Konkatedra św. Jana w Vallettcie to idealny przykład na to, że książek i świątyń nie można oceniać po okładce. Na pierwszy rzut oka bowiem nic nie zapowiada tego, że środek świątyni to mistrzostwo baroku. I że bogactwo zdobień powoduje, że nie wiadomo dobrze, na czym wzrok skupić. Ale nie ma co się dziwić, to wnętrze miało konkurować z kościołami Watykanu!
Co to jest konkatedra?
Na początek warto wytłumaczyć dziwną nazwę konkatedra. Najprościej powiedzieć, że konkatedra to druga katedra w diecezji, inaczej i bardziej po polsku mówiąc, jest to współkatedra. Druga siedziba biskupa diecezjalnego. Zazwyczaj w danym rejonie administracyjnym Kościoła jest jedna katedra, ale w wyjątkowych przypadkach jak np. chęć wyróżnienia świątyni lub przenosiny stolicy, w diecezji występują dwie równorzędne katedry. Właśnie przenosiny stolicy i życia kulturalno-finansowego z Mdiny do Valletty, były powodem nobilitacji świątyni w obecnej stolicy Malty. Stało się to jednak oficjalnie dopiero w latach 20stych XIX wieku.
A wracając do nazewnictwa, to z angielskiego konkatedra zwie się co-cathedral. Czyli w zasadzie, jak się to szybko wymówi, brzmi prawie jak konkatedra. Ale to moja prywatna teoria i proszę za nią nie strzelać.
Konkatedra św. Jana. Krótka historia
Skoro wielki mistrz joannitów Jean de la Valette postanowił zbudować nową stolicę Malty, to siłą rzeczy należało też pomyśleć o zbudowaniu w niej świątyni. Nie stało się to jednak natychmiast, bo najpierw wypadało zbudować mury i inne umocnienia. Dopiero w 1572 wielki mistrz Jean de la Cassiere nakazał budowę kościoła. Co ciekawe, to już kilka lat później, bo w 1577 świątynia św. Jana była gotowa.
I dziś aż trudno to sobie wyobrazić, ale początkowo kościół był niesamowicie skromny, można powiedzieć ascetyczny. I dopiero sto lat po wybudowaniu, bo w latach 60tych XVII wieku kolejny mistrz joannitów wydał dyspozycję, że kościół św. Jana ma być tak piękny, by mógł konkurować z kościołami Rzymu. Rzecz jasna za zleceniem, poszły finanse, a odpowiedzialnym za odpowiednie zdobienia został Mattia Preti. To on spowodował, że zimny i prosty kościół stał się niemalże wzorcem baroku. Miejscem, które wręcz ocieka zdobieniami i jest jedną z głównych atrakcji Valletty!
Świątynia pozostała rzecz jasna kościołem konwentualnym, czyli takim, w którym siedzibę ma zakon – w tym przypadku joannitów. I była nim aż do czasu, kiedy Maltę podbili Francuzi, którzy wypędzili zakon z wyspy. Świątynia jednak trwała i spełniała swoje funkcje. To co koniecznie jednak trzeba odnotować, to lata II wojny światowej podczas której Malta była intensywnie bombardowana przez niemieckie samoloty. Zdając sobie sprawę z zagrożenia dla wszystkich nagromadzonych we wnętrzu zabytków, zostały one wyniesione i zabezpieczone. Jeśli miałoby być zniszczone wnętrze i te bogate zdobienia, to niechby przetrwały rzeczy ruchome. Na szczęście świątynia została tylko lekko uszkodzona. Zatem można powiedzieć, że czuwała nad nią opatrzność!
I na koniec ciekawostka: kiedy patrzycie na kościół od frontu (wejście jest z boku), to na prawej wieży zobaczycie trzy zegary. Główny wskazuje rzecz jasna godzinę, ale dolne pokazują dzień miesiąca oraz datę. Zatem jeśli imprezując w Vallettcie urwałby Wam się film, to śmiało idźcie pod konkatedrę i sprawdźcie, jaki dziś dzień 😉
Pomiędzy wieżami znajduje się balkon. To z niego ogłaszano, kto został nowym wielkim mistrzem zakonu joannitów. A po tym, jak padło już nazwisko nowego wybrańca, podobno rzucał z tego miejsca złote monety w tłum, czekający na ogłoszenie wyboru. I chociażby po to, gromadziły się tu tłumy.
