Visegrad (oryginalnie Višegrad) nie jest metropolią. W zasadzie niewiele tu atrakcji turystycznych. Jest tylko lub aż przepiękny most z listy UNESCO, eklektyczna osada dedykowana znanemu pisarzowi i… to tyle.
Jeśli ktoś pyta o wspomnienia z jakiegoś miejsca w świecie, a my nie za wiele umiemy sobie przypomnieć, to znak, że nie byliśmy w turystycznym pępku świata. Taki właśnie jest Visegrad w Bośni i Hercegowinie, a konkretnie w Republice Serbskiej. Bo warto wspomnieć, że Bośnia i Hercegowina to wciąż beczka prochu i miks narodowościowy wciąż tu o sobie przypomina. O tym jednak chwilę na końcu tego artykułu.
Ale humorystycznie dość, chociaż symptomatycznie zarazem powiem Wam, że drugim moim wspomnieniem jest obiad w najlepszej restauracji Višegradu. Sami oceńcie te atrakcje turystyczne.

Most na Drinie. Czyste piękno kamienia
Most na Drinie w zasadzie jest przejawem tego, że jak ktoś ma wpływy, to może załatwić wszystko. Tak jest dziś, tak było kilkaset lat temu i na pewno tak pozostanie.
Jako dziecko Mehmed Pasza Sokolović został zabrany rodzicom i jak wiele innych dzieci w imperium osmańskim podjął naukę i szkolenie na janczara. Musiał być diablo zdolnym dzieciakiem i jeszcze bardziej inteligentnym oraz sprytnym. Bo tylko tym można wytłumaczyć, że doszedł do najwyższego dostępnego urzędu w kraju. Stał się Wielkim Wezyrem. A jako najwyższy urzędnik miał nad sobą tylko sułtana i Allaha. Z czego tego drugiego bać się musiał tylko w zaświatach. Mehmed musiał też dobrze rządzić, bo służył aż pod trzema sułtanami, którzy mu ufali. Skończył jednak marnie, bo został zamordowany przez spiskowców.

Mehmed Pasha musiał być też sentymentalny, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że tak ogromny i skomplikowany obiekt inżynieryjny jakim jest most, postanowił zbudować bardzo blisko swojej rodzinnej wioski Sokolovići. Jak na ówczesne czasy, ten most był czymś wspaniałym, niespotykanym i budzącym respekt. Oraz dumę, bo jak nie być dumnym ze szczytów techniki? Ówczesnej rzecz jasna.
Most – cud dawnej techniki
Most powstał naprawdę szybko, bo w latach 1571-1577. I nie jest to budowla byle jaka! Konstrukcję o długości 179,5 metra oparto na 11 łukach, szerokość 7,25m zatem mogły się na nim wyminąć wozy z towarem. Do tego dochodzi jeszcze rampa wjazdowa, usytuowana pod kątem 90 stopni. Rampa ma 49,2 metra i opiera się na czterech kolejnych łukach. Przy normalnym stanie wody most unosi się około 15 metrów nad lustrem wody. Na środku mostu znajduje się cuprija. Taras, który w dawnych czasach stanowił towarzyskie serce mostu. Tu spotykali się ludzie, tu pili herbatę, tu podejmowali decyzje. Jeśli chcecie to sobie bardziej plastycznie wyobrazić, przeczytajcie Most na Drinie, noblisty Ivo Andrićia. Tytułowy most, to właśnie omawiana konstrukcja w Visegradzie. Ówczesny cud techniki i inżynierii.


Jeśli chcecie w pełni docenić i zachwycić się mostem na Drinie, koniecznie wejdźcie na punkt widokowy, mieszczący się na skale górującej nad drogą przelotową. Wspinaczka jest krótka, a widok wspaniały. Stąd najlepiej można docenić potęgę konstrukcji i jednocześnie jej delikatność. Pomimo tego, że jest z kamienia, wije się nad nurtem Driny jak rozciągnięta zwiewna wstążka. Chciałbym ten widok mieć przed sobą w piękny, słoneczny dzień. Ale niestety chmury zaciągnęły niebo, a prognozy mówią, że będzie tylko gorzej, wiatr coraz bardziej daje znać o sobie. Dlatego nie korzystamy z propozycji rejsu po rzece i idziemy zwiedzać kolejną atrakcję Visegradu. Celem jest Andrićgrad.

Andrićgrad. Połączenie wszystkiego z wszystkim
Andrićgrad, kiedy tylko go zobaczyłem, przywołał mi wspomnienia z Maroka, a konkretnie z Warzazat. A to miasteczko jest siedzibą dwóch muzeów filmowych i kręcono tu niezliczone filmy. Kręcono i budowano ogromne scenografie, które można rzecz jasna dziś zwiedzać we wspomnianych muzeach. I właśnie takim wielkim sztucznym planem dla filmowców jest Andrićgrad. Wszystko tu jest tak sztuczne i tak niepasujące do siebie. Wyrwane z kontekstu i smaku, że to aż piękne i zabawne miejsce. I tylko tak można je traktować.

