Jadąc do Mujnaku nad dawne Jezioro Aralskie, okazuje się, że piwo potrafi rozwiązać każdy problem. Kiedy kierowca naszej współdzielonej taksówki którą chciałem dostać się nad jezioro Aralskie, o godzinie 19 dojechał do Kungradu i powiedział, że on dalej nie jedzie, byliśmy w kłopocie. Jezioro Aralskie, cel mojej podróży, było tak blisko i tak daleko zarazem.
Jezioro Aralskie – historia wyschniętego morza
Spis treści
Piękny to musiał być akwen. Jezioro Aralskie jeszcze w latach 60 ubiegłego wieku było czwartym co do wielkości jeziorem na świecie. Jego powierzchnia liczyła wtedy 68 478 kilometrów kwadratowych. Średnia głębokość wynosiła 16, a maksymalna 69 metrów. Z północy na południe rozciągało się na długości 435 kilometrów. Jak łatwo się domyślić było pełne ryb, zatem wspaniale rozwinęło się tu rybołówstwo. Dwa największe, przybrzeżne miasta to Mujniak i Aralsk. Dziś poprzez wody jeziora biegłaby granica dwóch krajów Uzbekistanu i Kazachstanu. Jezioro było jeziorem bezodpływowym, zasilanym przez wody dwóch potężnych rzek, Amu-Darii i Syr-Darii. Potężne rzeki, zasilające wielki akwen wodny.
Dlaczego Jezioro Aralskie znikło? Najprościej powiedzieć, że przez niewiedzę i pazerność. Przez poglądy, że ludzie są w stanie kontrolować naturę. Matka Natura zaś powiedziała „sprawdzam.” Nie daliśmy jako ludzkość rady.
W latach 30’stych władający ZSRR postanowili, że na terenie Uzbekistanu, Turkmenistanu i Kazachstanu masowo uprawiana będzie bawełna. Bawełna potrzebuje dużo wody, a przecież w korytach Syr-Darii i Amu-Darii płynęły tysiące, tysiące metrów sześciennych wody. Nic tylko przekierować je na pustynie i siać, siać, siać. Bawełnę oraz inne rośliny. Wody miało być w bród.
Niestety do pracy wzięli się dyletanci, którzy nie patrzyli na przyrodę, nie patrzyli na hydrologię i po prostu kopali kanały. Woda, jak wiecie wsiąka w glebę, ta woda robiła dokładnie to samo, zatem zdecydowana większość, bo nawet do 70% przy dalszych kanałach po prostu wsiąkała i parowała, zanim dotarła do plantacji. O uszczelnianiu kanałów nie pomyślano do dziś. Jak łatwo się domyślić rośliny rosły. Białe złoto czyli bawełna faktycznie wydawało bogate plony.
Początek wysychania Jeziora Aralskiego
Aż wreszcie przyroda powiedziała dość. Został pewnie przekroczony jakiś moment krytyczny, bo od lat 60tych XX wieku woda w Jeziorze Aralskim zaczęła opadać. Najpierw skromnie bo 20 cm na rok, potem pół metra i więcej. I nagle statki osiadły na mieliznach, na których w części stoją do dziś. Rdzewieją, smagane słonymi wiatrami. Porty znalazły się o 100 i więcej km od pozostałości jeziora. Dawniej potężne miasta Mujniak i Aralsk zaczęły się wyludniać, bo przemysł rybny padł z braku ryb…
Dziś od strony Kazachstanu na przewężeniu jeziora zbudowano tamę, dzięki czemu od północnej strony Jezioro Aralskie zaczyna się odradzać, wracają zwierzęta, wraca roślinność, wraca bioróżnorodność. Powoli wraca ponoć także rybołówstwo. Niestety od południowej strony nie ma jak postawić tamy. Zresztą, kanałów też nie uszczelniono, zatem wody też dociera mało. A co dotrze, to wsiąka i paruje.
Dziś z dawnego pięknego akwenu, z czwartego jeziora świata zostały cztery jego skrawki, z czego jeden okresowo wysycha. Jezioro Aralskie – wyschnięte morze – największa katastrofa naturalna spowodowana przez człowieka.
