Kotor jest tak piękny i oferuje tyle atrakcji, że śmiało może uchodzić za najpiękniejsze i najciekawsze miasto Czarnogóry. W Kotorze byłem już kilkukrotnie i zawsze chętnie tu wracam. Chociażby na chwilę, przejazdem.
Kotor ma to szczęście w nieszczęściu, że jest przepięknym miastem położonym nad, jak się to często nazywa, najdalej na południe wysuniętym fiordem – czyli nad Zatoką Kotorską. Dlaczego szczęście i nieszczęście? Bo szczęśliwie jest piękny, a nieszczęście, bo z tego powodu przyjeżdżają tu dziesiątki tysięcy turystów, chcących zobaczyć to malownicze miasto w Czarnogórze. I gdyby tylko przyjeżdżali byłaby to połowa problemu, część to ogromne zorganizowane wycieczki przypływające na statkach wycieczkowych odbywających rejsy objazdowe po Morzu Śródziemnym.
Nocleg w Kotorze
Po pierwsze musicie wiedzieć, że Kotor to najpopularniejsze miasto Czarnogóry i w szczycie sezonu o nocleg nie jest tu łatwo. Duży popyt, nie tak wielka podaż – weźcie to pod uwagę. Jeśli zatrzymujemy się w Kotorze na dłużej, warto zarezerwować nocleg z wyprzedzeniem >sprawdźcie tutaj< . Szczególnie w sezonie, bo turystów tu cała masa. Wraz z 5 osobową rodziną zarezerwowaliśmy sobie 100 metrowy apartament wewnątrz murów za 100 euro dziennie – moim zdaniem rozsądna cena, fakt, że było to pięć lat temu, a teraz ceny znacznie poszły do góry z racji inflacji! Tańsze opcje są tuż za murami starego miasta. Sprawdźcie np. czy podoba Wam się Apartments Lazarević z pokojami z widokiem na Zatokę Kotorską. Podobne wrażenia wizualne z widokiem na zatokę oferują Apartamenty Barbara.
Można także dać się złapać stojącym na dworcu ludziom oferującym noclegi w cenie od około 15-20 euro za noc w samodzielnym pokoju przy rodzinie. Chociaż przyznaję, że w ostatnich latach, coraz mniej widziałem takich ofert, kiedy wysiadałem na dworcu autobusowym.
W Kotorze na starym mieście jest też bardzo ładny i klimatyczny hostel
Szczyt sezonu. Turystyczne oblężenie Kotoru
Jak już wspomniałem, niestety oprócz drogi lądowej miasto „atakowane” jest także od strony wody. Do portu zawijają tu ogromne wycieczkowce. Mając na myśli ogromne, mam na myśli takie na nawet trzy i pół tysiąca pasażerów, a potrafi ich tu kotwiczyć kilka na raz. Rzecz jasna nie w porcie, bo tu mieści się tylko jeden. Pozostałe rzucają kotwice na środku zatoki, a pasażerów dowożą do portu łódkami. Zresztą widać to na zdjęciu poniżej.
Wyobrażam sobie, że tak w średniowieczu musiało wyglądać wdzieranie się najeźdźców do obleganego miasta. Krzyki, harmider i tłum w wąskich uliczkach. Tłum, który nie wie gdzie pójść, ale szuka czegoś dla siebie. Tym razem jednak na szczęście najeźdźcy w rękach nie mają mieczy lecz aparaty fotograficzne. I niestety nie ma takiej możliwości, by nie wejść komuś w kadr. Wyobraźcie sobie sytuację, w której w porcie stoją np. trzy ogromne wycieczkowce, każdy po trzy tysiące gości i których pasażerowie muszą się zmieścić wewnątrz starych murów miejskich.
Mury nad Kotorem i widok na miasto
W takich chwilach najlepiej uciec wysoko nad miasto. Wyjścia są dwa, pierwsza to wejście na wznoszące się nad Kotorem mury obronne, które powstały w XV wieku, lecz wciąż dumnie wznoszą się nad miastem. Dawniej ta licząca 4,5 kilometra długości fortyfikacja czyniła miasto niezdobytym, dziś stanowi malowniczą scenerię do zwiedzania. Są trzy wejścia na mury, ale większość turystów i tak korzysta z tego wejścia najbliżej bramy północnej.
