Krzemionki Opatowskie to niemy świadek historii sprzed kilku tysięcy lat. W czasach, kiedy Egipcjanie stawiali swoje piramidy, na terenie obecnej Polski we wspomnianej miejscowości i jej okolicy wydobywano cenny surowiec – krzemień pasiasty. Żeby nie było, to Egipcjanie też cenili krzemień, bo to całkiem wdzięczny do obróbki materiał.
Dawno, dawno temu, kiedy Krzemionki Opatowskie nie były Krzemionkami, a i o Polsce nikomu się nie śniło, bo nikt takiego pojęcia nie znał, bowiem nie istniało nawet plemię Polan… W tym to czasie na przysłowiową wagę złota był krzemień! Witamy w epoce kamienia, gdzie krzemień służył niemalże do wszystkiego! Kamień łupany? Jak najbardziej, bo z wielkich krzemiennych konkrecji odłupywano fragmenty skały, by uzyskać w ten sposób broń i narzędzia.
Krzemień – cenny materiał neolitu
Materiał był tak cenny, że w jego poszukiwaniu budowano głębokie niemal na kilkanaście metrów kopalnie. Tak wydobytym krzemieniem handlowano w promieniu do 200km! Chociaż zdarzało się, że krzemienne narzędzie znajdowano nawet 600km od miejsca wydobycia. Zatem sami widzicie, że musiał to być bardzo dochodowy interes. Cóż, niestety do naszych czasów z tych potężnych kompleksów wydobywczych przetrwało niewiele, bo o ile pozostałości kopalni mają się dobrze i łatwo je odkopać, o tyle to co na powierzchni, to inna bajka. Drewno płonie, butwieje, rozpada się. A przecież w tak dużym i bogatym ośrodku musiało istnieć wiele domów i warsztatów przynajmniej wstępnie obrabiających krzemień. Tak, około 5000 lat temu musiało to być fascynujące miejsce. Można powiedzieć, że niemal gospodarcze centrum Europy! Ok, może trochę przesadzam… ale tylko trochę!
Ale te przemyślenia zacząłem mieć dopiero w drodze na Ponidzie, dokąd udawałem się dalej po zwiedzeniu Krzemionek Opatowskich. Głównym celem tego wyjazdu była fascynująca Wiślica i jej płyta orantów. Krzemionki były po prostu po drodze, a że ostatnio zostały wpisane na Światową Listę Dziedzictwa UNESCO, to po prostu musiałem je zwiedzić.
Zatem pewnego wakacyjnego dnia jeszcze przed południem skręciłem w niepozorną drogę oznakowaną, że tędy jedzie się do muzeum. Potem zaskoczenie, bo przed nowym budynkiem znajduje się sporych rozmiarów parking. Jak widać pomyślano tu o wszystkim, budując muzeum wydawałoby się w środku pola. Może nie pomyślano o restauracji, ale ponieważ przyroda nie lubi próżni, to obok parkingu rozstawiły się stragany. Można się napić kawy, ale także zjeść ciasta serwowane przez panie z koła gospodyń wiejskich. Sernik pierwsza klasa!
Potem albo i od razu trzeba tylko pójść do kasy i zakupić bilet wstępu. Cóż, teraz wszystko w ręku losu, bo nie wiadomo, jak liczna będzie grupa, do której dołączymy. Oraz nie wiadomo, czy trafimy na przewodnika z pasją, czy rzemieślnika, przychodzącego po prostu do pracy. Cóż, ja akurat trafiłem na faceta bez polotu. Niestety nie umiał zaciekawić fascynującym miejscem, bo był bardziej klepaczem formułek niż krasomówcą. A szkoda. Ale tak czy inaczej, co miałem zobaczyć, to zobaczyłem i wszedłem, gdzie było trzeba.