Gwiazda. Wyspa na której produkowano broń chemiczną
Ciekawostką znad Jeziora Aralskiego jest fakt, że niegdyś na jeziorze była wyspa. Wyspa, która z racji oddalenia od wzroku wszelkich ludzi zza żelaznej kurtyny stała się fabryką i miejscem prowadzenia doświadczeń radzieckiej armii. Fabryką chemicznych środków bojowych. Tak, tu na wyspie Odrodzenie produkowano środki bojowe służące do uśmiercania ludzi. Wąglik powstawał tu w ilościach hurtowych.
I może nie byłoby to jeszcze tak przerażające, gdyby nie fakt, że Związek Radziecki upadł, Uzbekistan proklamował niepodległość, a żołnierze wyjechali. Tym samym setki ton chemicznych środków bojowych zostało bez opieki i nadzoru.
W tym samym momencie wyschło też Morze Aralskie, przez co do dawnej bazy wojskowej zaczęły zachodzić dzikie zwierzęta. Bo skąd miały wiedzieć, że to miejsce zabija?! Za to ludzie okazali się rozsądni i omijali dawną wyspę. Wiedząc, co tu produkowano, nikt nie chciał stracić życia. O tym, co tu trzymano niech świadczy fakt, że podobno w 2002 roku zorganizowano ekspedycję, podczas której zutylizowano tu do 200 TON wąglika! Niech ta skala mówi sama za siebie. A takich „cudów” jest tu na pewno o wiele, wiele więcej. Tylko Uzbekistanu nie stać na utylizację.
Jadąc nad dawne morze
Nocleg, który nam zaoferowano w Kungradzie, może i nie był drogi, bo około 2 dolarów, jednak pokój z widokiem na kurnik pełen naturalnych lokatorów, nie jest ciekawą alternatywą dla podróży. Mając w perspektywie noc z niesamowitymi zapachami, wraz z moimi towarzyszami niedoli poszliśmy do knajpki na piwo, by ukoić smutki. I jak to zazwyczaj bywa, rozmawiając z lokalsami z sąsiednich stolików, podzieliliśmy się naszym problemem, że jadąc tu aż z Buchary, po prostu utknęliśmy.
Ja poskarżyłem się, że nie mam jak dojechać do Mujnaku, a moi nowi znajomi do granicy z Kirgistanem… Nasi rozmówcy spojrzeli na nas dziwnym i nic nierozumiejącym wzrokiem, bo to co dla nas okazywało się problemem, dla nich było niezrozumiałe. Kłopot z wydostaniem się? Akurat dziś?! Niemożliwe!
Okazało się, że akurat trwa tu targ i przyjechała na niego cała okolica. Na pewno są też osoby z Mujnaku. Mężczyźni zapytali kilka osób i bardzo szybko wskazali nam miejsce we właściwych samochodach oraz ustalili całkiem atrakcyjną cenę. Miejsca w busie może było mało, ale na pewno dużo było wódki i zakąski. W trakcie jazdy na tylnych siedzeniach w najlepsze trwała suto zakrapiana impreza. Kierowca jednak nie pił, taką mam przynajmniej nadzieję. Ok, nie podzielili się, o to mogę mieć pretensje… 😉
Kiedy docieram do Mujnaku, dochodzi już północ, a jedynym dowodem na to, że w okolicy istnieje życie, jest pies biegający przed hotelem Oybek. Dłuższą chwilę zajmuje, zanim pojawia się też ktoś z obsługi. Każe czekać. Po mniej więcej 15 minutach, które potrzebowali, by długą szczotką na kiju zamknąć okno do mojego pokoju i wypłoszyć z niego hordy komarów, wreszcie mogę wejść do środka. Po drodze odmawiam jeszcze przemiłemu Uzbekowi, który w przypływie internacjonalistycznej komuny oferuje, że podzieli się ze mną własną żoną. Wreszcie ląduję w pokoju. Jeszcze tylko kwadrans dalszej dekomaryzacji, w trakcie której prawie demoluję pokój, rzucając śpiworem po ścianach i wysokim na ponad 3 metry suficie. Wreszcie można iść spać. Rano idę zwiedzać te nietypowe atrakcje turystyczne największej katastrofy klimatycznej wywołanej przez człowieka.