Wejście na mury jest płatne w godzinach 8 do 20 w sezonie turystycznym. Bilet kosztuje osiem euro (podrożało w 2018 roku, wcześniej kosztowało trzy) i do górującej nad miastem twierdzy św. Jana idzie się jakieś 45 minut. Wszystko zależy rzecz jasna od waszej kondycji. Powiem tylko tyle, że do pokonania jest około 1500 schodów – często zaś, mijając się z kimś idącym w przeciwnym kierunku, idzie się po osypującym się żwirku. W międzyczasie uroku będzie nabierało położone w dole miasto. Czerwone dachy kamienic Kotoru, strzeliste wieże kościołów i granat wody, w który wcina się port. Jeśli jeszcze będziecie mieli szczęście, zobaczycie stojące majestatycznie na wodzie, masywne bryły statków wycieczkowych. To z nich wysypują się tysiące turystów, którzy wypełnili wąskie uliczki.
Ale nie osiadajcie na laurach, część z nich będzie się wspinała tu, gdzie i wy jesteście. Na szczęście jednak im wyżej tym mniej osób. Na pewno tak jak i ja zatrzymacie się obok kościoła Matki Bożej od Zdrowia, by spojrzeć w dół. Warto jednak zrobić postój troszkę wyżej, wspiąć się kilkadziesiąt schodków, bo miasto i Zatoka Kotorska szczególnie malowniczo komponują się na tle świątyni.
Panorama Kotoru
Sama forteca, do której dojdziecie, nie jest jakoś szczególnie ciekawa, co więcej sporo tam tez elementów betonowych, które raczej nie tworzą klimatu. Obstawiam, że przyjdziecie tu nieźle zasapani i zmęczeni. Na pewno jednak widok na Bokę Kotorską (tak miejscowi nazywają Zatokę Kotorską) na pewno osłodzi wam trudy. Pamiętajcie, by schodząc patrzeć na prawą stronę, bo w dolnych partiach fortecy, znajdziecie dziurę w murze (jest przy niej czerwona wielka kropka oznaczająca szlak).
Warto przez nią przejść i zejść do przepięknej, małej kotliny w której znajdują się ruiny kościółka. Małej świątyni, która trzyma się w pionie chyba tylko dzięki żarliwej wierze dawnych wyznawców. Dziś czas zrobił swoje, porośnięty trawą i mchem dach dziwnym trafem jeszcze się nie zawalił, w środku także nie zachowało się nic z dawnego wystroju i tylko nad drzwiami wejściowymi wciąż da się odczytać napisy i obejrzeć dawny herb. Pięknie tu i cieniście, bo dolinka położona jest w cieniu górującej nad nią fortecy. Dociera tu też relatywnie niewiele osób, bo większość… nie wie, że można tu wejść przez wspomnianą dziurę.
Ale jest jeszcze jeden sposób, by obejrzeć Kotor z wysokości. Wystarczy wyjść zachodnią bramą i skręcić za mostem w prawo. W kierunku ruin nieczynnej już elektrowni. Za nią znajduje się wejście na kolejny szlak, który trawersami prowadzi jeszcze wyżej niż twierdza. Ten szlak jest dłuższy niż opisany wyżej, ale zapewnia jeszcze ciekawsze widoki. Jeśli dotrwacie do końca, w nagrodę zobaczycie całą Zatokę Kotorską, a samo miasto Kotor prawie zniknie Wam z oczu. Nawet ogromne wycieczkowce mierzące po 250 metrów długości będą z tej perspektywy wyglądały jak dziecięce zabawki.
I wiecie, co jest najpiękniejsze? Zapewne będziecie tu sami! Ja długi czas byłem, dopiero po kilku minutach przyszedł jeden koleś. Który usiadł tak, by nie widzieć mnie i mi nie przeszkadzać, a ja jemu. Piękne miejsce do dumania o życiu i śmierci i o tym, jakimi farciarzami jesteśmy, że mamy przed oczami taką panoramę.
