Z Krymem mam tylko dobre wspomnienia, mili ludzie przepiękny festiwal fajerwerków, ciepła woda chociaż brudna plaża;), bajeczne pałace jak choćby ten w Liwadii i Jaskółcze Gniazdo koło Jałty. I nachodzi mnie pytanie, czy ten region Ukrainy na długo został zdestabilizowany przez Rosję?
To był 2003 rok i najpierw były szopki ze zdobyciem biletu we Lwowie, rzecz jasna od reki w sezonie biletu zdobyć się nie da, ale od czego wynaleziono łapówki! „To wy u mnie pomieszkacie dzień, a ja wam załatwię bilety do Symferopola”. I jak pani obiecała tak zrobiła. Co prawda załatwiła na pojutrze, ale nie narzekaliśmy, bo dwa dni we Lwowie zawsze jest co robić 😉 W końcu wsiedliśmy we właściwy wagon, co prawda kupiejny a nie plackartę, wypiliśmy troszkę alkoholu, wyspaliśmy się i po 26 godzinach od wyjazdu ze Lwowa przyjechaliśmy na Krym do Symferopola. A tam szybciutko w pociąg do Sewastopola, by zobaczyć ruiny starożytnego miasta Chersonez i tak oto przed nami otwarły się atrakcje Krymu. To moje pierwsze wspomnienia dotyczące Krymu.
Niepokoi mnie i żal mi tego, co się dzieje teraz na Ukrainie. Sporo niepewności, co to Putinowi może strzelić do głowy i czy wojna będzie czy nie, czy pojadę jeszcze na ukraiński Krym. Czy też długo jeszcze nie będzie mi dane odświeżyć doświadczeń o tej części (wciąż) Ukrainy. To był jeden z moich pierwszych dalszych wyjazdów, pewnie jeden z tych, które zadecydowały o połknięciu bakcyla szwędacza i kiedy teraz oglądam w internecie relacje z wydarzeń na Ukrainie, od razu przychodzą mi do głowy wspomnienia z pobytu na Krymie.
Bawi mnie wciąż to, że w Jałcie mieliśmy kłopoty ze znalezieniem noclegu, bo tradycyjne babuszki żądały 100 dolarów za noc na kwaterze i nijak nie chciały schodzić niżej. Co nie zmienia postaci rzeczy, że jednak znaleźliśmy coś poniżej 10 dolarów. To w Jałcie będąc rozbestwiłem się i od tej pory żadne fajerwerki już mi „nie smakują”. Akurat podczas naszego pobytu na Krymie trwał w Jałcie jakiś festiwal fajerwerków. Całość polegała na tym, że dwa razy w nocy, przez 20 minut całe niebo stało w ogniu. Profesjonalne firmy zajmujące się sztucznymi ogniami w finezyjny sposób podpalały niebo. Coś przepięknego!
I polubiłem to szczególne traktowanie jako turystów z Polszy, kiedy przyjechaliśmy do Liwadii, by zobaczyć słynny pałac Potockich, w którym w 1945 roku podpisano porozumienie konferencji jałtańskiej. Okazało się, że bilety są na konkretne godziny i na najbliższe to już nie ma, ale jako cudzoziemcy zostaliśmy wpuszczeni poza kolejka, czyli bez kolejki i bez przewodnika, by móc samemu pochodzić po pałacu i porobić zdjęcia, gdzie nam się tylko chciało. A potem wyskok do Jaskółczego Gniazda ichnią zapchaną do granic możliwości marszrutką i przepychanie się w tłumie na szczycie tego bajkowego zameczku, który śmiało można uznać za symbol Krymu.
I bawi mnie nawet to wspomnienie, że gdzieś w międzyczasie zostałem zmuszony by zrobić to, czego nie trawię, czyli poleżeć na plaży :). Z nudów zasnąłem i spaliłem się koncertowo tak, że w nocy telepało mnie jak w febrze. To jeszcze pal sześć, dwa dni później trzeba było założyć plecak i jechać dalej. Bolało to mało powiedziane, a skóra schodziła płatami. Ale jakże to nie pojechać dalej i nie zobaczyć kamiennego miasta Czufut Kale, tak przypominającego Kapadocję w Turcji? Albo jak tu nie przemieścić się do Sudaku, by zobaczyć zamek, którego i tak od środka nie zobaczyliśmy jeśli dobrze pamiętam, bo uznaliśmy, że wstęp jest za drogi i jako studentów to nas na takie ekstrawagancje nie stać. Pozostało tzw. zwiedzanie z zewnątrz 🙂
I jak tak sobie przypominam, to coraz bardziej jestem ciekaw, czy w najbliższym czasie da się ponownie pojechać na Krym, czy ten region Ukrainy na długie lata przez Wladka Władimirowicza Putina został zdestabilizowany, jak dla przykładu Osetia Południowa w Gruzji. Baaaardzo jestem ciekaw, co przyniesie przyszłość i czy jadąc na Ukrainę, będę mógł pojechać na Krym – Ukraiński Krym. Chociażby, by zasiąść jak kiedyś w jakiejś opuszczonej knajpce, jak ta poniżej, w której będziemy jedynymi gośćmi, a do wyboru będzie piwo i piwo :). OBY!