Twórcą i pomysłodawcą jest słynny Emir Kusturica. Reżyser takich dzieł filmowych jak np. „Underground” lub „Czarny kot, biały kot.” Andrićgrad to nic innego tylko w języku polskim „Miastoandricia.” Nazwa na cześć urodzonego w Travniku Ivo Andricia, słynnego jugosłowiańskiego pisarza, laureata Nagrody Nobla.
I nawet przy budowie Andrićgradu pojawia się polityka. Otóż budowę zaczęto 28 czerwca – w rocznicę chyba największego mitu narodowego Serbów czyli bitwy z Osmanami na Kosowym Polu. Bitwy przez Serbów przegranej, w której zginęła znaczna część serbskiej szlachty.
Tu mała dygresja: bitwa była 15 czerwca, ale 28 tegoż miesiąca przyjęty jest z racji zmiany kalendarza z juliańskiego na gregoriański. Wracając jednak do tego fascynującego miejsca, to ukończono je trzy lata później. Równo 28 czerwca 2014 roku. Oczywiście nie wszystko było skończone i nadal nie jest, ale kto by się tym przejmował. Budowa kosztowała podobno 14 milionów dolarów!

Andrićgrad: czego tu nie ma!
Nie jest łatwo powiedzieć, czym jest to założenie architektoniczne. Bo w zasadzie postanowiono zbudować tu małe miasto w mieście. Na cypelku położonym w widłach rzek Driny i Rzawu zbudowano hotele, akademię sztuk pięknych, ratusz, hotele, kino na kilka sal, teatr, instytut Ivo Andricia, instytut języków słowiańskich i wiele więcej. I rzecz jasna wiele miejsc i dekoracji odwołuje się albo do twórczości Ivo Andricia, albo do historii Visegradu.
Naprawdę nie da się opowiedzieć tego miejsca. To trzeba zobaczyć. Bo z jednej strony wchodzimy do miasta, jak do kamiennej fortecy, do zamku z blankami. Ale takiego zamku bardziej z Kajka i Kokosza. Bardziej z dykty niż z kamienia – takie to sprawia wrażenie. Ale w środku, kiedy przestąpimy już bramę witają nas osmańskie domy, a na przestrzał ulicy, po jej drugiej stronie stoi pomnik Ivo Andricia we własnej osobie. Jednak idąc główną ulicą natkniemy się też na kino, a dalej kawiarnię w stylu idealnie nie pasującym do reszty.

Ale tuż obok trzeba podnieść wzrok, bo ta mozaika nad nami jest po prostu bajeczna! Ok, są dwie mozaiki. Jedna przedstawiająca Gawriłło Principa, tak tego samego od zamachu na arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie. Nad tą sztuką rozwodził się nie będę. Za to druga jest przecudowna. Oto na wielkiej mozaice umieszczono ludyczny krajobraz, ocierający się wręcz o kicz. Oto na jabłoni wiszą jabłka, pod jabłonią jakaś babcia gra na harmonii, przed nią tańczy młoda dziewczyna. A w sukurs jej przybywają także tańczące gęsi!

Z oddali, środkiem dzieła nadchodzi dziewczyna z rowerem, a po prawej… Taaaak! Oto przykład megalomanii! Tu ciągnącego linę widzicie samego Emira Kusturicę. Ale by podlizać się sponsorowi, jest też na obrazie prezydent Republiki Serbskiej czyli Milorad Dodik. A ucieszną scenę zamyka w tle sam słynny tenisista Novak Djoković pogryzający orzeszki. Ma okazję by odpocząć po morderczych zmaganiach na korcie.
Co jeszcze jest do zobaczenia?
Powiedzmy szczerze: w zasadzie już niewiele. Możecie np. usiąść na kolanach wspomnianego wielkiego wezyra Mehmeda Paszy Sokolovicia, którego pomnik jest blisko rzeki. Z malowniczym sklepem warzywnym w tle. Ale to atrakcje na 2 minuty, zatem potem warto udać się do chyba ostatniej atrakcji turystycznej Visegradu.

Mam tu na myśli stację kolei wąskotorowej łączącej Visegrad z Mokrą Gorą w Serbii. Niestety z tego co wiem, to obecnie z racji pandemii jest to połączenie nieczynne, ale miejmy nadzieję, że to się zmieni. Tym bardziej, że tą kolejką da się dojechać do Szargańskiej Ósemki, czyli przepięknej widokowo turystycznej linii kolejowej tuż przy granicy Serbii oraz Bośni i Hercegowiny.