Balkon bliżej nieba i sztuki
Podobno kościoły są wysokie, bo dzięki temu są bliżej nieba. A w niebie, jak wiadomo, mieszka Bóg. Ja jednak wiem, że jak w niebie poczułem się wtedy, kiedy wszedłem na balkon na wprost ołtarza. Magiczne miejsce, które pozwala zobaczyć piękno konkatedry św. Jana. Piękna zazwyczaj nie da się dobrze opisać, tak samo jak nie można opisać smaku, to trzeba poczuć. Ale musicie mi uwierzyć, że stojąc na tym wąskim balkonie i patrząc na przestrzeń i wszechobecne zdobienia, człowiek czuje się taki malutki. Zresztą, taki był zamysł, barok miał przytłoczyć zdobieniami. To styl, który albo się kocha, albo nienawidzi. Nie pozostawia obojętnym.
Mnie też nie pozostawił. Bo jak inaczej zareagować na to, że pokryty obrazami sufit jest niemalże na wyciągnięcie ręki? Że wysokie łuki prowadzą wzrok wprost w kierunku pięknego ołtarza? A do tego dochodzi jeszcze wszechobecne złoto a także widok na złożoną z kolorowych nagrobków posadzkę. Jedyne, co mogłoby być zmienione, to usunięcie krzeseł. No ale cóż, w świątyni odbywają się msze, zatem wierni muszą mieć na czym siedzieć. Wierzcie mi, to wnętrze trzeba poczuć i zobaczyć na własne oczy, a nie ma lepszego miejsca niż ten balkon. Zresztą, spójrzcie na zdjęcie.
Wnętrze, które jest czystym barokiem
W całej Europie zapewne niewiele jest miejsc, które mogą stawać w szranki z wnętrzem konkatedry św. Jana w Vallettcie. Bo też niewiele instytucji było stać na inwestowanie potężnych funduszy w sztukę i artystów. Złoto kosztuje, tak samo jak rzeźbiarze i inni artyści z najwyższej półki. Raphael Cotoner czyli wielki mistrz zakonny, postanowił, jak widać, że za jego rządów zakon stać na taką inwestycję i zlecił on barokizację wnętrza. O dziwo, mimo upływających stuleci i kilku wojen po drodze, przetrwało ono szczęśliwie do naszych czasów.
Nie wiem, który element wystroju zasługuje na szczególną uwagę, bo wszystko jest tu po coś. Przede wszystkim, by oczywiście zachwycać, ale także by opowiadać historie. Dla przykładu weźmy pod lupę sufit. Wynajęty do zdobienia wnętrza konkatedry św. Jana w Vallettcie Matia Preti długi czas spędził na malowidłach na sklepieniu kościoła. Namalował na nim monumentalny cykl o życiu św. Jana Chrzciciela. Naprawdę długi czas można poświęcić na studiowanie tego, co znajduje się pomiędzy łukami. I odbije się to rzecz jasna bólem karku. Ostatni raz miałem tak, kiedy byłem w Uzbekistanie i podziwiałem cudownie ozdobione sklepienie medresy w kompleksie Registan. Tutaj formy nie są geometryczne, tu historie wydają się wręcz trójwymiarowe, a wszystko dzięki kunsztowi artysty, który oprócz talentu malarskiego, wiedział jak zastosować grę światła i cienia.
Kaplice i zdobienia
Zejdźmy jednak na ziemię i skupmy się na tym, co dookoła a nie nad nami. Oto wnętrze katedry to nawa główna a tuż przy niej zobaczymy 9 dużych kaplic. Każda z ośmiu kaplic poświęcona jest czy też raczej powstała dla jednego z języków zakonnych (bo tak podzielony był zakon joannitów). Rzecz jasna każda z kaplic jest bardzo bogato zdobiona i w każdej z nich spoczywają najwięksi mistrzowie zakonni wywodzący się z danego języka.
