Chiwa (Khiva) jest miastem, które wewnątrz starych murów, jest jednym wielkim skansenem. Siedzę przy stoliku w knajpce tuż obok Kalta Minor Minaret, leniwie sączę piwo po upalnym dniu pełnym zwiedzania.
Z braku innego zajęcia kontempluję minaret. I podsłuchuję turystki ze stolika obok, które tak jak i ja wybrały Uzbekistan na cel swojej wakacyjnej wizyty.
Chiwa – historia pewnego minaretu
W założeniu minaret miał być największy i najwyższy na świecie, taki był zamiar jego fundatora Mohammeda Amin Chana, tak wysoki, żeby władca mógł widzieć z jego szczytu całą drogę do Buchary. Niestety kiedy w 1855r. budowla była gdzieś w 1/3 wysokości władca, który osobiście nadzorował postępy prac, spadł z rusztowania. Jego następca nie kontynuował dzieła poprzednika. Budowla nawet niedokończona robi duże wrażenie, jest jedną z najbardziej charakterystycznych budowli w Chiwie. Obłożona różnokolorowymi płytkami ceramicznymi mieni się w słońcu fantazyjnymi wzorami.
I w tak pięknych okolicznościach przyrody (i niepowtarzalnej jak to mawiał klasyk) sączę swoje piwo. Tuż obok mnie dwie Francuzki wiodą rozmowę ze swoim uzbeckim przewodnikiem. Nagle na ich stolik wjeżdżają dwie szklaneczki białej cieczy, który obydwie panie sączą małymi łyczkami. Mlaszczą głośno i twierdzą, że dobre. Kiedy po jakimś czasie zostaję na tarasie knajpki sam, pytam kelnerki, co to była za ciecz, którą to panie z sąsiedniego stolika z taką lubością wchłaniały? Czy to może jakiś lokalny specjał? Pani odpowiada mi pytaniem na pytanie. Pyta się skąd jestem, mówię, że z Polski! Na co ona z rozbrajającym uśmiechem informuje mnie, że to zwykła wódka była, ale jak mam chęć to rzecz jasna mi poleje 🙂
Artyści z Chiwy. Kunszt i maestria!
Chiwa to miasto mistrzów, mistrzów ceramiki i rzeźbienia w drewnie. To także miasto bajecznych kolorów i pięknych wzorów, którymi pokryte są sklepienia wielu pomieszczeń. Może się zdarzyć, że wejdziemy do z pozoru nieciekawej i pustej sali, ale prawdziwy walor tego miejsca będzie krył się nad naszymi głowami. Pięknie rzeźbione kasetony z drewna same w sobie układają się we wzory. Dodatkowo są jeszcze pokryte kolorową farbą, która dopełnia całości, uzupełnia wzór. Co tu mówić, ból karku po wejściu do Kuhna Ark mamy gwarantowany. W podobny sposób kark boli tylko w Samarkandzie, gdzie Registan także najpiękniejszy potrafi być na sklepieniach.
Chwilami jednak nie wiadomo, co jest piękniejsze, czy wzór na suficie, czy też wyłożone kolorową mozaiką ściany. Do tego dochodzą jeszcze fantazyjnie rzeźbione drewniane podpory, na których opiera się sufit. Magia i artyzm w jednym. Z pałacu wychodziłem z bólem karku, porównywalnym tylko z tym, który miałem poczuć za kilka dni, kiedy z zadartą głową gapiłem się na sufit we wspomnianym Registanie.
Chiwa – skansen z ludźmi
Chiwa niewiele zmienia się od kilkuset lat. Całe miast w obrębie starych murów obronnych, których część możemy przejść (wejście jest przy północnej bramie) jest wpisane na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Jedynym symbolem nowoczesności są nieliczne anteny satelitarne oraz… gaz, a raczej żółte rury z gazem oplatające miasto, bowiem instalacje puszczone są na zewnątrz budynków. Nikt chyba też za bardzo nie przejmuje się ich szczelnością, bo w niektórych miejscach zapach ulatniającego się gazu jest bardzo silny.
Stara Chiwa to wieki skansen, gdzie spotkamy ciekawy miks meczetów, medres, mauzoleów, cmentarzy, muzeów, hoteli, a także domów zwykłych ludzi. To jeden wielki zabytek. Na pewno warto tu posiedzieć kilka dni, by zajrzeć w możliwie każdy zakamarek. Na początek warto pójść do meczetu Juma pochodzącego z X wieku. Wewnątrz zachowało się kilka starych filarów podtrzymujących dach, przetrwały już około tysiąc lat! Z łatwością można poznać, które to. Można tu także wejść na minaret, który ma wysokość prawie 50 metrów. Osobiście zdecydowałem się innego dnia wejść na minaret meczetu Islom Hoja, to relatywnie nowa świątynia, bo powstała dopiero na początku XX wieku.
Zajrzyjmy też chociażby na chwilę do mauzoleum Mahmud Pahlavon, wstęp jest płatny i z nieznanych przyczyn turyści płacą kilkukrotnie więcej niż ludność lokalna, ale spieranie się w imię zasad, że to niecywilizowane i niesprawiedliwe niestety nic nie dało 🙂 Zdjąłem buty, wszedłem usiadłem w kącie i oglądałem nie tylko pięknie ozdobione mury, ale także była to okazja do obserwacji, jak duchowny błogosławi kolejne siadające naokoło niego grupy pielgrzymów. Grupy które w bagażach miały np. żywe koguty. Niestety trudno tu wytrzymać dłużej, bo zapach panujący w tym miejscu idealnie udrażnia nos. Upał połączony z potem wchodzących tu na boso tysięcy ludzi robi swoje…
A kiedy nacieszymy się już tym, co wewnątrz murów, wyjdźmy przed nie, bo na północnym wschodzi, jakieś 400 metrów od północnej bramy, idąc na zachód znajdziemy kolejne warte odwiedzenia miejsce Pałac Isfandiyar’a. Rezydencja chana Chiwy. Nie będzie tu zapewne tłumów (jak w całej Chiwie), zatem będziemy mogli w spokoju obejrzeć fascynujące wnętrza. Warto zostać tu dłużej niż tylko, czas potrzebny na przejście wszystkich pomieszczeń.
Pałac to miejsce gdzie Wschód spotyka się z Zachodem. Podczas jego budowy na początku XX wieku, władca ściągnął specjalistów z Europy, dlatego zobaczymy tu ciekawy miks stylów. Z jednej strony piękne sufity, z drugiej wysokie na cała wysokość ściany okna, z kolejnej zaś bajeczne piece, zbudowane przez zdunów, którzy znali się na tym, co robią. Wzory na kaflach są naprawdę fantazyjne i żaden piec się nie powtarza, każdy jest w innym stylu i w inne wzory.
2 komentarze
Dziękuję zą relacje. Już wkrótce tam będę, pięknie to miejsce opisałes i pokazałeś,
pozdrawiam
Bardzo ciekawe opisy, dzięki za kawał dobrej roboty. Uzbekistan już za 2 tygodnie, na pewno skorzystam