Mur Tuol Sleng, ponurego i najstraszliwszego więzienia Kambodży wcale nie jest taki wysoki, jak sobie to wyobrażałem, ale na jego szczycie wciąż znajduje się stary drut kolczasty. Czerwoni Khmerzy przygotowali go na wypadek, gdyby jakimś cudem ktoś chciał stąd uciekać.
Niestety dla osadzonych tu kilkadziesiąt lat temu więźniów, wyjście było tylko jedno – w kierunku Pól Śmierci, gdzie siekierą, maczetą, czy zwykłym metalowym drągiem dokonywano egzekucji. Kule i broń palna w reżimie Pol Pota były luksusem. Kula kosztuje i jest jednorazowego użytku, za to maczeta…
Więzienie Tuol Sleng szkoła zamieniona na więzienie
Opisać Tuol Sleng, czyli słynne więzienie S-21 w Phnom Penh, gdzie Czerwoni Khmerzy przetrzymywali swoich rzeczywistych i wyimaginowanych przeciwników politycznych, jest zadaniem niewykonalnym, bo jak można opisać wciąż unoszącą się tu atmosferę śmierci? Jeśli z daleka spojrzymy na budynki, na pierwszy rzut oka będą to zwyczajne ogrodzone drutem kolczastym zabudowania. Bo też do roku 1970 były to zwyczajne szkolne budynki, gdzie na przerwach między lekcjami rozbrzmiewał śmiech dzieci.
Miejsce zmieniło się w piekło dopiero po przejęciu władzy przez Pol Pota i jego reżim. Przestronne sale zostały podzielone na małe boksy, które długimi rzędami wciąż wypełniają całą dostępną przestrzeń, sala obok sali, drzwi, obok drzwi, jedne obok drugich. Cele do których teraz można wejść, nie mają tu nawet metra szerokości, a na ziemi nie postawiono żadnego łóżka. Więzień nie miał żadnych praw, nawet prawa do śmierci. Jeśli został w to miejsce przywieziony, nie było dla niego ratunku. Czasami przesłuchiwany i katowany był kilka dni, czasem miesięcy, zawsze z jednakowym skutkiem. Kara za domniemaną winę była tylko jedna, kierunek, w który został stąd wywieziony również. Cel konwoju: Pola Śmierci.
Kiedy tylko przekroczymy bramę Tuol Sleng naszym oczom ukazuje się ciąg piętrowych budynków, których zewnętrzne galerie, z których wchodzi się do pomieszczeń są szczelnie zabezpieczone metalowymi siatkami. To na wypadek, gdyby prowadzony na przesłuchanie więzień wyrwał się konwojentom i chciał wyskoczyć w desperackiej, samobójczej próbie. Czerwoni Khmerzy pomyśleli o wszystkim, włącznie z tym, kiedy więzień straci życie.
I kiedy zdecydujemy się wejść w któryś korytarz i wejdziemy do sali lekcyjnej, nasz wzrok spocznie na ustawionym na środku metalowym łóżku. Lecz kiedy zdziwieni podniesiemy wzrok, napotkamy ogromne zdjęcie, a na nim zmasakrowane zwłoki. Bo też duża część z tych sal, to byłe izby tortur, gdzie krzyki umilkły niedawno, raptem niecałe czterdzieści lat temu. I w momencie, gdy to sobie uzmysłowimy, nasz mózg zaczyna pracować niezwykle intensywnie, za intensywnie. Usiłuje sobie wyobrazić, co trzeba było robić, by tak zmasakrować człowieka…
Gdy w pewnym momencie wyszedłem na dziedziniec, usiadłem na chwilę, by odpocząć od kolejnych obrazów, sal, klaustrofobicznych klatek na ludzi, kolejnych twarzy zamordowanych, niemo patrzących ze zdjęć… Mój wzrok napotkał dwie młode dziewczyny, które właśnie urządziły sobie sesję fotograficzną na tle więzienia Tuol Sleng. Perlisty śmiech, pupa w prawo, biodro w lewo, prawy profil, teraz lewy, teraz biust do przodu… Dźwięk wyzwalanej migawki zbyt wyraźnie przebijał się przez szum pobliskiej ulicy.
Bo życie, mimo wszystko, toczy się dalej.
2 komentarze
No cóż…Diabeł zgotował ludziom przeróżne cierpienia…. Na szczęście, niebawem to się skończy. Na zawsze.
A dlaczego ma się to skończyć?