Zwiedzając atrakcje Kotoru
Najlepszą porą na zwiedzanie Kotoru jest wczesny poranek. Rzecz jasna mam tu na myśli lipiec i sierpień, kiedy jest tak zwany wysoki sezon i miasto przeżywa zalew turystów. Wiedzcie, że mało komu chce się tak rano wstać, dlatego uliczki będą puste, place i placyki tylko dla was i nikt nie wejdzie w obiektyw. Cóż, ja mam problemy z wczesnym wstawaniem w wakacje, ale czasami się poświęcam. Na pewno warto.
Uwielbiam chodzić po wąskich uliczkach, snuć się bez celu, nie wiedzieć, czy tym razem jeśli skręcę w jakiś zaułek, to przejdę dalej, czy będę musiał wrócić po śladach i wybrać inną uliczkę. W plątaninie ulic Kotoru nic nie jest na pierwszy rzut oka łatwe, tego miasta trzeba się nauczyć, na pamięć, by wiedzieć, gdzie skręcić, poznać skróty, wiedzieć gdzie są ślepe uliczki. Wewnątrz murów miasto jest jednym wielkim zabytkiem, zatem nic dziwnego, że zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Atrakcje Kotoru są wręcz jedna przy drugiej. Tu nie ma czegoś, co nie jest warte uwagi, zatrzymania się, podniesienia głowy lub wręcz przeciwnie opuszczenia, kiedy zdobienia się bliżej ziemi.
Muzeum miejskie w Kotorze
I jeśli będziecie w Kotorze, a nie pójdziecie do tutejszego muzeum, popełnicie w mojej ocenie błąd, bo dzięki tym odwiedzinom, lepiej zrozumiecie miasto. A nawet jeśli nie lubicie muzeów, gdzie są eksponaty i gdzie chodzi się po wyznaczonej trasie i „zwiedza” się kolejne pomieszczenia, na pewno docenicie sam fakt przebywania w jednym z dawnych pałaców.
Republika Wenecka, której przez wiele stuleci Kotor był częścią, to przede wszystkim handel, a jak handel, to w głównej mierze morze i przewożone po nim towary. To setki, tysiące statków i okrętów, które zbudowały potęgę tego organizmu państwowego. Dlatego też w muzeum tyle jest makiet statków, od tych bardzo starych napędzanych siłą ludzkich mięśni czyli wiosłami, aż po makiety tankowców. Ale nie tylko to zasługuje na uwagę, bo są tu też pomieszczenia wyposażone w meble z dawnych lat, oddające klimat, który dawniej panował za zamkniętymi drzwiami bogatych kupców. No i wspomniane pomieszczenia, drzwi, klatka schodowa… wszystko to składa się na naprawdę ciekawie spędzony czas. Mnie się podobało, mam nadzieję, że Wam też się spodoba!
Kościoły w Kotorze
Jak w każdym średniowiecznym mieście, także i w Kotorze mieszały się kultury i religie i jak zawsze ludzie szukali opieki tego czy innego boga. Dlatego liczne są tu kościoły i co najważniejsze w zasadzie do wszystkich można wejść i spojrzeć na ich wnętrze. Przyznaję, że chyba żadna świątynia z wewnątrz nie zrobiła na mnie jakiegoś kolosalnego wrażenia. Nic nie wydało mi się tak oszałamiające w pięknie jak np. katedra w Trogirze. Ale to nie znaczy, że nie warto wchodzić do środka. Po prostu nie spodziewajcie się nie wiadomo czego. Nawet po katedrze świętego Tryfona, która jest chyba najbardziej reprezentacyjną – przynajmniej z zewnątrz – świątynią.
Weście do niej jest płatne, a wnętrze oprócz świątyni kryje także muzeum. Oprócz licznych relikwiarzy i kościelnych precjozów jest tu też polski akcent. Krzyż, którym błogosławione były polskie wojska pod Wiedniem. Tak, podczas tej bitwy, w której Jan III Sobieski popędził Turków i gdzie polska husaria „przekonała” ich, że lepiej będą czuli się bliżej swojej stolicy. Jeśli zapytacie mnie jednak, czy w mojej ocenie warto było wejść czy nie, powiem, że nie. Chociaż widok z kościelnego tarasu na tętniący życiem plac, jest ładny oraz z bliska można przyjrzeć się ozdobnej rozecie.