Krzemionki Opatowskie – muzeum
Dołączam zatem do sporej grupy i o wyznaczonej na bilecie godzinie, wchodzimy na teren muzeum historyczno-archeologicznego. Najpierw przewodnik przybliża czas i kulturę, w które się zagłębimy. To pozwala lepiej zrozumieć wystawy, pokazywane w muzeum. Bo też za chwilę otwierają się drzwi i można się zagłębić w świat, który panował na tych ziemiach niemal 5 000 lat temu. Świat kultury pucharów lejkowatych i kultury amfor kulistych. Świat po którym pozostały wykopaliska, które mówią sporo, ale na jeszcze więcej zagadek nie odpowiadają.
Tak czy inaczej przed zwiedzającymi muzeum i wystawy. Nie ma tu na szczęście natłoku nudnych gablot z artefaktami, za to mocno postawiono na realizm. Postawiono tu naturalnych rozmiarów chaty, które odtworzono na podstawie wykopalisk. A dookoła chat dzieje się to, co dawniej było codziennym życiem. Zatem mamy tu warsztaty krzemieniarzy – specjalistów od obróbki krzemienia, ale tuż obok mężczyzna i kobieta rozpakowują wóz z jakiś dóbr. Obok domu dziecko pilnuje stada owiec, a inna para pielęgnuje przydomowy ogródek.
Ponieważ teren muzeum jest mały, a do pokazania wiele, to niedaleko we wgłębieniu leży skrępowana krowa, zapewne przeznaczona na ofiarę bogom. A kilka kroków dalej leży martwy mężczyzna, obok niego łuk i strzały. Nad nim stoi rozpaczająca kobieta. Tak, wyrażono tu nawet takie emocje.
Co ciekawe, wszystkie postaci są naturalnej wielkości. Jak się łatwo domyślić, ludzie wtedy byli o wiele niżsi niż dziś. To akurat bardzo ułatwiało sprawę, jeśli chodzi o budowanie tuneli górniczych. Mogły być niższe niż musiałyby być dziś.
I tu dochodzimy do kolejnej części wystawy. Bo skoro Krzemionki Opatowskie (swoją drogą ciekawe, jak to miejsce nazywano przed 5000 tysiącami lat?) to było centrum wydobywania krzemienia, to w muzeum musiała się pojawić wystawa, jak ten krzemień pozyskiwano. I rzecz jasna mamy tu kilka manekinów, które wspinają się po drabinach lub siedzą w zagłębieniach korytarzy, pracując nad pozyskaniem cennego surowca. Swoją drogą oglądając je, przypomniały mi się korytarze w kopalni soli w Wieliczce, gdzie pokazano jak wypalano gaz, unoszący się w kopalni. Manekiny są podobne 🙂
I bez cienia ironii sugeruję, żebyście przyjrzeli się tym manekinom dokładnie. Dlaczego? Bo pokazują, jak dawniej się ubierano, w jakim stroju górnicy szli do pracy. Zresztą sami spójrzcie na buty tego osobnika na zdjęciu!
Krzemionki Opatowskie – zwiedzanie kopalni
I kiedy obejrzymy już wystawę stałą w muzeum, pora na wyjście na świeże powietrze. Na dwór (mówiąc po mazowiecku) lub na pole (mówiąc pod małopolsku). Tu czeka na nas kolejna atrakcja, ale do niej trzeba będzie kawałek podejść. Marsz odbywa się przez piękny las i jest to o tyle ważne, że w momencie, kiedy w 1922 roku profesor Jan Samsonowicz, odkrył te neolityczne kopalnie, teren ten wyglądał zupełnie inaczej. Uwagę geologa zwróciło mnóstwo jam i małych pagórków, które były wyraźnie widoczne w pozbawionym drzew krajobrazie. Szybkie sprawdzenie pokazało, że te pagórki, to po prostu miejsca, w które pradziejowi górnicy wysypywali wydobywany spod ziemi urobek skalny. Ziemię i kruszywo, które drążyli budując korytarze i jamy, by znaleźć bryły krzemienia.
