Muzeum Piwa we Lwowie to było miejsce, na które oczekiwałem chyba dwa lata. Wszystko przez to, że przybytek ten był dość długo remontowany. Mniej więcej rok po ponownym otwarciu wreszcie lwowskie muzeum piwowarstwa udało mi się zwiedzić.
Czymże by było życie bez piwa? Gdzież byłby rozwój cywilizacji bez złocistego trunku?! Na pewno gdzie indziej, niż jest obecnie, dlatego wszystkie miejsca, które upamiętniają rozwój tego napoju bogów uważam za warte odwiedzenia! A jeśli mówimy o muzeum w moim ukochanym Lwowie, to co tu dużo mówić – to miejsce, które trzeba docenić i odwiedzić.
Historia browarów we Lwowie
Już niemal przy drzwiach we lwowskim muzeum piwa dowiemy się, że pierwsza wzmianka o tym, że w mieście warzono piwo, pochodzi z roku 1425 roku – niestety nie napisali, w jakim było to dokumencie. Wiemy za to, że w 1533 roku polski król Zygmunt Stary ustanowił prawo, które regulowało browarnictwo we Lwowie – od tego czasu aby otworzyć browar, należało mieć specjalne zezwolenie. I chyba nie będzie dla Was zaskoczeniem, że produkcją piwa zajmowali się początkowo mnisi? Dlaczego?
To oni mieli najłatwiejszy dostęp do wiedzy, którą mogli czerpać od braci zakonnych z innych krajów, także oni potrafili czytać i pisać, przez co wiedza mogła być przekazywana kolejnym pokoleniom piwowarów. To oni mogli wiedzieć o istnieniu Bawarskiego Prawa Czystości piwa i stosować je w praktyce. Prawo to głosi, że piwo można warzyć tylko ze słodu jęczmiennego, chmielu i oczywiście wody. I to dzięki temu piwo ze Lwowa było tak dobre, że eksportowano je nawet do Niemiec – a droga była długa!
Wielki pożar Lwowa
Ciekawostką niech będzie tu fakt, że to przez browar rozegrała się największa chyba w dziejach tragedia Lwowa. 3 czerwca 1527 roku w browarze, który powstał przy klasztorze franciszkanów wybuchł pożar. Ogień błyskawicznie przeniósł się na okoliczne budynki, w ogniu stanęła ulica Krakowska i Ormiańska. Płonące żagwie w kierunku dalszej części miast zaczął przenosić zachodni wiatr i po chwili cały Lwów stał już w ogniu – zamienił się w pochodnię. Pożar strawił głównie drewnianą zabudowę, ale także mury obronne, baszty. Ogromnym zniszczeniom uległy świątynie. Lwów przestał istnieć.
Tylko dzięki decyzji króla Zygmunta Starego, który na dwadzieścia lat zwolnił miasto z obciążeń podatkowych, ocaleli z pożogi mieszkańcy, znów przywrócili mu świetność. Tym razem miasto było już bardziej murowane niż drewniane. Efekt odbudowy możemy podziwiać do dziś. Na pamiątkę tego wydarzenia w muzeum piwa jest sala, w której za pomocą przycisku uruchamiamy wizualizację wielkiego pożaru, a drugim przyciskiem dokonujemy odbudowy miasta. Nie jest to może szczyt interaktywności, ale na pewno lepsze to, niż tylko czytanie o wydarzeniu.
Warto też wspomnieć, że piwowarstwo było na tyle ważne, że miało swój własny cech, a co więcej cech ten miał swoją własną basztę obronną w systemie umocnień Lwowa i zobowiązany był ją utrzymywać i rzecz jasna obsadzić załogą w trakcie zagrożenia.
Na koniec tej starszej historii piwowarstwa przywołajmy fakt z 1715 roku, kiedy to we Lwowie na Kleparowie powstaje pierwszy komercyjny browar. Na cześć tego wydarzenia do dziś można kupić piwo o takiej własnie nazwie: 1715. Chociaż szczerze nie uważam, że warto… ale o tym na koniec artykułu.