Za to o wiele większe wrażenie zrobiła na mnie kameralna cerkiew św. Łukasza. Lubię, kiedy duchowni skracają dystans, kiedy stoją przed świątynią, konwersują z wiernymi, śmieją się, żartują, żywo gestykulują. Taki widok miałem kilkukrotnie przed tą małą cerkwią, wciśniętą w róg Placu Prawosławnego. Ma w sobie coś dostojnego, taki spokój dojrzałej osoby, która widziała już wszystko i nic jej nie zaskoczy… nie dziwota, bo świątynia została zbudowana w 1195 roku, chociaż początkowo była kościołem katolickim. Po tym jak spojrzycie na pozostałości starych fresków, spójrzcie też pod nogi, stąpacie po płytach nagrobnych, bo jeszcze w XX wieku chowano tu ludzi pod posadzką kościoła! Tak, to chyba moja ulubiona świątynia w Kotorze.
Rzecz jasna jak przystało na średniowieczne miasto, miejsc gdzie można było uciekać się pod opiekę sił wyższych, było więcej! Na pewno zwrócicie uwagę na ogromny, jak na tak małe miasto kościół św. Mikołaja. Cóż, robi wrażenie z zewnątrz, w środku jest jednak pusty. I ponownie muszę przyznać, że małe jest piękne i bryła kościółka św. Anny też zrobiła na mnie większe wrażenie. Ale to kwestia gustu przecież. Pochodźcie po Kotorze, bo kościołów tu co niemiara i jeśli drzwi któregoś będą zamknięte, po prostu naciśnijcie na klamkę. Zapewne będzie otwarte, a jeśli nie spodoba wam się wnętrze, to latem przynajmniej na chwilę się ochłodzicie. Dodatkowo można tu odpocząć od tłoku w wąskich uliczkach.
Kotor pałacami stoi
Ale na szczęście nie tylko sacrum żył Kotor, miasto miało też drugie, „cywilne” życie i zabudowano tu gęsto każdy możliwy skrawek ziemi. Wszak wnętrza murów mają ograniczoną pojemność. Wąskie uliczki i małe place gwarantowały zagęszczenie zabudowy i maksymalizację pojemności miasta. Ale to było ograniczenie dla biedoty. Jak się łatwo domyślić, w mieście była też klasa bogatsza, którą stać było na więcej. I to po nich zostały budynki, które chociaż czasami z zewnątrz nie wyglądają, to jednak są pałacami. Ba! Są i takie, które mają wewnętrzne dziedzińce z zielenią, taki zbytek! Warto pospacerować i oglądać, co zostało z dawnych czasów.
I trzeba tu też przyznać, że często to, co widzimy, jest rekonstrukcją. Niestety Kotor przez stulecia nawiedzany był przez trzęsienia ziemi, które dokonywały tu większych i mniejszych zniszczeń. Ostatnie wielkie trzęsienie ziemi nawiedziło miasto w 1979 roku i ucierpiało w jego wyniku wiele starych budynków. Ale jak przystało na tak starożytne i piękne miasto, do pomocy ruszyło państwo i udało się przywrócić zabytkom dawny wygląd. A jest tu o co dbać, bo czy może być inaczej w mieście, które było częścią Republiki Weneckiej?
Kotor jedna z pereł Republiki Weneckiej
W 1420 roku w obliczu zagrożenia ze strony Turcji, Kotor postanowił poddać się pod opiekę Republiki Weneckiej, potężnego w basenie Morza Śródziemnego państwa, dysponującego zarówno siłą militarną jak i finansową. To z tego powodu, jeśli podróżujecie po Bałkanach, zobaczycie wielkie podobieństwo Kotoru do nie tak odległego Dubrownika. Obydwa miasta były częścią tego samego organizmu państwowego! Są tego nawet widoczne ślady. Zanim wejdziecie wewnątrz murów główną bramą – Bramą Morską – spójrzcie w prawo, oto na murze zobaczycie charakterystycznego, weneckiego lwa.
