Jajce zaskakują tuż po przyjeździe. Wysiadamy na niepozornym dworcu autobusowym, obchodzimy wzgórze i idziemy w kierunku miasta. I tu od razu dostajemy po oczach i uszach. Przed nami wodospad, a w uszach tętni szum spadającej wody. I kiedy już nacieszymy oczy wodą, podniesiemy wzrok zobaczymy górującą nad Jajcami twierdzę.
Jajce nie są miejscowością, gdzie będąc w Bośni trzeba zatrzymać się na dłużej. To zdecydowanie nie jest fascynujący Mostar, to nie jest wciągające Sarajewo. Jajce to raczej małe miasteczko dokąd warto przyjechać na pół dnia albo góra na jeden i w tym czasie raczej na pewno nie będziemy się nudzić. Podobno nazwa Jajce pochodzi od tego, że miasto leży na wzgórzu przypominającym kształtem jajo. Mnie nic do tego, ale podobieństwa nie dostrzegłem. Zauważyłem jednak górującą nad miastem twierdzę i właściwie od razu po przybyciu postanowiłem ją zwiedzić.
Zamek w Jajcach
Spis treści
Najpierw po schodkach do góry, tuż przy spalonym kościele św. Marii (za Turków był to meczet a budynek spłonął w 1832 roku i nie został odbudowany) i jego kamiennej wieży, potem znów po schodkach i po chwili dochodzę do twierdzy, potężne ciemne mury dziwnie kontrastują z delikatniejszym, rzeźbionym portalem. Masywna, średniowieczna brama i tuż obok rzeźba nad położonym tuż obok „wykuszu” czy portalu, w sumie nie mam pojęcia co to za dziura w murze, która prowadzi donikąd. Wygląda to dość hmm specyficznie, bo finezja rzeźby i surowość bramy kontrastują ze sobą. Za to wnętrze twierdzy to kompletny odlot! Pod warunkiem rzecz jasna, że lubimy tego typu budowle.
Już od samego wejścia twierdz przytłacza wielkością, ale ma też w sobie pewną lekkość. Wysokie i zimne mury kontrastują z zielenią trawy a przy okazji chronią przed wiatrem. Idę na blanki, by zobaczyć widok na okoliczne wzgórza i zobaczyć panoramę położonych u mych stóp Jajcy (Jajec?). I jest pięknie: zieleń gór, jednolite czarne dachy najbliższych domów i spokój, bo jestem tu sam. Dopiero po jakimś czasie przychodzi kolejny turysta. Przechadzam się po murach, które mają około 1300 metrów długości, robię obchód zamku. Zaglądam w zakamarki, widzę że podczas sezonu turystycznego czyli pewnie w weekendy są tu jakieś atrakcje dla turystów w rodzaju strzelania z łuku. Ale też mam niejako na własność basztę w środku fortecy. Zimno i ciemność wyganiają mnie z niej.
Ponownie wchodzę na blanki zamku, który chociaż potężny padł łupem Turków. Co prawda nie został zdobyty, ale został oddany w wyniku rokowań. Ostatni z bośniackich królów chciał się ułożyć z najeźdźcą i w zamian za oddanie zamku, otrzymał obietnicę, że ani jemu ani jego rodzinie włos z głowy nie spadnie. Faktycznie włos mu chyba nie spadł, ale spadła za to cała głowa, bo Turcy słowa nie dotrzymali i ścięli go następnego dnia. Jego szkielet przechowywany jest w kościele św. Łukasza. W Jajcach rzecz jasna.
Podążam na dół, bo chcę zobaczyć, jak wieczorem żyje miasto. I tu niestety przykrość, właśnie zaczęło lać. Udało mi się jeszcze dotrzeć na główną ulicę, która o tej porze jest wyłączona dla samochodów. Miasteczko jest jednak senne, z knajpek nie dochodzą dźwięki muzyki, padający deszcz zniechęcił ludzi do wyjścia na miasto. Szkoda, bo knajpek jest tu sporo, od kawiarni, przez piekarnię, pizzerie po coś, czy da się zakwalifikować tylko jako „knajpa”. Wpadam zatem na burka do piekarni, w kawiarni uzupełniam poziom kawy i na dziś uznaję, że to koniec zwiedzania. W deszczu zwiedza się słabo. Wychodzę przez południową bramę i natykam się na rząd knajpek, ustawionych na przeciwko parkingu. W sumie grzechem byłoby nie skorzystać i nie spróbować jakiegoś piwa. Deszcz wciąż pada, zatem teraz definitywnie uciekam do jedynego w miasteczku hostelu.