Mujniak. Port nad Jeziorem Aralskim
Mujnak, niegdyś był głównym portem Jeziora Aralskiego, dziś jest to martwe miasto. Zniknęła woda, zniknęły ryby, zostały muszelki. Ludzie jednak nie mają po co zostawać. Młodych tu jak na lekarstwo, nie ma sensu tu siedzieć.
Rankiem po prysznicu w spartańskiej budce przed hotelem, wyruszam oglądać coś czego tu nie ma, a jeszcze kilkadziesiąt lat temu było sercem regionu, sercem Karakalpakstanu, jedną z głównych atrakcji turystycznych Uzbekistanu. Przede mną Jezioro Aralskie – a raczej wyschnięta równina po tym, co dawniej mówiono Morze Aralskie, bo i tak był nazywany ten zbiornik. Wrażenie jest piorunujące i bardzo przygnębiające.
Przybijające jak całe miasto, kiedyś liczące 58 tysięcy mieszkańców, z których obecnie zostało zaledwie 12 tysięcy osób, mieszkających wśród opuszczonych i walących się, zrujnowanych budynków: fabryk konserw, przetwórni ryb, bloków, warsztatów… Mieszkają wśród ruin tego, co kiedyś stanowiło o świetności Mujnaku. Miasta, które znikło na ich oczach. Znikło wraz z wodą, która dawała mu siłę.
Idąc nad „Jezioro Aralskie” maszerujemy polną, piaszczystą dróżką, na której w piasku odbite są tylko odciski zwierząt. Jest wczesny poranek, koło mnie patrząc ze zdziwieniem przemyka jakiś lokalny mieszkaniec. Ludzi tu niewielu, bo i po co iść w miejsce, w którym nic nie ma? Zresztą, kto miałby tam iść, skoro kto mógł, już dawno wyjechał? Okolica wygląda jak po przejściu kataklizmu. Po lewej walące się szalety, z których korzystają mieszkańcy pobliskiego rozsypującego się bloku, po prawo ruiny budynków, które nie wiadomo już, do czego służyły.
Przecinam drogę, która kiedyś prowadziła wzdłuż wybrzeża, dochodzę do lądowiska dla helikopterów. To prawdopodobnie tu lądowali pierwsi sekretarze i inni partyjni prominenci, którzy zdecydowali i zrealizowali postanowienie, że Uzbekistan stanie się bawełnianym Eldorado, że woda zamiast dopłynąć do Jeziora Aralskiego, będzie nawadniać pola uprawne. Tuż za lądowiskiem jest pomnik dawnej świetności miasta. Monument zbudowany ku czci. „Moynak 1970” głosi dumny napis, a koło niego zarys jeziora z niebieską wodą. Ogromnego akwenu zwanego też Morzem Aralskim.
Wraki statków na pustyni
Obok tablica, która informuje, jak nikło, jak umierało Jezioro Aralskie wraz z informacjami, kiedy i co się stało. To naprawdę robi wrażenie. Wrażenie potęguje się, kiedy robię kilka kroków i dochodzę do brzegu klifu. Zamiast widoku wody po horyzont, szumu fal i skrzeku mew, widzę morze piachu porośnięte kępami traw i porostów. A tu gdzie kiedyś spokojnie kołysały się zacumowane kutry rybackie, teraz stoją wraki.
Zwiezione z okolicy, przeżarte rdzą pomniki przeszłości. Niektóre stoją tak, jakby wyrzucił je tu sztorm, druga część w szeregu, jakby zacumowana do niewidocznej kei – ostatni rejs już za nimi. Wszystkie skorodowane i niszczone przez czas i pogodę: Latem upały, zimą siarczyste mrozy, a czasami dzieła zniszczenia doprawiają deszcze, rozpuszczające unoszącą się w powietrzu sól słonego przecież kiedyś Jeziora Aralskiego.
Wraków nikt nie pilnuje, na każdy można wejść. Tylko czy warto ryzykować, bo nawet rdza już ledwo się trzyma i mocniejsze dotknięcie potrafi ukruszyć kawałek burty. Zamiast farby zabezpieczającej są napisy z kredy, wyznania miłości nielicznych młodych, którzy jeszcze tu zostali. Wyznania tych, którzy czasami przyjdą tu ze swoim małym stadkiem kóz lub owiec.