A jeśli już przy bramach jesteśmy, to warto na nie zwrócić uwagę. Kotor miał trzy bramy prowadzące wewnątrz murów, moją ulubioną jest Brama Południowa (nazywaną też Vrata od Gurdića). Brama jest jakby przytulona do zbocza, mury obronne zwężają się w kierunku wjazdu i warto podnieść tu głowę, by obejrzeć mistrzostwo dawnej sztuki obronnej. Tak, dobrze tu wszystko pomyślano, bo Kotor nie został nigdy zdobyty przez najeźdźców. Nawet dwukrotne tureckie oblężenie nie dało Osmanom spodziewanego efektu. Ale wracając do południowej bramy: Zazwyczaj na murach siedzi tu olbrzymich rozmiarów lalka, która odbija się w tafli wody czyli w fosie. Brama Północna jest mniej spektakularna, ale i tak będziecie ją wielokrotnie używali 🙂
Jeśli coś mogę wam polecić, to wejście na mury od strony Zatoki Kotorskiej i przespacerowanie się nimi. To o dziwo bardzo rzadko uczęszczany przez turystów wycinek miasta. Wejście na ten odcinek murów znajduje się obok południowej bramy. Idąc troszkę zaniedbanym szlakiem, zobaczycie popękane, stare mury, nadgryzione zębem czasu i obalone stare umocnienia, na których naprawę najwidoczniej brakuje pieniędzy oraz… zajrzycie ludziom w okna!
Tak, ścieżka podąża murami ale po prawej będziecie mieli okna domów i jeśli ktoś (w większości turyści) nie zasłonili okiennic, nie mogą liczyć na wiele prywatności. Idąc na północ dojdziecie do restauracji położonej na końcu murów. Tu jest zejście. Zejdziecie prawie na główny plac Kotoru. To zdecydowanie największa wolna przestrzeń w mieście. Tu znajduje się wieża zegarowa a pod nią pręgierz. Tak, ta spiczasta konstrukcja, to miejsce, gdzie mistrz małodobry „opiekował się” różnymi przestępcami. Na szczęście dla nas ta profesja odeszła już do lamusa, a miasto nie opłaca już kata. Dla nas istotna jest tylko wieża zegarowa, jeśli chcemy sprawdzić godzinę. Chociaż przecież szczęśliwi czasu nie mierzą, a zwiedzając atrakcje Kotoru, np. ja zawsze czuję się szczęśliwy.
Plaża w Kotorze
Jeśli przyjeżdżacie do Kotoru z nadzieją, że znajdziecie tu żółty piasek i będziecie się opalali, słuchając szumu fal, to muszę was zmartwić. W mieście nie ma takiej plaży. Jest rzecz jasna taka bardziej kamienista, ale to nie jest tzw. rajska plaża jak np. w Ksamilu w Albanii. Bywa tu również tłoczno, bo przestrzeń do opalania nie jest wielka. Amatorom kąpieli musi jednak wystarczyć.
Plaża jest delikatnie oddalona od starej części miasta – musicie iść kilkaset metrów w kierunku Perastu. Przyznam się, że lubię okolice plaży z innego powodu. To wspaniałe miejsce, by przyjść tu wieczorem z winem, usiąść na betonowym pomoście i czekać na noc. Wtedy zapalają się lampy oświetlające górujące nad Kotorem mury. Rozświetlony 4,5 kilometrowy wąż strzegący od kilkuset lat miasta przed atakiem od strony góry, zabezpieczający mieszkańców przed zdradzieckim atakiem kamieniami itp. Nocą jest tu po prostu pięknie! Musicie tu przyjść, to jedno z najlepszych miejsc do oglądania wspomnianych fortyfikacji miejskich.
Noc w Kotorze. Knajpki i restauracje
Kotor nocą ma w sobie jeszcze większy urok niż za dnia. Co poradzić, że w mroku wszystko wygląda bardziej tajemniczo i romantycznie? Życie miasta toczy się w rytm i dla turystów, to dla nich wystawiono nakryte białymi obrusami stoły, między którymi uwijają się kelnerzy. Ale są tu też knajpki mniej oficjalne, z których dobiega często muzyka na żywo. Ba! Niejednokrotnie zespoły grają na zewnątrz, dlatego wystarczy przystanąć, by posłuchać.
Ale i tak lepiej usiąść przy stoliku, zamówić lampkę wina lub kufel piwa i po prostu oddać się chwili. Co prawda są w Kotorze miejsca, gdzie życie toczy się bardziej bujnie i głośno i są to przede wszystkim okolice Old Town Hostel – z wnętrza dobiega głośna muzyka, a przed kilkupiętrową kamienicą stoi tłum rozwrzeszczanej młodzieży. Zawsze można się dołączyć lub ominąć szerokim łukiem. W zależności na co mamy ochotę.
