Karimabad to serce Doliny Hunzy, to tu na wzgórzach rozsiadło się miasto, którego panorama skradła moje oczy. Może nie serce, ale ta jesienna panorama, którą widać ze wzgórz, pozostaje w pamięci na zawsze. Ośnieżone szczyty gór, szare skały, żółte i pomarańczowe jesienne liście. Mieszanka tych kolorów powoduje, że trudno oderwać wzrok.
Moim ulubionym miejscem w Karimabardzie stała się niepozorna kawiarnia. Kilka drewnianych stolików, brzydkie krzesła, doskonała kawa i ten widok! Wracałem tam kilkukrotnie, bo mam słabość do kawy i do gór – tu miałem to wszystko w jednym miejscu. A góry to nie byle jakie góry, bo Karimabad leży około 2500 metrów nad poziomem morza. Jednak szczyty, które go otaczają sięgają siedmiu tysięcy, zatem sami widzicie, jaka to perspektywa. I chociażby dla niej, trzeba przyjechać do tego pakistańskiego miasta.
Po tym, jak kilka dni wcześniej byłem na słynnych Fairy Meadows, a następnie na spektakularnym trekkingu w Dolinie Haramosh, Karimabad jawił się jako miejsce gdzie można będzie odpocząć. I faktycznie, tak było!

Jeszcze do niedawna czyli do 1976 roku Karimabad nosił inną nazwę: Baltit. Nazwę zmieniono, by uhonorować imama Aga Khana IV, który jest 49. Imamem Wspólnoty Ismailickiej. Z tego co piszą w Wikipedii to całkiem bogaty gość, a jego majątek szacowany jest na ponad 13 miliardów dolarów. I także dzięki tym funduszom uratowany został ponad tysiącletni Baltit Fort, przez stulecia górujący nad miastem i strzegący dróg.
Forty Karimabadu
Karimabad leży w Dolinie Hunzy, zatem jak się łatwo domyślić, doliną od wieków odbywał się handel. Jak jest handel, pojawiają się pieniądze. Dlatego by zabezpieczyć drogę, budowano umocnienia. Chociaż nie tylko o bezpieczeństwo przebiegającego tędy Jedwabnego Szlaku tu chodziło, a także o bezpieczeństwo lokalnej ludności. Z tego powodu 1100 lat temu dla Mirów czyli lokalnych władców powstał pierwszy z „zamków” czyli Fort Altit. Trzysta lat później przeprowadzili się oni około 2 kilometry dalej do Fortu Baltit. I szczęśliwie obydwa z tych miejsc można, a nawet trzeba dziś zwiedzać. I w obydwu zobaczymy całkiem ciekawe wystawy. Tłumów tu nie ma, zatem możliwe, że pomieszczenia w fortach będziecie mieli tylko dla siebie.
Fort Baltit
Karimabad ma dwa forty, wznoszące się nad miastem. Fort Baltit jest jednym z nich, fortem bardziej malowniczym w architekturze, przez co częściej pojawia się na fotografiach. Może jest młodszy od swojego starszego brata, ale urody nie można mu odmówić. Cóż, przez stulecia był domem dla lokalnych władców, zatem inwestując w swój „dom”, inwestowali w swoje bezpieczeństwo i komfort. To widać wewnątrz. Ale zanim konstrukcja o znaczeniu czysto militarnym stała się domem Mirów czyli władców Hunzy, minęły stulecia.
O tym, że pierwotnie fort Baltit był tylko wieżą strażniczą, świadczą prace archeologiczne, które przeprowadzono w 1990 roku. To wtedy naukowcy przekonali się, że początkowo istniała tu wieża obronna, a dopiero w kolejnych stuleciach dobudowano do niej kolejne wieże, tworząc z nich system. A skoro powstawało coś, co w Europie nazwano by zamkiem, trzeba było zbudować też miejsca, do składowania żywności na czas oblężeń i niepokojów. Dlatego pod wieżami znajdują się komory, będące spichlerzami.
W kolejnych etapach rozbudowy dobudowano tu drugie i trzecie piętro. I to właśnie te piętra robią dziś największe wrażenie i to tu utworzono wystawy, pokazujące historię fortu. Jednocześnie starano się odtworzyć wygląd pomieszczeń – zarówno tych książęcych, jak i użytkowych.
Pierwsze piętro, na które dziś dostajemy się klatką schodową, której początkowo nie było. To piętro jest dużą salą, z której można przejść do mniejszych pomieszczeń, a także do wież strażniczych. Przyjmuje się, że to co widzimy dziś jako Fort Baltit, ma 700 lat.

