Na rynku właśnie zaczęła grać młodzieżowa orkiestra. Kontrabas, gitara, skrzypce, prosta perkusja w postaci pudła. Kilku młodych chłopaków postanowiło zarobić na swojej pasji i jednocześnie uprzyjemnić życie turystom, tłumnie odwiedzającym Lwów w ten sierpniowy wieczór. Oni zaczynają grać, a pierwsze pojedyncze osoby zaczynają przystawać i słuchać. Ja akurat zmierzam do „Teatru piwa – Prawda” tam właśnie powinien trwać codzienny koncert knajpianej orkiestry dętej.
I rzeczywiście koncert już trwa, zaczął się przed chwilą. Dźwięk niesie się przez wszystkie piętra, bo knajpa jest urządzona w kamienicy, która jest w środku pusta na przestrzał. Koncert słychać z każdego miejsca, jest głośno, nie ma miejsc przy stolikach na górnych piętrach, siadam zatem przy barze i zamawiam piwo. A mają tu dobre, warzone na miejscu trunki. Pal sześć że część obsługi nie odróżnia stouta od ale, da się jednak dogadać. Teraz jednak jestem tu dla muzyki a ta przybiera na sile. Orkiestra dęta potrafi nieźle hałasować.
I w pewnym momencie stało się to, co uwielbiam. Totalna jedności widowni i orkiestry. Jeden organizm reagujący tak samo, czujący to samo,przenikające się. Zaczyna się stary, znany kawałek „Take on me” i nie wiedziałem dotąd, że można go wykonać w taki sposób. Muzyka huczy w uszach, publiczność wstaje od stolików, tańczy, klaszcze, skacze. Orkiestra jeszcze przyspiesza, barmani wchodzą na bar. Nie ma już obsługi, nikt teraz nie zamówi piwa, zresztą nie ma też zamawiających, jest rytm, taniec, muzyka… Jest tu i teraz. Zatracenie w rytmie, takie bałkańskie wręcz szaleństwo. „Take on me, take me on…” jest rytm i zabawa…
I kiedy przebrzmiał ostatni takt, jest burza krzyków i oklasków. Nie ma przerwy, mimo, że orkiestra wstaje i chce odpoczynku. Rozpoczyna się walenie rękami w stoliki, uderzanie butelkami i tym, co kto ma w ręku. Jeden rytm, jeden organizm setek ludzi pragnących WIĘCEJ. Orkiestra nie ma szans zejść. Za chwilę do jednostajnego rytmu widowni dołącza perkusja, podejmuje dialog. Za moment cała knajpa i orkiestra znów zatraca się w rytmie. Na piętrze orkiestry jakaś grupa właśnie jedzie tradycyjnym polskim „wężem” przez salę. Trzymamy się za bioderka… krzyczymy, kiwamy, idziemy… 😀 Kiedyś rozbawiło mnie to w Budwie, wtedy to byli Polacy, teraz pewnie też. Ale to nieistotne, to raczej zabawne i ludyczne. A teraz? Nawet nie wiem kiedy, nastał koniec koncertu, koniec bisów.
Wychodzę na ulicę, a tam wokół koncertującej grupki, którą widziałem ponad godzinę temu, zabrał się już tłum. Zabawa trwa w najlepsze, noc jest jeszcze młoda, bo do dwudziestej drugiej brakuje zaledwie kilku minut. Rynek nie śpi i tak jak i „Teatr piwa” eksploduje rytmem.
Z rozczarowaniem widzę patrol policji, jak idzie do grających chłopaków. „- No to koniec – myślę sobie – Będzie mandat za zakłócanie ciszy nocnej albo za brak pozwolenia na grę. W każdym razie będzie to koniec zabawy. Ze zdumieniem widzę jednak, że tylko jeden funkcjonariusz podchodzi do chłopaka z orkiestry i szepcze coś do ucha, by po chwili zniknąć. Nie było nawet chwili przerwy w grze. Prawdą jest jak widać, że policja na Ukrainie zmieniła się po ostatnich wydarzeniach.
1 Comment
też lubię jak muzyka porywa tłum. Teraz już zawsze gdy usłyszysz „Take on me” będziesz myślami w lwowskiej knajpce 🙂