To co pozostało z Jeziora Aralskiego, jest kilkaset kilometrów stąd. Można tam dojechać tylko wynajętym UAZem i choć miałbym na to ochotę, to nie stać mnie na to. W hotelu jestem jedynym turystą i nie mam z kim podzielić kosztu kilkuset dolarów. Kręcę się zatem pomiędzy wrakami. Pustynną przestrzeń dzielę z małym stadkiem kóz. Tak jak i ja zaczynają się chować przed zaczynającym palić coraz bardziej słońcem. Jeszcze tylko pół godziny kontemplacji w ciszy, w cieniu burty, opierając się o śrubę okrętową. Pora wracać.
Ponownie wspinam się na klif, kolejne, ostatnie już spojrzenie na Jezioro Aralskie, na Morze Którego Już Nie Ma. Widok na dożywające swych lat wraki, które za kilka lat doszczętnie strawi rdza.
Wracam do pogrążonego w marazmie i beznadziei, opuszczonego miasteczka Mujnak, pora jechać dalej. Dziś będę chciał się dostać do Chiwy, a to kilkaset kilometrów drogi.
13 komentarzy
Niezła ściema. Ciekawe jak statki rdzewieją jak nie ma wody? O tym już nie pomysleli!
Ciekawe dlaczego dzieci mają dostęp do netu?
Kiedyś widziałem ułożone chronologicznie foty satelitarne, w jak zastraszającym tempie jezioro Aralskie się kurczyło. Jeszcze 30 lat temu krajobraz wyglądał normalnie, teraz – jak widzę – jest tam sceneria z „Mad Maxa”.
Na jednym ze zdjęć w artykule jest tablica gdzie właśnie widać, jak znikało jezioro Arlaskie. Ta tablica stoi obok pomnika morza aralskiego i kontrastując z morzem piasku ciągnącym się po horyzont, jest przygnębiającym widokiem :/
Cmentarzysko kutrów… Przygnębiający widok 🙁
wszystko fajnie, tylko czemu tej żony odmówiłeś? 😉
NO jakoś mnie nie ciągnęło :p
Ale jak widać, rzeczywistość potrafi zaskoczyć nawet w tak zapomnianych przez Boga i ludzi miejscowościach jak Mujniak.
Wiem co piszesz, o tych kurach! Na Sulawesi spaliśmy w pokoju sąsiadującym z kurnikiem. Właścicielka hotelu o nim nie wspomniała, bardziej nam współczuła, ze względu na trzydniowy pogrzeb, że śpiewy i lamenty. Okazało się, że kury dawały czadu od 3:30, żw tak napiszę z zegarkiem w ręku i śpiewająco. Na szczęście były to czyste kury, albo kurnik był od zawietrznej.:)
A co do morza, to chciałabym kiedyś poczuć jak to jest stać na tej krawędzi i nie widzieć morza, tylko piach. Jakkolwiek przykre by to było…
No proszę, tym bardziej się cieszę, że jednak poszliśmy do tej knajpy i lokalsi udowodnili nam, że zawsze da się pomóc 🙂 Jakoś nie żałuję tego, że nie spałem z widokiem na kurnik i w oparach kurzego obornika :p
Nocleg nad jeziorem Aralskim był o wiele ciekawszy 🙂
Krajobraz rzeczywiście przerażający. Podróżowanie w takie miejsca świadczy niewątpliwie o wielkiej pasji.
Strasznie smutne to jest. Czytałam książkę o znikającym J. Aralskim i nie mogłam uwierzyć, że człowiek tak głupio może postępować… Zdjęcia poruszające!
Jak udało Ci sie przedostać z Muynak do Chiwy? Wlasnie planuje naszą trasę po Uzbekistanie i tu utknęłam 😉 Od tego roku do Chiwy jezdzi pociag ale niestety nie z Nukus.
Cześć,
Bardzo prosto: używałem tylko współdzielonych taksówek – jeśli dobrze pamiętam, to tylko z jedną przesiadką. Dzielone taksówki to chyba najszybszy sposób transportu po Uzbekistanie, szczególnie po miejscowościach z dala od głównych szlaków 🙂