Zwiedzając, koniecznie poświęćcie kilka lub kilkanaście minut na część, zbudowaną przez Anglików, bo przecież przez krótki czas i oni sprawowali tu władzę. A dlaczego o tym piszę? Bo w tej części na ścianach wiszą odbitki zdjęć, które wykonano w XIX wieku. Utrwalono na nich codzienne życie zwykłych mieszkańców, jak też publiczne ceremonie. To taka piękna podróż w czasie.

Wnętrza Fort Baltit
Ale wnętrza, które robią największe wrażenie, położone są pięto wyżej. Oto tu mamy wyznaczoną trasę, która wiedzie przez wszystkie najważniejsze pomieszczenia. Do zobaczenia mamy: letnią sypialnię królewską, salę zgromadzeń, kuchnię letnią, letnią sypialnię, salę recepcyjną.
I te pomieszczenia służyły rodzinie władającej Hunzą aż do roku 1945. Po tym, kiedy nastąpiła przeprowadzka, fort Baltit zaczął popadać w ruinę i było z nim coraz gorzej, aż do lat 1990-1996, kiedy budynek i pomieszczenia zaczęły być remontowane. Warto było przeprowadzić prace ratunkowe, bo w roku 2004 UNESCO wpisało Fort Baltit na listę materialnego dziedzictwa ludzkości.

Ale wnętrza wnętrzami, bo Karimabad to przede wszystkim widoki na otaczające góry. Tego się jednak nie da opisać, to trzeba zobaczyć. Dlatego ja diablo dużo czasu spędziłem na królewskim tarasie, podziwiając widok, jaki przez stulecia mieli władający Doliną Hunzy. Zresztą spójrzcie sami na to, co miałem przed oczami, bo obraz mówi więcej niż tysiąc słów.
Patrząc na ośnieżone szczyty dookoła zobaczymy między innymi: Rakaposhi (7788m.n.p.m.), Diran (7257), Złoty Szczyt (7027), Ultar (7388m.n.p.m.). Widok nie do opisania. Zobaczcie zresztą na zdjęcia.

A teraz jeszcze ciekawostka. Otóż z nieznanych mi przyczyn niemal wszystkie pomieszczenia wewnątrz Fortu Baltit mają polskie oznaczenia informacyjne. Serio zżera mnie ciekawość, jak do tego doszło.

Fort Altit
Fort Altit był pierwszą siedzibą skąd władcy (Mirowie) władali Doliną Hunzy. Był ich siedzibą przez 300 lat, zanim przeprowadzili się do wyżej położonego Fortu Baltit.
Fort liczy sobie około 1100 lat, chociaż nie wszystkie jego elementy są oryginalne, co rzecz jasna można zrozumieć. Przez ponad 11 wieków i burzliwe dzieje okolicy strzegł przebiegającego Doliną Hunzy słynnego Jedwabnego Szlaku. A strzec z tego miejsca było relatywnie prosto, bo fortyfikacja wznosi się na skale położonej kilkaset metrów nad rzeką. Stąd doskonale widać, kto przejeżdża doliną.
Zresztą samo znaczenie słowa „Altit” tłumaczy się jako „tą stroną w dół”. Faktycznie z tego miejsca droga wiedzie przeważnie w dół.

