Kopalnia soli w miejscowości Kaczyka czyli w oryginale Cacica, bo tak po rumuńsku zwie się ta miejscowość, to nie jest dwusetny cud świata. Ale na pewno jest miejscem, które warto obejrzeć niejako przy okazji. Jeśli tylko jesteśmy w Bukowinie w północnej Rumunii.
Z perspektywy drogi dojazdowej z Suczawy miejsce wygląda jak z amerykańskich filmów. Wysoka, drewniana konstrukcja góruje nad okolicą. Brakuje tylko wiatru i tumanów kurzu, które przetaczały się na tle drewnianej wieży i przysadzistej konstrukcji kopalni. Ale to Rumunia, a nie kraj za oceanem, zatem koniec skojarzeń. Wraz z moim przewodnikiem parkujemy samochód na niemal pustym parkingu i wchodzimy do środka kopalni Kaczyka. To mały przerywnik podczas zwiedzania malowanych monastyrów, które rozsiane są po tej części Bukowiny.
Polski akcent w Rumunii
Przed wejściem do kopalni soli, rzecz jasna należy zakupić bilet i tu zaskoczenie, bo na stole leżą „Wiadomości bocheńskie”, a nad nimi wisi tabliczka w języku polskim. Tak, to nie przypadek! W XIX wieku, kiedy intensywnie inwestowano i rozwijano kopalnię soli, sprowadzono tu górników z Polski. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: W pobliżu nikt nie znał się na wydobyciu soli tak dobrze, jak Polacy! Można powiedzieć, że z dzisiejszej perspektywy, Polacy zbudowali jedną z atrakcji turystycznych Rumunii.
Co ważne dla tej historii, to nie można zapominać, że w XIX wieku przebieg granic państwowych był zupełnie inny niż dziś. Zarówno zamieszkała przez Polaków Galicja jak też i tereny Bukowiny należały do tego samego kraju czyli Austro-Węgier. Nie się zatem co dziwić, że swoboda podróżowania była duża, a specjaliści z kopalni w Bochni zostali powitani z otwartymi ramionami. Nie było oczywiście tak, że sól w Kaczyce objawiła się nagle, bo jak łatwo się domyślić, wcześniej istniały tu solanki, które wróżyły, że pod ziemią kryją się skarby. I faktycznie.
Zwiedzając kopalnię soli Kaczyka (Cacica)
Dość jednak historycznych dywagacji, czas zejść pod ziemię! Drzwi otwierają się i zaczynają się schody. Dosłownie i w przenośni. Najpierw w nos uderza zapach ropy i to nie przypadek, bo chociaż nie jesteśmy w rafinerii, to ropę używa się tu do konserwacji drewna. Tak zakonserwowanego drewna nie imają się żadne robale, ale także i czas obchodzi się z nim o wiele delikatniej. Jedynym ciągiem komunikacyjnym są obecnie schody – konkretnie to 150 schodków. Chociaż kiedyś kursowała tu winda, to jednak po zamknięciu eksploatacji wyrobisk, została ona wyłączona.
Schodzimy stopień za stopniem, upał panujący na powierzchni, zastępuje przyjemny chłód, a nos udrażnia się od świdrującego zapachu ropy. W kopalni przez cały rok panuje stała temperatura około 10 stopni Celsjusza. Dochodzimy do pierwszej komory. To katolicka kaplica po niej łatwo poznać, że to polscy górnicy wiedli tu prym! Kaplica nosi polską nazwę czyli jest to Kaplica świętej Barbary. To tu w 1803 ręcznie wykuto sól, a powstałe pomieszczenie zostało zaadaptowane na kaplicę.
Póki co nie jesteśmy jeszcze bardzo głęboko pod ziemią, bo nad nami jest 29 metrów gruntu. A jeśli już przy kaplicy jesteśmy, to co roku 4 grudnia czyli na barbórkę, odprawiana jest tu msza. Możliwa jest tu nawet bardziej uroczysta celebra, bo w wykutej przestrzeni, jest nawet miejsce na chór! Idąc dalej napotykamy kolejną kapliczkę, tym razem prawosławną. Każdy górnik niezależnie od wyznania powinien przed pracą mieć możliwość modlitwy. I zarządcy kopalni nie mieli nic przeciwko temu.
Najciekawsze miejsca kopalni
Dalej wąskim korytarzem przed ponad wiekiem wykutym w solnej bryle, dochodzimy do chyba najbardziej widowiskowego miejsca w kopalni Kaczyka. Przed nami malowniczo podświetlone sztuczne, słone jezioro. Jezioro, które jest tu tylko w celach ozdobnych, a dawniej można było po nim pływać na tratwie. Ponieważ miejsce jest bardzo ładnie podświetlone, warto tu spędzić więcej niż jedną chwilę. Oczko wodne nie jest ogromne. Liczy raptem 10 metrów na 6 metrów a głębokość to od 1,5 do 2 metrów. Co interesujące, to na tabliczkach, które wiszą w kopalni, jest informacja, że po tym jeziorze przewożono ludzi na bale. Tak, niegdyś odbywały się w dalszej komorze.
I tu dochodzimy do kolejnego ciekawego miejsca czyli wspomnianej wyżej sali balowej. Proporcje tego pomieszczenia są dość wzorcowe czyli 24x12x6 metrów. Jak łatwo się domyślić, także i ta hala została wykuta ręcznie. I przyznam, że ładnie tu i od razu jakoś kojarzyła mi się ona z kopalnią soli w Wieliczce, którą oglądałem dwa lata wcześniej. Na dole równy parkiet wyłożony deskami, a nad parkietem ładna antresola. Miejsce wręcz stworzone do organizacji bali, koncertów, imprez. I muszę powiedzieć, że jest tu po prostu ładnie.
I potem znów cofamy się do jeziorka i hali, gdzie znajduje się skromne muzeum. Ot, kilka przedmiotów, które przetrwały do dzisiejszych czasów z tej dawnej, ręcznie drążonej kopalni. Beczka do transportu soli, narzędzia, lampki. Proste wyposażenie górników w kopalni soli. Nie jest to bardzo porywające, ale na pewno warte uwagi. Przy okazji rozmawiam z przewodnikiem o transporcie urobku. O ile w wielkich kopalniach jak wspomniana Wieliczka, urobek ciągnęły konie, tu wózki popychali lub ciągnęli sami górnicy. W początkowej fazie istnienia kopalni, sól wynoszona była po drabinach na plecach górników, a potem pojawiły się kołowroty.
Znów wąskie korytarze rozszerzające się do szerokich komór, w których niegdyś wyciosywano solne bryły. Stoją tu nawet drewniane stemple, które pokazują, jak pracuje tu górotwór. Widać wyraźnie, że część z nich niedługo trzaśnie, że nacisk skał jest potężny. Po kolejnych metrach zejścia, docieramy na trzeci poziom kopalni, gdzie czeka na nas ostatnia z atrakcji kopalni. Podziemne boisko do gry w piłkę! Prawda, że fascynujące?
I to koniec zwiedzania kopalni Kaczyka, teraz pora odwrócić się na przysłowiowej pięcie i pomaszerować w odwrotnym kierunku, niż się przyszło. Do wyjścia jest stąd 800 metrów, bo tyle liczy cała trasa turystyczna po dawnej kopalni soli.