Po prawej stronie patrząc w kierunku ołtarza znajdują się kaplice: Auvergne ze świętym Sebastianem, kaplica Aragonii pod wezwaniem św. Jerzego, kaplica Kastylii, Leonu i Portugalii pod wezwaniem św. Jakuba.
Po lewej stronie patrząc w kierunku ołtarza są to: kaplica Prowansji pod wezwaniem Michała Arnioła, kaplica Francji ze świętym Pawłem, kaplica włoska pod wezwaniem Niepokalanego Poczęcia oraz św. Katarzyny Aleksandryjskiej, kaplica Języka Niemieckiego pod wezwaniem Objawienia Pańskiego, kaplica Języka bawarskiego.
Brakującą w zestawieniu, dziewiątą kaplicą jest kaplica poświęcona Matce Boskiej z Filermos. Znajduje się ona po prawej stronie patrząc na ołtarz.
Kiedyś kaplice były połączone tylko z nawą główną, ale w późniejszych latach przekuto między bocznymi kaplicami wąskie przejścia.
Warto jeszcze poświęcić chwilę na serce każdego kościoła czyli ołtarz. Widzimy tu marmurową rzeźbę przedstawiająca scenę chrztu Jezusa Chrystusa – dzieło Giuseppe Mazzuoli. Początkowo twórcą ołtarza miał być Melchiorre Cafa, który chciał wykonać ołtarz o takiej samej tematyce ale z brązu. Niestety zginął on w 1667 w wypadku podczas prac nad swoim dziełem i dopiero w 1703 prace nad ołtarzem skończył jego uczeń. Posługując się jednak innym materiałem.
To czego można się nie spodziewać, to że rzeźby i zdobienia, które widzicie na ścianach, a raczej „w ścianach”, to zdobienia, które powstały w stylu „in situ” czyli na miejscu. Nie przyniesiono tu ich z zewnątrz i nie zamontowano we właściwym miejscu. Powstały podczas obróbki istniejących ścian.
W konkatedrze znajdują się też podziemia, gdzie w kryptach snem wiecznym śpią niektórzy wielcy mistrzowie zakonni. Niestety podczas mojej wizyty, wejście do kaplicy było zamknięte. Możliwe, że miałem z jakiegoś powodu niefarta, a może po prostu była w konserwacji?
Podłoga z płyt nagrobnych
W konkatedrze w Vallettcie w zasadzie nie wiadomo, gdzie patrzeć, czy nad siebie na piękny sufit, czy jednak pod nogi. I nie chodzi o to, że się o coś potkniemy. Podłoga kościoła jest w zasadzie atrakcją samą w sobie, bo szczelnie pokryta jest płytami nagrobnymi z epitafiami.
Pod naszymi stopami, znajduje się ziemskie wspomnienie tych, którzy dawno odeszli. Ale tylko tych, którzy byli wystarczająco wpływowi i bogaci, by zasłużyć w oczach im współczesnych na pochówek w tak prominentnym miejscu jak katedra. Dlatego nic dziwnego, że ich nagrobki są po prostu piękne! To po czym stąpamy, to intarsjowany marmur.
Można powiedzieć, że na swój sposób zdobienia są do siebie podobne i powtarzają się, ale to nie przeszkadza w odbiorze piękna! Zatem mamy tu liczne motywy śmierci reprezentowanej przez szkielet. By dopełnić symboliki pojawiają się tu też klepsydry jako upływający czas i sierp, by pokazać, jak łatwo ten czas życia przeciąć, zgasić. Ale myliłby się ten, który uważałby, że z tych pośmiertnych obrazów bije tylko skromność. Zdecydowanie nie! Oto są też aniołowie, symbolizujący sławę i dmą oni w trąby, by głosić o sławie i uczynkach zmarłego. Do tego pojawiaj się jeszcze korony podkreślające szlachectwo a także bronie takie jak kirysy, halabardy, hełmy. W końcu pod posadzką spoczywają rycerze joannici! Obrońcy wiary i Chrystusa. A jakże to bronić bez broni w dłoni?!
