1280 metrów nad poziomem morza to dobra wysokość, w sam raz by być bliżej Boga. To wysokość idealna wręcz, by u stóp góry Zlatovrv (Złoty Szczyt) w Macedonii zbudować monastyr do łączności śmiertelników z Bogiem. W takim właśnie przepięknym miejscu zbudowano monastyr Treskawec.
Monastyr Treskawec – piękno sacrum
Spis treści
Na pierwszy rzut oka monastyr Treskawec jest jakąś starą, zniszczoną świątynką, dodatkowo obłożoną rusztowaniami (2022r.). Wejście? Zdecydowanie nie zachęca do wejścia, bo co spektakularnego może się kryć za taką fasadą? A jednak powiedzenie, by nie oceniać książki po okładce, sprawdza się tu doskonale.
Kiedy przekracza się próg świątyni, wchodzimy najpierw do nartexu czyli krytego przedsionka. I tu zaczyna się już „dziać”, na ścianach znajdują się pierwsze dzieła. Z tego, co jest napisane na tablicach informacyjnych, te są najstarsze w klasztorze (XIII wiek). Cóż, tu także są rusztowania, to nie dodaje urody, ale niewątpliwie są potrzebne, bo świątynia wymaga remontu. Ale cuda zaczynają się dziać za kolejnymi drzwiami.
Mieliście kiedyś tak, że przechodzicie przez drzwi i wchodzicie do innego świata? Tak jak np. Alicja przechodziła do Krainy Czarów? Po przejściu progu kościoła w Treskawcu nagle znajdujemy się w sferze odczuwalnego sacrum. I patrząc na to wnętrze targają człowiekiem dwa uczucia: zachwytu i przerażenia.
Zachwyt, bo freski pokrywające niemal każdą ścianę, tonącego w mroku wnętrza. Są przepiękne! Ale przerażenie jest odczuwane dlatego, że to wnętrze woła o szybki remont. Czas działa na niekorzyść tych wspaniałych dzieł sztuki!
Freski monasteru
Przyznam się Wam, że po obejściu świątyni po prostu wróciłem do drzwi wejściowych, stanąłem w kącie i chłonąłem piękno. Tu nie ma tłumów turystów, bo dojazd nie jest taki prosty, dlatego jeśli już ktoś tu przychodzi, to świadomie i w celu modlitwy. I tak jak ja, wszyscy mają wrażenie, że są tu sami, dlatego nie dziwię się zaskoczeniu i głośnemu krzykowi jednej dziewczyny. Po krótkiej modlitwie odwróciła się i z mroku wyłoniła się moja sylwetka.
Jednak ile można tak stać? Dlatego po kilkunastu minutach podziwiania z odległości, zacząłem powolny obchód świątyni. Nie jest wielka, to zaledwie jedna nawa, ale za to poziom nasycenia obrazem, powoduje, że kolejne minuty upływają na studiowaniu detali i tej feerii barw i opowieści płynących z malowideł na ścianach. Tylko im dłużej przebywa się w tym pomieszczeniu, tym bardziej widać, że potrzeba tu pilnej interwencji konserwatora zabytków. I tym samym dużych kwot pieniędzy. Pewnie idących w setki tysięcy euro, jeśli nie więcej.
Wystarczy stanąć tyłem do ołtarza, by zobaczyć np. walącą się ambonę i zniszczone przez czas ściany. Pokręciłem się jeszcze we wnętrzu i wyszedłem, by ruszyć w drogę powrotną w kierunku Prilepu. „Po śladach”, bo trzeba powiedzieć, że by dostać się do monasteru Treskawec trzeba pokonać bardzo piękną widokowo drogę przez góry. Dwie godziny marszu w pięknych okolicznościach przyrody.
Historia Treskawca
Ciekawostka: monastyr Treskawec to nie jest oryginalny, chrześcijański pomysł. Już za czasów rzymskich czczono w tym miejscu Apolla i Artemidę. Ale ponieważ bogowie są długowieczni, ale nie wieczni, to na kult wyżej wymienionych przyszedł kres wraz z upadkiem Rzymu. Za to chrześcijaństwo, jako religia uniwersalistyczna, jak to ma w zwyczaju, doskonale wpasowuje się w nowe, wolne przestrzenie. Bo ludzie jak się okazuje rzadko mogą żyć bez boga. Dlatego w VI wieku w dawnym sanktuarium dwóch bogów, powstała świątynia jednego Boga.