Ranek na szczęście wita mnie całkiem przyzwoitą pogodą, pokropi dopiero troszkę później. Biegnę do centrum Jajce. Teraz jednak nie jest to już spokojne i senne miasteczko, jakim było wczoraj wieczorem. Muszę odstać dobrze ponad minutę, zanim wreszcie ciąg samochodów wlewający się do i z centrum pozwala mi przejść przez bramę. To troszkę dziwne, że piesi nawet w tak turystycznym miejscu są spychani na margines. Ale rządy samochodów są niestety w każdym kraju, nawet w Nepalu przez główny plac w Kathmandu jeździły samochody.
Dlaczego w Bośni miałoby być inaczej? Rozglądam się po tym, co chyba trzeba nazwać starówką i jest to mieszanka starej, tradycyjnej zabudowy z nowoczesnością. Nie wygląda to zachwycająco, ale też nie odrzuca. Widać, że sporo budynków zostało wyremontowanych, ale też sporo czeka na swoją kolej. Szczególnie źle wygląda to tuż za północną bramą czyli bramą Banja Luka. Rusztowanie obwieszone jakimiś szmatami tuż obok starej bramy powoduje dysonans.
W ramach pocieszenia postanawiam wstąpić do katakumb, kiedy przechodziłem obok nich rano, były jeszcze zamknięte. Teraz kręci się przy nich chłopak, który za 4 KM sprzedaje mi bilet i wchodzi ze mną do podziemi. Gdyby nie on nie dostrzegłbym rzeźb wyrytych w skale. Faktycznie kiedy opisuje, widzę rękę trzymającą wielki miecz. Ale to w zasadzie jedyna atrakcja, bo oprócz tego, w podziemiach nie ma prawie niczego. Ot wykuta w skale pieczara, która ma dwa poziomy.
Deczko rozczarowany wychodzę i wracam do południowej bramy, czyli bramy Travnik. Tuż za nią są knajpy, ale skręcając w lewo na most, przejdziemy nad rzeką i dojdziemy do wodospadu. Niestety dziś pogoda nie jest aż tak dobra, kiedy przyjechałem, ale wodospad gdzie łączą się wody dwóch rzek Pliva i Vrbas wciąż robi na mnie wrażenie. Niestety nie mogę wejść na położony w dole taras. Okazuje się, że niedawno oberwała się część skały ze schodami prowadzącymi do niego i teraz taras stoi odcięty od turystów i mieszkańców Jajce. To już koniec przygody w Bośni i Hercegowinie, koniec urlopu zbliża się wielkimi krokami. Za chwilę jadę do Banja Luki skąd jutro przez nudny i nijaki Belgrad wracam do Polski.
Jajce – huczący wodospad dający ochłodę
I pojawiłem się w Jajcach rok później, bo znów było mi po drodze do Banja Luki, znów wracałem w ten sposób do Polski z tygodniowego i bardzo intensywnego objazdu po Bałkanach. Tym razem bez żadnych problemów można się było dostać pod wodospad, co prawda zawalone schody już nie istniały, ale dojść zrobiono od drugiej strony. Od dworca autobusowego idzie się pięknym lasem, by po około 300 metrach wyjść prawie pod samym wodospadem. Trzeba tylko uiścić opłatę w wysokości 2 KM od osoby i możemy się cieszyć ile chcemy ochłodą.
A wrażenie stojąc na podeście u stóp wodospadu w jajcach jest niesamowite. Nie mam pojęcia jak huczy i onieśmiela Niagara czy Salto del Angel, ale ta bośniacka namiastka też robi wrażenie, huk spadającej wody, permanentna tęcza, kropelki wody tańczące w powietrzu i chłód, chłód, chłód… Nawet nie wyobrażacie sobie jakie to fantastyczne uczucie, kiedy na dworze jest ponad 40 stopni, bo właśnie panują w Europie rekordowe upały i wtedy zeszliśmy do wodospadu. Zbliżyliśmy się do krawędzi podestu i nagle wraz z hukiem wody nadeszło ochłodzenie, ogarnęły nas drobinki wody i wiatr bijący od buzującej tafli wody.