Jeśli mamy ochotę na większy spokój polecam dalszy spacer wąskimi uliczkami w poszukiwaniu miejsca bardziej nam odpowiadającego. Np. takiego, gdzie na ścianie kamienicy wyświetlane są stare filmy. Wierzcie mi, że Kotor nie śpi dłuuugo w noc. Dlatego czasami, kiedy będziecie mieli nocleg wewnątrz murów, może nie być zbyt cicho. Uroki baaardzo turystycznego miasta!
Port. Tu cumuje luksus
Dawniej w porcie cumowały zapewne łodzie wiosłowe, potem żaglowce, następnie parowce a dziś… dziś cumują tu głównie ogromne statki wycieczkowe oraz mniejsze żaglówki bądź motorówki należące do ludzi tak bogatych, że nie jest to moja klasa społeczna. Tak, w marinie w Kotorze wieczorami zobaczycie duże łodzie, które zapewne znacie z telewizji, kiedy bogaty biznesmen płynie na urlop. Skóra, elegancja, szampan na stole… to tak w skrócie.
Rzecz jasna cumują tu też mniejsze i skromniejsze jednostki, ale miejsce dla nich jest dalej od Bramy Morskiej. Tak samo jak dla łódek lokalnych mieszkańców. Bo są również i takie, ale obstawiam, że wszystko jest pochodną głębokości kieszeni i cumowanie w tym porcie jest po prostu diablo drogie. Stąd specyficzny sort ludzi przypływających tu na łodziach. Ale chodzić obok nich można zawsze i nikt nie przegoni nas z promenady. Dobrze bawiła się nawet pewna polska grupa, która robiła sobie pamiątkowe zdjęcie. Ale zamiast krzyczeć sławetną frazę „ser”, dzięki której twarz przypomina wykrzywienie w uśmiechu, oni zakrzyknęli głośne „tępe chu..e” 😀 Śmiałem się razem z nimi 😉 Tak, sporo tu Polaków.
Kotor, informacje praktyczne
Oto kilka rzeczy, które warto wiedzieć, kiedy przyjeżdżacie do Kotoru. Warto zapoznać się, by zaoszczędzić czas.
Jak dojechać do i z Kotoru
Kotor jest doskonale skomunikowany z resztą Czarnogóry. Tutejszy dworzec autobusowy zapewni Wam możliwość dojazdu do wszystkich większych miejscowości w kraju. W sezonie są częste i regularne połączenia do Budwy, Herceg Novi na północy kraju, Ulcinja na południu i wielu innych. Ale z Kotoru dostaniecie się też za granicę do Dubrownika, pięknego Mostaru a także bardziej odległego Belgradu.
Dworzec autobusowy jest kilkaset metrów od murów starego miasta. Bez problemu pokonacie ten dystans piechotą.
Jeśli przyjedziecie do Kotoru samochodem, możecie mieć problem z zaparkowaniem auta. Ale kilka parkingów tu jest, najbliższy starej części miasta jest obok centrum handlowego Kamelija. Co ciekawe, to jeśli zrobicie w centrum handlowym zakupy za minimum 10 euro, uprawnia Was to do 2h bezpłatnego parkowania. Po przeciwnej stronie ulicy też jest parking, zatem w razie czego możecie spróbować tam.
Ważne: Kotor nie ma połączenia kolejowego, zatem na pociąg nie ma co liczyć. Tak tylko uprzedzam.
Jedzenie w Kotorze
Kotor jak przystało na miasto typowo turystyczne do tanich nie należy. Ale także i tu można znaleźć kilka miejsc, które są bardzo smaczne, a przy okazji tanie lub po prostu nie zrujnują kieszeni.
Po pierwsze jeśli chcecie coś zjeść za rozsądną cenę, rekomenduję wyjść z murów starego miasta i poszukać czegoś tuż obok. Sam rekomenduję dwa miejsca.
Moim ulubionym, bo jestem mięsożercą jest knajpka Tanjga, położona tuż przy głównej trasie przelotowej po południowej stronie miasta, blisko bramy Gurdić.
