą robią zdjęcia, siedzą w restauracjach. A jest tu co oglądać, bo w bliskiej odległości są wzgórze zamkowe z jego uliczkami, kościół Macieja, finezyjna baszta Rybacka, mury z których widać przepiękną panoramę Budy i wiele, wiele innych atrakcji.
Schodząc lub wchodząc na wzgórze możemy wybrać dwie drogi, dla leniwych jest kolejka Siklo (koszt wjazdu kolejką to 1000 forintów, bilet w dwie strony 1700 forintów ), dla bardziej wysportowanych delikatna wspinaczka (lub zejście) po schodkach z widokiem na miasto oraz spinający Budę z Pesztem Most Łańcuchowy, oprócz gmachu parlamentu jeden z głównych symboli Budapesztu.
A kiedy dość będziemy mieli zabytków, historii i wielkomiejskości, wystarczy pójść (lub dojechać autobusem numer 26) na wyspę świętej Małgorzaty, gdzie codziennie ściągają tysiące mieszkańców Budapesztu. Tu wśród zieleni znajdziemy baseny, korty, miękką ścieżkę biegową, rowery do wynajęcia, polany do rozłożenia koca czy gry we freesby są tu też liczne puby, gdzie ze znajomymi lub też w samotności spokojnie zapomnimy o trudach bycia turystą 🙂
A do Budapesztu mimo wszystkich jego mankamentów, jeszcze wrócę, w kilka dni nie wszystko zobaczyłem. Wrażenie niedosytu pozostaje i nie przeszkodzą mu nawet lumpy i samochody.
6 komentarzy
Właśnie wróciliśmy Budapesztu. Po pobycie w Pradzie (faktycznie inna liga), w Budapeszcie tak samo zaskoczyło mnie multum samochodów, które mają dostęp praktycznie wszędzie. Okolice koło centrum,w której mieszkaliśmy nazwaliśmy oszczaną, bo pod każdym murkiem było nalane, świeży mocz nawet w ciągu dnie kapał sobie wzdłuż płyt chodnikowych. Mieliśmy swojego pana żula, na przystanku, o którego czasem martwiliśmy się czy na pewno żyje, bo był okutany milinami kocy i czasem się nie ruszał. Zabytki, piękne – wręcz monumentalne (warto + łaźnie -koniecznie), ale faktycznie miasto ma dwie twarze.
Łaźnia gellerta jest super! Jak również rejs statkiem linii należącej do komunikacji miejskiej. Nie widziałam tylko Muzeum Ludwiga bo było akurat chwilowo zamknięte a planowali m. in. polską wystawę ?
Byłam ze swoim partnerem we wrześniu 2016 i mieliśmy dokładnie takie same wrażenia. Miasto z ogromnym potencjałem, ale niestety nadal nie w pełni wykorzystanym.
Z tego, co czytam, wnioskuję, że Budapeszt pod pewnymi względami zmienił się na gorsze. Ale jaki by nie był, kocham to miasto i tęsknię do niego. Polecam wszystkim urlop w Budapeszcie, ale uprzedzam podróżujących samochodem, że warto przestrzegać prędkości na drogach, bo szkoda pieniędzy na mandaty, są bardzo wysokie, Lepiej zaoszczędzić pieniądze na przyjemności.
W Budapeszcie nie da się przekroczyć prędkości, bo wszyscy stoją w korku.
Co zapamiętałem to że strasznie śmierdzi sikami, odchodami i wali z kanalizacji. Nie chciałbym tam mieszkać.