I trwała sobie przez stulecia, aż do wieku XII, kiedy w jej miejscu zbudowano klasztor Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny.
Zbudowana świątynia była konstrukcją jednonawową i wielokrotnie przebudowywaną z uwagi na wiatry historii. Cóż, Bałkany jako region nie są miejscem spokojnym i można powiedzieć, że wojny są tu na porządku dziennym. Dlatego też monaster Treskawec także wielokrotnie ucierpiał.
Ale to co widzimy i tak jest wystarczająco stare, by być zabytkiem klasy zerowej. A kiedy do niego wejdziemy, odkrywa się przed zwiedzającym inny świat. Freski przepiękne nade mną, absolutny zachwyt we mnie!
Chociaż jeśli przyjedziecie tu pomodlić się, też otworzy się przed Wami inny świat. Świat sacrum!
Jak już przy freskach jesteśmy, to pokrywały one niemal wszystkie wewnętrzne ściany. Cóż, dziś nie pokrywają, bo zwyczajnie ząb czasu zatarł część arcydzieł. Ale i tak to, co przetrwało do dziś, po prostu zachwyca.
Najstarsze, z XIV wieku, obejrzymy w egzonarteksie (zewnętrzny przedsionek), zaś we wnętrzu najstarsze pochodzą z wieku XV. Chociaż większość zdobień powstawała później, mniej więcej do XVII wieku. I powiem Wam, że tego, co namalowano, nie da się opisać, to trzeba zobaczyć, by poczuć. To jest właśnie magia miejsca. Sacrum…
Dziś w Treskawcu mieszka jeden mnich, który czasami przemyka gdzieś po terenie klasztoru. Jest sam, zatem stara się doglądać wszystkiego, co się dzieje. Dlatego nie dziwcie się, że może nie znaleźć dla Was czasu. Mnie także nie udało się z nim porozmawiać.
A jest tu co robić, bo jak pisałem, monastyr jest obłożony rusztowaniami i wymaga pilnego remontu. Cóż, w ostatnich kilkunastu latach nawiedziły go dwa pożary – największy w roku 2013. I co prawda kościół nie ucierpiał, ale budynki klasztorne i owszem. Trzeba Wam wiedzieć, że to spory kompleks, bo w czasach świetności mieszkało tu około stu mnichów!
Ciekawostka: zastanawiacie się, skąd nazwa Treskawec? Według tego, co przeczytałem na stronie lokalnej organizacji turystycznej, „Treskavec” oznacza miejsce, w które często biją pioruny. Ale tu nie ma nic dziwnego, w końcu klasztor leży prawie pod szczytem najwyższej góry w okolicy!
Monastyr Treskawec – jak się dostać
Do Treskawaca możemy dostać się na dwa sposoby. Pierwszy to na własnych nogach, wychodząc z Prilepu na przepiękny widokowo szlak wiodący przez góry. Trasa liczy około 7km. Szlak zaczyna się obok hotelu Salida 2, który też szczerze Wam polecam. Za pokój z łazienką dla siebie w dobrym standardzie zapłaciłem 20 euro!
Trasę z Prilepu do klasztoru pokonacie w około dwie godziny do dwie i pół godziny. Początkowo jest on dość łatwy, ale w końcowym odcinku występują strome miejsca w w jednym jest nawet bardzo długa lina! Weźcie to pod uwagę!
Drugą opcją dotarcia do monasteru jest marsz wygodną drogą. Do przejścia jest 11km. Ale ten sam odcinek możecie też pokonać samochodem, czy bardziej taksówką, jeśli nie przyjechaliście na Bałkany własnym samochodem. Trasa została ostatnio wylana asfaltem i jeśli nie jedziecie zimą, to pokonacie ją bez trudu. Przed wjazdem na teren monasteru jest duży parking. Ale przed samą bramą klasztoru też jest mały parking.
Przyznam, że nie wiem, ile kosztuje taksówka, bo szedłem piechotą, ale obstawiam, że w jedną stronę powinna to być kwota około 350-400 denarów. Bo to jednak kawał drogi, a jednocześnie kierowca musi też wrócić. Cenę podaję orientacyjną w oparciu na doświadczenie z Bitoli, kiedy taksówką jechałem 8km do Parku Narodowego Pelister.