Kowno pamiętałem jak przez mgłę. Pamiętam, że kilkanaście lat temu, kiedy wraz z koleżanką wyjechaliśmy na Litwę, wyskoczyliśmy też do Kowna. Z tej podróży pamiętam, że zobaczyłem szare miasto, z odrapanymi domami, miasto które za grosz nie wydało mi się atrakcyjne.
Kiedy do Kowna przyjechałem teraz, zobaczyłem zupełnie inne miasto: Piękny rynek, odnowione kamienice, klimatyczny deptak i ładną panoramę.
Kowno, czyli drugie co do wielkości miasto Litwy, było też przez krótki czas jego stolicą, a wszystko przez Polaków i zajęcie Wilna w XX-leciu międzywojennym. Oj pamiętają nam tutaj tzw. bunt Żeligowskiego i nasze wzajemne relacje jeszcze długo będą naznaczone piętnem historii. Nie będę się jednak wdawał w historyczne spory, zostawiając je historykom. Skupię się po prostu na tym, co warto zobaczyć, jakie atrakcje Kowna zwiedzić i co można tu robić. A wszystko przez pryzmat tego, co ja zobaczyłem.
Dzień w Kownie. Atrakcje dawnej stolicy Litwy
Spis treści
Do Kowna przyjechałem wcześnie rano bezpośrednim pociągiem z Wilna. Był to taki szybki wypad, bo musiałem zastanowić się, co zrobić, by nie zwariować w stolicy Litwy, w której właśnie odbywał się maraton i miasto było trudne w komunikacji i przemieszczaniu się. Wyjazd do Kowna, do dawnej oddalonej o ponad sto kilometrów stolicy, wydał się atrakcyjny. W sam raz na jeden dzień. Jeśli odczuwałbym niedosyt, zawsze mogę tu wrócić raz jeszcze. Przyznaję, że był to wjazd spontaniczny, zatem o Kownie i atrakcjach wiedziałem niewiele. Zrobiłem szybki przegląd w sieci, by mieć pojęcie przynajmniej o tym, gdzie iść i co robić. A zatem… podążajcie moimi śladami. Ja doczytałem sporo po powrocie.
Lubię zwiedzać miasto na piechotę. Z dworca kolejowego i pobliskiego autobusowego do ratusza jest do przejścia około trzy kilometry. Możecie tę odległość przejść lub zapytać ludzi o to, który autobus lub trolejbus jedzie pod ratusz (skądinąd w Kownie mnóstwo trolejbusów, to nasze polskie solarisy). Więcej o komunikacji miejskiej w Kownie znajdziecie pod tym linkiem. Ja wybrałem wariant przemieszczania się na własnych nogach, bo tak lepiej mi się zwiedza miasta.
I przyznam, że pierwszy kilometr nie jest interesujący ni w ząb. Ciekawiej robi się dopiero wtedy, kiedy docieramy pod ogromny kościół pod wezwaniem świętego Michała Archanioła. Patrząc na niego, od razu ma się wrażenie, że to przecież cerkiew i nie będziecie w błędzie, bo początkowo budowla powstała właśnie jako cerkiew. To wiatry historii sprawiły, że obecnie na szczycie nie ma krzyża z poprzeczną belką.
Spacerem przez atrakcje Kowna
Tu także zaczyna się Aleja Wolności czyli bardzo długi deptak, na którym o 9 rano w niedzielę właśnie rozstawiali się sprzedawcy. Wyobraźcie sobie ulicę, która jest deptakiem z pięknym szpalerem lip na środku i wszędzie, po prawej i lewej stronie stoją budki z towarami dla turystów i miejscowych. Możecie tu zatem kupić pamiątki, które zabierzecie do domu. Od magnesów, przez alkohole, miody, futra, aż po wyroby z drewna i pszczelego wosku. Jeśli lubicie zakupy i rękodzieło, będziecie w raju, wierzcie mi 🙂
A potem zaczyna się właściwa zabytkowa zabudowa tradycyjnego deptaka, jaki znamy i lubimy (ok, ja lubię). Kawiarnie właśnie powoli rozstawiały stoliki i parasole, restauracje także powoli zaczynały przygotowywać się do działalności. Właściciele sklepików z pamiątkami, podnosili kraty. Słowem Kowno właśnie budziło się do kolejnego turystycznego dnia. Budziło się jednak dość powoli, bo znalezienie lokalu, gdzie mógłbym zjeść śniadanie troszkę czasu mi zajęło. Niedziela zawsze jest bardziej leniwa i ludzie budzą się później. A poranek był naprawdę uroczy. Słońce jeszcze nie dawało się we znaki, ale promienie przyjemnie rozgrzewały, zaś bezchmurne niebo nie zapowiadało deszczu.