I od razu trzeba powiedzieć, że dawni górnicy nie byli w ciemię bici, wiedzieli gdzie kopać i gdzie można spodziewać się krzemienia. Obszar, na którym powstawały kopalnie liczy sobie 78,5 hektara, a jego szerokość waha się od 25 do 200metrów. Długość do aż około 4,5 kilometra! I teraz najważniejsze: Nikt nie policzył dokładnie, ile powstało tych prehistorycznych kopalń, bo zrobić się tego nie da. A to dlatego, że ich liczbę szacuje się na ponad 4 000. Kopalnie funkcjonowały w okresie neolitu, od około 3900 lat przed naszą erą, chociaż ich najintensywniejsza eksploatacja to lata 2900 do 2500 przed narodzeniem Chrystusa.
Kopalnie krzemienia
Idąc wraz z przewodnikiem trasą, widzimy co i rusz tego typu pagórki. Jednak dla potrzeb ruchu turystycznego, część z dawnych kopalń odkopano. Dzięki temu zatrzymując się na platformach obok nich, można zajrzeć do wnętrza drążonych szybów i jam. Cóż, sami pewnie niewiele byśmy dostrzegli, ale na szczęście przewodnik wyjaśnia, w jaki sposób powstawały poszczególne typy kopalń i jak wydobywano w nich krzemień.
Dowiemy się zatem, że najprostsze były po prostu rowy i jamy, które kopano w ziemi i wybierano najpłycej zalegający krzemień. Te miejsca mają tak do około 2metrów głębokości. Potem są kopalnie niszowe. Te miały już od 2,5 do 4 metrów głębokości. Dolna część tych konstrukcji była szersza, bo neolityczni górnicy wybierali skałę i ziemie w promieniu około 2metrów od szybu. Cóż, dalsze kopanie groziło zawaleniem.
Kolejny typ kopalni to chodnikowe. Od szybu kopano chodniki odchodzące promieniście w promieniu do 7 metrów. Wysokość chodników była niewielka, bo krzemień występuje w pokładach o wysokości do jednego metra. Następny typ to kopalnia filarowo-komorowa. Od powyższej różni się tym, że za filary wykorzystywano naturalne skały, które chroniły przed zawaleniem się chodników. A chodniki miały długość do 8 metrów.
Idąc podziemną trasą
Wreszcie zaś dochodzimy do technologicznego szczytu podziemnej inżynierii neoitycznych specjalistów od rycia w ziemi. Oto kopalnie komorowe! Ten cud ówczesnej techniki był najbardziej zaawansowany. Głębokość szybu wynosiła nawet do 9 metrów, a korytarze odchodzące od niego mierzyły nawet 20 metrów i potrafiły być ostemplowane, by w taki sposób chronić górników przed zawaleniem się korytarzy. Takich korytarzy potrafiło być wiele, dzięki czemu powierzchnia, na której pracowano, liczyła nawet do kilkuset metrów kwadratowych!
Aby pokazać, skalę dawnej kopalni, archeolodzy i pracownicy muzeum Krzemionek Opatowskich odsłonili jedną z większych kopalń. Opierając się na odkryciach archeologicznych, odtworzyli też nie tylko sam szyb, ale także to, co było nad nim. A to po to, by pokazać, że nad częścią największych kopalń, budowano zadaszenia, które powodowały, że były one odporne na warunki atmosferyczne. Dzięki temu korytarze nie były zalewane przez wody opadowe. Przy szybie postawiono też stylizowane manekiny, które pokazują, jak dawni górnicy byli ubrani i co robili.