Ale to nie wszystko, bo można zejść jeszcze niżej i przejść się wzdłuż krawędzi podestu, tam ochłoda jest jeszcze większa, ale mamy też gwarancję tego, że nieźle nas przemoczy. Ja skorzystałem z okazji i zszedłem. Bo wystarczyło odejść na 5 minut poza zasięg wody i słońce od razu suszyło. Cóż, przyznam się, że spędziliśmy nad tym wodospadem ponad godzinę. I nie tylko my, bo były tu całkiem spore tłumy turystów, tak samo jak my spragnionych ochłody i cieszących się jak dzieci z tych chłodnych kropel bijących z dołu do góry.
Stare młyny. Jak tu pięknie!
W Jajce jest jeszcze jedna wspaniała i niecodzienna atrakcja. To stare młyny wodne z XVII wieku. Kompleks małych i przez to ciekawych młynów wodnych nie przypomina niczego, co do tej pory w życiu widziałem.
Wszystkie wyglądają jak miniaturowe domki, jak dla Hobbitów czy innych baśniowych stworzeń. Jedyną niedogodnością jest to, że kompleks tych maleńkich domków położony jest 5km od miasta. Czeka nas zatem długi spacer lub po prostu szybki kurs samochodem. Na szczęście parking znajduje się tuż obok młynów.
Więcej o młynach w tym artykule.
Jajce informacje praktyczne
Jak dojechać do Jajce. Jajce są około półtorej godziny jazdy od Banja Luki i w podobnej odległości od Travnika. Autobusów jeździ tu sporo, zatem nie będziemy mieli kłopotów z wydostaniem się. Tak samo jak nie będziemy mieli kłopotów z porozumieniem się na dworcu w języku angielskim, pani w kasie mówi bardzo dobrze w tym języku.
Na terenie dworca autobusowego działa przechowalnia bagażu. Płatność od sztuki ale to naprawdę małe pieniądze.
Gdzie jeść w Jajcach: Większość knajp i restauracji znajduje się pomiędzy bramami Banja Luka i Travnik, na przestrzeni około 300 metrów.
Bilet wstępu do twierdzy w Jajcach to koszt 2 KM (troszkę ponad 4 zł) i kupuje się go na stoisku z pamiątkami przed wejściem. Pani na pewno nas zauważy i zainkasuje opłatę.
Gdzie spać, nocleg w Jajce
Na nocleg w Jajcach polecam hostel Jajce Youth Hostel, który oferuje zarówno dormitorium, jak też pokoje dwuosobowe.
3 komentarze
Przepiękne miejsce. Dodaje do mojej listy miejsc do odwiedzenia! 🙂
Sarajewo, Mostar, cała Bośnia i Hercegowina – gorąco polecam. Właśnie dziś wróciłem z Chorwacji, odwiedzając w drodze powrotnej Medziugorie, Mostar i Sarajewo. Z powodu małej ilości czasu, nie zobaczyłem wielu miejsc i rzeczy, które chciałem i które zobaczyć warto. Wiem jednak, że wkrótce wrócę tam na pewno.
Pomijając wrażenia z wizyt w Mostarze i Sarajewie, nigdy nie zapomnę pięknych, zapierających dech widoków na trasie Dubrownik-Sarajewo (wzdłuż serbskiej granicy). Kaniony, wąwozy, jaskinie, górskie rzeki jeziora – nie do opowiedzenia.
Dodatkowo bardzo życzliwi ludzie (lubią Polaków), smaczne jedzenie, przesympatyczne ceny i oczywiście słowiański język. Jeszcze raz polecam, ja tam wracam.
Jajce to świetne miejsce, choć faktycznie może ich „świetność” nie jest aż tak oczywista jak np. Mostaru. Szkoda, że nie udało mi się wejść na zamek (miałem za mało czasu), bo po twoich zdjęciach wnoszę, że sporo straciłem. Przy okazji, w okolicach Jajec (czy tam Jajcy – jeden Miodek wie, jak to się odmienia 😉 jest jeszcze jedno bardzo fajne miejsce: młyny wodne na rzece Pliva. Jak wylądujesz kolejny raz w BiH to polecam zajrzeć. Oddalone są od centrum o kilka kilometrów, więc może być mały problem by się tam dostać bez samochodu, moim zdaniem warto jednak pokombinować, bo to niezwykle sympatyczne miejsce. Żeby nie być gołosłownym, pozwolę sobie wrzucić linka do siebie (mam nadzieję, że mogę; jak nie mogę, to go po prostu usuń), gdzie zamieściłem kilka fotek: https://koszmarnewakacje.pl/jajce-travnik/
A tak w ogóle, to fajny ten twój blog. Pozdrawiam!