Czego turysta może chcieć więcej? Może kawy, ale z tym też nie miałem problemu, bo kawiarnie są tu co przysłowiowe dwa kroki, a kawa kosztuje od 1 do 1.5 euro. Deptak jest naprawdę piękny i klimatyczny, widać, że władze i mieszkańcy zadali sobie wiele trudu i wpompowali mnóstwo pieniędzy, bym to co widzę, wyglądało tak, jak teraz. Zresztą mam porównanie sprzed kilkunastu lat, o którym wspominałem na początku. Kowno i cała Litwa wykonały od tego czasu gigantyczny skok. Pewnie mocno przysłużyły się temu fundusze europejskie.
Rynek w Kownie
I w pewnym momencie wychodzę na rynek czyli na Plac Ratuszowy. Tu od razu rzuca się w oczy jeden budynek, dominanta, której nie sposób nie zauważyć i nie docenić. Oto budynek ratusza, który wszyscy zwą „białym łabędziem” faktycznie coś w tym jest, bo kształtem i kolorem niewątpliwie przypomina tego ptaka, płynącego po powierzchni jeziora. Smukła, wysoka na 53 metry wieża do złudzenia przypomina szyję, a główny budynek korpus. Wszystko w nim jest tak bardzo harmonijne, takie jak lubię i dodatkowo konstrukcja ma w sobie taką lekkość, której np. na pewno brakuje ratuszowi w odległym, a lubianym przeze mnie Lwowie.
Ten cofnięty w głąb rozległego placu budynek, na którym niegdyś odbywał się handel, rzuca się w oczy, ale nie przytłacza. Stoję sobie w cieniu kamienic i chłonę atmosferę. Na rynku pojawiają się pierwsze wycieczki. Widać, że śniadania zostały zjedzone i grupy „wypuszczono” na zwiedzanie. Dominują rzecz jasna wycieczki z Polski, w wieku bardziej przedemerytalnym niż młodzieńczym. Co nie znaczy, że nie ma w nich młodych. Widać, że Litwa przyciąga rzesze turystów z kraju nad Wisłą. Kaunas jest jednym z miast na szlaku.
Omiatam powoli wzrokiem budynki wokół placu. Nie zaskoczę Was, ale przemysł turystyczny także i w tym miejscu przejął wiodącą rolę. Oto na wschodniej stronie rozłożyły się restauracje, widać, że w noc będzie tu tętniło turystyczne życie. Na południowej pierzei dominuje bryła kościoła, zachód to wspomniany Ratusz, a północna to kolejne restauracje i sklepy. A ja podążam do atrakcji Kowna, która mnie bardzo zaciekawiła.
Funicularem na górę z widokiem na Kowno
Oto tuż za mostem, zgodnie z mapą powinienem znaleźć funicular, czyli kolejkę, która wwiezie mnie na szczyt niewysokiego wzgórza. Z mostu, idealnie widać odnowione elewacje zabytkowych domów, widać też napis Lietuva i piłkę do koszykówki, widomy znak, że koszykówka to na Litwie sport narodowy. Przechodzę przez most nad Niemnem, który płynie przez Kowno i docieram do drugiego brzegu. Teraz tylko przejść przez ulicę i gdzieś tu powinien się kryć mój cel. Jest, oto delikatnie odrapana dolna stacja funicularu. Bordowy wagonik stoi i czeka. W środku pani rozmawia przez telefon, by po chwili wyjść do mnie i zaoferować wjazd. Pytam, kiedy dojazd i pani ze śmiechem odpowiada „teraz”. Jestem jedynym chętnym.
Okazuje się, że atrakcja pojedzie nawet dla jednej osoby po opłaceniu biletu w jedną stronę w wysokości 70 eurocentów. Wagonik cicho rusza, a z góry w tym samym czasie zjeżdża identyczny. Powiem też uczciwie, że wjazd trwa raptem minutę i nie jest najbardziej ekscytujący w świecie, ale nawet się tego nie spodziewałem i moim zdaniem to i tak niezła frajda! 🙂 Jest tym ciekawiej, że z góry obejrzycie panoramę Kowna. Czerwone dachy starej części miasta, wielkie bryły postkomunistycznych, ale odnowionych bloków gdzieś w oddali, a na pierwszym planie rzeka Niemen. Ładnie tu i aż posiedziałem kilkanaście minut na ławeczce.
Zamek w Kownie – ruiny dawnej świetności
Czas biegnie, zwiedzanie atrakcji nie poczeka, zatem wróciłem na drugą stronę Niemna, zobaczyć, jak wyglądają ruiny tutejszego zamku. Najpierw był spacer, podczas którego zobaczyłem bardzo ładny park, gdzie niedzielne spacery uskuteczniały całe rodziny. Zobaczyłem pomnik Jana Pawła II, przy którym rzecz jasna stała grupa z Polski. Potem oczom mym ukazały się przykryte dachem ruiny starych, kamiennych murów, a za nimi odbudowana wieża z czerwonej cegły. W niej mieści się muzeum. Po zamku w Kownie nie zostało wiele, a lata jego świetności, kiedy miał chronić Litwę przed Krzyżakami, dawno popadły w zapomnienie.
