Z internetem w Iranie jest śmiesznie. Bo niby jest cenzurowany, niby na wiele stron nie można wejść, ale z drugiej strony, jak jest płot, to musi być w nim dziura. Irańczycy doskonale nauczyli się obchodzić zabezpieczenia nałożone przez państwo.
Dostęp i cenzura internetu w Iranie
Przylatujesz jako turysta do Iranu i co od razu chcesz zrobić? Zapewne zameldować się na Faceboooku, że oto dotarłeś, chcesz dać znajomym znać, że nie taki ten Iran straszny, jak go w mediach malują. Chcesz napisać, że hostel czy hotel jest ok, że pogoda świetna, że ludzie wspaniali i że generalnie żyjesz pełnią życia, chociaż może bez alkoholu. Łapiesz jakieś wi-fi i wpisujesz w pasek przeglądarki adres Facebooka, wciskasz enter i… wariujesz. Na twoim ekranie pojawiają się jakieś żuczki i paski, czego kompletnie nie rozumiesz. Oto właśnie po raz pierwszy spotkałeś się z internetowym wynalazkiem państwa ajatollahów: cenzurą irańskiego internetu.
Iran postanowił cenzurować internet i nie pozwalać swoim obywatelom na swobodny dostęp do treści z całego świata. Część portali jest zakazana i wejście na nie, kończy się wyświetleniem tej planszy, która jest zdjęciem tytułowym tego tekstu. Co ciekawe nie ma w tym cenzurowaniu wielkiej konsekwencji, bo część wynalazków zgniłego Zachodu jest dostępna, a część nie. Wspomniany amerykański Facebook nie jest dozwolony, ale z gmaila można korzystać do woli. Podobnie jest z Googlem. Na trudności napotkamy, kiedy będziemy chcieli dowiedzieć się, co się dzieje w świecie. Wchodzimy na sekcję wiadomości w Gazeta.pl i napotykamy blokadę, identycznie jest na Onecie, ale np. WP ma się całkiem dobrze i możemy tam poczytać o wydarzeniach ze świata. Ok, to się pewnie zmienia wg jakiegoś algorytmu.
Jak obejść cenzurę irańskiego internetu
Ale jak jest płot, to musi być w nim dziura, to odwieczne prawo natury i nie ma od niego odstępstwa. Irańczycy doskonale wiedzą, jak obejść zabezpieczenia i w zasadzie na każdym komputerze jest zainstalowany programik, który pozwala obejść zabezpieczenia i poprzez proxy daje wejście na świat. Zatem standardem w korzystaniu z internetu jest najpierw odpalenie programiku, a następnie uruchamianie przeglądarki czy Facebooka. O to co zainstalować, zapytajcie pierwszego lepszego młodego człowieka na ulicy, albo poproście w kawiarence internetowej o pomoc. Stwierdzenie, że nie działa mi internet, puszczenie oczka i pytanie o poradę, rozwiążą Wasze problemy. Tylko w jednej kawiarence chłopak, obsługujący komputery stwierdził, że mi nie pomoże. Chociaż ja starałem się nie korzystać z publicznych komputerów, miałem ten komfort, że przywiozłem ze sobą ultrabooka i po prostu wpinałem się w kawiarenkowy kabel. Programik miałem już uprzednio zainstalowany.
Co ciekawe, to fakt, że kiedy przyleciałem do Iranu, byłem zalogowany do aplikacji facebooka i za każdym razem, kiedy wchodziłem w zasięg jakiegoś otwartego wi-fi aplikacja powoli doczytywała dane. Niestety, kiedy wylogowałem się z niej, ponownie nie udało mi się zalogować z dostępem do połączenia.
Reasumując: Jeśli jedziecie do Iranu i chcecie mieć dostęp do Facebooka, zainstalujcie sobie jakieś proxy już w Polsce albo poproście o to w irańskiej kawiarence internetowej. Na pewno Wam pomogą. A jeśli chcecie zrobić to na własną rękę, wpiszcie w appstore „VPN”. W Google Play, jeśli macie telefon z androidem, zróbcie dokładnie to samo i zainstalujcie sobie program, który będzie zmieniał Wasze IP na nieirańskie.
Telefon w Iranie. Irańska karta SIM
Teoretycznie (i praktycznie) w Iranie możecie korzystać z polskiej karty SIM. Tylko, że jest to tak koszmarnie drogie, że nikomu nie polecam. Chyba, że nie jest dla Was problemem płacenie 10 zł za minutę połączenia wychodzącego i prawie 5 zł za połączenie odebrane, koszt wysłania SMSa z Iranu to 1,5 zł. Tanio nie jest.
Najlepszym zatem rozwiązaniem jest zaopatrzenie się w irańską prepaidową kartę SIM. Nie jest to trudne, odnajdujemy jakiś punkt sprzedaży czyli szukamy szyldu z napisem MCI, wchodzimy i jesteśmy o krok od zakupu karty. Ja wszedłem do sklepu i ponieważ nikt nie znał angielskiego, wyjąłem swój telefon, wyjąłem z niego kartę i pokazałem, że chcę taką, tylko irańską 🙂 Na co pan wyjął jakiś formularz, poprosił mnie o paszport, coś z niego przepisał do formularza, a następnie dał do podpisu, podpisu czyli podpisałem się odciskiem palca 🙂 Swoją drogą, to nie wiem, co podpisałem, ale ważne, że uzyskałem to, co chciałem i wyszedłem z salonu z naładowaną kartą SIM. Kosztowała jakieś grosze podobnie jak uzupełnienie konta. Rozmowy w Iranie oraz SMSy są bardzo tanie, zatem do końca wyjazdu, mimo że sporo dzwoniłem a jeszcze więcej wysyłałem SMSów, nie wykorzystałem limitu.
Jeśli będziecie chcieli być w kontakcie ze światem i mieć na stałe pakiet danych do internetu po prostu kupcie sobie pakiet danych. 3GB internetu wraz z kartą SIM to wydatek około 10 dolarów (rzecz jasna w przeliczeniu z riali)
A wierzcie mi, że irańska karta SIM Wam się przyda, bo mnóstwo osób będzie chciało Wasz numer telefonu. Sporo z nich, będzie Wam przysyłało SMSy z pytaniami, gdzie jesteście. Będą dzwonili, by zapytać Was, czy wszystko ok i czy mogą Wam jakoś pomóc. Irański numer telefonu po prostu się przydaje! Tylko z dostarczaniem SMSów do Polski był jakiś problem, część dochodziła, a część nie. Zatem pewnie przechodzą jakąś „moderację” 😉 Ale może szukam spiskowej teorii dziejów i czynię to zupełnie niepotrzebnie 🙂
1 Comment
„ale z gmaila można korzystać do woli. Podobnie jest z Googlem.”
Otóż hakerzy z Iranu, prawdopodobnie powiązani z wywiadem uzyskali dostęp do fałszywych certyfikatów (a w zasadzie sami je sobie wygenerowali używając wykradzionych kluczy prywatnych) dla domen należących do m.in. Google, Mozilli i projektu TOR. Plotki mówią, że to zemsta na pejsatych i najbardziej demokratycznym kraju świata za Stuxnet-a.
Prywatność w Internecie to złudzenie… nie tylko w Iranie.