Fort można zwiedzać od roku 2007, kiedy zakończono renowację. A wierzcie mi, że we wnętrzach jest się czym zachwycać. Po pierwsze architektura miejsca uwzględnia lokalne uwarunkowania. Ponieważ zdarzają się tu trzęsienia ziemi, w murach fortu znajdują się drewniane belki, które powodują, że ściany są wytrzymałe, ale jednocześnie elastyczne. W razie trzęsienia ziemi drewno „pracuje”, biorąc na siebie wstrząsy. Prawdopodobnie to dzięki temu fort przetrwał do naszych czasów.

Fort ma kształt prostokąta i nie ma wielkiej powierzchni. Ale to nie dziwi, bo kiedy budowano go 1100 lat temu, było to i tak potężne przedsięwzięcie. W środku jednak zachowało się bardzo wiele z dawnych czasów. To na co przede wszystkim warto zwracać uwagę, to drewniane filary podpierające dachy pomieszczeń. Rzeźbione w drewnie zdobienia świadczą o wysokim kunszcie dawnych mistrzów.
Chodząc po wnętrzu fortu, przewodnik opowie nam o tym, jak się tu żyło. Gdzie było więzienie, a gdzie królewska jadalnia. Tak samo jak zobaczycie też miejsce, „gdzie król piechotą chodził”, znaczy Mir, ale to to samo co król. Zresztą powiem Wam, że widok z królewskiego „kibla”, był iście królewski ;). Widzicie to na zdjęciu powyżej.
Ale jak to Was nie zainteresuje, to warto przejść się na przysłowiowy kraniec fortu, bo tu znajduje się miejsce, skąd zrzucano tych, którzy zostali skazani na karę śmierci. Po co było wieszać, ścinać, czy w inny sposób się męczyć, skoro wyrzucenie za mury fortecy gwarantowało śmierć skazańca? Kilkusetmetrowego lotu w dół, nikt nie miał prawa przeżyć.

Stara wioska Ganish Khun
I jest w Karimabadzie miejsce szczególne, którym jest stara niegdyś ufortyfikowana osada Ganish Khun. Wioska liczy sobie około tysiąc lat i te lata zamknięte są w kamieniach, z których ją zbudowano. I chyba w tym tkwi jej sekret długowieczności: kamień przetrwa wiele, kamień ciężko zniszczyć i kamień się opiera. Zarówno przyrodzie, jak i ludziom. Dlatego do dziś można tu przejść bardzo wąskimi uliczkami, zobaczyć niskie wejścia do domostw, a także podziwiać majestatyczną wieżę, gdzie w ostateczności można się było schronić.
Chociaż najpiękniejsze z wizyty w Ganish Khun są opowieści przewodnika. Mało jest w Pakistanie miejsc, gdzie zwiedzając, można posłuchać przewodnika. A tu jest on w cenie biletu i wierzcie mi, że nie będziecie się nudzić słuchając tego, co ma do powiedzenia. Niskie drzwi wejściowe? Przecież to oczywiste, bo im niższe, tym mniej ciepła ucieka, a ciepło jak wiadomo idzie do góry.
Ornamenty na meczetach? Bogata stylistyka wynika z różnych wpływów kulturowych, bo osada na Jedwabnym Szlaku miała kontakt z wieloma kulturami. Dlatego są tu elementy zoroastriańskie, buddyjskie, są chińskie i są też europejskie.
I przewodnik wszystko to tłumaczy, więc nie spieszcie się, te zdobienia trzeba smakować! Zresztą, meczet budowało się po to, by zostawić coś po sobie. Meczetu przecież nikt nie zburzy, zatem „nie wszystek umrę”.

A na koniec jest smaczek, bo kawałek idziemy po dawnym Jedwabnym Szlaku, dokładnie tym samym, którym setki lat temu w kierunku Półwyspu Arabskiego i Europy ciągnęły karawany. Tak, ta wioska byłą częścią tego bogatego i arcyważnego szlaku!