I jedyne, co mi w tym miejscu nie pasuje, to krzesła. Krzesła, które zasłaniają znaczną część posadzki. Najlepiej cała podłoga prezentuje się z galerii, na którą można wejść, ale też z tego miejsca najlepiej widać, jak bardzo te krzesła przeszkadzają. Oczywiście zwiedzającym. A trzeba tu powiedzieć, że konkatedra w Valletcie, to jedna z największych atrakcji stolicy Malty i często, by się dostać do środka, trzeba odstać swoje w kolejce. Warto też dodać, że tego rodzaju płyty wkomponowane w podłogę znajdziecie też w innych kościołach Malty, np. w katedrze w Mdinie, ale także w kościele w Victorii na wyspie Gozo.
Caravaggio – obrazy pełne emocji
To, że Caravaggio był awanturnikiem, to fakt powszechnie wiadomy. Cóż, ten urodzony w 1571 roku artysta do spokojnych nie należał, bo jak inaczej określić fakt, że w jednej z awantur, w których brał udział, zabił człowieka? Na szczęście jego talent spowodował, że naprawdę mu się upiekło. I to do tego stopnia, że dostąpił zaszczytu wstąpienia w szeregi Zakonu św. Jana czyli joannitów. Dzięki temu zaangażował się w artystyczne ubogacenie powstającego właśnie miasta Valletty. Cóż, zakon czy nie, charakteru nie zmienisz, zatem po tym, jak wziął udział w pobiciu innego brata zakonnego, wydalono go z szeregów joannitów.
Ale co na miejscu namalował, to cieszy oczy do tej pory. Jeden z najbardziej znanych obrazów Caravaggia, czyli Ścięcie św. Jana Chrzciciela został wystawiony w bocznej kaplicy. Przyznam, że niezwykłe to miejsce i zostało podporządkowane temu wspaniałemu obrazowi. Kiedy wchodzimy, otacza nas półmrok. A przed nami z delikatne snopy światła odsłaniają obraz pełen emocji. Tu każdy detal jest ważny i wierzcie mi, że można w tym miejscu spędzić wiele minut, a może nawet i godzin. Skoro nie było kiedyś fotografii, jej miejsce zajęte było przez obrazy. A Caravaggio był mistrzem światła i cienia. Ciemne tło obrazu od razu kieruje wzrok oglądającego na najważniejsze elementy. Oto za chwilę Jan Chrzciciel straci głowę. Krew z tętnicy już tryska na posadzkę, dwóch gapiów ciekawie, patrzy prze okno, kobieta z przerażeniem łapie się za głowę. Nadzorca wykonania wyroku śmierci, wskazuje na tacę, którą podaje dziewczyna. Za chwilę spocznie na niej głowa. Wierzcie mi, że to dzieło warte jest tego, by miało własne pomieszczenie.
Ceny biletów i godziny otwarcia konkatedry św. Jana
Konkatedra jest otwarta dla zwiedzających od poniedziałku do soboty w godzinach od 9:00 do 16:45 – ostatnie wejście jest o godzinie 16:15. W niedzielę i święta kościół jest zamknięty.
Bilety kosztują:
- Bilet normalny 15 euro
- Seniorzy zapłacą 12 euro
- Studenci muszą wysupłać 12 euro
- Dzieci poniżej 12 roku życia wchodzą za darmo
2 komentarze
Konkatedra jest rzeczywiście przepiękna.
Byłam tam parę razy na niedzielnej mszy po maltańsku (i siedziałam jak na tureckim kazaniu 😉). Dzięki temu katedrę można podziwiać za darmo, ale bez oglądania Caravaggia. Za pierwszym razem na Malcie zwiedzałam to miejsce z biletem wstępu. O ile dobrze pamiętam w 2017 kosztowało to 19 euro.
Oczywiście miało być 10 euro, a nie 19 euro…