Kopalnie, czyli jak wydobywano krzemień
I teraz dochodzimy do jednego z najciekawszych zagadnień. Tego jak wydobywano krzemień, czyli jak budowano kopalnie i jak je eksploatowano. Aby się o tym przekonać, odkopano kopalnie komorowe i wśród nich zbudowano podziemną trasę turystyczną. Zatem wszyscy zwiedzający mają szansę zobaczyć, jak to było pracować dawniej na takiej głębokości. Co ciekawe, to schodząc do kopalni przewodnik nie wita się z turystami pozdrowieniem „Szczęść Boże”, jak to ma miejsce w niemal wszystkich kopalniach , że za przykład przywołam najstarszą w Polsce kopalnię soli w Bochni. Cóż, byłoby to kuriozalne pozdrowienie, bo konstrukt znanego nam z kultury Boga niemal sześć tysięcy lat temu, nie był zupełnie znany. W ogóle nie wiemy, w co wierzyli dawni, neolityczni górnicy.
Do podziemnej trasy turystycznej schodzimy schodami. I tu warto powiedzieć, że trzeba się cieplej ubrać, bo na dole temperatura waha się od 7 do 9 stopni Celsjusza. Twórcy tych korytarzy starali się pokazać, jak dawniej się pracowało, zatem część trasy wiedzie obok mających kilka tysięcy lat wyrobisk. Ale przeważająca część trasy to po prostu nowe tunele o wysokości odpowiadającej współczesnemu człowiekowi. Tylko żeby urozmaicić takie zwiedzanie, w ściany wstawiono krzemienne konkrecje. Konkrecje czyli sporej wielkości bryły krzemienia, a część z nich rozłupano, by pokazać ich kolor. Dzięki takiemu zabiegowi, zwiedzający mogą sami się przekonać, czego poszukiwali prehistoryczni górnicy. I oczywiście można tych krzemieni dotknąć i zrobić zdjęcie.
Rzecz jasna w te najstarsze części kopalni, gdzie tysiące lat temu pracowali ludzie, nie da się wejść, lecz oglądamy je za kratkami. Jednak w tych miejscach najłatwiej sobie wyobrazić, jak trudna była praca dawnych specjalistów, którzy swoją pracę wykonywali przy łuczywach ze smolnych gałęzi w chłodzie i dużej wilgoci. Cóż, nic dziwnego, że długość życia w dawnych czasach nie była zbyt długa. A czym posługiwali się dawni górnicy, przy wydobyciu krzemieni z takich głębokości, skoro nie była to jeszcze epoka żelaza ani nawet brązu i takich narzędzi nikt nie znał? Cóż, przede wszystkim narzędziami drewnianymi, ale także kamieniami i porożem zwierząt. Nie była to zatem łatwa praca, bo spróbujcie ryć i kopać w ziemi i skale, bez użycia metalu!
Rekonstrukcja dawnych osad
Po tym, jak wyjdziemy na powierzchnię, na zwiedzających rezerwat przyrody Krzemionki Opatowskie, czeka jeszcze jedna atrakcja. To możliwość zwiedzenia dawnej osady, a raczej rekonstrukcji opartej na odkryciach archeologicznych.
To na co bardzo radzę zwrócić uwagę to wóz. Dlaczego wóz, zapytacie? Otóż dlatego, że na wazie odkrytej w pobliskich Bronocicach, znajduje się ciekawa ozdoba. Nie ma tu pełnej zgodności, co to jest, ale część archeologów przychyla się do wniosku, że na tej wazie wyryto i wypalono w glinianym naczyniu symbol przedstawiający wóz. Wóz to niby nic takiego, ale zauważcie, że wóz ma koła! A koło uważane jest za wynalazek dokonany w Mezopotamii około 3500 roku przed naszą erą! Mezopotamia zaś położona była kilka tysięcy kilometrów od terenów obecnej Polski. Jeśli zatem na wazie z Bronocić, która datowana jest na lata 3635–3370 p.n.e, faktycznie widnieje wizerunek wozu z kołami, to by oznaczało, że koło zostało wynalezione niezależnie w kilku regionach świata! Archeologiczna rewolucja!