Z tyłu jest mały ogródek, w którym można zjeść i napić się lokalnego craftowego piwa. Zamawiamy w środku lokalu, a potem jedzenie przynoszą nam do stolika.
Mój drugi ulubiony lokal na obiad lub kolację w Kotorze leży po przeciwnej stronie murów starego miasta. Szukajcie lokalu Fortuna Food. To tak mała knajpka z kilkoma stolikami na zewnątrz i w środku. Zjecie tu tradycyjne bałkańskie potrawy i znajdzie się też coś dla wegetarian. Aha, mają tu też pizzę. Lokal znajduje się pół kilometra od głównej bramy Kotoru. Ceny są naprawdę umiarkowane, a porcje duże. Wyjdziecie nie tylko najedzeni, ale możliwe, że i przejedzeni. Polecam!
A na starym mieście lubię zasiąść, by napić się kawy lub zjeść lody.
Jeśli szukacie w Kotorze sklepu, to warto zajść do galerii handlowej blisko starego miasta. Galeria Kamelija mieści zarówno sklep spożywczy, jak też inne lokale usługowe typu sklepy z elektroniką, ubraniami i rzecz jasna kawiarnie. Jeśli zapomnieliście czegoś ze sobą przywieźć na wakacje, zapewne dostaniecie to tutaj. Przed galerią jest parking, ale zazwyczaj oblegany.
Mam nadzieję, że Kotor podoba się wam tak samo, jak mnie. Chętnie poznam waszą opinię na temat miasta, czy się podobało czy nie. Podzielcie się wrażeniami w komentarzach.
Jeśli jedziesz do Kotoru, poczytaj też o tych miejscach:
- Budwa – imprezowa stolica Czarnogóry
- Perast – mała perła Czarnogóry
- Rejs po jeziorze Szkoderskim z Virpazar
7 komentarzy
Pingback: Czarnogóra, informacje o 5 najpiękniejszych miejscach
Zgadzam się z Tobą. Kotor jest przepiękny, a widoki z twierdzy niezapomniane:)
Bardzo ciekawy wpis. Kotor to śliczne miasto. Jakieś 8 lat temu weszłam na sam szczyt góry (wiadomymi schodami). Świetny stamtąd widok.
Właśnie wybieram się w tamte okolice i zastanawiam się, czy nocować w Kotorze, czy od razu odbić na Chrowację.
Zdjęcia zaostrzyły apetyt!!
miałam takie małe marzenie…do Kotoru wróciłam po prawie 5 latach, a jakbym była tu niedawo …i już tęsknię po kryjomu 🙂 za uśmiechem i gwarem, za wąskimi uliczkami, za rozleniwionymi kotami, zapachem kamienic, kwiatami upchanymi w każdy wolny zakamarek, za wyślizganymi kamieniami pod stopami i kawą przy małych stolikach w wąskich przejściach…swoisty teatr 🙂 Miałam przyjemność wędrować za Twoimi wskazówkami i samo wspomnienie malowniczego widoku na zatokę, sera i rakiji z zaplecza fortecy przywołuje uśmiech.Na pewno jeszczę wrócę…pobłądzić w labiryncie satergo miasta i na wino z panoramą rozświetlonego łańcucha murów w otuleniu czarnych gór 🙂 Bardzo przyjemny wpis,taki zapraszający 🙂
Bardzo pretensjonalny wstęp… Zacząć od hejtowania turystów podczas gdy samemu jest się turystą :/
Czy zdajesz sobie sprawę że ty sam zapychasz swoją osobą widok na tą piękna starówkę i widoki? Czy jesteś lepszy od zwykłych turystów, bo prowadzisz bloga? 🙂
Nie wiem, czy wyraz pretensjonalny, jest użyty właściwie. Ale może się mylę.
Ale ad rem: Tak, wiem że jestem turystą jak inni, ale pojawienie się samochodu lub autobusu ze mną na pokładzie, nie wyłącza miasta z funkcjonowania.
Pojawienie się w Kotorze kilku wycieczkowców po 3 tysiące turystów każdy z nich, skutecznie paraliżuje całe miasto.
Oraz wycieczkowce jako sposób zwiedzania są najbardziej nieprzyjazne środowisku z wszystkich form zwiedzania.
Poza tym nie zauważam różnic.