Z mnóstwa rozmów, które do tej pory odbyłem z Irańczykami ta była najtrudniejsza. Jak zawsze idę sobie ulicą, rozglądam się ciekawsko na boki, bo to zawsze jest inaczej niż u nas. Inaczej wyglądają sklepy, inaczej ich witryny, inny asortyment i temu podobne. I nagle zjawia się przy mnie chłopak. Ma gdzieś z 20 lat.
Jak zawsze rozmowę zaczynamy o niczym, czyli moje wrażenia z Iranu, gdzie byłem, co sądzę, co planuję. Miło nam się gawędzi, czas płynie naprawdę szybko a jego angielski jest zadziwiająco niezły. Przechodzimy do informacji o nim. Wyrzuca, że on jest Irańczykiem! Że czuje się Irańczykiem i zawsze mówi że jest Irańczykiem, kiedy pytają się go skąd jest. Faktycznie, teraz widzę, że jest bardziej śniady, bardziej opalony. I sam z siebie dodaje, że jego ojciec kilkadziesiąt lat temu uciekł przez zieloną granicę z Afganistanu i teraz żyją tu, w Iranie. Wraz z jego matką, którą ojciec poznał już tutaj. I on, syn ma już irańskie obywatelstwo, ma wszystkie legalne papiery. Ale ojciec wciąż jest tu nielegalnie. Ale to nic, nikt się nie czepia, nikt nie donosi. Dobrze im się tu żyje. Jak na ich możliwości.
Chłopak jednak ma marzenie. On chce się stąd wyrwać, chce poznać świat, być jak turysta, który obce miejsca, jak Iran przyjeżdża tylko zwiedzać. Turysta wie, że kraj do którego przyjechał, to nie jest to jego dom, wygodny dom czeka gdzieś daleko, tysiące kilometrów od miejsca, do którego przyjechał pooglądać ciekawe widoczki, przeżyć przygodę, doświadczyć czegoś nowego. On, Irańczyk, po ojcu pół Afgańczyk też tego chce. Tu jednak nie ma takich szans. On marzy o wyjeździe do lepszego świata. Do Australii, a najlepiej do Europy. Wie co prawda, że w Europie jest kryzys, ale magiczny kontynent Europa go pociąga…
I wreszcie wrzuca z siebie, to co widać od samego początku było jego celem. Przyszedł się poradzić. Bo on „może pojechać do Turcji, a tam są ludzie, którzy mogą mu pomóc, mogą przerzucić… wiesz, przez granicę, do Europy” Tak, wiem, że są takie osoby, wiem, że mogą go przerzucić. Wiem, że to możliwe, że jak zapłaci, to będzie miał w ramach tych pieniędzy kilka szans na dotarcie do upragnionego Starego Kontynentu. Powiedział też, że jest i inny sposób, że on przecież jest na wpół Afgańczykiem, że przecież tam jest wojna i że kraje Zachodu dają azyl, takim osobom, że może to jest sposób. On nie zadał pytania. Wyrzucił z siebie te informacje, kompletnie nie znając osoby do której mówi, ale chyba oczekiwał rady.
Tylko co miałem mu powiedzieć? Że nikt tu w Europie na niego nie czeka? Że Europa ma dość własnych problemów, że kolejny uchodźca jest jej zupełnie niepotrzebny? Że nawet jeśli uda mu się przedostać nielegalnie do Europy, to zostanie w niej w najlepszym razie obywatelem drugiej kategorii, o ile nie trzeciej? Człowiekiem wiecznie ukrywającym się, bez paszportu, bez praw. Często bez pracy, a czasem i bez godności. Że jeśli nie trafi dobrze, będzie miał status na pół niewolnika, który znikąd nie może otrzymać pomocy. Że widmo deportacji będzie wciąż nad nim wisiało…?
Jak powiedzieć, to chłopakowi, który marzy o świecie, a którego świat ma w głębokim poważaniu?
Poradziłem, by się zastanowił raz jeszcze, najlepiej kilka razy. I jeśli Europa, to niech poczeka aż się kryzys przetoczy.
„A zatem Australia” powiedział.
1 Comment
Smutne to, co piszesz…Prawdziwe, ale smutne. Szkoda chłopaka, pewnie nie zazna spokoju.