Jednak poza oglądaniem pradawnego wozu, zbudowanego na podstawie wizerunku z wazy, w tej osadzie otoczonej drewnianym murem, możemy obejrzeć i zwiedzić kilka domów. Dzięki ich wyposażeniu, możemy mieć jakie takie pojęcie, jak żyli ludzie w dawnych czasach. I wierzcie mi, że nie było to łatwe życie. I warto jeszcze wspomnieć, że w celu dodania realizmu do rekonstrukcji, to w tych domach są nie tylko skóry zwierząt i dość prymitywne sprzęty, lecz także żywy inwentarz jak np. owce.
To co ja sugeruję, to spojrzenie na drewniane belki i dach. Wyobraźcie sobie, że te grube drzewa, z których stworzono belki podtrzymujące dom, ścięto za pomocą krzemiennych siekier!
Rezerwat i muzeum Krzemionki Opatowskie – czy warto
Przyznam, że tuż po wyjeździe z Krzemionek Opatowskich zastanawiałem się, czy było warto. Czy miejsce mi się podobało i przyznaję, że miałem mieszane uczucia. Bo z jednej strony to fascynujące miejsce i możliwość przekonania się, jak niemal 6 tysięcy lat temu tworzono kopalnie było fascynujące. Tak samo jak możliwość zapoznania się z dawnym życiem, które pokazano w muzeum. Ale z drugiej strony, pokazane są tak odległe czasy i tak mało się zachowało, że trzeba trafić na bardzo dobrego przewodnika, który w plastyczny sposób opowie to, czego nie widać. Ja niestety trafiłem na sporą grupę, zatem podczas zwiedzania kopalni często w ogóle nie słyszałem przewodnika, bo szedł on na początku grupy, a ja na jej końcu. Poza tym opowiadał w bardzo nudny sposób. A na domiar złego, w pewnym momencie znikł na kwadrans, bo pognało go do kibla… Rozumiecie, jak nie urok, to sraczka! Mój niefart.
Krzemionki Opatowskie – cennik, parking i czas zwiedzania
Muzeum Archeologiczne i Rezerwat Krzemionki w miejscowości Sudół koło Ostrowca Świętokrzyskiego jest
- Podziemna trasa turystyczna liczy około 500 metrów
- Głębokość trasy to nawet 11,5 metra pod powierzchnią ziemi
- Temperatura waha się od 7 do 9 stopni, w zależności od pory roku. Zabierzcie ciepłe ubranie!
- Bilet normalny do Krzemionek Opatowskich kosztuje 30zł, bilet ulgowy to koszt 20zł
Godziny otwarcia tego muzeum i parku archeologicznego różnią się w zależności od miesiąca.
- Maj – wrzesień: Poniedziałek 10.00 – 16.00; wtorek – nieczynne; środa – piątek 9.00 – 18.00; Sobota – niedziela 10.00 – 18.00
- Kwiecień i październik: Poniedziałek 10.00 – 16.00; wtorek – nieczynne; środa – niedziela 9.00 – 17.00
- Listopad, grudzień, styczeń, luty, marzec: Poniedziałek 10.00 – 16.00; wtorek – nieczynne; środa – piątek 8.00 – 16.00; sobota – niedziela. 8.00 – 16.00
Więcej szczegółów o cenach i godzinach zwiedzania na stronie muzeum, czyli tu.
W szczycie sezonu czyli miesiące od maja do września wejścia do muzeum i do podziemnej kopalni są co pół godziny od otwarcia muzeum, ale różnie jest z ostatnim wejściem.
Poza sezonem wejścia są zaledwie kilka razy dziennie – mniej więcej co godzinę od otwarcia.
Dlatego bardzo polecam rezerwację, bo Krzemionki cieszą się dużym powodzeniem. Bez rezerwacji, szczególnie w weekendy i święta, może być kłopot z kupnem biletu. Chociaż mnie się udało z marszu, ale byłem w czwartek rano.