Tu biło dawne, średniowieczne serce Kowna, obecnie po litewsku Kaunasu. Serce, które miało zawał i to dosłownie. Po zamku, który zazwyczaj był centrum, na który pracowało podgrodzie i okolica, jest dziś tylko jedna, okrągła odbudowana baszta, prawie lśniącą nowością. Jest też druga kwadratowa, zbudowana z kamienia. Skłamałbym, jeśli powiedziałbym, że to wszystko, bo jest jeszcze niewielka pozostałość kamiennych murów obronnych i głęboka fosa. Niegdyś wypełniona wodą, strzegła dostępu do zamku. Dziś jest malowniczym, porośniętym trawą, głębokim rowem. Ganiają się po nim psy z właścicielami, którzy rzucają im piłki i patyki, a zwierzaki z ochotą pędzą za nimi ze szczęściem w oczach.
Jakby umiały mówić zapewne krzyczałyby: Patyk, patyk, patyk! 🙂 Ładnie tu i sielsko, dlatego nie ma się czemu dziwić, że po terenie spacerują całe rodziny. Można spacerować po ścieżkach, można po zielonej murawie i można usiąść pod drzewkiem lub po prostu na brzegu i podziwiać leniwie toczącą wodę rzekę Wilię lub Niemen, bo tu rzeki się łączą.
Ratusz w Kownie
Poszedłem do ratusza, bo nie darowałbym sobie, by go nie zwiedzić, nie przekonać się, czy wewnątrz jest równie ładny jak z zewnątrz. I od razu uprzedzę, że warto tu przyjść. Wnętrze skrywa muzeum, których część stanowią bardzo klimatyczne podziemia. Najpierw kupiłem bilet za 2.5 euro, który sprzedał przejęty swą rolą pan w kasie. Rzadko spotyka się takie zaangażowanie i przejęcie pracą, to miłe… Wchodzę po schodach na piętro, bo tu mieszczą się najbardziej reprezentacyjne sale. Tu pracował burmistrz, po którym do dziś pozostał oryginalny gabinet. Można obejrzeć miejskie insygnia jak np. łańcuch i pieczęcie.
I jest też trochę o historii może nie najnowszej, ale tej z początku XX wieku (wspomniany bunt Żeligowskiego), z czasu, który mocno dzieli Polskę i Litwę. O tym okresie opowiedziała pani, która na chwilę przyszła przedstawić mi historię miejsca, opowiada jako o „konflikcie z Polską”. To ciekawe, bo zazwyczaj we wszelkich wystawach polskie wpływy, czy raczej polska obecność są po prostu pomijane. A nagle taka otwartość. Ale lubię to, bo nie lubię zakłamywania historii, lubię fakty, a w całość połączę je sam i sam też zinterpretuję. Tutaj też wejdziemy do wielkiej Białej Sali, gdzie odbywają się oficjalne uroczystości a w soboty udzielane są śluby. Jest ładnie, ale bez przepychu, jaki znam z podobnych miejsc.
A potem przyszła pora na podziemia, bo zarówno pan w kasie, jak też pani, która sama pilnuje wielkiego gmachu muzeum, kilkukrotnie wspominali, by nie zapomnieć o tym miejscu. I faktycznie piwnice ratusza są klimatyczne, a tym ciekawsze, że odwzorowano tu urząd dawnego poczmistrza, jest sala, w której nauczymy się rozróżniać sposoby kładzenia cegieł w średniowieczu i są też sale wypełnione starymi meblami, stylizowanymi na pokój. A dla miłośników zdunów znajdzie się sala poświęcona dawnym kaflom z pieców. Nie powiem, podoba mi się tu.
Inne atrakcje Kowna
Na sam koniec pobytu w Kownie zajrzałem jeszcze do kościoła tuż przy rynku i wylocie głównego deptaka czyli do Bazyliki Archikatedralnej świętego Piotra i Pawła. Świątynia, jak świątynia, nie zrobiła na mnie aż tak piorunującego wrażenia, jak np. kościół św. Jakuba w Lewoczy na Słowacji, ale nie znaczy, że nie ma tu nic wartego uwagi! Wnętrze warto zobaczyć (tym bardziej, że jest za darmo, co pewnie zachęci niektórych), ale mnie świątynia jakoś nie porwała wystrojem. Co nie znaczy, że jest tu brzydko! Szczególnie warto podejść pod ołtarz i podziwiać kunszt jego twórców. Chwytam się jednak na tym, że chyba to ja jestem za wybredny, za wiele widziałem i usiłuję porównywać, zamiast po prostu być tu i teraz. Bez odnoszenia się do przeszłości i innych podobnych miejsc. Może kiedyś się tego nauczę.