Złote lata lwowskich browarów
Najlepszy czas dla browarnictwa we Lwowie przyszedł podczas zaborów i po nich. Dość powiedzieć, że po tym, jak przeszedł w prywatne ręce w XIX wieku stał się jednym z trzech najlepszych i największych browarów w całym cesarstwie Austro-Węgierskim. Gratka nie lada, bo i państwo było przecież ogromne, a konkurencja bardzo mocna. Kolejnym punktem zwrotnym dla lwowskiego browaru jest rok 1897, kiedy staje się on własnością Lwowskiego Towarzystwa Akcyjnego Browarów LTAB. To wydarzenie znamienne dlatego, że to właśnie ta organizacja podeszła do piwa w sposób, jakiego do tej pory nie obserwowano. Postawiono na marketing! Do dziś popularne są dawne hasła, jak np. to: Sto lat żyje, kto lwowskie piwo pije!
Firma otwierała przedstawicielstwa w innych miastach, angażowała się w lokalne i państwowe wydarzenia. Na ulicach można było oglądać samochody, które na lawetach wiozły makiety ogromnych butelek lub kufli, do reklam angażowano znanych aktorów. Tego historia polskiego piwowarstwa jeszcze nie oglądała. Nic zatem dziwnego, że LTAB stał się największym browarem w Drugiej Rzeczpospolitej.
I jeszcze ciekawostka: kiedy po wyparciu ze Lwowa Niemców w mieście pojawili się Rosjanie, na wysokim kominie browaru dumnie powiewała biało-czerwona flaga. Nowy okupant zażądał jej zdjęcia, ale lokalni robotnicy odmówili, a żołnierze nie potrafili się wspiąć tak wysoko. Dlatego przez dwa tygodnie strzelano do flagi, aż została doszczętnie zniszczona.
Zwiedzając Muzeum Piwa we Lwowie
Nie jest to najbardziej interaktywne muzeum, w jakim byłem. Np. bliskie mi Muzeum Polin w Warszawie, jest o wiele ciekawsze, ale i tu nudzić się nie będziemy. Po pierwszych salach, w których mamy ryciny, makietę baszty browarników i informacje historyczne powieszone na ścianach, przechodzimy do miejsc związanych ze Lwowem, jaki bardziej nam się kojarzy. Możemy stanąć za barem w dawnej knajpie i wyobrazić sobie, jak nalewamy piwo kolejnym facetom z szemranego lwowskiego towarzystwa… a jak już przy baciarach jesteśmy, to w knajpie można zasiąść obok modelu takiego jegomościa w kaszkiecie i napić się z nim piwa. Kadr żywcem wyrwany z opowieści o komisarzu Popielskim z książek Marka Krajewskiego.
I w pewnym momencie wychodzimy na salę, w której wita nas błyszcząca miedź kadzi do fermentacji piwa. Można zajrzeć do jej środka, zerknąć na procesy zachodzące podczas warzenia piwa. Na ścianach zobaczymy składniki służące produkcji piwa i odmiany tego szlachetnego trunku rozrysowane na całej ścianie – a powiewem technologii będzie uruchomiona taśma, na której przesuwają się kolejne butelki napełnione pienistym płynem…
Kulminacją wizyty w Muzeum Piwa we Lwowie jest wizyta na pięterku, gdzie ulokowana jest knajpka, w której możemy spróbować tego, co warzone jest w przylegającym do tego miejsca browarze. I od razu powiem Wam, że nie spróbujecie tu niczego, co powali na kolana. Ale z drugiej strony plułbym sobie w brodę, gdybym będąc w muzeum nie spróbował kilku rodzajów warzonego tu piwa. Za to będąc we Lwowie macie szansę spróbować znakomitych ukraińskich piw craftowych. Jeśli nie wiecie, gdzie pójść na piwo, polecam mój przewodnik po pubach we Lwowie. A jeśli zamierzacie więcej pojeździć po Ukrainie i w planach macie wizytę w Odessie, zapraszam do tego artykułu, gdzie przedstawiam kilka miejsc, gdzie można się napić dobrego piwa!
Jak trafić do Muzeum Piwa we Lwowie:
Muzeum – Lvivarnya- znajduje się kilometr od Opery Lwowskiej, zatem można ten dystans pokonać w kwadrans i to niespiesznym krokiem. Idźcie pod adres Kleparowska 18.
Podczas pisania artykułu korzystałem ze stron: Lwów – przedwojenna piwna stolica Polski; Lwiwśka pywowarnia; Pożar Lwow.
2 komentarze
To jedno z miejsc, które wciąż na mnie czekają we Lwowie.
Może na początku maja ….
widzę więcej wpisów o Lwowie, chętnie dowiem się więcej, wpisuję go na listę miejsc wartych odwiedzenia! Z całą pewnością!!!