Dojazd do Karimabadu
Od razu muszę powiedzieć, że do Karimabadu nie dojeżdża żaden bezpośredni transport np. z Gilgit. Oczywiście mam tu na myśli transport publiczny, bo jeśli weźmiecie prywatną taksówkę, to kierowca zawiezie Was gdzie tylko zapragniecie. Na szczęście jednak dojechać da się tuż obok Karimabadu czyli do Ali Abadu, a te miasta dzieli od siebie 6km. Można je pokonać transportem publicznym (takimi motorkami/samochodzikami z budą marki suzuki), ale jeździ on wybitnie nieregularnie i jest przepełniony zatem z plecakiem możecie mieć problem, by wsiąść. Dlatego najlogiczniej jest wziąć taksówkę lub motor. Kosztować Was to będzie pewnie około 10 – 15 zł (w przeliczeniu rzecz jasna).

Nocleg w Karimabadzie
I tu od razu zaskoczenie, bo Karimabad jest cholernie drogi jak na Pakistan. To tutaj noclegi potrafią kosztować w przeliczeniu na złotówki nawet powyżej 200zł. Na szczęście jednak są perełki o wiele tańsze a równie dobre. I taką perełką jest na pewno Ultar House Hotel.

Hotel położony jest tuż obok droższych lokalizacji, ale jest całkiem nowoczesny i ma wszystko, czego potrzebujecie. A potrzebujecie np. gorącej wody przez całą dobę. Wierzcie mi – w Pakistanie, szczególnie w górach nie jest to standard, zatem warto docenić. Poza tym pościel jest świeża i pachnąca, a właściciel zadba o wszystkie Wasze potrzeby – włącznie z wycieczką po okolicy. A wierzcie mi, że jest tu co zwiedzać i bez samochodu po prostu nie zobaczycie tego, co trzeba. Aha, nocleg kosztuje tu (rok 2024) 3500 rupii, czyli w przeliczeniu na złotówki około 50 zł. Dobra cena, prawda? 🙂
Wisienką na torcie niech będzie fakt, że właściciel Ultar House mówi płynnie po angielsku, bo kilkadziesiąt lat mieszkał w Stanach. Wierzcie mi, że dobra komunikacja to podstawa!
Pamiątki z Karimabadu
I tu ciekawostka, bo nie ma jakiś szczególnych pamiątek, które koniecznie musicie przywieźć z Karimabadu. Co ciekawe, nawet magnes na lodówkę nie jest taką oczywistością. Są, ale ładnego trzeba się naszukać. Poza tym można kupić ubrania, jakieś serwety na stół i temu podobne rzeczy. Poza tym sporo jest statuetek koziorożca oraz wyrobów mosiężnych. A jak poszukacie, to gdzieś na dolnych półkach stoją rzeczy, które potrafią pamiętać jeszcze Brytyjczyków, którzy władali Indiami. A Indie były wtedy obszarem o wiele większym i obejmowały też Pakistan. Dopiero po drugiej wojnie powstały dwa państwa.

1 Comment
Witaj Pawle,
Nie jestem stałym czytelnikiem tego bloga (jak i innych podróżniczych), ale zaglądam na nie, planując wyjazdy.
I tak od pierwszych pobytów na Bałkanach już dobrych parę lat temu, zawsze sprawdzam, co na temat danego kierunku jest „u Osmóla”.
Fajnie, że wciąż prowadzisz bloga, widzę, że pojawiają się nieoczywiste kierunki (trekking w Pakistanie – gratuluję).
W zeszłym roku czytałem Twoje wpisy z Uzbekistanu, teraz zajrzałem „w sprawie” Kambodży, a widzę, że znów byłeś w Uzbekistanie (ja – w maju ’24).
Życzę tylko udanych wyjazdów i – może – do zobaczenia gdzieś w szerokim świecie (Peru albo Brazylia w 2026? Ja bardzo wstępnie rozważam te kierunki).
Pozdrawiam,
Grzegorz