Most – świadek tragicznej historii
Przez stulecia jedyny stały most przez rzekę w tym rejonie widział wiele. Przechodziły przez niego wojska. Dwa razy część jego przęseł była wysadzana (w pierwszej i drugiej wojnie światowej). Wieszano na nim ludzi, wystawiano ciała złoczyńców, by wszyscy mogli je obejrzeć ku przestrodze. Most był centrum miasta, łączył brzegi, a przez długi czas także ludzi. Aż do rozpadu byłej Jugosławii. Wtedy zaczęło się piekło.
Przed rokiem 1992 w Visegradzie mieszkało około 60 procent Boszniaków, Serbów zaś było około 33%. . Dlaczego o tym piszę? Otóż dlatego, że po czystkach etnicznych, jakie się tu odbyły, obecnie miasto zamieszkane jest w 90% przez Serbów. I teraz do meritum…
Morderstwa, gwałty i rozboje działy się na znacznym terytorium byłej Jugosławii, tu niemal każdy naród bił się z innym. Odżyły dawne animozje i demony przeszłości. Płonął Dubrownik, krwią spływało oblężone Sarajewo, runął ostrzelany przez czołgi Stary Most w Mostarze, z zimną krwią zamordowano kilka tysięcy osób w nie tak odległej Srebrenicy. Ludzie ginęli wszędzie. Ale o tym, co działo się w Visegradzie próżno szukać spektakularnych relacji.

A tu też działy się rzeczy niepojęte. Serbowie zamykali lokalną większość etniczną w domach, które obrzucali granatami, by potem dom podpalić. Kto miał szczęście zginąć od granatu, był „farciarzem”. Reszta płonęła żywcem. Mało kto uchodził z masakry żywcem. Był specjalny hotel do gwałtów na tutejszych kobietach, dużo się tu działo. Ale spektakularne rzeczy działy się też na moście Mehmeda Sokolovicia… Zrzucano bowiem ludzi do wody i strzelano do nich w locie, podrzynano im gardła i zrzucano do wody albo po prostu zabijano na moście i też rzucano do wody. O skali niech świadczy fakt, że ciała zatykały wloty do położonej w dole rzeki elektrowni wodnej. Kiedy wiele lat po wojnie spuszczono wodę z jeziora, znaleziono 300 ciał ofiar dawnych masakr.
Cóż, historia tych ziem jest delikatnie mówiąc trudna, zatem idąc do restauracji w Visegradzie raczej nie ma co zamawiać „kawy po bośniacku.”
Obiad w Visegradzie
W sumie bardziej kolacja niż obiad, ale ponieważ był to dla nas drugi posiłek dnia, to niech to będzie obiad 😉 W każdym razie szukaliśmy klimatycznego miejsca, gdzie można w miłych okolicznościach zjeść posiłek. Przechodziliśmy obok kilku restauracji i albo były puste, co niemal zawsze jest podejrzane, albo wystrój był odpychający. Tym sposobem ponownie przeszliśmy przez most na Drinie i trafiliśmy do leżącej obok drogi restauracji Anika.
Ależ to był strzał w dziesiątkę. Po pierwsze w środku siedzieli lokalsi, a to zawsze dobry znak! Po drugie były na szczęście wolne miejsca, a po trzecie kelner od razu się nami zainteresował. Co więcej był naprawdę uczciwy i kiedy zamówiliśmy piwo „Nektar” w jego oczach widać było, że to zły wybór. Za to jedzenie mieli wspaniałe i złego słowa nie powiem. A jeśli dodać do tego, że rakija smakowała wybornie i była w wielu smakach, to chyba nie muszę Was dalej przekonywać?

Oczywiście jak to w Bośni za posiłek na trzy osoby zapłaciliśmy naprawdę niewielkie pieniądze. Z napiwkiem włącznie, bo się należał!
Jedyna wada to to, że jak na całych Bałkanach, można palić w środku :/ Za to jeśli jest cieplej w restauracji Anika jest taras i można na nim jeść posiłek. Wtedy po drugiej stronie rzeki Driny widać Andrićgrad.
Hotele czyli gdzie spać w Visegradzie
Powiedzmy wprost: w mieście na noc nie zatrzymuje się wielu turystów. Ale co zaskakujące baza noclegowa w Visegradzie jest całkiem spora! My postanowiliśmy spać w hotelu i jak leniwce zejść rano na śniadanie, dlatego nasz wybór padł na Hotel Visegrad z widokiem na most z pokoju. Cóż, wielu więcej ich tu nie ma. Hotel był całkiem przyzwoity, a pokoje baaaardzo duże. Samochód parkuje się na parkingu przed budynkiem i nie ma z tym problemu. Pokoje są całkiem ok, ale nie liczcie na cztery gwiazdki. Ale za cenę 100 zł od osoby nie jest źle. Oczywiście możecie znaleźć też apartamenty jak np. Apartament Ive Andrica 3 z widokiem na most na Drinie.
Inne noclegi znajdziecie np. w tym miejscu.