A potem poszedłem w kierunku dworca kolejowego. Ale powoli i niespiesznie, smakując drogę, idąc pełnym już ludzi deptakiem. Widać, że dziś niedziela, bo miejscowi i turyści wstają późno. Popołudniem jednak, po obiedzie a dla niektórych w czasie obiadu jest tu gwarno i tłoczno. Jedni piją kawę w licznych kawiarniach, inni spacerują, a jeszcze inni przyszli na obiad.
Leniwa niedziela, taka jakie lubię i ja, bo co niedziela, jeśli tylko jestem w Warszawie i nigdzie nie wyjechałem, spaceruję Traktem Królewskim w kierunku palmy. Trzy kilometry drogi powrotnej mijają szybko, szczególnie, że nadrzeczna trasa, którą wybieram, daje ciekawą perspektywę na miasto. Kolejne tereny rekreacyjne Kowna. Tylko wciąż nie wiem, czy ci, których widzę w okolicy to bywalcy pobliskiej galerii handlowej, czy też przyszli tu specjalnie, by spędzić tu leniwe godziny, korzystając z wyśmienitej pogody. Prognozy nadawały, że za kilka godzin spadnie deszcz. Kiedy dojechałem do Wilna, już padało. Aha, jeśli chodzi o pogodę i Kowno, to nie jest tu jakoś bardzo inaczej niż w Polsce. Ot, czasami częściej pada i jest tylko troszeczkę chłodniej.
Kowno – informacje praktyczne
Kowno jest miejscem idealnym na weekendowy wypad, na jeden dzień lub góra dwa, więcej raczej nie ma po co tu siedzieć. No chyba, że jesteście studentami i właśnie jesteście na Erasmusie, ale to inna opowieść. By zobaczyć miasto, dwa dni wystarczą, ja z większością atrakcji wyrobiłem się w jedne dzień i to bez zbytniego pośpiechu.
Dojazd do Kowna
W mojej ocenie do Kowna najlepiej przyjechać na jednodniową wycieczkę podczas pobytu w Wilnie. Pociągi jeżdżą bardzo często, zaś bilet kosztuje około 5 euro (w zależności od godziny, o której jedziecie), pojazdy są wygodne, a droga zajmuje około półtorej godziny.
Dobrą opcją dostania się do Kowna jest też lot samolotem do Kowna. Na tutejsze lotnisko można dolecieć bezpośrednio z Warszawy. Zmotoryzowani dotrą do Kowna samochodem, bo np. z Suwałk to zaledwie 123 kilometry. Ok, dojazd do Suwałk też zajmuje sporo czasu 😉
Jeśli lubicie podróże koleją, to do Kowna dojedziecie pociągiem Przewozów Regionalnych z Białegostoku. To o tyle ciekawe, że połączenie pojawiło się w roku 2016 po kilkudziesięciu latach braku połączeń kolejowych na tym szlaku.
Dla lubiących transport kołowy są też liczne połączenia autobusowe. Od luksusowego ale mającego liczne promocje Lux Expressu przez Ecolines i Eurolines aż po Sindbad. Tu można wykorzystać jakiś nocny kurs, dzięki któremu wyśpicie się a rano oddacie się zwiedzaniu.
Komunikacja miejska w Kownie: Tu znajdziecie więcej informacji, jak przemieszczać się po mieście.
Nocleg w Kownie
Ponieważ Kowno dysponuje własnym lotniskiem i bezpośrednimi połączeniami lotniczymi z Polską, a także liniami autobusowymi zatrzymującymi się w Kownie, w drodze do np. Wilna i dalej do Rygi i Tallina, zapewne wiele z Was tuż po wyjściu z samolotu, chciałoby po postu zostawić rzeczy w pokoju i wyjść zwiedzać lub coś po prostu zjeść.
W hotele i apartamenty w Kownie są łatwe do znalezienia, ale ponieważ to spore miasto, a mieszkanie na przedmieściach, jeśli się nie ma samochodu, to strata czasu. Raczej doradzałbym wybierać hotele lub inne miejsce do spania bliżej starej części miasta. Możecie np. skorzystać z tej wyszukiwarki.
3 komentarze
Bardzo pomocy artykuł. Właśnie dzisiaj wybieram się do Kowna.
Super! Artykuł jakby pisany na moje potrzeby – konkretny i bardzo ciekawy. Dzięki!
Cieszę się, że mogłem pomóc i że artykuł się spodobał.